Powoli otwierał
oczy. Jedyne, co czuł to silny ból głowy, w dodatku było mu niedobrze.
Rozejrzał się zdziwiony po pokoju i spróbował się podnieść, ale coś docisnęło
go do łóżka.
- Nie wstawaj.-
Szepnęła siadając obok niego.
- G- Gwen?
- Tak.-
Przyglądała mu się przez chwilę, a potem dodała.- Nigdy więcej tak nie rób,
rozumiesz?
- Tak, ale ty
chyba nie.- Poderwał się gwałtownie, aby nie zdążyła go powstrzymać i usiadł na
brzegu łóżka zwieszając nisko głowę.
- Czego?- Spytała
siadając obok.
- Tego, ze skoro
żyję, to ty…
- Potrafię czytać
Kevinie. Nie możesz się obwiniać za każdego dupka, który należy do twojej
rodziny. To niesprawiedliwe. Razem pokonamy Markusa, na pewno nam się uda. Poza
tym przy tobie nic mi nie grozi, a bez ciebie nie dam sobie rady. Kocham cię i
potrzebuję bardziej, niż myślisz.
- Rozumiem, ale…
- Oj zamknij
się.- Szepnęła i pocałowała go w usta.- Tylko z tobą będę szczęśliwa. I nie
martw się na zapas. Jakoś to będzie. Tylko proszę, już nigdy nie decyduj się
mnie zostawić. Zgoda?
- Tak.- Szepnął i
również ją pocałował.- Już nigdy.- Chłopak oczywiście kłamał. W myślach już
szukał kolejnego sposobu na odizolowanie Markusa od ukochanej. Samobójstwo już
nie wchodziło w grę, bo wiedział, że rudowłosa będzie go teraz pilnować. Na
myśl przychodziła mu tylko jedna rzecz, ale za bardzo znienawidził to miejsce i
wiedział, że powrót do prześladowcy to ostateczność.
Nie myślał o tym
długo, bo drzwi domu otworzyły się z głośnym hukiem. Oboje poderwali się gwałtownie i gotowi do
walki po cichu zeszli na dół. W salonie
stał jej kuzyn i nie zwracając uwagi na to, że jest nie w swoim domu włączył
telewizor i rozsiadł się na kanapie.
- Przylazłeś
obejrzeć mecz?- Warknął siadając obok niego.
- Nie. Właściwie
to ja do ciebie, bo twoja matka twierdzi, że nie odzywasz się od kilku dni i
bardzo się o ciebie martwi.
- To powiedz, że
nic mi nie jest i wpadnę dziś po południu.
- Raczej jutro.-
Stwierdziła patrząc na bruneta gniewnym wzrokiem.
- Stary, cos ty
jej zrobił? Masz przechlapane.- Zaśmiał się zielonooki i wstał.- To ja lecę.-
Stwierdził i opuścił jej dom.
- Ty jesteś
nienormalny!?- Wrzasnęła gdy tylko usłyszała odjeżdżające auto kuzyna.- Chcesz
tak po prostu jechać do matki?
- No, a czemu
nie?
- Mogłeś umrzeć.
- Ale nie
umarłem, więc mogę chyba sobie wyjść na godzinkę, lub dwie.
- Nie pozwolę ci
iść samemu.- Zaprotestowała zagradzając mu drogę. Chłopak westchnął i podszedł
obejmując ja delikatnie w pasie.
- Posłuchaj.
Obiecałem ci coś przed chwilą i zamierzam dotrzymać słowa, ale musisz mi
zaufać, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Będę za dwie godziny.- Wyszedł
zostawiając ją samą.
Dziewczyna czuła
się zagubiona. Nie rozumiała dlaczego Kevin zachowywał się tak, jakby nigdy nic
się nie stało. Jeszcze wczoraj chciał się zabić, a dzisiaj po prostu wyszedł
sobie pogadać z matką. Jak on w ogóle mógł spojrzeć jej teraz w oczy i
rozmawiać z nią tak, jakby wczorajsza sytuacja nie miała nigdy miejsca. Poza
tym nie miała pewności, że jej ukochany wróci do domu cały i zdrowy.
Zastanawiając się
nad zachowaniem ukochanego udała się na górę do jego pokoju. Tam ponownie
przeczytała jego list pożegnalny, a następnie zniszczyła go w drobny mak.
- Obiecał i muszę
mu zaufać.- Szepnęła sama do siebie