piątek, 26 grudnia 2014

Odnaleźć siebie II część 7

Szedł spokojnie ulicami słonecznego Los Angeles z uśmiechem na ustach. Uwielbiał to miasto, ale ostatnio nie miał czasu tutaj wpadać, choćby na krótką chwilę. Dziś Gwen spędzała dzień z przyjaciółką- chyba po raz pierwszy od dziesięciu lat- a on mógł się trochę zrelaksować, lecz nie po to tu się przeniósł. W tym mieście jakoś lepiej mu się myślało, a do przemyślenia miał wiele. Co najważniejsze musiał jakoś pozbyć się z życia anodytki Nikodema i Rafaela, a następnie przekonać Szatana, że Gwen nigdy nie dowie się prawdy, a jego wizyty na Ziemi nikomu nie szkodzą, bo przecież zmienia swoją postać, a ludziom nie robi żadnej krzywdy. Tylko jak miałby to zrobić? Nie bał się Lucyfera, a nawet nie rozumiał dlaczego inni drżeli, gdy podnosił głos choćby odrobinę. Dla niego był to taki sam diabeł, jak każde inne i nie było żadnych powodów do obaw, ale mimo to doskonale zdawał sobie sprawę, że władca Piekieł jest nieugięty i prawie zawsze stawia na swoim, przez co ciężko będzie przekonać go do swoich racji. Nie zamierzał jednak się poddawać. Musiał cos wymyślić i to szybko, nim rudowłosej stanie się krzywda.
Złotooki był tak zamyślony, że nie zauważył idącego zna przeciwka mężczyzny i wpadł na niego z impetem. Upadł tyłkiem na ziemię.
- Przepraszam.- wybełkotał, patrząc mu w twarz i nagle zamarł. Tych siwych, pustych oczu nie dało się pomylić z niczym innym, oczu, które należały do Markusa.- To nie możliwe.- szepnął sam do siebie, wstając szybko. Rzucił mu jeszcze jedno spojrzenie, po czym oddalił się w pośpiechu i skręcił w jakiś ciemny zaułek. Do tej pory był pewien, że jego wuj nie żyje, ale teraz właśnie zdał sobie sprawę, że do Nieba na pewno nie poszedł po swojej śmierci, a w Piekle nigdy go nie spotkał. Postanowił to sprawdzić. Zdjął z szyi czarny klucz i wbił go w ścianę.
- Miejsce pobytu Markusa Levina.- szepnął, przekręcając go sześć razy w lewo, po czym wszedł w czarne, potężne wrota. Ku swojemu zaskoczeniu drzwi uformowały się niedaleko miejsca, gdzie przed chwilą był, a jego oczom ukazał się ten sam mężczyzna.
Kevin słyszał jego myśli, więc Markus musiał żyć. Diabły i anioły z powodzeniem potrafią ukrywać swoje przemyślenia przed innymi.
Brunet wrócił do zaułka i ponownie utworzył swoje przejście, po czym wrócił do swojej rezydencji w Los Diablos. Wiedział, że następną wizytę złoży swojemu Kocurkowi, który rzekomo zamordował Markusa.
*~*
Siedziała po turecku na środku łóżka, przerzucając strony albumu ze zdjęciami z podstawówki. Obok niej leżała jej najlepsza przyjaciółka, a przy komputerze siedział jej synek i zapatrzony w monitor grał właśnie w nową grę. Nie rozumiała co go tak fascynuje w naciskaniu ciągle tych samych klawiszy, ale najważniejsze, że mały był grzeczny. Uwielbiała bawić się z bratankiem, ale teraz cieszył ją fakt, że Kev zajmuje się sobą, a ona z Julią mają chwilę dla siebie.
Nagle poczuła lekkie mrowienie w prawej dłoni, a chwilę później pojawiła się w niej zgnieciona kartka. Rudowłosa rozprostowała szybko papier i zaskoczona przeczytała krótką informację.
Strzeż się bruneta o siwych oczach.
Patrzyła na to jedno zdanie, nie mogąc zrozumieć co jego autor miał na myśli. Po chwili jednak na kartce zaczynały pojawiać się kolejne litery.
Nie wychodź z domu, póki nie przyjadę.
Aleks.
Wpatrywała się zaskoczona w papier, czekając na ciąg dalszy, ale nic się nie stało, więc złożyła starannie kartkę i schowała sobie do kieszeni.
- Co się stało?- spytała Julia zmartwionym głosem. -I co to jest?
- Nie wiem, ktoś przysłał mi wiadomość.- szepnęła, i wróciła do oglądania zdjęć.

Dochodziła osiemnasta, a ona nie mogła wybaczyć sobie tego, że posłuchała Aleksandra i siedziała w domu. Po raz pierwszy od dziesięciu lat nie pojawiła się na cmentarzu i miała ochotę zamordować przyjaciela za to, że niszczy jej plan dnia, a do tego śmiertelnie ją wystraszył. Wzięła kluczyki od auta przyjaciela, którego wciąż nie odebrał i zeszła na dół z zamiarem wyjścia z domu. Gdy była przy drzwiach poczuła, że ktoś ściska ją za rękę.
- A więc moje moce nie działają tak, jak myślałem.- szepnął sam do siebie.
- Jeśli chodzi co o te bzdury, które wypisałeś na kartce, to działają.
- Więc dlaczego wychodzisz?- spytał zdezorientowany.
- Już szósta. Godzinę temu powinnam być na cmentarzu, ale skoro już przyszedłeś… Co to miało znaczyć?
- Nic, po prostu uważaj na siebie, dobrze?
- I przez całe życie mam uważać na każdego faceta o siwych oczach, czy siedzieć zamknięta w domu? Z resztą nie ważnie, nie ma mowy. Potrafię o siebie zadbać.- powiedziała ze śmiechem, i wyszła z domu.
Mężczyzna stanął jak wryty. Nie rozumiał jak mogła nie skojarzyć jego ostrzeżenia z Markusem. Przecież nigdy nie zapomniała dlaczego umarł, nigdy nawet nie żywiła do niego urazy. Zawsze to Ben i Markus ponosili winę, więc dlaczego właśnie teraz zapomniała o jego wuju? Obawiał się, że zna odpowiedź na to pytanie. Wiedział, że Gwen czuje się przy Aleksandrze bezpiecznie, bo wierzy, że za jego pojawieniem kryje się jej ukochany, że zesłał jej anioła, który wybawi ją z każdego niebezpieczeństwa. W sumie nie pomyliła się aż tak bardzo, ale jako diabeł nie mógł być przy niej cały czas i obawiał się, że kiedyś nie zdąży przyjść jej z pomocą, a jak na złość Gwen coraz częściej zapominała o tym, że za każdym rogiem może kryć się ktoś, kto zechce ją skrzywdzić.
Westchnął cicho i tej samej chwili do domu weszła pani Levin z mężem.
- Aleksander, co tu robisz?- spytała zaskoczona.
- Przyszedłem do Gwen, ale stwierdziła, że musi pilnie wyjść i poszła. Zostałem, ponieważ dom jest otwarty, a ja nie mam kluczy, a poza tym pożyczyłem jej auto.- wyjaśnił, uśmiechając się do niej szeroko, po czym dodał po chwili zastanowienia.- Z nudów przygotowałem na kolację zapiekankę, zjedzą państwo?- zaproponował, pstrykając palcami, schowanej za plecami dłońmi i w tej samej chwili dobiegł ich przyjemny zapach.
Małżeństwo przytaknęło mu wesoło i razem zasiedli do stołu, a około dwudziestej dołączyła do nich Gwen.

Godzinę później brunet opuścił ich dom i udał się na nocną przejażdżkę, wciąż myśląc o tym, że Gwen zbyt mocno ufa Aleksandrowi. Z jednej strony bardzo go to cieszyło, a z drugiej obawiał się, że będzie musiał postarać się o to, aby jej zaufanie do złotookiego trochę osłabło, lecz znów obawiał się, że wtedy pogorszy się ich relacja, a wiedział, że nie może jej znów stracić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz