poniedziałek, 29 grudnia 2014

Odnaleźć siebie II część 8

Wróciła właśnie z zakupów i już od progu przywitał ja przyjemny zapach tostów. Uśmiechnęła się szeroko i usiadła obok matki, po czym wzięła jednego Tosta do ręki zaczęła powoli jeść.
- Jakieś plany na dziś, Aleksander przyjdzie?- spytała z uśmiechem, patrząc na córkę.
- Nie wiem, nie dzwonił.- szepnęła. Brunetka uśmiechnęła się, słysząc w jej głosie nutkę żalu.
- Nie martw się kochanie, zadzwoni.- zapewniła, po czym wstała od stołu i udała się do swojej sypialni.
Młoda anodytka natomiast postanowiła wybrać się na krótki spacer. Nie wiedziała dlaczego, ale brak obok przyjaciela sprawiał, że nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Ostatnio złotooki czekał na nią każdego ranka, a rozstawali się dopiero wieczorem i całe dnie spędzali na rozmowach i przekomarzaniu się, a teraz była sama i ta samotność, choć trwała na razie krótko, zaczynała jej bardzo przeszkadzać.
Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie uraziła przyjaciela wczorajszym zachowaniem. W końcu brunet tak bardzo jej pomagał, a ona dała mu do zrozumienia, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Ale wcale tak nie było. Podczas tej krótkiej chwili samotności zdała sobie sprawę, że potrzebuje go jak powietrza.
Wcześniej tego nie dostrzegała, ale odkąd Aleks pojawił się w jej życiu wszystko stało się inne. Świat nie był już czarno-biały, ,lecz nabrał kolorów, a ona rumieńców i uśmiechu. Coraz częściej zapominała, że kiedykolwiek czuła ból, rozgoryczenie i smutek.
A co najgorsze jej więź z mężczyzną była coraz silniejsza i zaczęła się zastanawiać, czy nadal chce być dla niego tylko przyjaciółką. Wiedziała, że zaczyna czuć do niego coś więcej, choć wcale tego nie chciała. Dla niej samo myślenie o przystojnym brunecie było zdradą wobec Kevina, jej jedynej i prawdziwej miłości. Pamiętała, jak jeszcze siedemnastoletni chłopak żalił jej się, że jego matka zdradziła Devina, bo skoro go kochała powinna zostać sama po jego śmierci.
Obawiała się, że gdyby mógł teraz być gdzieś obok byłby na nią zły, że chce postąpić jak jego matka, że chce go zdradzić, a ona za wszelką cenę chciała tego uniknąć, choćby miała spędzić resztę swojej egzystencji w samotności.
Uśmiechnęła się smutno do swoich myśli i w tej samej chwili poczuła, że ktoś trzyma ją za rękę.
- Aleks?- spytała z nadzieją i odwróciła się w stronę tej osoby. Ku jej zaskoczeniu nie był to złotooki, lecz wysoki blondyn o niebieskich oczach.- Nikodem.- warknęła, wyrywając mu rękę.- Czego chcesz?
- Porozmawiać, dopóki nie ma w pobliżu naszego kochanego diabełka. Dlaczego ufasz jemu, a nie chcesz zaufać mnie. Obiecuję ci przecież coś, czego pragniesz od lat.- szepnął kusząco niskim głosem.- Powiedz jedno słowo i dostaniesz to, czego pragniesz.
- Aleksander nigdy mnie nie oszukał, nie złamię danego mu słowa.- warknęła.
- Nigdy? A powiedział ci kiedyś kim jest?- spytał i uśmiechnął się, słysząc w jej myślach, że tak się nie stało.- Każe ci nie ufać swoim pobratymcom, ale próbuje budować z tobą przyjaźń. W czym niby jest lepszy od nas.
- Widocznie nie jesteście godni zaufania, a on jest inny, nie chce być taki sam jak wy!
- Tak ci powiedział?- spytał coraz bardziej rozzłoszczony.- Kłamał! Jest dokładnie taki sam, pasuje do nas jak ulał.- warknął.- Zaufaj mi. Przecież wszyscy wiemy, że tego chcesz, że w końcu możesz spełnić swoje odwieczne marzenie. Czyż nie warto zaryzykować chociażby dla nadziei, że stanie się tak, jak ci obiecaliśmy?
Stała osłupiała, zastanawiając się nad jego słowami. Miał rację, ostatnimi czasy marzyła tylko o tym jednym, jedyne, czego pragnęła, to choćby chwila rozmowy z ukochanym, szansa na wyjaśnienie kilku kwestii. Czy jednak było to warte jej życia? Według niej tak.
Zawahała się już tylko chwilę, po czym zrobiła krok w przód i wyciągnęła rękę do blondyna, lecz zaraz się zatrzymała.
- Nie- zdecydowała w końcu.- Nie uwierzę w żadne twoje słowo.- warknęła, po czym rzuciła się biegiem przed siebie.
Nie wiedziała dokąd biegnie, liczyło się tylko to, aby stamtąd uciec. Niestety Nikodem ruszył jej śladem.
- I tak mi nie uciekniesz.- warknął i w tej samej chwili usłyszała dziwny trzask, jednocześnie czując silny ból w prawej nodze. Zdezorientowana i przerażona upadła na ziemię.- Masz umrzeć, rozumiesz? Przynajmniej spełnię daną ci obietnicę.- powiedział złowieszczo, powoli podchodząc do rudowłosej.
Gdy był zaledwie parę metrów od niej między nich wjechało czarne lamborghini. Młoda anodytka wdrapała się na siedzenie pasażera i samochód odjechał z piskiem opon. Pojazd zatrzymał się przed jej domem. Aleksander wyskoczył zza kierownicy i podszedł do niej, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju.
- Spróbuję coś zrobić, ale nic nie obiecuję, nie ruszaj się.- polecił, chwytając ją za nogę. Wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym puścił.- Chyba się udało, wstań.
Zielonooka podniosła się niepewnie i przeszła po pokoju.
- Ani śladu.- oznajmił z uśmiechem.
- Dziękuje, jesteś cudowny!- zawołała, rzucając mu się na szyję.
Brunet uśmiechnął się wesoło i przytulił ją mocno. Chwile później Gwen usiadła na kanapie a do jej oczu napłynęły łzy. W sumie sama nie wiedziała dlaczego płacze. Może dlatego, że prawie zaufała mężczyźnie, który chciał ja zabić, a może dla tego, że bała się już, że przyjaciel więcej się do niej nie odezwie, bo zraziła go ostatnią rozmową.
Zdezorientowany mężczyzna usiadł obok niej i objął ją pocieszająco ramieniem. I wtedy kobieta zrobiła coś niespodziewanego. Objęła złotookiego za szyje i przybliżyła wargi do jego własnych, lecz nim zdążyła je choćby musnąć Aleks odepchnął ją lekko.
- Marzę o tym od dawna.- wyszeptał jej do ucha.- Ale oboje wiemy, że ty tak naprawdę tego nie chcesz.- zauważył, a ona potwierdziła skinieniem głowy, odsuwając się od mężczyzny,
Omal go nie pocałowała, nie mogła uwierzyć, że kiedykolwiek byłaby wstanie posunąć się do czegoś takiego, a teraz gdyby nie trzeźwe myślenie jej przyjaciela teraz cieszyłaby się chwilą przyjemności zatracając się razem z nim w pocałunku. Uśmiechnęła się do niego blado i wstała. Wiedziała, że nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby zdradziła Kevina, a właśnie tak niewiele brakowało.

Potrząsnęła szybko głową, aby o tym nie myśleć. Przecież w końcu nic się nie stało, dzięki Aleksandrowi. Była mu w duszy wdzięczna, że nie uległ tej pokusie. Może ona nie czytała w myślach, ale widziała jak mężczyzna na nią patrzy I czuła, że odepchnął ją z trudem.

piątek, 26 grudnia 2014

Odnaleźć siebie II część 7

Szedł spokojnie ulicami słonecznego Los Angeles z uśmiechem na ustach. Uwielbiał to miasto, ale ostatnio nie miał czasu tutaj wpadać, choćby na krótką chwilę. Dziś Gwen spędzała dzień z przyjaciółką- chyba po raz pierwszy od dziesięciu lat- a on mógł się trochę zrelaksować, lecz nie po to tu się przeniósł. W tym mieście jakoś lepiej mu się myślało, a do przemyślenia miał wiele. Co najważniejsze musiał jakoś pozbyć się z życia anodytki Nikodema i Rafaela, a następnie przekonać Szatana, że Gwen nigdy nie dowie się prawdy, a jego wizyty na Ziemi nikomu nie szkodzą, bo przecież zmienia swoją postać, a ludziom nie robi żadnej krzywdy. Tylko jak miałby to zrobić? Nie bał się Lucyfera, a nawet nie rozumiał dlaczego inni drżeli, gdy podnosił głos choćby odrobinę. Dla niego był to taki sam diabeł, jak każde inne i nie było żadnych powodów do obaw, ale mimo to doskonale zdawał sobie sprawę, że władca Piekieł jest nieugięty i prawie zawsze stawia na swoim, przez co ciężko będzie przekonać go do swoich racji. Nie zamierzał jednak się poddawać. Musiał cos wymyślić i to szybko, nim rudowłosej stanie się krzywda.
Złotooki był tak zamyślony, że nie zauważył idącego zna przeciwka mężczyzny i wpadł na niego z impetem. Upadł tyłkiem na ziemię.
- Przepraszam.- wybełkotał, patrząc mu w twarz i nagle zamarł. Tych siwych, pustych oczu nie dało się pomylić z niczym innym, oczu, które należały do Markusa.- To nie możliwe.- szepnął sam do siebie, wstając szybko. Rzucił mu jeszcze jedno spojrzenie, po czym oddalił się w pośpiechu i skręcił w jakiś ciemny zaułek. Do tej pory był pewien, że jego wuj nie żyje, ale teraz właśnie zdał sobie sprawę, że do Nieba na pewno nie poszedł po swojej śmierci, a w Piekle nigdy go nie spotkał. Postanowił to sprawdzić. Zdjął z szyi czarny klucz i wbił go w ścianę.
- Miejsce pobytu Markusa Levina.- szepnął, przekręcając go sześć razy w lewo, po czym wszedł w czarne, potężne wrota. Ku swojemu zaskoczeniu drzwi uformowały się niedaleko miejsca, gdzie przed chwilą był, a jego oczom ukazał się ten sam mężczyzna.
Kevin słyszał jego myśli, więc Markus musiał żyć. Diabły i anioły z powodzeniem potrafią ukrywać swoje przemyślenia przed innymi.
Brunet wrócił do zaułka i ponownie utworzył swoje przejście, po czym wrócił do swojej rezydencji w Los Diablos. Wiedział, że następną wizytę złoży swojemu Kocurkowi, który rzekomo zamordował Markusa.
*~*
Siedziała po turecku na środku łóżka, przerzucając strony albumu ze zdjęciami z podstawówki. Obok niej leżała jej najlepsza przyjaciółka, a przy komputerze siedział jej synek i zapatrzony w monitor grał właśnie w nową grę. Nie rozumiała co go tak fascynuje w naciskaniu ciągle tych samych klawiszy, ale najważniejsze, że mały był grzeczny. Uwielbiała bawić się z bratankiem, ale teraz cieszył ją fakt, że Kev zajmuje się sobą, a ona z Julią mają chwilę dla siebie.
Nagle poczuła lekkie mrowienie w prawej dłoni, a chwilę później pojawiła się w niej zgnieciona kartka. Rudowłosa rozprostowała szybko papier i zaskoczona przeczytała krótką informację.
Strzeż się bruneta o siwych oczach.
Patrzyła na to jedno zdanie, nie mogąc zrozumieć co jego autor miał na myśli. Po chwili jednak na kartce zaczynały pojawiać się kolejne litery.
Nie wychodź z domu, póki nie przyjadę.
Aleks.
Wpatrywała się zaskoczona w papier, czekając na ciąg dalszy, ale nic się nie stało, więc złożyła starannie kartkę i schowała sobie do kieszeni.
- Co się stało?- spytała Julia zmartwionym głosem. -I co to jest?
- Nie wiem, ktoś przysłał mi wiadomość.- szepnęła, i wróciła do oglądania zdjęć.

Dochodziła osiemnasta, a ona nie mogła wybaczyć sobie tego, że posłuchała Aleksandra i siedziała w domu. Po raz pierwszy od dziesięciu lat nie pojawiła się na cmentarzu i miała ochotę zamordować przyjaciela za to, że niszczy jej plan dnia, a do tego śmiertelnie ją wystraszył. Wzięła kluczyki od auta przyjaciela, którego wciąż nie odebrał i zeszła na dół z zamiarem wyjścia z domu. Gdy była przy drzwiach poczuła, że ktoś ściska ją za rękę.
- A więc moje moce nie działają tak, jak myślałem.- szepnął sam do siebie.
- Jeśli chodzi co o te bzdury, które wypisałeś na kartce, to działają.
- Więc dlaczego wychodzisz?- spytał zdezorientowany.
- Już szósta. Godzinę temu powinnam być na cmentarzu, ale skoro już przyszedłeś… Co to miało znaczyć?
- Nic, po prostu uważaj na siebie, dobrze?
- I przez całe życie mam uważać na każdego faceta o siwych oczach, czy siedzieć zamknięta w domu? Z resztą nie ważnie, nie ma mowy. Potrafię o siebie zadbać.- powiedziała ze śmiechem, i wyszła z domu.
Mężczyzna stanął jak wryty. Nie rozumiał jak mogła nie skojarzyć jego ostrzeżenia z Markusem. Przecież nigdy nie zapomniała dlaczego umarł, nigdy nawet nie żywiła do niego urazy. Zawsze to Ben i Markus ponosili winę, więc dlaczego właśnie teraz zapomniała o jego wuju? Obawiał się, że zna odpowiedź na to pytanie. Wiedział, że Gwen czuje się przy Aleksandrze bezpiecznie, bo wierzy, że za jego pojawieniem kryje się jej ukochany, że zesłał jej anioła, który wybawi ją z każdego niebezpieczeństwa. W sumie nie pomyliła się aż tak bardzo, ale jako diabeł nie mógł być przy niej cały czas i obawiał się, że kiedyś nie zdąży przyjść jej z pomocą, a jak na złość Gwen coraz częściej zapominała o tym, że za każdym rogiem może kryć się ktoś, kto zechce ją skrzywdzić.
Westchnął cicho i tej samej chwili do domu weszła pani Levin z mężem.
- Aleksander, co tu robisz?- spytała zaskoczona.
- Przyszedłem do Gwen, ale stwierdziła, że musi pilnie wyjść i poszła. Zostałem, ponieważ dom jest otwarty, a ja nie mam kluczy, a poza tym pożyczyłem jej auto.- wyjaśnił, uśmiechając się do niej szeroko, po czym dodał po chwili zastanowienia.- Z nudów przygotowałem na kolację zapiekankę, zjedzą państwo?- zaproponował, pstrykając palcami, schowanej za plecami dłońmi i w tej samej chwili dobiegł ich przyjemny zapach.
Małżeństwo przytaknęło mu wesoło i razem zasiedli do stołu, a około dwudziestej dołączyła do nich Gwen.

Godzinę później brunet opuścił ich dom i udał się na nocną przejażdżkę, wciąż myśląc o tym, że Gwen zbyt mocno ufa Aleksandrowi. Z jednej strony bardzo go to cieszyło, a z drugiej obawiał się, że będzie musiał postarać się o to, aby jej zaufanie do złotookiego trochę osłabło, lecz znów obawiał się, że wtedy pogorszy się ich relacja, a wiedział, że nie może jej znów stracić.

niedziela, 21 grudnia 2014

Odnaleźć siebie II część 6

Czekała z niecierpliwością na przyjaciółkę. Musiała szybko wyjść, a Gwen wciąż się nie pojawiała. Wiedziała, że zadzwoniła do niej niespodziewanie, ale Kev zachorował, a ona musiała załatwić coś bardzo pilnego. Ben natomiast znów był w pracy i nie miała wyjścia, musiała zadzwonić po rudowłosą. Na szczęście ta miała chwilę i obiecała przyjechać, ale była poza miastem i Julia musiała czekać.
W końcu po kolejnych piętnastu minutach do mieszkania weszła anodytka. Ku zaskoczeniu Azjatki nie była sama, lecz z mężczyzną. Brunet uśmiechnął się lekko na widok przyjaciółki.
- To jest Aleksander, zostanie ze mną, jeśli nie masz nic przeciwko.- wyjaśniła Gwen.
- Nie, ale teraz muszę lecieć.- powiedziała, zakładając płaszcz.- Opowiesz mi później, szepnęła do ucha przyjaciółki, po czym dodała już na głos.- Kevin jest w swoim pokoju, teraz śpi. Jak się obudzi dajcie mu lekarstwa i włączcie bajkę. Powinien być grzeczny.- zapewniła i wybiegła z mieszkania.
*~*
Wracał z kolejnej misji. Był wykończony, bo znowu wszystko robił sam. Miał już dosyć tego, że Gwen w ogóle mu nie pomaga i zawsze walczy w pojedynkę. Rozumiał, że kuzynka tęskni za chłopakiem, a do tego ma do niego żal, ale minęło już dziesięć lat i uważał, że powinna wziąć się w garść.
Zatrzymał samochód pod domem z piskiem opon i ruszył powolnym krokiem do domu. Wolałby gdzieś się odizolować, spędzić trochę czasu samotnie w jakimś odludnym miejscu, ale miał rodzinę, o która musiał dbać, a zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że i tak poświęca im zbyt mało czasu, o co Julia robiła mu codziennie kosmiczne awantury. Ale przecież miał też pracę, z której nie mógł zrezygnować. Noszenie omnitrixa, to ogromna odpowiedzialność i nie mógł rzucić tego z dnia na dzień. Przecież był odpowiedzialny za istnienie wszechświata i nie miał prawa porzucać go na pastwę kosmitów, którzy pragnęli go zniszczyć lub przejąć nad nim panowanie.
Westchnął głośno i otworzył drzwi do mieszkania. Ledwie przekroczył próg domu, stanął znieruchomiały z szeroko otwartą buzią. Na jego kanapie siedział wysoki brunet, a w dodatku nie miał na sobie koszulki. Przez głowę szatyna przebiegło tysiące myśli. Może faktycznie poświęcał żonie i synowi zbyt mało czasu, może ona potrzebowała więcej czułości i opieki, niż on był w stanie jej zapewnić, albo czuła się mniej ważna, niż jego praca, w końcu tyle razy musiał odwołać jakieś rodzinne sprawy, aby walczyć z potworami.
Jego przemyślenia przerwał głośni, serdeczny śmiech mężczyzny, który okupował jego kanapę.
- Nie pacanie, żona cię nie zdradza.- odpowiedział na jego nieme pytanie, dusząc się przy tym ze śmiechu.- Chociaż może powinna.- dodał wesoło. Tennyson rzucił mu karcące spojrzenie. Chciał już zadać mu pytanie, ale złotooki go wyprzedził.
- Jestem rozebrany, bo Kevin wylał na mnie wodę, moja koszula suszy się w łazience.
Oczywiście mógł stworzyć sobie następną, albo wysuszyć ją przy pomocy diabelskiej mocy, ale uznał, że im mniej Gwen zobaczy, tym lepiej. Kobieta myślała, że jest on kosmitą, ale postanowił oszczędzać jej swoich „czarów” tak bardzo, jak tylko mógł.
- Tak w ogóle jestem Aleks, a dokładnie Aleksander, cześć.- przedstawił się, wstając z kanapy i podał mu rękę.
- Ben Tennyson.- odpowiedział, ściskając jego dłoń.- Co tu robisz?
- Julia musiała wyjść, ciebie nie było, więc zadzwoniła po Gwen, a ja przyszedłem razem z nią. Twoja kuzynka jest teraz na górze, czyta młodemu bajkę.- wyjaśnił w chwili, gdy zielonooka zeszła na dół.
- Cześć.- burknęła szorstko do kuzyna.- Kevin ogląda bajkę, lekarstwa już dostał, więc praktycznie nie musisz już nic robić.- warknęła.
- O co ci chodzi?!- wrzasnął nie rozumiejąc jej reakcji.
- Nie drzyj się, bo młody jest na górze.- skarciła kuzyna, po czym udzieliła odpowiedzi na jego pytanie.- O to, że nigdy cię nie ma. Spędzam z TWOIM synem więcej czasu, nić ty.
- Gdybyś pomagała mi w pracy…- zaczął, ale ona nie pozwoliła mu dokończyć.
- Gdyby Kevin żył miałbyś pełną ekipę!- wrzasnęła.- To twoja, wina, że…
- DOSYĆ!- wydarł się, patrząc na nich ze zdziwieniem.- Nie rozumiem was. Jesteście rodziną, powinniście się wspierać, a nie drzeć ze sobą koty. Co się z wami dzieje?- spytał patrząc na rudowłosą.- Nie sądziłem, że jesteś aż tak zgorzkniała.- szepnął, patrząc jej głęboko w oczy.
- Ja…
- Nie martw się.- uspokoił ją szybko.- Jestem pewien, że uda mi się stopić lód z twojego serca.- zaśmiał się wesoło, po czym chwycił ją za rękę i razem wyszli na zewnątrz.- Muszę lecieć już do pracy, poradzisz sobie?
- Oczywiście.- zapewniła.

- Tylko uważaj na siebie i pamiętaj, co mi obiecałaś, nie ryzykuj dla tak nikłej szansy.- szepnął jej do ucha i przytulił ją lekko, wciskając jej jednocześnie kluczyki do stojącego obok lamborghini.- Odbiorę go jutro.- Wyjaśnił i skręcił w ciemną uliczkę. Gwen ruszyła za nim, ale jego już nie było.

czwartek, 11 grudnia 2014

Odnaleźć siebie II część 5

Pani Levin nie była szczęśliwa, gdy tylko zorientowała się, ze córka nie słucha jej próśb i mimo incydentu, który ją spotkał wyszła z domu tuż po przebudzeniu, ale gdy pod wieczór wróciła z Aleksandrem cała jej złość po prostu wyparowała.
Od tamtego dnia Gwen z chłopakiem widywali się niemal codziennie, co bardzo cieszyło brunetkę, która żywiła cichą nadzieję, że przyjaźń anodytki z przystojnym mężczyzną zmniejszy jej ból, a z czasem przerodzi się w prawdziwe uczucie.
Z radością witała gościa w domu, a żegnała go z ogromnym żalem. Odkąd złotooki spotkał rudowłosą po raz pierwszy ta prawie wcale nie przestawała się uśmiechać. Szybko złapała z nowym przyjacielem wspólny język i zaczęli spędzać całe dnie na rozmowach.
Mimo wszystko Gwen nie zapomniała o ukochanym. Aleksander musiał opuścić jej dom przed piątą, aby ona mogła zdążyć na czas na cmentarz. Nie zdawała sobie oczywiście sprawy, że tak naprawdę on szedł za nią i jak zwykle obserwował ją z ukrycia.
Teraz jak zwykle siedział za drzewem i z uśmiechem na ustach słuchał jej opowieści, które z czasem stawały się coraz weselsze, dzięki czemu odczuwał coraz mniejsze wyrzuty sumienia.
*~*
Szatanowi nie podobało się jednak to, że młody diabeł spędza tyle czasu z ziemianką. Bał się, że chłopak nie będzie w stanie utrzymać przez dłuższy czas swojego istnienia w sekrecie przed kobietą, przez co narazi ich wszystkich na gniew Archanioła Gabriela, któremu już od dawna nie podobało się to, co działo się w Niższej Arkadii.
Przestraszony tym, że poczynania Kevina mogą zezłościć tych na górze postanowił działać i już chwile później w swoim gabinecie miał dwóch zaufanych podwładnych. Były to diabły o imionach Rafael i Nikodem.
- Mamy problem z naszym Kevinem.- zaczął, przyglądając się diabłom.- Otóż, nasz przyjaciel chyba zapomniał kim jest i musimy odświeżyć mu pamięć.- Uśmiechnął się chytrze, po czym kontynuował.- Kochany diabełek chyba zadurzył się w żywej kobiecie. Z racji, że to nasz przyjaciel i nie chcemy niszczyć jego szczęścia, pomożemy im się związać. Ukochana Kevina musi wstąpić w nasze szeregi jeszcze dziś, zrozumiano?
- Mamy ją zabić?- spytali dla potwierdzenia?
- Idioci!- wrzasnął wściekły.- Oczywiście, że tak, a później postarać się, żeby trafiła do nas, obdarować mocą i odesłać do Kevina, jasne?
- Oczywiście.- potwierdzili, po czym opuścili jego gabinet. Nawet oni, dwaj jego najbardziej zaufani słudzy drżeli ze strachu, gdy tylko podnosił głos. W całym Piekle tylko jeden diabeł nie obawiał się Szatana, Kevin Levin.
*~*
Dochodziła ósma wieczór i rudowłosa anodytka kończyła właśnie kolejną opowieść o tym, co robiła z Aleksandrem. Dokładnie streściła mu ich wypad na lody, to jak się potknęła i z molo wleciała do zimnej wody i to, jak złotooki się z niej śmiał, gdy cała mokra wdrapała się powrotem na drewniany pomost.
Miała już się pożegnać, gdy nagle za swoimi plecami usłyszała głośny śmiech. Natychmiast przypomniała sobie to, co wydarzyło się ostatnio i zadrżała za strachu.
- Ty tak serio?- spytał ją wysoki szatyn o niebieskich oczach. Chłopak był bardzo przystojny. Wyglądał na około 30 lat, miał wysportowana sylwetkę i cudowny uśmiech, a grzywka opadała mu na oczy. Obok niego stał chłopak o podobnej budowie i identycznej fryzurze, lecz ten był blondynem o granatowych oczach.- Gadasz do pomnika?
- A wam co do tego?- warknęła, szykując się do ataku. Wiedziała, że tym razem nie może dać się zaskoczyć.
- Spokojnie.- powiedział blondyn.- Nazywam się Nikodem, a ten drugi to Rafael, chcemy Ci pomóc.
- Tak? A jaka mam na to gwarancję?
- Żadną, ale co jeśli powiemy Ci, że możesz znów zobaczyć Kevina?- spytał, uśmiechając się lekko, gdy w jej myślach usłyszał, że rozważa właśnie jego propozycję i za chwilę na pewno się zgodzi.
- Jeśli zgodzę się z wami porozmawiać znów go zobaczę, tak?- spytała. Była pewna, że jego dusza gdzieś tam istnieje, przecież wtedy ją uratował, zesłał jej Aleksandra.
- Nie!- warknął złowieszczo, podchodząc do nich.- To kłamstwo, zabiją cię i już nigdy się nie spotkamy.- wyjaśnił złotooki  z nadzieją, że go posłucha.- Zaufaj mi proszę, oni zrobią ci krzywdę.- szepnął, chwytając ją za rękę.
Gwen nie wiedziała co robić. Z jednej strony chciała spotkać ukochanego, a z drugiej nikt nie dawał jej gwarancji, że tak będzie, a tutaj miała oddanego przyjaciela. Ufała mu i po dłuższym wahaniu mocniej ścisnęła jego dłoń, po czym teleportowała się do domu.
Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju przytuliła mocno bruneta, po czym zaszlochała cicho.
- Tak bardzo za nim tęsknię.- szepnęła jeszcze mocniej wtulając się w przyjaciela.
- Wiem.- potwierdził.- Ale aby go spotkać musiałabyś umrzeć, a i tak masz tylko 50% szans, że się zobaczycie. Nie rezygnuj z tego co masz dla tak nikłej szansy, dobrze?
- Dobrze.- wybełkotała przez łzy.

Diabeł pocałował ją lekko w czubek głowy. Na zewnątrz był spokojny, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale w  środku cały się gotował, był wściekły na Lucyfera. Jak on śmie nasyłać tych pożal się boże diabłów na jego ukochaną.

niedziela, 30 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 4

Obudziła się z bólem głowy, wstała powoli i podeszła do lustra. Dotknęła delikatnie prawej skroni i skrzywiła się z bólu. W tej samej chwili przypomniała sobie Aleksandra, ale co ważniejsze to, co było wcześniej. Ten dotyk, i głos. Szybko zbiegła na dół, zgarnęła ze stołu kluczyki od samochodu i po cichu, aby nie obudzić matki wyszła z domu.
Na cmentarz dojechała bardzo szybko. Podbiegła do nagrobka i klęknęła obok, po czym przejechała dłonią po zaschniętych już śladach jej krwi.
- Dziękuję.- Wyszeptała przez łzy.- Wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Co ty tu robisz?- ktoś warknął wyraźnie zły, a chwilę później zza drzewa wyłonił się Aleksander.- Mówiłem twojej mamie, że masz leżeć i nie przychodzić tu przez jakiś czas.- powiedział już łagodniej i usiadł obok niej.
- Wiem.- przyznała.- Ale ja musiałam tu przyjść. Po prostu musiałam.
- Rozumiem.- szepnął patrząc jej głęboko w oczy.- Ale nie możesz całego życia spędzić na cmentarzu, poza tym nie po to Cię ratowałem, abyś teraz sama im się wystawiała.- zauważył, uśmiechając się do niej ciepło.
Rudowłosa przypatrywała mu się z dziwną miną, zastanawiając się nad tym, dlaczego znów się spotkali. Czyżby jednak coś jej tu groziło, a zesłany przez ukochanego anioł miał ją przed tym ustrzec?
- Nie.- odpowiedział na jej nieme pytanie.- Nic ci tu nie będzie, po prostu uważam, że to głupie, a to, że tu jestem jest raczej spowodowane tym, że nie tylko ty musiałaś się pożegnać z osobą, którą kochasz, albo jakimś głupim zrządzeniem losu.- zaśmiał się cicho, po czym wstał, odwrócił się na pięcie i miał już odejść, lecz dziewczyna również się podniosła i pociągnęła go za rękę.
- Skąd wiedziałeś, o czym myślę?- spytała zszokowana, a on znów się uśmiechnął.
- Słyszałem- przyznał, wzruszając ramionami.- Masz strasznie głośne myśli.
- Nie jesteś człowiekiem? A jeśli nie, to czym?
- Nie do końca, lecz nie mogę powiedzieć prawdy, moje istnienie musi zostać w sekrecie.
- W porządku.- obdarzyła go szerokim uśmiechem, a on zachichotał cicho.- Masz może ochotę napić się ze mną kawy i pogadać?
- Nie umawiam się na randki.- zażartował, choć wiedział, że jest to czysto przyjacielska propozycja.- Ale pogadać możemy, choć ja już wiem o tobie dosyć dużo.
Podał jej rękę i razem ruszyli do jego samochodu. Osmozjanin był wściekły na szatana, że nie przystał na jego pomysł i zagroził mu odebraniem mocy i uprawnień diabła, ale przynajmniej mógł ją odwiedzać, dzięki czemu miał szanse się spełnić jego kolejny plan. Chciał, Aby Aleksander stał się dla niej prawdziwym przyjacielem i doskonale wiedział, że mu się to uda, a on znów będzie tuż obok niej.
Spędzili w kawiarni dobrych parę godzin rozmawiając i poznając siebie nawzajem, choć tak naprawdę przecież się znali już od bardzo dawna.
Kevin opowiedział jej zmyśloną historię o tym, że urodził się w Anglii, a tutaj przyjechał na studia, a z czasem postanowił zostać na stałe, lecz jego rodzina postanowiła pozostać w ojczystym kraju. Dodał też, że ma dwóch braci i siostrę.
Rudowłosa natomiast opowiedziała mu o wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
- Nawet nie wiesz jak to jest tęsknić za kimś kto był bliski twemu sercu, jak bardzo boli strata tej osoby.- szepnęła na zakończenie swojej opowieści.
- Zazdrościsz mi.- zauważył.- Myślisz, że jestem szczęśliwy w związku z ukochaną, z którą tworzymy przepiękną parę. A wszystko tylko dlatego, że nie umawiam się na randki.
- Przepraszam.- wybełkotała, przeklinając swoje myśli.- Po prostu wyglądasz na szczęśliwego.
- Pozory mylą.- uśmiechnął się do niej ciepło.- Mylisz się. Wiem jak to jest, ale do tego muszę zmierzyć się ze świadomością, że to przeze mnie.- szepnął patrząc jej głęboko w oczy.- Kobieta, którą kochałem odwzajemniała moje uczucie, a ja ją skrzywdziłem. Wiem, że tęskni i pewnie będzie tęsknić jeszcze przez wiele lat, choć wolałbym, aby o mnie po prostu zapomniała.
- Skoro wciąż tęskni, to znaczy, że jej uczucie nie osłabło. Walcz o nią.- zasugerowała.
- To nie jest takie łatwe. Wierz mi, że gdybym tylko mógł już dawno z powrotem bylibyśmy razem.
- Zawsze warto próbo…
- Nie ważne.- przerwał jej.- Już późno, odwiozę Cię do domu, dobrze?

Rudowłosa potwierdziła skinieniem głowy, a on uśmiechnął się lekko, po czym zapłacił rachunek i odstawił ją zgodnie z obietnicą.

niedziela, 16 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 3

Chciał sprawdzić, czy Gwen wciąż jest na cmentarzu, więc przeniósł się tam ponownie. Jednak to, co zobaczył zupełnie go zszokowało. Zapłakana anodytka leżała pod pomnikiem z zakrwawioną głową, a obok stało dwóch obleśnych facetów. Bez wahania podbiegł do tego, który właśnie całował jego ukochaną i odciągnął od niej. Nie zwracając uwagi na ciche prośby zadawał precyzyjne ciosy. W sumie mógłby rozbroić ich samym spojrzeniem i bez wysiłku zadać im o wiele więcej bólu, ale czuł tak ogromną wściekłość, że chciał się na nich zemścić własnoręcznie. Nie trwało to jednak długo, bo usłyszał, że rudowłosa wciąż płacze. Bez zastanowienia i wcześniejszej zamiany rys twarzy podszedł do niej i objął ją czule. Wiedział, że bez problemu ich odnajdzie i zdąży jeszcze dokonać zemsty.
- Nie daruję im tego, nie martw się.- szepnął jej do ucha. Trząsł się ze złości, ale starał się szybko opanować, aby nie stresować jej bardziej.
- Wiedziałam, wiedziałam, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić.- wybełkotała przez łzy, a on zdał sobie nagle sprawę z tego, że nie zmienił wyglądu, ani barwy głosu.
- Nie pozwolę, nigdy.- potwierdził, po czym naprawił swój błąd.
Gdy zielonooka spojrzała na swojego wybawcę ujrzała chłopaka o krótko ściętych, czarnych, przechodzących w granat włosach z grzywką opadającą na czoło i złotych oczach. Brunet był dobrze zbudowany, lecz nie miał przesadnych mięśni, niczym osiłek prosto z siłowni. Ubrany był w czarną koszulę, a odpięte dwa górne guziki odsłaniały jego oliwkową skórę. Uśmiechnął się do niej blado.
- Wszystko w porządku?- spytał aksamitnym głosem, a ona odwzajemniła jego uśmiech.
- Tak, chyba tak.- szepnęła słabo. Kevin wziął ją na ręce i wsadził do swojego czarnego Lamborghini Gallardo Nera, po czym ruszył z piskiem opon, aby po chwili zatrzymać się pod jej domem.
Wysiadł i wziął ją delikatnie na ręce, po czym zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu pani Levin.
- O boże, co się stało?- spytała, patrząc z przerażeniem na anodytkę.- Gwen, córeczko, co ci jest?
- Pani córka została napadnięta. Myślę, że nie potrzebuje lekarza, ale na jej miejscu ograniczyłbym wypady na cmentarz, oni mogą przecież wrócić.- wyjaśnił spokojnie.
- Tak, ma pan rację, zajmę się tym.- obiecała.
- Gdzie jest jej pokój?- spytał, wchodząc do środka.
Brunetka wskazała mu odpowiednie drzwi. Wszedł do swojego dawnego pokoju i uśmiechnął się zaskoczony. Ze ścian nie zniknęły plakaty, a stara, zniszczona opona wciąż zdobiła róg pomieszczenia.
Położył ją delikatnie na łóżku i zszedł na dół.
- Ja będę leciał. Niech młoda poleży sobie jutro przez cały dzień i powinno być dobrze. Do widzenia.- powiedział i miał już wyjść, lecz kobieta zatrzymała go w progu.
- Niech pan przynajmniej zostanie na kolację.- poprosiła, a on bez namysłu cofnął się do mieszkania.
- Czemu nie.- stwierdził z uśmiechem i razem z matką ruszył do kuchni. Pomógł jej nakrywać, a potem usiadł z nią do kolacji podczas której opowiedział jej co mniej więcej wydarzyło się Gwen. Gdy kończyli jeść na dół zeszła właśnie rudowłosa kobieta. Osmozjanin uśmiechnął się do niej szeroko, a ona odwzajemniła jego gest. Chłopak wiedział, że na jego widok jej serce gwałtownie przyspieszyło. Wiedział też dlaczego tak było. Anodytka słyszała jego głos i w duszy była przekonana, że to Kevin zesłał na ziemię jej obrońcę. Przecież tamtędy rzadko ktoś chodził o tej porze i niemożliwe było, aby jednocześnie spotkała ich i swojego anioła, bo tak myślała o brunecie.
Diabeł nie wytrzymał dłużej spokojnego słuchania myśli zielonookiej i po chwili zaśmiał się szczerze czymś rozbawiony.
- Ja już będę leciał. Dbaj o siebie, a w razie kłopotów dzwoń. Mój numer masz już zapisany w komórce, nazywam się Aleksander, znajdziesz.- zapewnił po czym wyszedł z domu, wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.
*~*
Wędrował powoli korytarzami rezydencji Szatana, myśląc tylko i wyłącznie o osiągnięciu swojego celu. Doskonale pamiętał, że szef jest mu winny przysługę za to, że pomógł kiedyś stłumić rebelię, która została wszczęta przez jednego z diabłów pragnących przejąć panowanie w Niższej Arkadii i musi się zgodzić na jego prośbę, a pragnął tylko jednego. Chciał zawsze móc być przy ukochanej, chronić ja za wszelką cenę i sprawić, aby w końcu przestała tęsknić.
Wiedział już, że nie opuści gabinetu Lucyfera, nim ten zgodzi się wydać pobyt tymczasowy na przynajmniej sześć lat dla Gwendolyn. Gdyby tylko się udało mógłby w sekrecie przed całą reszta się jej pokazać, w końcu przeprosić i oprowadzić po piekle.
Może i kobieta miała się go przestraszyć, ale raczej wątpił w ten scenariusz, bo skoro tak łatwo uwierzyła w jego obecność tam na cmentarzu, to wierzyła gdzieś w głębi duszy, że wkrótce znów go zobaczy, a to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że postępuje słusznie, że tak właśnie ma być.

W końcu wszedł do metalowej windy, prowadzącej do gabinetu Szatana. Wcisnął guzik z cyfrą 6 i przełknął głośno ślinę. Wiedział, że teraz już nie może się wycofać, ale tak naprawdę wcale tego nie chciał.

piątek, 7 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 2

Wiem, że miałam kończyć ucząc się znów kochać, ale jakoś nie mam do tego siły. Rozdział powoli powstaje i na pewno kiedyś będzie, ale jeszcze nie teraz. To opowiadanie idzie mi łatwiej, więc będzie o wiele częściej pojawiało się na blogu.

Spacerował powoli ulicami słonecznego Los Diablos i zastanawiał się nad swoim obecnym „życiem”. Pragnął z całego serca, aby ukochana znów była obok, aby największy błąd jego życia okazał się tylko snem, koszmarem, z którego wkrótce się obudzi. Po upływie wielu lat przyzwyczaił się już do faktu, że tak się nie stanie, ale jego pragnienie z każdą chwilą było silniejsze.
Nie przeszkadzał mu fakt, że tęsknił, ale bolesna okazała się świadomość, że ona również tęskniła. Słyszał przecież jej myśli i doskonale wiedział, że nie raz zastanawiała się czy istnieje coś po śmierci i czy kiedyś go spotka. Nie potrafił znieść świadomości, że ona czeka na ten dzień, w którym znów się spotkają, bo dla niego oznaczało to, że czeka na własną śmierć, na swoją ostateczną zgubę.
Otrzeźwił go dopiero sygnał telefonu. Dochodziła piąta, a to oznaczało, że Gwen znów jest na cmentarzu tak, jak przez ostatnie dziesięć lat. Włożył swój klucz diabła w najbliższą ścianę, pomyślał o Gwen, a następnie przekręcił go sześć razy w lewą stronę, po czym, wszedł w utworzone wrota, aby wyjść z drzewa tuż przy swoim pomniku. Usiadł na trawie i z uśmiechem przysłuchiwał się streszczeniu wczorajszego wieczoru.
- Teraz wiem, że będzie dobrze. Musi być.- szepnęła kończąc swoją opowieść, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się znacznie.
- Oczywiście, że tak.- wyrwało mu się. Rudowłosa odwróciła głowę, a on uciekł w pośpiechu. Jego drzwi zniknęły chwilę przed tym, jak kobieta zajrzała za drzewo.
- Kevin?- wybełkotała łamiącym się głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy. Była pewna, że słyszała jego głos, bo przecież nie mogłaby pomylić go z żadnym innym. To na pewno był on. Za drzewem jednak nikogo nie było.- Pięknie, zwariowałam.- mruknęła sama do siebie załamana i usiadła na wystającym korzeniu i zaczęła cicho szlochać. Po krótkiej chwili jej uszu dobiegły czyjeś kroki.
- Kevin, to ty?- spytała, choć wiedziała, że to nie miałoby sensu.
- Dla ciebie może być i Kevin.- odpowiedział jej niski, zachrypnięty głos. Zielonooka poderwała się gwałtownie i spojrzała na idących w jej kierunku mężczyzn.
Jeden z nich był wysoki i zarośnięty, miał długie, kręcone i brudne włosy, a na nosie pęknięte okulary przeciwsłoneczne. Drugi natomiast był niski, gruby i miał krótko przystrzyżone, brązowe włosy. Obaj ubrani w stare, zniszczone skurzane płaszcze i podniszczone buty.
- Czego chcecie?- warknęła, nie mając ochoty na rozmowy z ludźmi na tym poziomie. Z reguły nikogo nie dyskryminowała, ale oni nie za bardzo jej się spodobali.
- Pogadać.- wyjaśnił ten wyższy i anodytka od razu zorientowała się, że za pierwszym razem to jego głos usłyszała.
- Ale ja nie chcę z wami rozmawiać.- fuknęła i w tym samym momencie zbliżyli się na tyle, że zdołała poczuć silną woń alkoholu.
- Dla wszystkich jesteś taka niemiła?- spytał ten drugi i chwycił ją za rękę.
- Tak, spadaj!- wrzasnęła, wyrywając się i odepchnęła od siebie natręta, po czym odskoczyła w tył..
Ze zdumieniem stwierdziła, że to ich jakoś nie zniechęciło do rozmowy, bo znów zaczęli się do niej zbliżać. Wściekła się na nich tak bardzo, że zaczęła mieć w nosie obowiązujące prawo i zakaz używania mocy przeciwko ludziom i postanowiła zaatakować ich z many. Jej oczy zabłysły różem, lecz nie zdążyła nic zrobić, bo w tej samej chwili dostała w twarz od większego z nich i upadła na ziemię, uderzając głową w płytę nagrobka ukochanego. Zamroczyło ja tak bardzo, że nie była w stanie się podnieść. Spojrzała tylko z przerażeniem na pochylających się nad nią mężczyzn. W tej samej chwili poczuła, że coś ciepłego spływa po jej policzku. Nie była pewna, czy to łzy, czy krew, ale wiedziała już, że oni wcale nie chcieli tylko rozmawiać. Skrzywiła się z obrzydzenia, gdy na szyi poczuła dłoń jednego z jej napastników.
- A trzeba było być miłą, to przynajmniej by nie bolało.- szepnął jej do ucha ochrypły głos, po czy jego właściciel pocałował ja w usta.
Nagle zrobiło jej się słabo i niedobrze jednocześnie, ale nie zwróciła na to większej uwagi, bo w tym samym czasie ktoś odciągnął od niej faceta, a później usłyszała dźwięk zadawanych ciosów i już po chwili ktoś obejmował ją czule.

- Nie daruję im tego, nie martw się.- szepnął jej do ucha.

wtorek, 21 października 2014

Odnaleźć siebie II część 1

Wróciła do domu później, niż zwykle. Ku jej zaskoczeniu pani Levin czekała na nią w kuchni z kolacją. Przywitała się krótko i usiadła obok kobiety, po czym wzięła jedną kanapkę do ręki i odgryzła mały kęs.
- Kochanie, musimy porozmawiać.- Zaczęła brunetka po chwili milczenia.
- Przepraszam mamo, ale nie mam ochoty. Wiem, co chcesz mi powiedzieć i nie zamierzam tego słuchać, wybacz.- Odpowiedziała szybko, po czym wstała od stołu i poszła do swojego pokoju. Dobrze wiedziała do czego zmierza jej przybrana matka. W końcu nie raz prowadziły rozmowę na ten temat. Praktycznie co kilka dni wysłuchiwała monologu kobiety, która wręcz błagała ją, aby zamieniła swój tryb życia, żeby zaczęła spotykać się z przyjaciółmi, umawiać z chłopcami, a swoje wizyty na cmentarzu ograniczyła do jednej w tygodniu. Ona jednak nie potrafiła tego zrobić. Czuła, że powinna być blisko niego, a każda chwila spędzona z kimś innym była według niej niczym innym, jak zdradą wobec ukochanego.
Pani Levin natomiast nie potrafiła już patrzeć na cierpienie ukochanej córki, którą anodytka stała się dla niej w niedługim czasie po śmierci syna. Wiedziała, że Gwen nie ma ochoty praktycznie na nic, a wszystko o co jest proszona robi albo z dobrego serca, albo po prostu dla zabicia czasu, który dłużył jej się niemiłosiernie.
Kobieta tęskniła za Kevinem o wiele bardziej, niż za zmarłym dawno temu mężem i cieszył ją fakt, że dwudziestoośmiolatka mimo upływu czasu wciąż o nim pamięta, ale pragnęła, aby dziewczyna była szczęśliwa i żyła normalnie tak, jak wszystkie inne osoby w jej wieku. Nie chciała, aby rudowłosa była samotna do końca, życia tylko dlatego, że bez pamięci zakochała się w jej synu i nawet fakt, że już nigdy miałaby go nie zobaczyć jakoś tego nie zmieniał. Od czasu do czasu napomknęła jej, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby zielonooka przyprowadziła do domu jakiegoś kolegę, ale ona nawet nie chciała tego słuchać. Zawsze reagowała w ten sam sposób. Przerywała kobiecie jej monolog i po prostu wychodziła z pomieszczenia, lub z domu.
Anodytka zeszła na dół po piętnastu minutach i znów usiadła przy stole. Nie zdziwił jej fakt, że pani Levin płakała, bo przecież tak było zawsze. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że rani matkę, ale nie potrafiła inaczej.
- Przepraszam.- Szepnęła, obejmując kobietę.- Wiem, że chcesz dobrze, ale nie potrafię zapomnieć. Zbyt mocno go kochałam.
- Ależ ja nie karzę ci o nim zapominać, chcę tylko, żebyś była szczęśliwa, a wiem, że teraz nie jesteś, że się męczysz.
- Jestem, uwierz mi. Może to dziwne, ale tam na cmentarzu właśnie jestem szczęśliwa, bo mam wrażenie, że on też tam jest. Nie musisz się martwić. To, że mam ciebie w zupełności mi wystarcza.
- No dobrze. Nie wrócę na razie do tego tematu.- obiecała uśmiechając się blado, a Gwen rzuciła jej się na szyję.
Resztę wieczoru spędziły po prostu rozmawiając o wszystkim i o niczym jak matka z córką. Brunetka była bardzo zadowolona, bo po raz pierwszy od bardzo dawna widziała uśmiech na twarzy Gwendolyn, a tak strasznie jej tego brakowało.

Rudowłosa naprawdę była w tej chwili szczęśliwa. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ten jeden jedyny uśmiech posłany jej przez matkę sprawił, że poczuła się o wiele lepiej. Po raz pierwszy od dawna czuła, że teraz może być już tylko lepiej, że wkrótce wydarzy się coś dobrego. Już nie mogła się doczekać, aż opowie o swoich przypuszczeniach Kevinowi. Chciała natychmiast podzielić się z nim swoimi przypuszczeniami i radością jaką w tej chwili odczuwała. Wiedziała, że rano już nie będzie tak dobrze, ale wspomnienie z tego wieczoru zostanie jej na bardzo długo i da nadzieję na lepsze jutro.

czwartek, 9 października 2014

Odnaleźć siebie II- Prolog

Obiecałam i jestem z prologiem. :)
Pamiętam doskonale, że zakończyłam to opowiadanie epilogiem, którego nie usunę, ponieważ mam do niego sentyment, dlatego potraktujcie go jako tylko i wyłącznie jedną z możliwych wersji przyszłości bohaterów.

Od dnia, gdy Kevin popełnił samobójstwo minęło prawie dziesięć lat. Dwudziestoośmioletnia Gwen mimo upływu czasu nie potrafiła kochać go mniej, ani też wybaczyć do końca swojemu kuzynowi. Wiedziała dlaczego chłopak postanowił ją opuścić, a mimo to nie potrafiła odpędzić od siebie myśli, że gdyby Ben okazał mu chociaż trochę więcej wsparcia, to jej ukochany teraz by żył i razem tworzyliby szczęśliwą rodzinę. Często wyobrażała sobie siebie u boku Kevina i dwójki wspaniałych dzieci.
Nigdy nie czuła natomiast złości do samego chłopaka. Doskonale rozumiała jego ból i nie potrafiła nienawidzić go za to, że zdecydował się odejść.
Rudowłosa nie potrafiła kochać nikogo, oprócz pani Levin, która nie wiadomo nawet kiedy zastąpiła dziewczynie matkę. Kobieta wiedziała, że obie siebie potrzebowały, a dzięki wzajemnemu wsparciu łatwiej było im się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
Anodytka nie umawiała się z przyjaciółmi, a poznawania nowych ludzi unikała jak ognia. Nigdy nie wróciła też do szkoły, która nie była jej potrzebna, gdyż przecież miała już wymarzoną pracę, z której mogła utrzymać siebie, swoją „matkę” i jej męża- który z reszta również pracował- na dostatecznym poziomie.
Każdego dnia o siedemnastej chodziła na cmentarz, gdzie siedziała do późnych godzin wieczornych. Zawsze siadała przy pomniku i opisywała swój dzień. Opowiadała o wszystkim. O tym, że znów Julia prosiła ją o opiekę nad siedmioletnim Kevinem- pierworodnym i jedynym dzieckiem Tennysonów, że kolejny debil próbował ją poderwać, a mama zaserwowała na obiad przypalona zapiekankę. Mówiła o wszystkim, co jej tylko ślina na język przyniosła. Podczas swoich monologów czuła, że Kevin jest tuz obok, że słucha z uwagą tego, o czym mu opowiada, a nawet ma ochotę przedstawić jej sprawozdanie z własnego dnia.  To właśnie te wieczorne wizyty na cmentarzu dawały jej siłę na kolejny długi i męczący dzień.
Rudowłosa nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak właśnie było, że chłopak jej słuchała z powaga i ogromnym bólem. Z każdym dniem coraz bardziej żałował swojej decyzji, która nawet nie była chyba do końca przemyślana. Coraz częściej miał ochotę do niej podejść, porozmawiać, powiedzieć, że nie musi się martwić, że dobrze mu wśród nowych przyjaciół w Niższej Arkadii. No właśnie. Ciekawe jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że wieczność postanowił spędzić w piekle. Byłaby zła, czy może by się rozpłakała? Pewnie to drugie, a on znów nienawidziłby się za to, że ją skrzywdził.
Po tym jak umarł był tak zdezorientowany, że nie wiedział co się dzieje. Pragnął, żeby jego śmierć okazała się tylko snem, żeby Gwen znów go uratowała. Był pewien, że już nigdy nie popełni tego błędu, ale było już za późno. Gdy dostał szansę na decyzję bez wahania wybrał piekło, choć nie wierzył w opowieści diabła, że jest to naprawdę piękne miejsce.

Po kilku dniach od zamieszkania w nowym domu jeden z diabłów opowiedział mu, że może chodzić na Ziemię, że ma śmiertelne ciało i on również zapragnął być diabłem. Zmusił Lucyfera, aby przyjął go na to stanowisko i tak od prawie dziesięciu lat przychodził na cmentarz, aby posłuchać opowieści ukochanej, którą porzucił bez zastanowienia.

czwartek, 25 września 2014

Ucząc się znów kochać 15

Rudowłosa wpatrywała się w swojego chłopaka zdezorientowana. Nie rozumiała co ma na myśli. Była pewna, że nie zrobiła, ani nie powiedziała niczego, co mogłoby zdenerwować jej chłopaka.
- O co ci chodzi?- spytała zaskoczona.
- O nic.- warknął.- Wszystko im już wyjaśniłam, Danielu.- zacytował ją z sarkazmem.
- Nie rozumiem przyznała, a Kevin znów wybuchł niepowstrzymanym krzykiem.
- Wstydzisz się mnie?! Nie chcesz się im przyznać, że to ja, bo by cie znienawidzili, albo próbowali przekonać, że jestem zły, tak?
- Nie.- zaprotestowała gwałtownie.- To naprawdę nie o to chodzi. Po prostu bałam się, że będą chcieli cię zaatakować, że zrobią ci krzywdę, zrozum mnie.
- Ach, bo nie poradziłbym sobie z dzieckiem i starcem? Więc teraz jestem słaby?
- Nie. Ja tylko…- zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, bo tuż przed nimi wylądował Kevin 11.
- Według nich jestem właśnie taki.- stwierdził, wskazując dłonią na stwora.- Właśnie tego się obawiasz. Że mnie nie zaakceptują, a więc Ciebie też nie. Nie chcesz się przyznać do mnie przed kuzynem i dziadkiem, bo dla nich jestem potworem.- zauważył.
- Gdzie on jest!?- zawył potwór stając między nimi.
- Nie teraz.- powiedział od niechcenia.- Nie widzisz, że właśnie się kłócimy? Jeśli szukasz Bena, to jest tam.- dodał niedbale, wskazując przy tym na gruchota Maxa.
Mutant ruszył we wskazanym kierunku.
- Coś ty zrobił?!- wrzasnęła wściekła.
- Poradzi sobie, a my jeszcze nie skończyliśmy.
- Skończyliśmy.- warknęła wściekła i ruszyła biegiem za Kevinem 11.
Brunet stał osłupiały, wpatrując się w plecy dziewczyny. Więc to wszystko nic nie znaczyło? Ta cała skrucha i żal za to, co mu zrobiła były kłamstwem? Tak po prostu go wykorzystała? Może po prostu bała się, że już nigdy nie wrócą do domu, a teraz, gdy zobaczyła rodzinę-nawet jeśli nie w tym czasie, co trzeba- tak po prostu się go wyparła? Nie umiał w to uwierzyć. A z drugiej strony może to i lepiej? Nie zdążył się jeszcze zaangażować, przez co nie mogła go zranić.
Zastanawiając się nad tym wszystkim ruszył powolnym krokiem do gruchota. Zaskoczył go fakt, że nikt nie walczył. Obie Gwen, Max i Ben siedzieli przy stoliku, rozmawiając o czymś.
- A gdzie…- zaczął, ale przerwał mu Max.
- uciekł, gdy tylko zobaczył jak potężna jest Gwen.
- To pewnie niedługo wróci.- stwierdził, po czym wyjaśnił swoją teorię.- Na pewno zapragnie jej mocy.
- Pewnie masz rację, Kevinie.- przyznał starzec.
- Co?!- spytali jednocześnie wszyscy z wyjątkiem bruneta.
- Gwen już ci powiedziała?- spytał lekko poirytowany całą tą sytuacją.- Nie martw się, pewnie kiedyś wrócimy do domu. Nie będziesz musiał na mnie patrzeć.- burknął pod nosem.
- Nie denerwuj się.- poprosił łagodnie.- Gwendolyn jeszcze nic nie mówiła, ale jesteś taki podobny do ojca. No może on był ciut bardziej wyluzowany, niż ty, mój chłopcze.
- Od razu wiedziałeś?- spytał zaskoczony.
- Oczywiście. Skoro nie jesteś moim przyjacielem, a masz jego wygląd, to musisz być Kevinem. Nie pomyliłem się, widzisz?
- Chwila. Kevin 11, to ty?- spytały dzieciaki jednocześnie.
- Nie. Już nim nie jestem.- odpowiedział spokojnie.- ludzie się zmieniają.
- Nie ty. Zawsze już będziesz potworem!- krzyknęła dziewczynka.
- Uspokój się.- upomniał ją sześćdziesięciolatek.- Kevin jest podobny do swojego ojca. A przynajmniej ten Kevin.
- Dorosłem.- stwierdził i spojrzał na Gwen.- Możemy pogadać?
- Jasne.- zgodziła się i razem wyszli na zewnątrz. Oddalili się kawałek od pojazdu i usiedli na trawie.
- Wiesz, tęsknię za nim.- wyznał, patrzą w gwiazdy.- No wiesz, za Maxem, ale za naszym Maxem.
- Ja też.- przyznała, tuląc głowę do jego ramienia.
- Ale mi nie o to chodzi. Gdybym mógł jeszcze kiedyś zaakceptować kogoś jako mojego drugiego ojca, to byłby nim właśnie twój dziadek.
- Co?- spytała lekko zszokowana.- Dlaczego?
------------------------------------------------------------------------------------------
Po namyśle doszłam do wniosku, że ODNALEŹĆ SIEBIE będzie kontynuowane, ale potrzebuję trochę czasu, aby to ogarnąć, Prolog pojawi się na pewno jeszcze w październiku. :)

niedziela, 14 września 2014

PROPOZYCJA

Ucząc się znów kochać o wiele lepiej wyglądało w mojej głowie, niż na papierze, więc przyznam szczerze, że nie skupiam się już tak na tym opowiadaniu. Oczywiście zostanie ono dokończone, ale ja już mam masę nowych pomysłów na inne historie. Od kilku lat jestem zakochana w trylogii o losach Wiktorii Biankowskiej, którą napisała nasza polska wybitna pisarka Katarzyna Berenika Miszczuk. Nie mam czasu jednak na prowadzenie nowego bloga, bo już tego zaczynam zaniedbywać, więc opowiadanie z tej serii pewnie nigdy nie zostanie opublikowane, ale wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Pamięta jeszcze ktoś "Odnaleźć siebie"? Jeśli opowiadanie wam się podobało, ale zasmucił was koniec, to zaczęłam już pisać jego kontynuacje.
To, czy opowiadanie zostanie opublikowane zależy od Was. Swoje opinie na ten temat piszcie w komciach, lub- zauważyłam, że część z was woli tak robić- na moje gadu. 47443336

piątek, 5 września 2014

Ucząc się znów kochać 14

Jeśli są jakieś błędy, to bardzo was przepraszam, ale nie miałam czasu, aby to sprawdzić. :)

Dzieci zatrzymały się tuz przed parą i przyjrzały się zaniepokojone swojemu dziadkowi, który zdążył się już opanować i zaczął zbierać potłuczone szkło z podłogi.
- Dzień dobry.- przywitała się dziewczynka.- Nazywam się Gwen Tennyson.- przedstawiła się grzecznie, patrząc na nich z uśmiechem.- A ten kołek, to mój kuzyn…
- Ben.- Dokończył za rudowłosą dziesięciolatkę.
- Znamy się?- spytał właściciel omnitrixa.
- I tak i nie.- wyjaśniła anodytka.- Chyba popełniłam jakiś błąd i przeniosłam nas o dziesięć lat do tyłu.- stwierdziła, patrząc na obrażoną minę towarzysza.
- Nie, no co ty? A niby po czym to wywnioskowałaś?- sarknął.- Może po tym, że Tennyson jest teraz dziesięcioletnim smarkaczem!
- Że to niby moja wina? Ten twój kamień źle działał!- wrzasnęła wytrącona z równowagi.
- Dobrze działał, tylko kiepska z ciebie czarownica! Nawet się teleportować nie potrafisz!
- Słucham?! Odszczekaj to, ale już, bo inaczej…
- CISZA!- Warknął Max, przypominając im tym, że nie są sami.- Wyjaśnijcie nam co tu robicie i kim jesteście, a kłócić się będziecie trochę później.
- To ona spieprzyła sprawę, więc niech się tłumaczy, ja idę na spacer.- stwierdził oschle, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył powolnym krokiem przez łąkę.
*~*
Nathaniel wszedł do mieszkania i usiadł przy stole.
- I co, znalazłeś ich?- pani Levin z Natalią od razu do niego dołączyły, czekając na jakieś informacje.
- Nie. Dzięki Maxowi udało nam się już ustalić, że może być w to zamieszana czarodziejka. Wiecie o kim mówię, tak?
- Nie.- zaprzeczyły jednocześnie.
- Tak.- potwierdził Frank, który wszedł właśnie do kuchni.- To ta przemądrzała, srebrnowłosa panna, która próbuje ciągle wykończyć nasze dzieci, prawda?
- Dokładnie.- przytaknął.- Hydraulicy są teraz w Legerdomenie i starają się od niej wyciągnąć wszystkie niezbędne informacje. Ja przyszedłem przekazać to, co już wiemy i wracam do nich. Obiecuję państwu, że najpóźniej za dwie doby wasze dzieci wrócą do domu.- oznajmił, pożegnał się i poszedł.
*~*
Wędrował już od dobrej godziny, gdy nagle zauważył jakąś postać w oddali. Zakradł się po cichu do niej i chowając się za krzakami przyjrzał jej się dokładnie. Stwór, na którego patrzył był mieszanką przeróżnych potworów. Kevin rozpoznał część z nich i zaklął pod nosem.
- Tennyson musi być gdzieś niedaleko.- warknął stwór pod nosem.- Znajdę go i zabiję.
Levin zaśmiał się pod nosem, wspominając czasy, gdy to on wypowiadał te słowa, po czym  wycofał się powoli, a potem, biegiem ruszył w stronę gruchota. Dotarł tam w niecałe dwadzieścia minut i bez pukania wparował do środka.
- Gwen, mamy problem.- powiedział, patrząc na dziewczynę.
- Już nie.- uspokoiła go.- Wszystko im już wyjaśniłam, Danielu.- zapewniła z naciskiem na ostatnie słowo, dając mu tym do zrozumienia, że nie powiedziała im kim jest jej towarzysz.
- Ale ja wcale nie o tym.- warknął.- Nigdy nie uwierzysz kogo widziałem po drodze. Pamiętasz może ten dzień?
- Nie, nikt z przyszłości mnie nie odwiedzał.- stwierdziła po chwili zastanowienia.
- No dobrze, ale pomijając naszą wizytę, co było tego dnia?
- Ben obrzucił mnie błotem,- zaczęła wyliczać, rzucając przy tym gniewne spojrzenie dziesięciolatkowi- a potem dziadek powiedział, że ma niespodziankę. Okazało się, że upiekł placek z jagodami i zrobił naleśniki. W końcu mogliśmy zjeść coś normalnego, bo do tej pory dziadek gotował tylko te swoje…
- A co było potem?- spytał trochę zniecierpliwiony.
- Mieliśmy już jeść, ale przyleciał…- zrobiła pauzę, patrząc zaniepokojonym wzrokiem na chłopaka.- Widziałeś go?
- Tak, jest blisko i chce go zabić.- odpowiedział na pytanie, patrząc na Bena.
- To co teraz?
- Nic- warknął.- Tennysona z pewnością sobie poradzi, a my musimy poważnie porozmawiać.- dodał, po czym, wziął ją za rękę i pociągnął ją za sobą na dwór.
- Co się stało?- spytała zaciekawiona, ale jego reakcja bardzo ją zdziwiła.

- CO TO MIAŁO BYĆ!- wrzasnął tak ostrym tonem, że aż podskoczyła w miejscu.

sobota, 23 sierpnia 2014

Ucząc się znów kochać 13

Wróciłam! Mam nadzieję, ze przez ten czas o mnie nie zapomnieliście i jeszcze ktoś będzie to czytał. :)

Siedziała w hangarze, szlochając cicho. Nie udało jej się znaleźć ukochanego, a nie mogła go też namierzyć. Szukała go bardzo długo, lecz potem zdała sobie sprawę z tego, że nie ma jedzenia, ani wody, a nie wie tak naprawdę dokąd ma iść, więc po prostu wróciła do hangaru.
Cały czas jednak próbowała zlokalizować go przy pomocy swojej mocy. Nie poddawała się mimo wielu niepowodzeń, gdyż wiedziała, że nie może go tak zostawić.
Nagle usłyszała głuche uderzenie, a po chwili w środku ujrzała ogromny łeb smoka. Stwór przyjrzał jej się uważnie, po czym szturchnął delikatnie jej ramię.
- Kevin chce się z tobą widzieć Gwendolyno.- Powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
- A jaką mam gwarancję, że mówisz prawdę!- wrzasnęła wściekła.- Nie pójdę z tobą. Wynoś się stad!
- Gwarancji nie masz żadnej, ale on chce wrócić do domu i twierdzi, że tylko ty możesz mu w tym pomóc. Zabiorę cię do naszej leży. On tam jest.
Dwudziestolatka zastanowiła się chwile, po czym przystała na propozycje smoka, wyszła na zewnątrz i wdrapała się mu na grzbiet.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu po dziesięciu minutach lotu smok faktycznie wylądował obok Kevina. Zeskoczyła szybko z niego i przytuliła go mocno.
- Tak bardzo się bałam.- szepnęła mu do ucha.
- Nie potrzebnie.- stwierdził spokojnie i spojrzał na alfę.- To może trochę potrwać. Na Ziemi czas płynie dwadzieścia cztery razy szybciej, więc musisz cierpliwie zaczekać, ale obiecuję, że po was wrócę, dobrze?- spytał, a zwierze potwierdziło skinieniem głowy.
- Co?- spytała zaskoczona.- Ty chcesz im, jeszcze pomagać?
- Tak, ale później ci to wyjaśnię, wiem już, jak stad wrócić na Ziemię.- oznajmił wyraźnie zadowolony.
- Jak?- spytała, a on podał jej jakiś czerwony kamień.
- Pamiętasz jeszcze jak silna czułaś się w Legerdomenie? Ten kamień da ci podobną moc, jeśli w twoim pobliżu będzie smok, a tobie uda się go oswoić.
- Acha, więc najpierw mam bawić się w tresera tych bestii.- sarknęła.
- Nie. Smoki z chęcią nam pomogą. Nie musisz ich tresować. Po prostu wypowiedz zaklęcie teleportacji i wracajmy do domu.
Anodytka skinęła głową, po czym otoczyła ich maną i wyszeptała zaklęcie. Przez dłuższy czas unosili się w jakieś przestrzeni, a potem wylądowali na Ziemi, na łące.
- Gdzie jesteśmy?- spytał ja zdezorientowany.
- Nie wiem, ale gdzieś tu na pewno jest jakieś miasto, więc pewnie wkrótce się dowiemy.
Brunet jednak już jej nie słuchał, wpatrywał się tylko z lekkim uśmiechem w jakiś punkt, znajdujący się daleko za jej plecami.
- Max nam powie.- oznajmił zadowolony, a Gwen się odwróciła. Z tyłu, jakieś sto metrów dalej stał gruchot jej dziadka. Para obrzuciła się przelotnym spojrzeniem i prawie równocześnie ruszyli biegiem w stronę pojazdu z nadzieją, że starzec jest teraz w środku.
Kevin szybko wyprzedził dziewczynę, a gdy dotarł już do celu zaczął nerwowo stukać w drzwi gruchota, które otworzyły się dokładnie w chwili, gdy Gwen znalazła się za nim.
Starzec przyjrzał mu się chwilę, a potem zamarł w bezruchu, jakby zobaczył ducha. Trzymany przez Maxa słoik z dżemem domowej roboty upadł z hukiem na ziemię, a szkło rozsypało się na miliony małych kawałeczków. On jednak zdawał się tego nie zauważać, wpatrywał się tylko w twarz osmozjanina z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami.
- Devin.- szepnął cicho.- To nie możliwe.- dodał po chwili jeszcze słabszym głosem.
- Devin?!- spytał zdziwiony, patrząc na Maxa.- Nie poznajesz mnie, to ja, Kevin.- dodał szybko, jakby to miało w czymś pomóc.
Ten jednak zdawał się go ignorować. Zamiast udzielić odpowiedzi na pytanie czarnookiego powiedział beznamiętnym tonem.
- Przecież ty nie żyjesz, on cie zabił, widziałem.- wyszeptał, a chwile później oberwał z liścia  w twarz od podenerwowanego całą sytuacja dwudziestojednolatka.
- Max, to ja, dlaczego bierzesz mnie za mojego ojca?- warknął wyraźnie rozdrażniony.
- Ojca?- zdziwił się, a chwile później do uszu całej trójki dobiegły odgłosy krzyczących dzieci.
- Powiem wszystko dziadkowi, przesadziłeś!- krzyknęła jakaś dziewczynka.
- A sobie mów!- usłyszeli chłopięcy głos, który wydał się zarówno Kevinowi, jak i Gwen dziwnie znajomy. Oboje odwrócili się gwałtownie, po czym zamarli w bezruchu.
W ich stronę zmierzało dwoje dzieci. Ruda dziewczynka o krótkich włosach i zielonych oczach była cała umazana błotem, a za nią z uśmiechem na ustach wędrował chłopiec, który również miał zielone oczy, ale jego włosy były brązowe. Na lewym nadgarstku chłopaka dało się dostrzec nietypowy, szary zegarek.

- Tylko nie to.- powiedzieli jednocześnie Gwen z Kevinem.