czwartek, 30 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 29

- Nad czym się tak zastanawiasz?- Spytała wyrywając go z zamyślenia.
- Chyba już wiem, jak ci pomóc. Jeśli się nie mylę, to Markus nosi przy sobie klucz, do mojego inhibitora mocy. Może uda mi się je podkraść podczas najbliższego spotkania z nim i odzyskać moce, a potem tylko pilnować, aby nie pobiegli przypadkiem za tobą.
- Nie zostawię cię.
- Zostawisz, bo nie masz innego wyjścia. Pewnie niedługo przyjdą i wtedy będziesz mogła stąd nawiać.
- I co, zostaniesz tu? Przecież oni cię zabiją.- Szepnęła przez łzy.
- Mówi się trudno, najważniejsze, że ty będziesz bezpieczna. Musisz iść.
- Dobrze, ale wrócę tu z Benem po ciebie. – Szepnęła i przytuliła go mocno.
- Chcesz się zabić? Nie po to głowię się, jak pomóc ci uciec, abyś wracała tu. Ben już udowodnił, że nie poradzi sobie z moim wujem, więc nie miałoby sensu prosić właśnie jego o pomoc. Musisz mi przyrzec, że już nigdy cię tu nie zobaczę.
- Nie mogę, po prostu nie mogę. Jak mam żyć tam wiedząc, że ty cierpisz tutaj?
- Normalnie?- Wzruszył ramionami.- Zrób to dla mnie.- Pogładził ją po policzku i otarł delikatnie łzę. Rudowłosa spojrzała gdzieś w bok, a następnie zdjęła z szyi wisiorek i założyła mu go.
- Dałeś mi go, gdy miałam piętnaście lat, pamiętasz tamto święto popcornu?- Zaczekała chwilę, aż potwierdzi.- Potraktuj to jako gwarancję mojej obietnicy. Nie zostawię cie tu. Znajdę sposób i kogoś, kto da rade Markusowi.
Chłopak nie zdążył zareagować na  jej wypowiedź, gdyż w drzwiach stanęli Markus z Matem.
- Tylko dwóch?- Zdziwił się.- Będzie łatwiej, niż sądziłem.- Szepnął do niej.- Uważaj.
Podszedł do wuja z uśmiechem na ustach.
- Co się szczerzysz?- Warknął gniewnie.- Znowu chcesz oberwać?
- I to bardzo. Od wczoraj zdążyłem trochę ochłonąć i mam ochotę na mała powtórkę. A ty?
- Proszę cię bardzo.- Syknął i zamachnął się na bruneta, ale on był zwinniejszy i uchylił się, a następnie zrobił przewrót obok Markusa, aby zerwać mu z paska kluczyk. Nadal był jednak obolały i teraz kucał ciężko dysząc, aby odzyskać siły. Gwen dostrzegła, że trzyma się ręką za brzuch, a ku niemu zmierza Mat. Poderwała się do biegu i z podskoku kopnęła go w klatkę piersiową. Mężczyzna odleciał w tył, aby wylądować na szefie i razem z nim upaść na ziemi.
- Ty.- Warknął i poderwał się na równe nogi. Miał już ją zaatakować, ale usłyszał huk i odwrócił się odruchowo w stronę, z której dochodził dźwięk.
Przy otwartych drzwiach stał Kevin w metalowej zbroi i z uśmiechem na ustach skinął na Gwen. Dziewczyna ruszyła ku wyjściu, lecz drogę zagrodzili jej Alex z Jacobem.
- Zajmę się nimi, a ty wiej.- Stwierdził rzucając się na jednego z nich.
Anodytka obejrzała się na moment, a potem ruszyła biegiem przez korytarze, aby w końcu dotrzeć do wyjścia. Nie wiedziała, gdzie konkretnie się znajduje, ale od razu uderzyło ja światło słoneczne, podobne natężeniem do tego na ziemi.
- Osmos III.- Szepnęła sama do siebie. Teraz już wiedziała, gdzie się znajduje i gdzie będzie musiała wrócić. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła dalej biegiem, aż w końcu ujrzała dwie idące w jej kierunku postacie. Po chwili udało jej się rozpoznać te osoby i teraz przyspieszyła jeszcze bardziej, aby w końcu dotrzeć do przyjaciółki i Coopera.
- Julia!- Wrzasnęła, a potem rzuciła się przyjaciółce w ramiona.
- Gwen, co ty tu robisz i co ci się stało?- Spojrzała na jej twarz.- Nie ważne, Ben się ucieszy.

- Nie, musimy pomóc Kevinowi, bo oni go zabiją.- Szepnęła ze łzami w oczach. Była pewna, że Julia ze statkiem i blondyn na pewno poradzą sobie z tym zadaniem.

środa, 29 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 28

Leżał pod ścianą, modląc się, aby w końcu przestać czuć ten okropny ból. Już od kilku minut Markus wyżywał się na nim brutalnie kopiąc i okładając pięściami. Wszystko pogarszał fakt, że uderzał mocnej niż ktokolwiek inny, a nie oszczędzał swojej ofiary ani trochę.
W końcu po niezliczonych minutach, które ciągnęły się, jak godziny mężczyzna odszedł wraz z pozostałymi zostawiając ich samych. Tym razem Kevin nie wstał, gdy tylko Gwen znalazła się obok, gdyż nie miał siły się nawet ruszyć. Dopiero po kilku minutach leżenia rudowłosa pomogła mu się podnieść.
- Przepraszam.- Szepnął i otarł delikatnie krew z jej policzka, a następnie syknął z bólu, oparł się o ścianę i osunął się na ziemię, tak, ze teraz siedział oparty plecami o ścianę.
- Och Kevin.- Kucnęła obok i przytuliła go delikatnie.- Ale jestem głupia, myślałam, że Jacob jest inny, że nam pomoże.
- Oni wszyscy są tacy sami i właśnie dlatego nie możesz tu zostać.- Szepnął chwytając ją za rękę.- I nie zostaniesz.
*** *** ***
Na planetę dolecieli dopiero następnego dnia z samego rana. Ku niezadowoleniu niektórych, a szczególnie pani Levin poleciał z nimi Cooper, którego spotkali tuż przed odlotem.
- To, co teraz?- Spytała Julia, gdy już opuścili Statek.
- Teraz idziemy do domu mojego męża, a potem wraz z lucyferem szukamy Gwen. Stwierdziła i doprowadziła ich do niewielkiej drewnianej chatki, a następnie zapukała do drzwi. Ze środka wyjrzał jakiś osmozjanin.
- Witaj Aleksandrze.- Powitała go uprzejmie.
- Witam panią.- Powiedział z wielkim szacunkiem i skłonił lekko głowę.
- Sorry za ciekawość, ale czy ten pani mąż, to jakiś król był?- Spytał blondyn.
- Nie, ale służba traktuje nas z szacunkiem.- Znów spojrzała na osmozjanina.- Możemy wejść?
Ten kiwnął głową i kobieta poprowadziła ich dalej przez wspaniałe ogrody, aż doszli do dużego dworku.
Budynek miał białe ściany, a jego dach był pokryty czerwoną dachówką. Do portalu i przestronnych, wykonanych z ciemnego drewna drzwi prowadziły trzy schodki, przed którymi znajdowała się fontanna w kształcie smoka, który pluł wodą z pyska. Po obu stronach schodków był niski murek, na końcu którego była wyrzeźbiona głowa pumy.
- Zapraszam.- Powiedziała otwierając drzwi. Znaleźli się teraz w holu, gdzie wszędzie było pełno rzeźb, a każda ściana została obwieszona portretami zapewne członków rodziny. Podłoga była wyłożona czerwonym dywanem, a na suficie wisiał srebrny żyrandol z żarówkami imitującymi świece. Naprzeciw nich znajdowały sie marmurowe schody, prowadzące na piętro.
- Niesamowite.- Tylko tyle zdołali wydusić, ale pani Levin ich nie słuchała, tylko rozmawiała z jakimś osmozjaninem, a potem dołączyła do nich.
- Niestety Lucyfer jest na polowaniu i wraca dopiero za miesiąc.- Odpowiedziała smutnym tonem.
- To co teraz?- Spytał blondyn.- Nie możemy jej przecież tak zostawić!
- Wiem, ale nikt inny tu nam nie pomoże. Teraz zapraszam was, abyście coś zjedli, a potem wybrali sobie jakieś pokoje, odpoczęli i za kilka godzin będziemy wracać.
- I to koniec?- Julia była wyraźnie zawiedziona.
- Nie, ale nie damy rady jej szukać stąd, więc wrócimy na ziemię, aby z pomocą hydraulików prowadzić dalsze poszukiwania.
- A co z Kevinem?- Spytała.                               

- Nie wiem, ale skoro odszedł, to pewnie jest w Nowym Jorku. Ostatnio kontaktował się z dawnym przyjacielem z tego miasta. Idźcie odpocząć.- Nakazała i poszła na górę.
-----------------------------------------------------------------------------
Tak, tak. Jestem mistrzem w robieniu opisów. ;) Niestety, ale to moja pięta achillesowa, jeśli chodzi o pisanie.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 27

I nareszcie mam ferie.Nie muszę się uczyć, więc rozdziały będą się pojawiały trochę częściej. :)


Od dnia, gdy Osmozjanin wrócił do swojego wuja minęły już dwa tygodnie i jego matka coraz bardziej niepokoiła się faktem, że nie ma z nim kontaktu. Zmartwiona kobieta postanowiła udać się do Gwen z nadzieją, że jej syn jest w domu i po prostu nie miał czasu się odezwać. Gdy jednak dotarła na miejsce drzwi otworzył jej Ben.
- Witaj Benjaminie, czy może Kevin jest w domu?
- Nie- Warknął.
- Przepraszam więc za kłopot.- Odpowiedziała smutno, była lekko zdziwiona tonem chłopaka.
- Nie, to ja przepraszam, ale… Niech pani wejdzie.- Zaprosił ją gestem do salonu, a sam zniknął w kuchni, by po chwili wrócić z kawą.
- Coś się stało chłopcze?- Spytała zmartwiona.
- Pytała pani o Kevina. Otóż on postanowił od nas odejść. Porzucił Gwen i po prostu zniknął.
- Nie prawda!- Do środka weszła Julia.- Gwen twierdziła, że odszedł, bo chciał ją ratować.
- Ale to nie z powodu mojego syna jesteś taki przybity, prawda?
- Tak, kilka dni po odejściu Kevina ktoś porwał moją kuzynkę.
- Przykro mi, ale na pewno ją znajdziemy. Mam pomysł, jeśli chcecie, to możemy polecieć na Osmos. W domu mojego zmarłego męża mieszka jego dawna służba, a w tym Lucyfer.
- Kto?- Zapytali jednocześnie Ben z Julią.
- Lucyfer, to taka puma. Jest dużo większa od ziemskich, a poza tym umie latać, władać ogniem i ziemią, a co najważniejsze jest świetnym tropicielem. Kocurek był pupilem mojego męża, więc na pewno nam pomoże, ale muszę lecieć z wami, bo on jest tam czymś w stylu ochroniarza i nie wpuści was beze mnie.
- A więc ruszajmy, tylko jak tam polecimy?- Nim ktokolwiek zdążył się odezwać Julia gwizdnęła, a na jej kolana wskoczył Statek.
*** *** ***
Siedział na materacu i czekał aż Gwen się obudzi. W końcu dziewczyna otworzyła leniwie oczy i podniosła się do pozycji siedzącej, a potem wtuliła się w Kevina.
- Myślisz, że uda nam się stąd wyrwać?
- Szczerze? Nie, ale na pewno postaram się, abyś wróciła na ziemię.
- Sama? Nie chcę wracać bez ciebie.
- Nie masz wyjścia. Oni na pewno już dawno cię szukają.
-  A ciebie nie?
- Tylko ty wierzysz w moje dobre serce, a Tennyson śledzi każdy mój ruch. Coś wymyślę i na pewno wrócisz do domu.
- Nie mogę, nie mogę cię tu zostawić na pastwę tego faceta.- Zaprotestowała, a on uśmiechnął się ciepło, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć w pomieszczeniu stanął Markus.
- Jacob, ty idziesz do niej, a ja, Alex i Mat pogadamy sobie z Kevinem.- Warknął patrząc na parę.
Kevin od razu poderwał się gwałtownie i rzucił na Jacoba, bo przecież to on miał zająć się Gwen. Nie zdążył jednak zaatakować, gdyż pozostali dwaj natychmiast stanęli w obronie kolegi. Kiedy oni próbowali powstrzymać osmozjanina do Gwen podbiegł Jacob i przytrzymał ja mocno, ale anodytka wyrwała mu się, a następnie kopnęła z wyskoku w twarz. Niestety nie było to zbyt dobre posunięcie, gdyż natychmiast oberwała od niego w brzuch, a potem dostała z pięści w nos. Upadła na podłogę i wtedy mężczyzna w odwecie kopnął ja w twarz, a chwile później na podłogę polała się jej krew.
- Gwen!- Wrzasnął powalając Mata i ruszył w jej kierunku, ale drogę zagrodził mu Markus.

- A ty dokąd?- Warknął uderzając go w brzuch. Jak zwykle wykazał się nieludzką siłą i Kevin odleciał w tył, lądując dopiero na ścianie. Osunął się na ziemię i zerknął przerażony na zbliżającego się wuja.

piątek, 24 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 26

- I jak, zadomowiłaś się już?- Spytał z szerokim uśmiechem na ustach.
- Ty dupku!- Brunet poderwał się gwałtownie i docisnął go do ściany.- Nie tak się umawialiśmy.- Warknął uderzając go w twarz.
- Ależ ty sam tego chciałeś. Mówiłem, że masz mi być posłuszny.
- Bo co?- Wtrąciła się rudowłosa.- W ogóle czego ty od niego chcesz, przecież on nic ci nie zrobił i nie zasłużył na takie traktowanie. Jesteś dupkiem bez serca, a w dodatku z kompleksami. Wyzywasz się na Kevinie, bo…- Nie dokończyła swojej wypowiedzi, gdyż wściekły facet wyrwał się osmozjaninowi i podbiegł do niej, a następnie uderzył z pięści w twarz. Zaskoczona dziewczyna upadła na ziemię trzymając się za obolały nos.
Czyn wuja wkurzył Kevina, który natychmiast rzucił się na niego z pięściami. Nie mógł przecież pozwolić, aby ktoś krzywdził jego ukochaną. Jednak jego przeciwnik znów okazał się silniejszy. Uderzył go kilkukrotnie, a następnie rzucił nim o ścianę i nim zdążył się podnieść w pokoju byli już pomocnicy Markusa, którzy natychmiast znaleźli się obok niego i zaczęli go kopać. Chłopak z doświadczenia wiedział, że nie ma szans i najlepiej się nie wyrywać, zasłonił tylko twarz rękami i czekał, aż skończą.
- Zostawcie go!- Wrzasnęła i miała już do nich podejść, lecz Markus chwycił ja mocno za rękę.
- Daj im się pobawić. Długo musieliśmy na niego czekać, a jest tu tak krótko.
- Każ im przestać, proszę.- Szepnęła, a w jej oczach stanęły łzy.
- Nienawidzę, jak kobieta płacze, ale nie mogę tego dla ciebie zrobić. Otóż moi chłopcy są nieobliczalni i wolałbym nie psuć im humoru.
- Jacob, proszę cię, przestań!- Krzyknęła do chłopaka. O dziwo ten odwrócił się do niej, a następnie poklepał pozostałych dwóch po ramionach.
- Alex, Mat, wystarczy.- Powiedział łagodnie i wszyscy wyszli z pokoju. Markus puścił anodytke i ruszył ich śladem, a ona podbiegła do leżącego na ziemi Kevina. Chłopak skrzywił się lekko, a następnie wstał powoli z grymasem bólu na twarzy.
- Przepraszam.- Szepnęła patrząc mu w oczy.
- Nie rozumiem, za co?
- Gdybym się niewtrącana…- Zaczęła, ale on jej nie słuchał. Odwrócił się plecami i kulejąc podszedł do materaca i usiadł opierając się o ścianę.
- Przestań. Jak nie za to, to za coś innego, bo widzisz… On się wkurzy, a ja obrywam, nie wykonuje rozkazów też obrywam, obrażę go i co? Znowu obrywam. Nudzi mu się, więc dla rozrywki przychodzi tu. To nie twoja wina.
- A powiesz mi, dlaczego zdecydowałeś się tu przyjść i jak się tu znalazłeś?- Spytała siadając obok niego.
-To wszystko zaczęło się już jakiś czas temu. Kilka dni przed tym, jak postanowiłem cię opuścić spotkałem Markusa, który powiedział mi, jak naprawdę zginęli twoi rodzice. On mi zagroził, że ciebie też zabije, jeśli będę się mu stawiał, a ja nie chciałem abyś umarła, więc postanowiłem, że sam odejdę. Ty jednak jak zwykle musiałaś się wtrącić i mnie ratować. Po tym, co powiedziałaś tego ranka, gdy się ocknąłem uwierzyłem, że będzie lepiej, ale słowa wuja huczały mi w głowie każdego dnia, sprawiając, że wszystko doprowadzało mnie do szału. Wtedy, jak cię uderzyłem, po prostu stałaś za blisko, ale to nie była żadna wymówka i nie mogłem sobie tego wybaczyć, więc żeby się od stresować harowałem w garażu kumpla. Niestety nie musiałem długo czekać, aby on znów się pojawił na mojej drodze, twierdząc, że wybiera się do ciebie. Nie chciałem mu na to pozwolić i on postawił mi warunek. Wracam, a ty jesteś bezpieczna, a ja głupi dałem się nabrać i przylazłem do niego.
- Więc jesteś tu przeze mnie?
- Nie przez ciebie, tylko dla ciebie. Poza tym mogłem od początku siedzieć tutaj i nie wkurzać Markusa. Wtedy nigdy bym nie wrócił, a twoi rodzice żyliby do dziś, a ty razem z nimi w Nowym Jorku.

- Albo szukałabym cię do dzisiaj i kłóciła się z mamą, cały czas oskarżając o to, jak cię potraktowali, że dla mnie żyjesz i wysłuchiwałabym tylko, że musze się pogodzić z tym, ze już się nie zobaczymy, a ty byś cierpiał tutaj. Nie dam się tak łatwo porzucić.- Szepnęła, a następnie pocałowała go delikatnie.- Uciekniemy stąd. Na pewno nam się uda i myślę, ze Jacob nam pomoże.

sobota, 18 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 25

Szła za nim jakimś korytarzem, a pozostałych dwóch już dawno nie było. Dziewczyna była przerażona, drżała ze strachu i chłodu, jaki tu panował.
- Nie bój się.- Odezwał się mężczyzna, który ja prowadził.- Nie wolno nam cię skrzywdzić, a poza tym ja niechętnie to robię.
- A więc po co tu jesteś?
- Nie miałem wyjścia. Kiedyś byłem jednym z jego więźniów, a teraz jestem pomocnikiem. On werbuje tylko najbardziej wytrwałych i buntowniczych z porwanych. Jeśli masz wyjście służyć jemu, albo umrzeć to sprawa jest prosta. Markus jest trochę…
- Kto? Służysz Markusowi?
- Tak. Wiem, że po tym co się stało z twoim chłopakiem pewnie uznasz mnie za potwora, ale tak nie jest. Ja też mam rodzinę i jeśli skończę służbę, będę mógł kiedyś do nich wrócić. Poza tym mogę się z nimi kontaktować, lecz nie wolno mi powiedzieć prawdy. Oficjalnie pracuje za granicą na ziemi. To miejsce jest tajne. Nawet więźniowie nie wiedzą gdzie się znajdujemy.
- Nie uważam cię za potwora, to Markus taki jest, a nie ty. Jak masz na imię?
- Jacob.
- A czy jesteś pierwszym zwerbowanym więźniem?
- Tak, ale zachęcał jeszcze kilku, aby stanęli po jego stronie. Z tym twoim Kevinem też tak było. Przez pierwsze pół roku praktycznie dwa razy w tygodniu podejmował próbę ucieczki, był bardzo agresywny i jako jedyny nie ugiął się po tak długim czasie. Szefowi podobały się te cechy i chciał mieć po swojej stronie kogoś takiego, ale on zawsze odmawiał.
- Nie jesteś zły i mam nadzieję, że już niedługo wrócisz do domu.
- Dzięki, ale moja służba jeszcze trochę potrwa.
- A dokąd zmierzamy?
- Do celi twojego chłopaka. Markus kazał cię do niego zaprowadzić.
- To Kevin tu jest? Jak dał się złapać, przecież…
- On sam tu przyszedł, nikt go nie łapał.
- Nie rozumiem.
- Miał z szefem umowę. Wrócił tutaj, ale w zamian Markus miał obiecać, że nie zbliży się do ciebie. Niestety on nie jest zbyt honorowy i nie dotrzymał słowa, a wszystko przez charakterek Kevina.
- Znowu nie rozumiem.
- Levin jest bardzo odporny na każde stosowane przez nas metody. Ty będziesz naszą karta przetargową, chociaż ja to bym nigdy nie pozwolił ci tutaj być, a szczególnie jak Markus się wścieknie. Możesz przez przypadek oberwać. Nam nie wolno cię tknąć, ale on to co innego.
- Ale nic mu nie jest?
- Kevinowi? Sama się przekonasz.
Dalej szli w milczeniu. Gwen wciąż się bała, ale o dziwo polubiła Jacoba, który wydał jej się sympatyczny. Po kilku minutach spaceru dotarli pod mosiężne drzwi.
- On tam jest. Nie wejdę z tobą, ale nie bój się.- Powiedział otwierając jej drzwi.
*** *** ***
Siedział skulony w rogu pomieszczenia i zastanawiał się nad tym, co teraz działo się w Bellwood. Myślał o Gwen. Pewnie jest jej przykro, albo jest na niego wściekła i nie chce go już znać. Osobiście wolałby, aby ona go znienawidziła, niż miałaby tęsknić i czekać na jego powrót do domu. Po chwili takich rozmyślań usłyszał kroki dwóch osób. Automatycznie napiął wszystkie mięśnie i zerknął nerwowo na drzwi, które otworzyły się z głośnym hukiem.
- Kevin!- Usłyszał jej krzyk i zanim zdążył się zorientować ktoś objął go mocno.- Tęskniłam, wiesz?- Wyszeptała mu do ucha.
- Co? Co ty tu robisz?- Spytał lekko oszołomiony.
- W sumie to sama nie wiem. Kazali, to przyszłam, ale to przecież nieważne.
- Ważne, bo nie miało cię tu być.
- Wiem i jest mi przykro, że o niczym mi nie powiedziałeś. Znaleźlibyśmy inny sposób, aby go pokonać, nie musiałbyś… Nienawidzisz tego miejsca i to nie fair, że tu jesteś.

- Nie pokonamy go i fakt, nienawidzę, ale jeśli miałbym wybierać między życiem tutaj, a twoją krzywdą to nie mam wątpliwości.- Szepnął, a potem pocałował ją lekko. W tej samej chwili do środka wparował Markus.

sobota, 11 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 24

Szła ulicą, gdy dostrzegła swoja przyjaciółkę, która wskazywała właśnie drogę jakiemuś mężczyźnie. Przyglądała jej się chwilę, a później spojrzała na niego i wtedy poczuła, jak ogarnia ją złość i nienawiść. Odstrzeliła go od Juli, a następnie podeszłą do nich szybkim krokiem.
- Gwen, co ty robisz?- Spytała zdziwiona, ale anodytka jej nie słuchała stanęła nad leżącym na ziemi mężczyzną.
- Zabije cie.- Warknęła do niego, a jej oczy zabłysły różem.- To nie potrwa długo, ale będzie bardzo bolało.- Uśmiechnęła się, ale on nie miał zamiaru czekać, aż ta go zaatakuje i poderwał się gwałtownie, a później w ułamku sekundy zniknął za jakimś autobusem. Gwen zaśmiała się cicho i miała już ruszyć jego śladem, gdy poczuła, ze ktoś trzyma ja za rękę.
- Myślałam, że znam cię lepiej.- Szepnęła lekko wystraszona zachowaniem przyjaciółki.
- Ty nic nie rozumiesz, bo twoi rodzice żyją, a Bena masz tu na miejscu. A ten facet, to jest właśnie Markus.
- Rozumiem, ale nie pomożesz Kevinowi, jak cię wsadzą.
- Ja wiem, ale od wczorajszego dnia nie myślę o niczym innym, jak o tym, że ten facet łazi jak gdyby nigdy nic po mieście.
- Witaj Gwendolyno.- Usłyszały czyjś głos i odwróciły się gwałtownie. Przed nimi stali jacyś mężczyźni ubrani na czarno. Było ich trzech, a wszyscy o potężnej posturze.
- Znamy się?- Spytała lekko zdziwiona.
- My jeszcze nie, ale zapewniam cię, że osoba, która nas tu przysłała zapewne cię zna.
- Kto?- Spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego jeden z nich podszedł do Juli i chwycił ją tak mocno za ramię, że dziewczyna pisnęła.
- Chodź z nami skarbie, a nie zrobimy krzywdy twojej koleżance.
- Zgoda, ale macie ją puścić tutaj. Chcę widzieć jak odchodzi.- Uśmiechnęli się szeroko i już po chwili na ręku miała inhibitor mocy.
- Ubezpieczenie.- Stwierdził ten, który trzymał brunetkę, a później pościł ją i odepchnął lekko od siebie.
- Idź do domu Julio.- Nakazała przyjaciółce, a potem wraz ze spotkanymi mężczyznami zniknęła w głębi miasta.
*** *** ***
Biegła tak szybko, jak tylko mogła, aż w końcu dotarła do domu swojego chłopaka. Zaczęła rozpaczliwie walić w drzwi, które po chwili otworzyła Sandra Tennyson.
- Dzień dobry. Jest Ben?- Spytała ledwo łapiąc powietrze.
- Niestety, ale Ben musiał iść na jakąś misję i nie ma go w domu.
Brunetka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.- A mogę pożyczyć auto? To bardzo ważne.
- Oczywiście.- Podała jej kluczyki i uśmiechnęła się ciepło.
Julia szybko pobiegła do jej auta i z piskiem opon ruszyła w stronę pola kempingowego, gdzie dotarła już po dwudziestu minutach. Szybko odnalazła gruchota dziadka Tennysonów i bez pukania weszła do środka. Ku jej zdziwieniu Ben również tam był.
- Ben, ktoś…
- Julio, czy to nie może zaczekać? Mam szlaban i właśnie jestem na akcji poza Bellwood.
- Nie. Porwali Gwen.- Wyszeptała patrząc na chłopaka. Ten poderwał się gwałtownie.
- Kto?- Spytał Max.
- Nie wiem, ale było ich trzech.
- Dziadku odwieziesz nas do domu?- Poprosił starca z nadzieją.
- Nie trzeba. Jestem tu autem twojej mamy, tak będzie szybciej.

Szatyn kiwnął głową i razem z Julią wybiegli z gruchota, a następnie najszybciej, jak mogli udali się do jego domu.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 23

I ostatni dzień wolnego, a to oznacza, że rozdziały znów co sobotę. Podczas szkoły nie mam czasu na pisanie, gdyż to już trzecia gimnazjum i trzeba brać się do roboty, a szczególnie teraz, gdy mamy koncówkę semestru. Zapraszam więc na ostatni ponadprogramowy rozdział.;)

Szli teraz jakimś korytarzem. Nie wiedział jednak gdzie się znajduje, gdyż podczas podróży po prostu zasnął. Wiedział, że Markus jakoś go uśpił, ale nie miał pojęcia jak to zrobił. Nagle na swojej drodze napotkali trzech dobrze zbudowanych mężczyzn.
- Pamiętasz ich Kevinie?- Spytał z udawaną uprzejmością jego wuj.
- Nie łatwo ich zapomnieć. Spieprzyli ostatnio, bo chyba mieli mnie zabić, a tu jestem.
- To właśnie oni.- Potwierdził i kazał mu iść dalej.
Po kilku minutach spaceru przez labirynt korytarzy stanęli przed dużymi, mosiężnymi drzwiami.
- Witaj w domu.- Powiedział z szerokim uśmiechem, a następnie otworzył drzwi. Brunet wziął głęboki wdech, aby się uspokoić, a potem przekroczył próg swojej dawnej celi.- Dzisiaj możesz odpocząć, a my spotkamy się jutro.- Trzasnął drzwiami zostawiając go samego.
Osmozjanin usiadł na materacu, który znajdował się w lewym rogu pokoju i wpatrywał się w ścianę. Myślał o Gwen, o tym, że ją zostawił i o tym, że na pewno ona mu tego nie wybaczy. Potem zastanawiał się, co tak naprawdę tu robił. Bał się przecież tego miejsca i tego, co go tu może spotkać, ale wiedział, że dla ukochanej skoczyłby nawet w ogień, lub do samej Nicości.
*** *** ***
Od chwili, gdy Kevin ją porzucił minęły dwa dni. Gwen chodziła załamana, ponieważ wciąż była przekonana, że brunet chciał się zabić, a skoro tak, to pewnie już dawno nie żyje. Ale to wcale nie była prawda. Chłopak siedział teraz w tym małym, obskurnym pokoiku, którego tak bardzo nienawidził i czekał spokojnie na wizytę Markusa, lub któregoś z jego pomocników.
Około siedemnastej w progu stanął jego wuj. Osmozjanin podniósł się leniwie i spuścił lekko głowę.
- Widzę, że jeszcze pamiętasz panujące tu zasady.- Uśmiechnął się zamykając za sobą drzwi.
- Większość, ale nie po to tu przyszedłeś. Czego chcesz?
- Otóż mam dla ciebie zadanie.
- Tak?
- Chcę abyś mi coś dał.
- Wal się.- Warknął.- Nic nie dostaniesz, a jeśli liczyłeś na cos innego, to jesteś głupszy, niż wyglądasz.
- Licz się ze słowami Levin!- Facet był wyraźnie wściekły.
- Umawialiśmy się, że wracam, a nie, że będę ci posłuszny.
- Oj będziesz, przynajmniej jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć.
- Oboje wiemy, że mnie nie zabijesz.
- Racja, ale mogę zafundować ci piekło na ziemi.- Zaśmiał się głośno, a do środka weszli jego pomocnicy.- Bawcie się dobrze.- Powiedział do nich znikając za drzwiami.
*** *** ****
Wróciła właśnie z Julią do domu. Po wizycie brunetki obie udały się na komisariat, aby zgłosić zaginięcie chłopaka. Dzisiaj rano natomiast Gwen dostała telefon z informacją, że niedaleko miasta znaleziono zwłoki chłopaka pasującego do opisu osmozjanina. Rudowłosa natychmiast zadzwoniła do przyjaciółki, ponieważ nie chciała tam jechać sama. Teraz po powrocie usiadła na kanapie i zaczęła płakać.
- Ej, już dobrze.- Powiedziała siadając obok.- Najważniejsze, że to nie on.
- Ale ja nadal nie wiem co się z nim dzieje.
- Niedługo wróci, zobaczysz.- Spróbowała ją uspokoić.
- A jeśli nie? Nie poradzę sobie bez niego. Wiesz, jak się czułam po śmierci rodziców. Tylko dzięki Kevinowi poradziłam sobie z tym tak szybko, a teraz go nie ma.
- Kevin jest silny i nie wierzę, aby mógł zrobić cokolwiek głupiego.
- Był. Markus, on go zniszczył. Po wyjściu ze szpitala popadał w coraz to większą depresję, a wszystko przez tego dupka.
- To co teraz? Policja nie znajdzie go tak szybko.
- Nic, znajdę Markusa, a potem zatłukę jak psa, a kiedy już skończę, to odnajdę Kevina, powiem mu, że nie musi się już martwić i będzie tak, jak wcześniej.- Powiedziała z determinacją w głosie.
- Gwen? Ty chcesz go…?

- A czemu nie? On zamordował mi rodziców, porwał Kevina, a, teraz nas prześladuje. Zniszczę go.

sobota, 4 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 22

Następnego dnia chłopak jak zwykle był w garażu kolegi, a ona siedziała w domu. Kevin postanowił zrobić dziewczynie niespodziankę i wrócić wcześniej. Pożegnał się więc z kumplem i powolnym krokiem udał się do domu.
Był już dwie przecznice od celu, gdy coś uderzyło go mocno w bok. Zaskoczony brunet odleciał kilka metrów wpadając w jakąś ciemną uliczkę, a do niego z uśmiechem na ustach zbliżał się Markus.
- Powiedz tej małej, że jutro się z nią spotkam, choćbym miał wpaść do waszego domu.
- Nie pozwolę ci jej tknąć!- Wrzasną wstając.
- Spokojnie. Mogę ją oszczędzić, ale nie za darmo.
- Czego chcesz?
- Otóż tego samego, co zawsze…
*** *** ***
Martwiła się, bo jej ukochany miał już godzinę spóźnienia. Zaczęła zastanawiać się nad poszukiwaniami, ale ten właśnie wszedł do domu.
- Gdzieś ty był?- Spytała wpatrując się w jego pusty wzrok i posiniaczoną twarz.
- Nigdzie.- Warknął.
- Znowu Markus?- Spytała z troską i objęła go delikatnie.
- Nie!- Wyrwał się jej lekko.- Słuchaj, Cooper cię kocha i wiem, że ty go też.
- Nie prawda!
- Nie ważne, bo ja już nie kocham ciebie.- Stwierdził lodowatym tonem.
- Co? Ty nie wiesz, co mówisz.- W jej oczach pojawiły się łzy.- Nie możesz mnie zostawić.
- Mogę i nie szukaj mnie, bo ja mam kogoś innego. Wybacz.- Szepnął, a następnie wyszedł bez słowa pożegnania.
Gwen została sama. Porzucona i zagubiona. Nie rozumiała, czemu ją zostawił, bo przecież go kochała i była pewna, że on odwzajemnia jej uczucie.
Nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. Chwyciła telefon wpisała znany na pamięć rząd cyferek.
- Tak słucham?- Usłyszała głos Coopera.
- Cześć, z tej strony Gwen.
- A już myślałem, ze nie będziesz się do mnie odzywać.
- Mocno oberwałeś?
- Od kogo? Jesteś ostatnią osobą, z którą się widziałem, bo musiałem wyjechać służbowo.
- To Kevina u ciebie nie było?- Spytała zdziwiona.
- Nie, a coś się stało?
- Nie, nic. Wybacz, ale musze kończyć.
Przerwała połączenie i stała teraz zastanawiając się, dlaczego osmozjanin tak po prostu ja porzucił. Nagle coś do niej dotarło. Zamarła w bezruchu uświadamiając sobie co tak naprawdę mogło się stać. Jej oddech zwolnił, a do oczu napłynęły  łzy. Nie widziała teraz nic, ani też niczego nie była w stanie usłyszeć. Przed oczami miała jedynie obraz ukochanego, który umierał powoli po zażyciu leków.
Z tego stanu wyrwało ją dopiero silne uderzenie w twarz.
- Gwen, odezwij się do cholery.- Usłyszała głos przyjaciółki.- Co się dzieje?
- On się zabije.- Wyszeptała, a jej ciałem wstrząsnął szloch.
*** *** ***
Szedł powoli, aż dotarł do opuszczonego portu. Tam stanął pod ścianą jakiegoś budynku opierając się o nią i spokojnie czekał. Po chwili ku niemu zbliżyła się zakapturzona postać.
- Jaką mam gwarancję, że ona będzie bezpieczna?- Spytał zrzucając Markusowi kaptur.
- Wiesz przecież, że tu nie chodzi o nią, a o ciebie. Po co mi ta dziewczyna?
Chłopak kiwnął głową przyznając mu rację, a następnie oboje ruszyli przez port, aż doszli do dużego, czarnego Jeepa. Markus usiadł za kierownicą, a on obok i ruszyli.
- Boisz się?- Spytał dostrzegając, iż chłopak drży.
- Ciebie? Wcale.- Powiedział, ale głos mu się lekko załamał.

- Nie bój się. Nie będzie tak źle.- Szepnął, a potem zaśmiał się cicho.

środa, 1 stycznia 2014

Odnaleźć siebie część 21

Siedziała w salonie oglądając telewizję, a Kevina jak zwykle gdzieś wywiało. Od kilku dni często znikał nie mówiąc dokąd się wybiera. Mimo to Gwen doskonale o tym wiedziała, gdyż postanowiła go raz śledzić. Wtedy okazało się, że czarnooki pomaga swojemu kumplowi w jego garażu. Nie przeszkadzało jej to, bo liczyła, że praca pomoże mu się trochę odprężyć i zapomnieć o problemach. Ona sama miała wtedy czas dla siebie.
Właśnie skończył się oglądany przez nią serial, gdy ktoś zapukał do drzwi. Jednym machnięciem reki sprawiła, że te się otworzyły, a w progu ujrzała Coopera.
*** *** ***
Wracał właśnie od swojego kumpla. Ostatnio spędzał tam mnóstwo czasu, gdyż praca, którą wykonywał w jego garaż sprawiała, że czuł się lepiej i nie wyżywał się na Gwen po powrocie do domu.
Pamiętał, jak jeszcze dwa dni temu pokłócił się z ukochaną. Poszło o jakąś błahostkę, ale trochę go poniosło i uderzył ją w twarz. Bardzo tego żałował i natychmiast ją przeprosił, ale czuł się z tym źle i starał się szukać innych sposobów na wyciszenie się. Rudowłosa niby mu wybaczyła i teraz zachowywała się, jakby to nie miało miejsca, ale on żałował i wolałby, aby to się nigdy więcej nie powtórzyło.
A co było powodem jego nerwów? Oczywiście Markus. Chłopak bał się, że wkrótce znów go spotka i ktoś, a konkretnie Gwen przypłaci to spotkanie życiem.
*** *** ***
Blondyn siedział już u niej prawię godzinę i w końcu postanowił się zbierać, ale wcześniej zebrał się na odwagę i zadał jej jedno pytanie.
- Kochasz Kevina, prawda?
- Tak i to bardzo. Wiesz przecież o tym, więc nie rozumiem skąd to pytanie.
- Bo ja kocham ciebie.- Szepnął i odruchowo pocałował ją w usta. Nie mogła się mu wyrwać, gdyż ten trzymał ją za ręce.
- Super!- Warknął wchodząc do domu i odciągając od niej blondyna.- Ja wychodzę na dwie godziny , a ty odwalasz mi taki numer?
- Nie. Kevin to nie tak.- Zaprotestowała szybko.
- A ja myślę, że dokładnie tak. Nie rozumiem tylko dlaczego po prostu mi nie powiedziałaś. Zrozumiałbym to jakoś.- Wściekły zacisnął dłonie w pięści i wyszedł z budynku trzaskając drzwiami.
- Kevin, czekaj!- Wybiegła za chłopakiem, ale jego nie było nigdzie widać, wiec wróciła do środka, podeszła do Coopera i uderzyła go z otwartej dłoni w twarz.- Nie wybaczę ci tego. Wyjdź!- Powiedziała i otworzyła mu szeroko drzwi.
- Gwen, przepraszam.- Szepnął.- Nie martw się, on ci wybaczy. W końcu to ja cie…
- To mu to powiedz, a teraz wyjdź.
Daniels spuścił nisko głowę i powolnym krokiem opuścił dom rudowłosej. Ona zatrzasnęła za mim drzwi, a następnie chwyciła za telefon i zaczęła wydzwaniać do osmozjanina z nadzieją, że ten odbierze. Chłopak jednak odrzucał każde połączenie. Dopiero po godzinie zdecydował się łaskawie z nią porozmawiać.
- Tak?- Spytał znudzonym tonem.
- Kevin to nie tak, jak myślisz.
- Ja nic nie myślę. On cie pocałował, więc chyba nie musze się niczego domyślać, bo wyraźnie widziałem całą sytuację.
- Ale to on. Proszę, wróć do domu.- W tym momencie połączenie zostało przerwane. Dziewczyna ze łzami w oczach rzuciła telefonem o ścianę, a następnie usiadła na ziemi i zastanawiała się, jak miałaby przekonać ukochanego, że to wszystko to nieporozumienie. W tej samej chwili drzwi się otworzyły, a za nimi stał Kevin.- Wróciłeś!- Krzyknęła rzucając mu się na szyję.
- Oczywiście, że tak. Widziałem, że to on cię pocałował, ale zabolało to, że w ogóle się nie próbowałaś bronić.

- Chwycił mnie za ręce, a poza tym zaskoczył mnie.- Szepnęła, a on przytulił ją czule.