Szedł spokojnie ulicami słonecznego
Los Angeles z uśmiechem na ustach. Uwielbiał to miasto, ale ostatnio nie miał
czasu tutaj wpadać, choćby na krótką chwilę. Dziś Gwen spędzała dzień z
przyjaciółką- chyba po raz pierwszy od dziesięciu lat- a on mógł się trochę
zrelaksować, lecz nie po to tu się przeniósł. W tym mieście jakoś lepiej mu się
myślało, a do przemyślenia miał wiele. Co najważniejsze musiał jakoś pozbyć się
z życia anodytki Nikodema i Rafaela, a następnie przekonać Szatana, że Gwen
nigdy nie dowie się prawdy, a jego wizyty na Ziemi nikomu nie szkodzą, bo przecież
zmienia swoją postać, a ludziom nie robi żadnej krzywdy. Tylko jak miałby to
zrobić? Nie bał się Lucyfera, a nawet nie rozumiał dlaczego inni drżeli, gdy
podnosił głos choćby odrobinę. Dla niego był to taki sam diabeł, jak każde inne
i nie było żadnych powodów do obaw, ale mimo to doskonale zdawał sobie sprawę,
że władca Piekieł jest nieugięty i prawie zawsze stawia na swoim, przez co
ciężko będzie przekonać go do swoich racji. Nie zamierzał jednak się poddawać.
Musiał cos wymyślić i to szybko, nim rudowłosej stanie się krzywda.
Złotooki był tak zamyślony, że nie
zauważył idącego zna przeciwka mężczyzny i wpadł na niego z impetem. Upadł
tyłkiem na ziemię.
- Przepraszam.- wybełkotał, patrząc
mu w twarz i nagle zamarł. Tych siwych, pustych oczu nie dało się pomylić z
niczym innym, oczu, które należały do Markusa.- To nie możliwe.- szepnął sam do
siebie, wstając szybko. Rzucił mu jeszcze jedno spojrzenie, po czym oddalił się
w pośpiechu i skręcił w jakiś ciemny zaułek. Do tej pory był pewien, że jego
wuj nie żyje, ale teraz właśnie zdał sobie sprawę, że do Nieba na pewno nie
poszedł po swojej śmierci, a w Piekle nigdy go nie spotkał. Postanowił to
sprawdzić. Zdjął z szyi czarny klucz i wbił go w ścianę.
- Miejsce pobytu Markusa Levina.-
szepnął, przekręcając go sześć razy w lewo, po czym wszedł w czarne, potężne
wrota. Ku swojemu zaskoczeniu drzwi uformowały się niedaleko miejsca, gdzie
przed chwilą był, a jego oczom ukazał się ten sam mężczyzna.
Kevin słyszał jego myśli, więc Markus
musiał żyć. Diabły i anioły z powodzeniem potrafią ukrywać swoje przemyślenia
przed innymi.
Brunet wrócił do zaułka i ponownie
utworzył swoje przejście, po czym wrócił do swojej rezydencji w Los Diablos.
Wiedział, że następną wizytę złoży swojemu Kocurkowi, który rzekomo zamordował
Markusa.
*~*
Siedziała po turecku na środku łóżka,
przerzucając strony albumu ze zdjęciami z podstawówki. Obok niej leżała jej
najlepsza przyjaciółka, a przy komputerze siedział jej synek i zapatrzony w
monitor grał właśnie w nową grę. Nie rozumiała co go tak fascynuje w naciskaniu
ciągle tych samych klawiszy, ale najważniejsze, że mały był grzeczny.
Uwielbiała bawić się z bratankiem, ale teraz cieszył ją fakt, że Kev zajmuje
się sobą, a ona z Julią mają chwilę dla siebie.
Nagle poczuła lekkie mrowienie w
prawej dłoni, a chwilę później pojawiła się w niej zgnieciona kartka. Rudowłosa
rozprostowała szybko papier i zaskoczona przeczytała krótką informację.
Strzeż
się bruneta o siwych oczach.
Patrzyła na to jedno zdanie, nie
mogąc zrozumieć co jego autor miał na myśli. Po chwili jednak na kartce
zaczynały pojawiać się kolejne litery.
Nie
wychodź z domu, póki nie przyjadę.
Aleks.
Wpatrywała się zaskoczona w papier,
czekając na ciąg dalszy, ale nic się nie stało, więc złożyła starannie kartkę i
schowała sobie do kieszeni.
- Co się stało?- spytała Julia
zmartwionym głosem. -I co to jest?
- Nie wiem, ktoś przysłał mi
wiadomość.- szepnęła, i wróciła do oglądania zdjęć.
Dochodziła osiemnasta, a ona nie
mogła wybaczyć sobie tego, że posłuchała Aleksandra i siedziała w domu. Po raz
pierwszy od dziesięciu lat nie pojawiła się na cmentarzu i miała ochotę
zamordować przyjaciela za to, że niszczy jej plan dnia, a do tego śmiertelnie
ją wystraszył. Wzięła kluczyki od auta przyjaciela, którego wciąż nie odebrał i
zeszła na dół z zamiarem wyjścia z domu. Gdy była przy drzwiach poczuła, że
ktoś ściska ją za rękę.
- A więc moje moce nie działają tak,
jak myślałem.- szepnął sam do siebie.
- Jeśli chodzi co o te bzdury, które
wypisałeś na kartce, to działają.
- Więc dlaczego wychodzisz?- spytał
zdezorientowany.
- Już szósta. Godzinę temu powinnam
być na cmentarzu, ale skoro już przyszedłeś… Co to miało znaczyć?
- Nic, po prostu uważaj na siebie,
dobrze?
- I przez całe życie mam uważać na
każdego faceta o siwych oczach, czy siedzieć zamknięta w domu? Z resztą nie
ważnie, nie ma mowy. Potrafię o siebie zadbać.- powiedziała ze śmiechem, i
wyszła z domu.
Mężczyzna stanął jak wryty. Nie
rozumiał jak mogła nie skojarzyć jego ostrzeżenia z Markusem. Przecież nigdy
nie zapomniała dlaczego umarł, nigdy nawet nie żywiła do niego urazy. Zawsze to
Ben i Markus ponosili winę, więc dlaczego właśnie teraz zapomniała o jego wuju?
Obawiał się, że zna odpowiedź na to pytanie. Wiedział, że Gwen czuje się przy
Aleksandrze bezpiecznie, bo wierzy, że za jego pojawieniem kryje się jej
ukochany, że zesłał jej anioła, który wybawi ją z każdego niebezpieczeństwa. W
sumie nie pomyliła się aż tak bardzo, ale jako diabeł nie mógł być przy niej
cały czas i obawiał się, że kiedyś nie zdąży przyjść jej z pomocą, a jak na
złość Gwen coraz częściej zapominała o tym, że za każdym rogiem może kryć się
ktoś, kto zechce ją skrzywdzić.
Westchnął cicho i tej samej chwili do
domu weszła pani Levin z mężem.
- Aleksander, co tu robisz?- spytała
zaskoczona.
- Przyszedłem do Gwen, ale
stwierdziła, że musi pilnie wyjść i poszła. Zostałem, ponieważ dom jest
otwarty, a ja nie mam kluczy, a poza tym pożyczyłem jej auto.- wyjaśnił,
uśmiechając się do niej szeroko, po czym dodał po chwili zastanowienia.- Z
nudów przygotowałem na kolację zapiekankę, zjedzą państwo?- zaproponował,
pstrykając palcami, schowanej za plecami dłońmi i w tej samej chwili dobiegł
ich przyjemny zapach.
Małżeństwo przytaknęło mu wesoło i razem
zasiedli do stołu, a około dwudziestej dołączyła do nich Gwen.
Godzinę później brunet opuścił ich
dom i udał się na nocną przejażdżkę, wciąż myśląc o tym, że Gwen zbyt mocno ufa
Aleksandrowi. Z jednej strony bardzo go to cieszyło, a z drugiej obawiał się,
że będzie musiał postarać się o to, aby jej zaufanie do złotookiego trochę
osłabło, lecz znów obawiał się, że wtedy pogorszy się ich relacja, a wiedział,
że nie może jej znów stracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz