Ponieważ mamy Wszystkich Świętych i wolne od szkoły, a ja się nudzę postanowiłam wrzucić coś. Mam nadzieję, że taka wersja spotkania Kevina ze swoją matką wam się spodoba. Zapraszam do czytania.
Szła powoli ulicami Bellwood
pogrążona we własnych myślach. Gdy
przechodziła obok jednego z zaułków coś pociągnęło ją w jego głąb, a następnie
przycisnęło do jakiegoś murka. Był to potężny brunet o szarych oczach.
- Gdzie ona jest?!- Wrzasną jej w
twarz.
- Kto?- Spytała przerażona.
- Ta ruda anodytka. Dziewczyna twojego
syna.
- Nie ma. Z tego co wiem to wyjechała
z miasta… Chwila, znasz mojego syna? Czy, czy on…?
- Jeszcze dwa tygodnie temu żył.
Niestety z przykrością zawiadamiam panią, że musiał nas opuścić.- Zaśmiał się
pod nosem.- Odszedł w samotności i przekonaniu, że już nikt go nie kocha.
Wiedział.
Kobieta poczuła się, jakby to ona go
zabiła. Gwen miała rację, nie powinna odpuścić. Jej oczy zaszkliły się od
zbierających się łez.
- Puść tę kobietę i odejdź stąd.-
Usłyszał czyjś ponury głos i odwrócił się, ale nadal trzymał brunetkę za rękę
nie pozwalając jej się odsunąć. Przed nimi stała wysoka zakapturzona postać.
- Jeśli nie chcesz skończyć źle, to
lepiej się wynoś! I to w podskokach!
- A co, zabijesz mnie?- Nie mogli tego
dostrzec, ale postać uśmiechnęła się łobuzersko.
- To cie nie dotyczy facet, więc spadaj!
- Bardziej, niż ją.- Zrzucił z głowy
kaptur.
- Kevin?- Szepnęła zaskoczona. Mężczyzna
przed nim nie powiedział natomiast niczego, puścił tylko jej rękę zaskoczony.
- Łapy precz od mojej matki!- Wrzasną,
zrzucił płaszcz i zaatakował ze wściekłą furią. Zaczął zadawać szybkie i
precyzyjne ciosy. Nie patrzył mu w oczy, po prostu atakował. Przeciwnik był
jednak bardzo wytrzymały i zwinny. W pewnym momencie chwycił rękę osmozjanina zanim
ten zdążył go uderzyć i wykręcił boleśnie odrzucając go od siebie. Następnie
chwycił mocno i przycisnął do murku za szyję utrudniając oddychanie.
- Nie zapominaj, że zdążyłem bardzo
dobrze cię poznać.- Mocniej docisnął dłoń.
- Idź stąd.- Wyszeptał do matki z trudem
łapiąc oddech.
- Ale…- Chciała zaprotestować, lecz w
tym samym momencie napotkała błagalne spojrzenie swojego syna. Nie zamierzała
jednak odejść. Chwyciła do ręki jakiś pręt i walnęła faceta tak, że ten musiał
puścić chłopaka. On odwrócił się, chwycił ją mocno i pchną na ziemię.
Osmozjanin wykorzystał jednak sytuację.
Pobrał materię i ponownie zaatakował. Przeciwnik znów wykazał się zwinnością
unikając każdego ciosu. Znowu udało mu się odzyskać przewagę. Powalił
dziewiętnastolatka na ziemię i zaczął okładać z całej siły pięściami. Kevin
wiedział, że jest on silniejszy, mimo iż wydawał się być tylko człowiekiem. Nigdy
jednak nie obrywał aż tak mocno. Jego betonowa powłoka powoli zaczynała się
kruszyć. Z każdym ciosem jego ciało bardziej odmawiało posłuszeństwa. Teraz choćby
bardzo chciał nie dałby już rady się bronić.
- Pozdrów ode mnie swoją dziewczynę.-
Szepnął z pogardą, po czym uderzył go jeszcze w twarz i odszedł.
Przerażona brunetka ruszyła w stronę
Kevina, który leżał w bezruchu.
- Stój.- Warkną nagle. Wstał powoli i
zrobił krok w jej stronę.- Jakby ten facet czegokolwiek od ciebie chciał to
przyjdź, ale tylko wtedy. Nie kontaktuj się ze mną bez powodu. Nie chcę cię
znać!
- Ale… Jesteś moim synem, tęskniłam za
tobą.
- Czyżby? Pochowałaś mnie! Dlaczego? Bo
tak było ci łatwiej. Wybacz, że ja nie tęskniłem, ale w mojej sytuacji było to
trochę trudne! Nie wiesz, co czułem, jak zobaczyłem ten pieprzony pomnik. Ja
przecież nie mam uczuć.- Odwrócił się i miał już odejść, gdy drogę zajechał mu
stary kamper. Spojrzał zdziwiony, ale ostatecznie wsiadł do środka. Kobieta stała oniemiała i gapiła się dziwnym wzrokiem w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał Kevin.
"Wrzasną", " Warkną" zabrakło "Ł" na końcu wyrazu.
OdpowiedzUsuńGłupi Kevin! Osobiście mam wielką słabość do pani Levin, zawsze wydawała mi się osobą po trudnych przejściach z jeszcze trudniejszym synem. Mógłby chociaż spróbować zrozumieć jej sytuację, a nie tylko "co ja czułem". Rozdział czytało się szybko, bardzo mi się podobało. Lecę czytać dalej :)