Szła ulicą, gdy
dostrzegła swoja przyjaciółkę, która wskazywała właśnie drogę jakiemuś
mężczyźnie. Przyglądała jej się chwilę, a później spojrzała na niego i wtedy
poczuła, jak ogarnia ją złość i nienawiść. Odstrzeliła go od Juli, a następnie
podeszłą do nich szybkim krokiem.
- Gwen, co ty
robisz?- Spytała zdziwiona, ale anodytka jej nie słuchała stanęła nad leżącym
na ziemi mężczyzną.
- Zabije cie.-
Warknęła do niego, a jej oczy zabłysły różem.- To nie potrwa długo, ale będzie
bardzo bolało.- Uśmiechnęła się, ale on nie miał zamiaru czekać, aż ta go
zaatakuje i poderwał się gwałtownie, a później w ułamku sekundy zniknął za
jakimś autobusem. Gwen zaśmiała się cicho i miała już ruszyć jego śladem, gdy
poczuła, ze ktoś trzyma ja za rękę.
- Myślałam, że
znam cię lepiej.- Szepnęła lekko wystraszona zachowaniem przyjaciółki.
- Ty nic nie
rozumiesz, bo twoi rodzice żyją, a Bena masz tu na miejscu. A ten facet, to
jest właśnie Markus.
- Rozumiem, ale
nie pomożesz Kevinowi, jak cię wsadzą.
- Ja wiem, ale od
wczorajszego dnia nie myślę o niczym innym, jak o tym, że ten facet łazi jak
gdyby nigdy nic po mieście.
- Witaj
Gwendolyno.- Usłyszały czyjś głos i odwróciły się gwałtownie. Przed nimi stali
jacyś mężczyźni ubrani na czarno. Było ich trzech, a wszyscy o potężnej
posturze.
- Znamy się?-
Spytała lekko zdziwiona.
- My jeszcze nie,
ale zapewniam cię, że osoba, która nas tu przysłała zapewne cię zna.
- Kto?- Spytała,
ale nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego jeden z nich podszedł do Juli i
chwycił ją tak mocno za ramię, że dziewczyna pisnęła.
- Chodź z nami
skarbie, a nie zrobimy krzywdy twojej koleżance.
- Zgoda, ale
macie ją puścić tutaj. Chcę widzieć jak odchodzi.- Uśmiechnęli się szeroko i
już po chwili na ręku miała inhibitor mocy.
- Ubezpieczenie.-
Stwierdził ten, który trzymał brunetkę, a później pościł ją i odepchnął lekko
od siebie.
- Idź do domu
Julio.- Nakazała przyjaciółce, a potem wraz ze spotkanymi mężczyznami zniknęła
w głębi miasta.
*** *** ***
Biegła tak
szybko, jak tylko mogła, aż w końcu dotarła do domu swojego chłopaka. Zaczęła
rozpaczliwie walić w drzwi, które po chwili otworzyła Sandra Tennyson.
- Dzień dobry.
Jest Ben?- Spytała ledwo łapiąc powietrze.
- Niestety, ale
Ben musiał iść na jakąś misję i nie ma go w domu.
Brunetka kiwnęła
głową na znak, że zrozumiała.- A mogę pożyczyć auto? To bardzo ważne.
- Oczywiście.-
Podała jej kluczyki i uśmiechnęła się ciepło.
Julia szybko
pobiegła do jej auta i z piskiem opon ruszyła w stronę pola kempingowego, gdzie
dotarła już po dwudziestu minutach. Szybko odnalazła gruchota dziadka
Tennysonów i bez pukania weszła do środka. Ku jej zdziwieniu Ben również tam był.
- Ben, ktoś…
- Julio, czy to
nie może zaczekać? Mam szlaban i właśnie jestem na akcji poza Bellwood.
- Nie. Porwali
Gwen.- Wyszeptała patrząc na chłopaka. Ten poderwał się gwałtownie.
- Kto?- Spytał
Max.
- Nie wiem, ale
było ich trzech.
- Dziadku odwieziesz
nas do domu?- Poprosił starca z nadzieją.
- Nie trzeba.
Jestem tu autem twojej mamy, tak będzie szybciej.
Szatyn kiwnął
głową i razem z Julią wybiegli z gruchota, a następnie najszybciej, jak mogli
udali się do jego domu.
Sandra pożycza auto i nie pyta? Nigdy jej nie lubiłam i mam wrażenie, że czepiałaby się i nie pozwała przez tą jej oziębłość. Podejrzewam, że faceci, którzy zabrali Gwen, byli związani w jakiś sposób z Marcusem...A może nowy zły? Ciekawa jestem, czy Benowi i Julii uda się ich namierzyć (było ich trzech, bardzo konrktetne informacje). Notka świetna :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI ja nominuję, jak koleżanka wyżej :)
UsuńWięcej na http://opera-lalek.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html