niedziela, 16 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 3

Chciał sprawdzić, czy Gwen wciąż jest na cmentarzu, więc przeniósł się tam ponownie. Jednak to, co zobaczył zupełnie go zszokowało. Zapłakana anodytka leżała pod pomnikiem z zakrwawioną głową, a obok stało dwóch obleśnych facetów. Bez wahania podbiegł do tego, który właśnie całował jego ukochaną i odciągnął od niej. Nie zwracając uwagi na ciche prośby zadawał precyzyjne ciosy. W sumie mógłby rozbroić ich samym spojrzeniem i bez wysiłku zadać im o wiele więcej bólu, ale czuł tak ogromną wściekłość, że chciał się na nich zemścić własnoręcznie. Nie trwało to jednak długo, bo usłyszał, że rudowłosa wciąż płacze. Bez zastanowienia i wcześniejszej zamiany rys twarzy podszedł do niej i objął ją czule. Wiedział, że bez problemu ich odnajdzie i zdąży jeszcze dokonać zemsty.
- Nie daruję im tego, nie martw się.- szepnął jej do ucha. Trząsł się ze złości, ale starał się szybko opanować, aby nie stresować jej bardziej.
- Wiedziałam, wiedziałam, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić.- wybełkotała przez łzy, a on zdał sobie nagle sprawę z tego, że nie zmienił wyglądu, ani barwy głosu.
- Nie pozwolę, nigdy.- potwierdził, po czym naprawił swój błąd.
Gdy zielonooka spojrzała na swojego wybawcę ujrzała chłopaka o krótko ściętych, czarnych, przechodzących w granat włosach z grzywką opadającą na czoło i złotych oczach. Brunet był dobrze zbudowany, lecz nie miał przesadnych mięśni, niczym osiłek prosto z siłowni. Ubrany był w czarną koszulę, a odpięte dwa górne guziki odsłaniały jego oliwkową skórę. Uśmiechnął się do niej blado.
- Wszystko w porządku?- spytał aksamitnym głosem, a ona odwzajemniła jego uśmiech.
- Tak, chyba tak.- szepnęła słabo. Kevin wziął ją na ręce i wsadził do swojego czarnego Lamborghini Gallardo Nera, po czym ruszył z piskiem opon, aby po chwili zatrzymać się pod jej domem.
Wysiadł i wziął ją delikatnie na ręce, po czym zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu pani Levin.
- O boże, co się stało?- spytała, patrząc z przerażeniem na anodytkę.- Gwen, córeczko, co ci jest?
- Pani córka została napadnięta. Myślę, że nie potrzebuje lekarza, ale na jej miejscu ograniczyłbym wypady na cmentarz, oni mogą przecież wrócić.- wyjaśnił spokojnie.
- Tak, ma pan rację, zajmę się tym.- obiecała.
- Gdzie jest jej pokój?- spytał, wchodząc do środka.
Brunetka wskazała mu odpowiednie drzwi. Wszedł do swojego dawnego pokoju i uśmiechnął się zaskoczony. Ze ścian nie zniknęły plakaty, a stara, zniszczona opona wciąż zdobiła róg pomieszczenia.
Położył ją delikatnie na łóżku i zszedł na dół.
- Ja będę leciał. Niech młoda poleży sobie jutro przez cały dzień i powinno być dobrze. Do widzenia.- powiedział i miał już wyjść, lecz kobieta zatrzymała go w progu.
- Niech pan przynajmniej zostanie na kolację.- poprosiła, a on bez namysłu cofnął się do mieszkania.
- Czemu nie.- stwierdził z uśmiechem i razem z matką ruszył do kuchni. Pomógł jej nakrywać, a potem usiadł z nią do kolacji podczas której opowiedział jej co mniej więcej wydarzyło się Gwen. Gdy kończyli jeść na dół zeszła właśnie rudowłosa kobieta. Osmozjanin uśmiechnął się do niej szeroko, a ona odwzajemniła jego gest. Chłopak wiedział, że na jego widok jej serce gwałtownie przyspieszyło. Wiedział też dlaczego tak było. Anodytka słyszała jego głos i w duszy była przekonana, że to Kevin zesłał na ziemię jej obrońcę. Przecież tamtędy rzadko ktoś chodził o tej porze i niemożliwe było, aby jednocześnie spotkała ich i swojego anioła, bo tak myślała o brunecie.
Diabeł nie wytrzymał dłużej spokojnego słuchania myśli zielonookiej i po chwili zaśmiał się szczerze czymś rozbawiony.
- Ja już będę leciał. Dbaj o siebie, a w razie kłopotów dzwoń. Mój numer masz już zapisany w komórce, nazywam się Aleksander, znajdziesz.- zapewnił po czym wyszedł z domu, wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.
*~*
Wędrował powoli korytarzami rezydencji Szatana, myśląc tylko i wyłącznie o osiągnięciu swojego celu. Doskonale pamiętał, że szef jest mu winny przysługę za to, że pomógł kiedyś stłumić rebelię, która została wszczęta przez jednego z diabłów pragnących przejąć panowanie w Niższej Arkadii i musi się zgodzić na jego prośbę, a pragnął tylko jednego. Chciał zawsze móc być przy ukochanej, chronić ja za wszelką cenę i sprawić, aby w końcu przestała tęsknić.
Wiedział już, że nie opuści gabinetu Lucyfera, nim ten zgodzi się wydać pobyt tymczasowy na przynajmniej sześć lat dla Gwendolyn. Gdyby tylko się udało mógłby w sekrecie przed całą reszta się jej pokazać, w końcu przeprosić i oprowadzić po piekle.
Może i kobieta miała się go przestraszyć, ale raczej wątpił w ten scenariusz, bo skoro tak łatwo uwierzyła w jego obecność tam na cmentarzu, to wierzyła gdzieś w głębi duszy, że wkrótce znów go zobaczy, a to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że postępuje słusznie, że tak właśnie ma być.

W końcu wszedł do metalowej windy, prowadzącej do gabinetu Szatana. Wcisnął guzik z cyfrą 6 i przełknął głośno ślinę. Wiedział, że teraz już nie może się wycofać, ale tak naprawdę wcale tego nie chciał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz