Minęły trzy dni, a Gwen od dziwnego
telefonu nie pojawiła się w szpitalu ani razu. Poza tym nie odbierała od nikogo
telefonów. Nie wychodziła też z domu, tylko cały czas płakała. U Kevina właśnie
siedział Ben.
- Co się stało z Gwen? W ogóle się do
mnie nie odzywa.- Spytał zmartwiony czarnooki.
- Nie wiem. Ona siedzi cały czas w domu,
a starzy i dziadek nic nie chcą mówić. Wszyscy zachowują się jakoś dziwnie, ale
nikt nie raczy mi tego wyjaśnić.
- Może coś się stało?.- Zapytał
zmartwiony.
- Nie, byłem tam wczoraj, aby pogadać,
ale ona zaczęła do mnie strzelać. Nic jej nie jest.
- Dobra. Nie obraź się stary, ale mam
dosyć na dziś twojego towarzystwa.
- Spoko. Wpadnę jutro.
- Nie!- Zaprzeczył szybko.- To znaczy
nie trzeba.
- Ok. Ja już pójdę.
- Pozdrów Gwen i spróbuj się czegoś dowiedzieć.
*** ***
***
Minęły kolejne dwa dni. Osmozjanin
cieszył się, bo Tennyson przestał go „nawiedzać”. Kevin wiedział czemu szatyn
wcześniej spędzał u niego tyle czasu, a to go tylko drażniło. Rozumiał, że Ben
czuję się trochę winny za to, co się stało, ale miał to gdzieś. Nie potrzebował
jego litości, czy współczucia. Od nikogo ich nie potrzebował.
Powoli zasypiał, gdy usłyszał ciche
kroki.
- Przepraszam, że nie przychodziłam
wcześniej.- Usłyszał głos Gwen. Głos, który tak uwielbiał, za którym bardzo
tęsknił, i który teraz wydał mu się taki… smutny?
- Ej, co się dzieje?- Spytał, gdy tylko
ta podeszła do niego. Rudowłosa chwyciła go za rękę i zaszlochała cicho.
- Moi rodzice… oni nie żyją.- Rozpłakała
się jeszcze bardziej.
- Przykro mi.- Szepnął i wyciągnął do
niej powoli rękę. Czuł potworny ból, ale to teraz nie miało znaczenia. Starł
delikatnie łzy z jej policzka.
- A wesz co jest najgorsze?- Zapytała
przez łzy.- Kiedy umierali mama była pewna, że jej nienawidzę, a wcale tak nie
było.
- Nie powiedziałbym.
- Jak to? Zanim wyjechali powiedziałam
jej tak.
- Może, ale ja też z nimi rozmawiałem.
Było to jakieś dwa dni przed naszą wycieczką do kanionu. Pytała o ciebie, a że
nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, to powiedziałem, że bardzo za nimi
tęsknisz i czekasz na ich powrót. Tak przecież było.
- Och Kevin. Dziękuję.- Wtuliła się w
niego. On sykną z bólu.- Wybacz.
- Nie szkodzi. Po tych zabiegach Wszystko mnie boli.
- Zabiegach?
- Tak. Twierdzą, że to mi pomoże. Ponoć
na skutek uderzenia moje nerwy zostały uśpione, czy jakoś tak. To ma je
pobudzić i chyba będzie tak, jak wcześniej.
- Cudownie!- Znów go przytuliła.- Mogę
tu zostać? Ben mówił, że nie chcesz towarzystwa.
- Nie mógłbym odmówić. Jesteś kimś
więcej, niż tylko towarzyszem do rozmów.- Uśmiechnął się ciepło.
- Na pewno?
- Oczywiście.- Znów wyciągnął rękę. Tym
razem jednak zatrzymał ją w połowie drogi, dłoń zacisnął w pięść, a następnie
ręka opadła bezwładnie na szpitalne łóżko.
- W porządku?- Spytała zmartwiona.
On tylko kiwnął lekko głową na potwierdzenie.
Był blady i miał przymknięte oczy.
- N- na pewno?- W jej głosie dało się
słyszeć lekki strach.
- Tak.- Szepnął, a ona pogładziła jego
policzek. W tym samym momencie oddech chłopaka przyspieszył, a chwilę później
jego ciałem wstrząsnęły silne drgawki. Rudowłosa wybiegła z sali na korytarz i
zawołała jakiegoś lekarza. Ten natychmiast pojawił się w sali, ale nie pozwolił
wejść dla dziewczyny. Oparła się rękoma o szybę i z przerażeniem przyglądała się ukochanemu
i lekarzom biegającym wokół niego.