sobota, 11 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 24

Szła ulicą, gdy dostrzegła swoja przyjaciółkę, która wskazywała właśnie drogę jakiemuś mężczyźnie. Przyglądała jej się chwilę, a później spojrzała na niego i wtedy poczuła, jak ogarnia ją złość i nienawiść. Odstrzeliła go od Juli, a następnie podeszłą do nich szybkim krokiem.
- Gwen, co ty robisz?- Spytała zdziwiona, ale anodytka jej nie słuchała stanęła nad leżącym na ziemi mężczyzną.
- Zabije cie.- Warknęła do niego, a jej oczy zabłysły różem.- To nie potrwa długo, ale będzie bardzo bolało.- Uśmiechnęła się, ale on nie miał zamiaru czekać, aż ta go zaatakuje i poderwał się gwałtownie, a później w ułamku sekundy zniknął za jakimś autobusem. Gwen zaśmiała się cicho i miała już ruszyć jego śladem, gdy poczuła, ze ktoś trzyma ja za rękę.
- Myślałam, że znam cię lepiej.- Szepnęła lekko wystraszona zachowaniem przyjaciółki.
- Ty nic nie rozumiesz, bo twoi rodzice żyją, a Bena masz tu na miejscu. A ten facet, to jest właśnie Markus.
- Rozumiem, ale nie pomożesz Kevinowi, jak cię wsadzą.
- Ja wiem, ale od wczorajszego dnia nie myślę o niczym innym, jak o tym, że ten facet łazi jak gdyby nigdy nic po mieście.
- Witaj Gwendolyno.- Usłyszały czyjś głos i odwróciły się gwałtownie. Przed nimi stali jacyś mężczyźni ubrani na czarno. Było ich trzech, a wszyscy o potężnej posturze.
- Znamy się?- Spytała lekko zdziwiona.
- My jeszcze nie, ale zapewniam cię, że osoba, która nas tu przysłała zapewne cię zna.
- Kto?- Spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego jeden z nich podszedł do Juli i chwycił ją tak mocno za ramię, że dziewczyna pisnęła.
- Chodź z nami skarbie, a nie zrobimy krzywdy twojej koleżance.
- Zgoda, ale macie ją puścić tutaj. Chcę widzieć jak odchodzi.- Uśmiechnęli się szeroko i już po chwili na ręku miała inhibitor mocy.
- Ubezpieczenie.- Stwierdził ten, który trzymał brunetkę, a później pościł ją i odepchnął lekko od siebie.
- Idź do domu Julio.- Nakazała przyjaciółce, a potem wraz ze spotkanymi mężczyznami zniknęła w głębi miasta.
*** *** ***
Biegła tak szybko, jak tylko mogła, aż w końcu dotarła do domu swojego chłopaka. Zaczęła rozpaczliwie walić w drzwi, które po chwili otworzyła Sandra Tennyson.
- Dzień dobry. Jest Ben?- Spytała ledwo łapiąc powietrze.
- Niestety, ale Ben musiał iść na jakąś misję i nie ma go w domu.
Brunetka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.- A mogę pożyczyć auto? To bardzo ważne.
- Oczywiście.- Podała jej kluczyki i uśmiechnęła się ciepło.
Julia szybko pobiegła do jej auta i z piskiem opon ruszyła w stronę pola kempingowego, gdzie dotarła już po dwudziestu minutach. Szybko odnalazła gruchota dziadka Tennysonów i bez pukania weszła do środka. Ku jej zdziwieniu Ben również tam był.
- Ben, ktoś…
- Julio, czy to nie może zaczekać? Mam szlaban i właśnie jestem na akcji poza Bellwood.
- Nie. Porwali Gwen.- Wyszeptała patrząc na chłopaka. Ten poderwał się gwałtownie.
- Kto?- Spytał Max.
- Nie wiem, ale było ich trzech.
- Dziadku odwieziesz nas do domu?- Poprosił starca z nadzieją.
- Nie trzeba. Jestem tu autem twojej mamy, tak będzie szybciej.

Szatyn kiwnął głową i razem z Julią wybiegli z gruchota, a następnie najszybciej, jak mogli udali się do jego domu.

2 komentarze:

  1. Sandra pożycza auto i nie pyta? Nigdy jej nie lubiłam i mam wrażenie, że czepiałaby się i nie pozwała przez tą jej oziębłość. Podejrzewam, że faceci, którzy zabrali Gwen, byli związani w jakiś sposób z Marcusem...A może nowy zły? Ciekawa jestem, czy Benowi i Julii uda się ich namierzyć (było ich trzech, bardzo konrktetne informacje). Notka świetna :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja nominuję, jak koleżanka wyżej :)
      Więcej na http://opera-lalek.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

      Usuń