Leżał pod ścianą, modląc się, aby w
końcu przestać czuć ten okropny ból. Już od kilku minut Markus wyżywał się na
nim brutalnie kopiąc i okładając pięściami. Wszystko pogarszał fakt, że uderzał
mocnej niż ktokolwiek inny, a nie oszczędzał swojej ofiary ani trochę.
W końcu po niezliczonych minutach,
które ciągnęły się, jak godziny mężczyzna odszedł wraz z pozostałymi
zostawiając ich samych. Tym razem Kevin nie wstał, gdy tylko Gwen znalazła się
obok, gdyż nie miał siły się nawet ruszyć. Dopiero po kilku minutach leżenia
rudowłosa pomogła mu się podnieść.
- Przepraszam.- Szepnął i otarł
delikatnie krew z jej policzka, a następnie syknął z bólu, oparł się o ścianę i
osunął się na ziemię, tak, ze teraz siedział oparty plecami o ścianę.
- Och Kevin.- Kucnęła obok i
przytuliła go delikatnie.- Ale jestem głupia, myślałam, że Jacob jest inny, że
nam pomoże.
- Oni wszyscy są tacy sami i właśnie
dlatego nie możesz tu zostać.- Szepnął chwytając ją za rękę.- I nie zostaniesz.
*** *** ***
Na planetę dolecieli dopiero
następnego dnia z samego rana. Ku niezadowoleniu niektórych, a szczególnie pani
Levin poleciał z nimi Cooper, którego spotkali tuż przed odlotem.
- To, co teraz?- Spytała Julia, gdy
już opuścili Statek.
- Teraz idziemy do domu mojego męża,
a potem wraz z lucyferem szukamy Gwen. Stwierdziła i doprowadziła ich do
niewielkiej drewnianej chatki, a następnie zapukała do drzwi. Ze środka wyjrzał
jakiś osmozjanin.
- Witaj Aleksandrze.- Powitała go
uprzejmie.
- Witam panią.- Powiedział z wielkim
szacunkiem i skłonił lekko głowę.
- Sorry za ciekawość, ale czy ten
pani mąż, to jakiś król był?- Spytał blondyn.
- Nie, ale służba traktuje nas z
szacunkiem.- Znów spojrzała na osmozjanina.- Możemy wejść?
Ten kiwnął głową i kobieta
poprowadziła ich dalej przez wspaniałe ogrody, aż doszli do dużego dworku.
Budynek miał białe ściany, a jego
dach był pokryty czerwoną dachówką. Do portalu i przestronnych, wykonanych z
ciemnego drewna drzwi prowadziły trzy schodki, przed którymi znajdowała się
fontanna w kształcie smoka, który pluł wodą z pyska. Po obu stronach schodków
był niski murek, na końcu którego była wyrzeźbiona głowa pumy.
- Zapraszam.- Powiedziała otwierając
drzwi. Znaleźli się teraz w holu, gdzie wszędzie było pełno rzeźb, a każda
ściana została obwieszona portretami zapewne członków rodziny. Podłoga była
wyłożona czerwonym dywanem, a na suficie wisiał srebrny żyrandol z żarówkami
imitującymi świece. Naprzeciw nich znajdowały sie marmurowe schody, prowadzące
na piętro.
- Niesamowite.- Tylko tyle zdołali
wydusić, ale pani Levin ich nie słuchała, tylko rozmawiała z jakimś
osmozjaninem, a potem dołączyła do nich.
- Niestety Lucyfer jest na polowaniu
i wraca dopiero za miesiąc.- Odpowiedziała smutnym tonem.
- To co teraz?- Spytał blondyn.- Nie
możemy jej przecież tak zostawić!
- Wiem, ale nikt inny tu nam nie
pomoże. Teraz zapraszam was, abyście coś zjedli, a potem wybrali sobie jakieś
pokoje, odpoczęli i za kilka godzin będziemy wracać.
- I to koniec?- Julia była wyraźnie
zawiedziona.
- Nie, ale nie damy rady jej szukać
stąd, więc wrócimy na ziemię, aby z pomocą hydraulików prowadzić dalsze
poszukiwania.
- A co z Kevinem?-
Spytała.
- Nie wiem, ale skoro odszedł, to
pewnie jest w Nowym Jorku. Ostatnio kontaktował się z dawnym przyjacielem z
tego miasta. Idźcie odpocząć.- Nakazała i poszła na górę.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak, tak. Jestem mistrzem w robieniu opisów. ;) Niestety, ale to moja pięta achillesowa, jeśli chodzi o pisanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz