Szła za nim
jakimś korytarzem, a pozostałych dwóch już dawno nie było. Dziewczyna była
przerażona, drżała ze strachu i chłodu, jaki tu panował.
- Nie bój się.-
Odezwał się mężczyzna, który ja prowadził.- Nie wolno nam cię skrzywdzić, a
poza tym ja niechętnie to robię.
- A więc po co tu
jesteś?
- Nie miałem
wyjścia. Kiedyś byłem jednym z jego więźniów, a teraz jestem pomocnikiem. On
werbuje tylko najbardziej wytrwałych i buntowniczych z porwanych. Jeśli masz
wyjście służyć jemu, albo umrzeć to sprawa jest prosta. Markus jest trochę…
- Kto? Służysz
Markusowi?
- Tak. Wiem, że
po tym co się stało z twoim chłopakiem pewnie uznasz mnie za potwora, ale tak
nie jest. Ja też mam rodzinę i jeśli skończę służbę, będę mógł kiedyś do nich
wrócić. Poza tym mogę się z nimi kontaktować, lecz nie wolno mi powiedzieć
prawdy. Oficjalnie pracuje za granicą na ziemi. To miejsce jest tajne. Nawet
więźniowie nie wiedzą gdzie się znajdujemy.
- Nie uważam cię
za potwora, to Markus taki jest, a nie ty. Jak masz na imię?
- Jacob.
- A czy jesteś pierwszym
zwerbowanym więźniem?
- Tak, ale
zachęcał jeszcze kilku, aby stanęli po jego stronie. Z tym twoim Kevinem też
tak było. Przez pierwsze pół roku praktycznie dwa razy w tygodniu podejmował
próbę ucieczki, był bardzo agresywny i jako jedyny nie ugiął się po tak długim
czasie. Szefowi podobały się te cechy i chciał mieć po swojej stronie kogoś takiego,
ale on zawsze odmawiał.
- Nie jesteś zły
i mam nadzieję, że już niedługo wrócisz do domu.
- Dzięki, ale
moja służba jeszcze trochę potrwa.
- A dokąd zmierzamy?
- Do celi twojego
chłopaka. Markus kazał cię do niego zaprowadzić.
- To Kevin tu
jest? Jak dał się złapać, przecież…
- On sam tu
przyszedł, nikt go nie łapał.
- Nie rozumiem.
- Miał z szefem
umowę. Wrócił tutaj, ale w zamian Markus miał obiecać, że nie zbliży się do
ciebie. Niestety on nie jest zbyt honorowy i nie dotrzymał słowa, a wszystko
przez charakterek Kevina.
- Znowu nie
rozumiem.
- Levin jest
bardzo odporny na każde stosowane przez nas metody. Ty będziesz naszą karta
przetargową, chociaż ja to bym nigdy nie pozwolił ci tutaj być, a szczególnie
jak Markus się wścieknie. Możesz przez przypadek oberwać. Nam nie wolno cię
tknąć, ale on to co innego.
- Ale nic mu nie
jest?
- Kevinowi? Sama
się przekonasz.
Dalej szli w
milczeniu. Gwen wciąż się bała, ale o dziwo polubiła Jacoba, który wydał jej
się sympatyczny. Po kilku minutach spaceru dotarli pod mosiężne drzwi.
- On tam jest.
Nie wejdę z tobą, ale nie bój się.- Powiedział otwierając jej drzwi.
*** *** ***
Siedział skulony
w rogu pomieszczenia i zastanawiał się nad tym, co teraz działo się w Bellwood.
Myślał o Gwen. Pewnie jest jej przykro, albo jest na niego wściekła i nie chce
go już znać. Osobiście wolałby, aby ona go znienawidziła, niż miałaby tęsknić i
czekać na jego powrót do domu. Po chwili takich rozmyślań usłyszał kroki dwóch
osób. Automatycznie napiął wszystkie mięśnie i zerknął nerwowo na drzwi, które
otworzyły się z głośnym hukiem.
- Kevin!-
Usłyszał jej krzyk i zanim zdążył się zorientować ktoś objął go mocno.-
Tęskniłam, wiesz?- Wyszeptała mu do ucha.
- Co? Co ty tu
robisz?- Spytał lekko oszołomiony.
- W sumie to sama
nie wiem. Kazali, to przyszłam, ale to przecież nieważne.
- Ważne, bo nie
miało cię tu być.
- Wiem i jest mi
przykro, że o niczym mi nie powiedziałeś. Znaleźlibyśmy inny sposób, aby go
pokonać, nie musiałbyś… Nienawidzisz tego miejsca i to nie fair, że tu jesteś.
- Nie pokonamy go
i fakt, nienawidzę, ale jeśli miałbym wybierać między życiem tutaj, a twoją
krzywdą to nie mam wątpliwości.- Szepnął, a potem pocałował ją lekko. W tej
samej chwili do środka wparował Markus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz