sobota, 23 sierpnia 2014

Ucząc się znów kochać 13

Wróciłam! Mam nadzieję, ze przez ten czas o mnie nie zapomnieliście i jeszcze ktoś będzie to czytał. :)

Siedziała w hangarze, szlochając cicho. Nie udało jej się znaleźć ukochanego, a nie mogła go też namierzyć. Szukała go bardzo długo, lecz potem zdała sobie sprawę z tego, że nie ma jedzenia, ani wody, a nie wie tak naprawdę dokąd ma iść, więc po prostu wróciła do hangaru.
Cały czas jednak próbowała zlokalizować go przy pomocy swojej mocy. Nie poddawała się mimo wielu niepowodzeń, gdyż wiedziała, że nie może go tak zostawić.
Nagle usłyszała głuche uderzenie, a po chwili w środku ujrzała ogromny łeb smoka. Stwór przyjrzał jej się uważnie, po czym szturchnął delikatnie jej ramię.
- Kevin chce się z tobą widzieć Gwendolyno.- Powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
- A jaką mam gwarancję, że mówisz prawdę!- wrzasnęła wściekła.- Nie pójdę z tobą. Wynoś się stad!
- Gwarancji nie masz żadnej, ale on chce wrócić do domu i twierdzi, że tylko ty możesz mu w tym pomóc. Zabiorę cię do naszej leży. On tam jest.
Dwudziestolatka zastanowiła się chwile, po czym przystała na propozycje smoka, wyszła na zewnątrz i wdrapała się mu na grzbiet.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu po dziesięciu minutach lotu smok faktycznie wylądował obok Kevina. Zeskoczyła szybko z niego i przytuliła go mocno.
- Tak bardzo się bałam.- szepnęła mu do ucha.
- Nie potrzebnie.- stwierdził spokojnie i spojrzał na alfę.- To może trochę potrwać. Na Ziemi czas płynie dwadzieścia cztery razy szybciej, więc musisz cierpliwie zaczekać, ale obiecuję, że po was wrócę, dobrze?- spytał, a zwierze potwierdziło skinieniem głowy.
- Co?- spytała zaskoczona.- Ty chcesz im, jeszcze pomagać?
- Tak, ale później ci to wyjaśnię, wiem już, jak stad wrócić na Ziemię.- oznajmił wyraźnie zadowolony.
- Jak?- spytała, a on podał jej jakiś czerwony kamień.
- Pamiętasz jeszcze jak silna czułaś się w Legerdomenie? Ten kamień da ci podobną moc, jeśli w twoim pobliżu będzie smok, a tobie uda się go oswoić.
- Acha, więc najpierw mam bawić się w tresera tych bestii.- sarknęła.
- Nie. Smoki z chęcią nam pomogą. Nie musisz ich tresować. Po prostu wypowiedz zaklęcie teleportacji i wracajmy do domu.
Anodytka skinęła głową, po czym otoczyła ich maną i wyszeptała zaklęcie. Przez dłuższy czas unosili się w jakieś przestrzeni, a potem wylądowali na Ziemi, na łące.
- Gdzie jesteśmy?- spytał ja zdezorientowany.
- Nie wiem, ale gdzieś tu na pewno jest jakieś miasto, więc pewnie wkrótce się dowiemy.
Brunet jednak już jej nie słuchał, wpatrywał się tylko z lekkim uśmiechem w jakiś punkt, znajdujący się daleko za jej plecami.
- Max nam powie.- oznajmił zadowolony, a Gwen się odwróciła. Z tyłu, jakieś sto metrów dalej stał gruchot jej dziadka. Para obrzuciła się przelotnym spojrzeniem i prawie równocześnie ruszyli biegiem w stronę pojazdu z nadzieją, że starzec jest teraz w środku.
Kevin szybko wyprzedził dziewczynę, a gdy dotarł już do celu zaczął nerwowo stukać w drzwi gruchota, które otworzyły się dokładnie w chwili, gdy Gwen znalazła się za nim.
Starzec przyjrzał mu się chwilę, a potem zamarł w bezruchu, jakby zobaczył ducha. Trzymany przez Maxa słoik z dżemem domowej roboty upadł z hukiem na ziemię, a szkło rozsypało się na miliony małych kawałeczków. On jednak zdawał się tego nie zauważać, wpatrywał się tylko w twarz osmozjanina z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami.
- Devin.- szepnął cicho.- To nie możliwe.- dodał po chwili jeszcze słabszym głosem.
- Devin?!- spytał zdziwiony, patrząc na Maxa.- Nie poznajesz mnie, to ja, Kevin.- dodał szybko, jakby to miało w czymś pomóc.
Ten jednak zdawał się go ignorować. Zamiast udzielić odpowiedzi na pytanie czarnookiego powiedział beznamiętnym tonem.
- Przecież ty nie żyjesz, on cie zabił, widziałem.- wyszeptał, a chwile później oberwał z liścia  w twarz od podenerwowanego całą sytuacja dwudziestojednolatka.
- Max, to ja, dlaczego bierzesz mnie za mojego ojca?- warknął wyraźnie rozdrażniony.
- Ojca?- zdziwił się, a chwile później do uszu całej trójki dobiegły odgłosy krzyczących dzieci.
- Powiem wszystko dziadkowi, przesadziłeś!- krzyknęła jakaś dziewczynka.
- A sobie mów!- usłyszeli chłopięcy głos, który wydał się zarówno Kevinowi, jak i Gwen dziwnie znajomy. Oboje odwrócili się gwałtownie, po czym zamarli w bezruchu.
W ich stronę zmierzało dwoje dzieci. Ruda dziewczynka o krótkich włosach i zielonych oczach była cała umazana błotem, a za nią z uśmiechem na ustach wędrował chłopiec, który również miał zielone oczy, ale jego włosy były brązowe. Na lewym nadgarstku chłopaka dało się dostrzec nietypowy, szary zegarek.

- Tylko nie to.- powiedzieli jednocześnie Gwen z Kevinem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz