Spacerował powoli ulicami słonecznego
Los Diablos i zastanawiał się nad swoim obecnym „życiem”. Pragnął z całego
serca, aby ukochana znów była obok, aby największy błąd jego życia okazał się
tylko snem, koszmarem, z którego wkrótce się obudzi. Po upływie wielu lat
przyzwyczaił się już do faktu, że tak się nie stanie, ale jego pragnienie z
każdą chwilą było silniejsze.
Nie przeszkadzał mu fakt, że tęsknił,
ale bolesna okazała się świadomość, że ona również tęskniła. Słyszał przecież
jej myśli i doskonale wiedział, że nie raz zastanawiała się czy istnieje coś po
śmierci i czy kiedyś go spotka. Nie potrafił znieść świadomości, że ona czeka
na ten dzień, w którym znów się spotkają, bo dla niego oznaczało to, że czeka
na własną śmierć, na swoją ostateczną zgubę.
Otrzeźwił go dopiero sygnał telefonu.
Dochodziła piąta, a to oznaczało, że Gwen znów jest na cmentarzu tak, jak przez
ostatnie dziesięć lat. Włożył swój klucz diabła w najbliższą ścianę, pomyślał o
Gwen, a następnie przekręcił go sześć razy w lewą stronę, po czym, wszedł w
utworzone wrota, aby wyjść z drzewa tuż przy swoim pomniku. Usiadł na trawie i
z uśmiechem przysłuchiwał się streszczeniu wczorajszego wieczoru.
- Teraz wiem, że będzie dobrze. Musi
być.- szepnęła kończąc swoją opowieść, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się
znacznie.
- Oczywiście, że tak.- wyrwało mu
się. Rudowłosa odwróciła głowę, a on uciekł w pośpiechu. Jego drzwi zniknęły
chwilę przed tym, jak kobieta zajrzała za drzewo.
- Kevin?- wybełkotała łamiącym się
głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy. Była pewna, że słyszała jego głos, bo
przecież nie mogłaby pomylić go z żadnym innym. To na pewno był on. Za drzewem
jednak nikogo nie było.- Pięknie, zwariowałam.- mruknęła sama do siebie
załamana i usiadła na wystającym korzeniu i zaczęła cicho szlochać. Po krótkiej
chwili jej uszu dobiegły czyjeś kroki.
- Kevin, to ty?- spytała, choć
wiedziała, że to nie miałoby sensu.
- Dla ciebie może być i Kevin.-
odpowiedział jej niski, zachrypnięty głos. Zielonooka poderwała się gwałtownie
i spojrzała na idących w jej kierunku mężczyzn.
Jeden z nich był wysoki i zarośnięty,
miał długie, kręcone i brudne włosy, a na nosie pęknięte okulary
przeciwsłoneczne. Drugi natomiast był niski, gruby i miał krótko przystrzyżone,
brązowe włosy. Obaj ubrani w stare, zniszczone skurzane płaszcze i podniszczone
buty.
- Czego chcecie?- warknęła, nie mając
ochoty na rozmowy z ludźmi na tym poziomie. Z reguły nikogo nie dyskryminowała,
ale oni nie za bardzo jej się spodobali.
- Pogadać.- wyjaśnił ten wyższy i
anodytka od razu zorientowała się, że za pierwszym razem to jego głos
usłyszała.
- Ale ja nie chcę z wami rozmawiać.-
fuknęła i w tym samym momencie zbliżyli się na tyle, że zdołała poczuć silną
woń alkoholu.
- Dla wszystkich jesteś taka niemiła?-
spytał ten drugi i chwycił ją za rękę.
- Tak, spadaj!- wrzasnęła, wyrywając
się i odepchnęła od siebie natręta, po czym odskoczyła w tył..
Ze zdumieniem stwierdziła, że to ich
jakoś nie zniechęciło do rozmowy, bo znów zaczęli się do niej zbliżać. Wściekła
się na nich tak bardzo, że zaczęła mieć w nosie obowiązujące prawo i zakaz
używania mocy przeciwko ludziom i postanowiła zaatakować ich z many. Jej oczy
zabłysły różem, lecz nie zdążyła nic zrobić, bo w tej samej chwili dostała w
twarz od większego z nich i upadła na ziemię, uderzając głową w płytę nagrobka
ukochanego. Zamroczyło ja tak bardzo, że nie była w stanie się podnieść.
Spojrzała tylko z przerażeniem na pochylających się nad nią mężczyzn. W tej
samej chwili poczuła, że coś ciepłego spływa po jej policzku. Nie była pewna,
czy to łzy, czy krew, ale wiedziała już, że oni wcale nie chcieli tylko rozmawiać.
Skrzywiła się z obrzydzenia, gdy na szyi poczuła dłoń jednego z jej
napastników.
- A trzeba było być miłą, to
przynajmniej by nie bolało.- szepnął jej do ucha ochrypły głos, po czy jego
właściciel pocałował ja w usta.
Nagle zrobiło jej się słabo i
niedobrze jednocześnie, ale nie zwróciła na to większej uwagi, bo w tym samym
czasie ktoś odciągnął od niej faceta, a później usłyszała dźwięk zadawanych
ciosów i już po chwili ktoś obejmował ją czule.
- Nie daruję im tego, nie martw się.-
szepnął jej do ucha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz