piątek, 29 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 13

Minęły trzy dni, a Gwen od dziwnego telefonu nie pojawiła się w szpitalu ani razu. Poza tym nie odbierała od nikogo telefonów. Nie wychodziła też z domu, tylko cały czas płakała. U Kevina właśnie siedział Ben.
- Co się stało z Gwen? W ogóle się do mnie nie odzywa.- Spytał zmartwiony czarnooki.
- Nie wiem. Ona siedzi cały czas w domu, a starzy i dziadek nic nie chcą mówić. Wszyscy zachowują się jakoś dziwnie, ale nikt nie raczy mi tego wyjaśnić.
- Może coś się stało?.- Zapytał zmartwiony.
- Nie, byłem tam wczoraj, aby pogadać, ale ona zaczęła do mnie strzelać. Nic jej nie jest.
- Dobra. Nie obraź się stary, ale mam dosyć na dziś twojego towarzystwa.
- Spoko. Wpadnę jutro.
- Nie!- Zaprzeczył szybko.- To znaczy nie trzeba.
- Ok. Ja już pójdę.
- Pozdrów Gwen i spróbuj się czegoś dowiedzieć.
*** *** ***
Minęły kolejne dwa dni. Osmozjanin cieszył się, bo Tennyson przestał go „nawiedzać”. Kevin wiedział czemu szatyn wcześniej spędzał u niego tyle czasu, a to go tylko drażniło. Rozumiał, że Ben czuję się trochę winny za to, co się stało, ale miał to gdzieś. Nie potrzebował jego litości, czy współczucia. Od nikogo ich nie potrzebował.
Powoli zasypiał, gdy usłyszał ciche kroki.
- Przepraszam, że nie przychodziłam wcześniej.- Usłyszał głos Gwen. Głos, który tak uwielbiał, za którym bardzo tęsknił, i który teraz wydał mu się taki… smutny?
- Ej, co się dzieje?- Spytał, gdy tylko ta podeszła do niego. Rudowłosa chwyciła go za rękę i zaszlochała cicho.
- Moi rodzice… oni nie żyją.- Rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Przykro mi.- Szepnął i wyciągnął do niej powoli rękę. Czuł potworny ból, ale to teraz nie miało znaczenia. Starł delikatnie łzy z jej policzka.
- A wesz co jest najgorsze?- Zapytała przez łzy.- Kiedy umierali mama była pewna, że jej nienawidzę, a wcale tak nie było.
- Nie powiedziałbym.
- Jak to? Zanim wyjechali powiedziałam jej tak.
- Może, ale ja też z nimi rozmawiałem. Było to jakieś dwa dni przed naszą wycieczką do kanionu. Pytała o ciebie, a że nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, to powiedziałem, że bardzo za nimi tęsknisz i czekasz na ich powrót. Tak przecież było.
- Och Kevin. Dziękuję.- Wtuliła się w niego. On sykną z bólu.- Wybacz.
- Nie szkodzi. Po tych zabiegach Wszystko mnie boli.
- Zabiegach?
- Tak. Twierdzą, że to mi pomoże. Ponoć na skutek uderzenia moje nerwy zostały uśpione, czy jakoś tak. To ma je pobudzić i chyba będzie tak, jak wcześniej.
- Cudownie!- Znów go przytuliła.- Mogę tu zostać? Ben mówił, że nie chcesz towarzystwa.
- Nie mógłbym odmówić. Jesteś kimś więcej, niż tylko towarzyszem do rozmów.- Uśmiechnął się ciepło.
- Na pewno?
- Oczywiście.- Znów wyciągnął rękę. Tym razem jednak zatrzymał ją w połowie drogi, dłoń zacisnął w pięść, a następnie ręka opadła bezwładnie na szpitalne łóżko.
- W porządku?- Spytała zmartwiona.
On tylko kiwnął lekko głową na potwierdzenie. Był blady i miał przymknięte oczy.
- N- na pewno?- W jej głosie dało się słyszeć lekki strach.

- Tak.- Szepnął, a ona pogładziła jego policzek. W tym samym momencie oddech chłopaka przyspieszył, a chwilę później jego ciałem wstrząsnęły silne drgawki. Rudowłosa wybiegła z sali na korytarz i zawołała jakiegoś lekarza. Ten natychmiast pojawił się w sali, ale nie pozwolił wejść dla dziewczyny. Oparła się rękoma o szybę i z przerażeniem przyglądała się ukochanemu i lekarzom biegającym wokół niego.

piątek, 22 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 12

Zmieniła się w swoją energetyczną postać i wściekła odwróciła w stronę napastnika. Ten jednak zdążył już zniknąć. Wróciła do ludzkiej formy i opadła na ziemię. Czuła się bezsilna.
- Może nic mu nie jest.- Powiedział z nadzieją Ben i kazał jej wstać.- Lecimy na dół.
- Dobry pomysł.- Znów się zmieniła i chwyciła Bena za rękę.
*** *** ***
Uderzył plecami o ziemię, a jego powłoka rozleciała się w pył. Jedyne co czuł, to przeszywający ból całego ciała. Nie mógł się ruszyć, z trudem łapał oddech, a jego ciało szybko zalał pot. Był przekonany, że to koniec, że umrze za chwilę w samotności leżąc na dnie kanionu.
W pewnym momencie dostrzegł różowo-fioletowy blask. Obok niego wylądowała Gwen wraz ze swoim kuzynem. Podeszła bliżej i pochyliła się nad nim, po czym wróciła do ludzkiej postaci.- Ben, dzwoń po karetkę i wytłumacz im, jak tu dojechać.
- Nie.- Zaprotestował słabym głosem.- Wiesz, że nie lubię…
- Wiem, ale nie masz wyjścia.- Pogładziła go delikatnie po policzku.
On spojrzał na nią pustym wzrokiem i zamrugał powiekami.- Jestem zmęczony.
- Nie możesz zasnąć.
- Ale ja chcę. Kreci mi się w głowie. Czuję, że muszę zamknąć oczy i zasnąć.
- Nie.- Znów pogładziła go po policzku.- Proszę nie zasypiaj.- Jej oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez, które teraz zaczęły spływać po jej policzkach.- Będzie dobrze, tylko nie zasypiaj. Mów do mnie.
- Tylko co?- Spytał. W jego oczach dało się dostrzec przerażenie.
- Cokolwiek.- Uścisnęła jego rękę.
- Już jadą.- Ben podszedł do niech i kucnął obok kuzynki.
- Jak ja cię nie znoszę pokurczu.- Uśmiechnął się słabo do przyjaciela.
Czekali tak przez jakieś pół godziny. Przez cały ten czas Gwen pilnowała, aby Kevin miał otwarte oczy. Bała się, że jeśli zaśnie już nigdy się nie obudzi. W końcu przyjechała karetka, która zabrała chłopaka do szpitala. Gwen pojechała z nim, a Ben wrócił do domu przy pomocy urządzenia teleportującego Kevina.
W szpitalu dziewczyna nie opuszczała ukochanego nawet na krok. Siedziała teraz w sali obok jego łóżka i trzymała go za rękę.
- Dlaczego nie mogę się ruszyć?- Zapytał niespodziewanie. Gwen zauważyła, że się boi.
- Nie wiem, ale to na pewno minie. Lekarze zrobili ci prześwietlenie i nie masz uszkodzonego kręgosłupa.
- A jeśli nie? Będę kaleką.
- Nie mów tak. Musisz wierzyć, że będzie dobrze, a nie się tylko dołować.
Zapadła cisza, którą po dłuższym oczekiwaniu przerwał chłopak.- Nie zostawiaj mnie tu.- Szepnął. Wiedział, że ona go rozumie i przed nią nie musi udawać, że niczego się nie boi. Z reszta był zbyt przerażony, aby udawać.
- Nie zostawię.- Pocałowała go w czoło. W tej chwili zadzwonił jej telefon.- Tak słucham… Nie mogę… Dobrze… Pogadamy później…
- Musisz iść?
- Nie, to zaczeka.
- A co się stało?
- Nie wiem. Dzwonił dziadek. Miał taki dziwny głos, ale to i tak może poczekać.
- Nie, jedź tam. Poradzę sobie. Sprawdź co u Maxa.
- Dobrze.- Wstała i wyszła z sali zostawiając go samego. Po jakimś czasie chłopak zasnął z nudów. Gdy się obudził zauważył, że ktoś siedzi przy jego łóżku.
- Mama?- Spytał drżącym głosem.
- Kevin, synku. Przepraszam cię za wszystko. Nie chcę cię stracić przez własną głupotę. Proszę cię wybacz mi.

- Wybaczam.- Odpowiedział po chwili milczenia. Ona przytuliła go z wyraźną ulgą. Bała się, że chłopak powie coś innego.

sobota, 16 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 11

Od incydentu w kawiarni minął prawie tydzień. Gwen stosowała się do prośby Kevina, choć miała już dość wiecznej kontroli chłopaka. Poszła do jego pokoju, aby z nim porozmawiać. Zapukała i bez pozwolenia weszła. Osmozjanin siedział przy biurku i pisał coś na laptopie. Przerwał, gdy tylko ją dostrzegł.
- Chodź.- Przesiadł się na łóżko, a ona spoczęła obok.
- Posłuchaj, rozumiem, że ten facet jest groźny, ale ja się dusze. Jesteś jeszcze gorszy, niż rodzice.
- Rodzice pilnują cię na co dzień, a ja tylko w wyjątkowych sytuacjach.
- Tak, ale ja chcę odpocząć.
- W takim razie pojedziemy na wycieczkę. Trochę nam to zajmie, ale warto zobaczyć.
- Co?
- To.- Wyjął, jakiś przedmiot i nacisnął guzik.
Teraz znajdowali się w ogromnym kanionie. Stali na dole, a do góry było jakieś dwieście metrów.- Lecimy na górę.- Znowu wcisnął przycisk.
- Tu jest pięknie.- Przytuliła go i oboje usiedli na krawędzi.
- Tak, ale tylko pod warunkiem, że nie spadniesz.
- Skąd znasz to miejsce?
- Robiłem tu kiedyś interesy.- Odpowiedział szczerze, a ona zmierzyła go wzrokiem.- Pytałaś.- Zaczął się bronić.
Siedzieli tak przez dobra godzinę i podziwiali wspaniały widok. Rudowłosa powoli zaczęła się relaksować zapominając o wszystkich problemach. Teraz była tylko ona, Kevin i to miejsce. Nagle coś poderwało ją gwałtownie do góry. Zaczęła krzyczeć i szarpać się mocno. Po chwili wylądowała na ziemi. Nad nią wisiał Ben w postaci Muchy i śmiał się głośno.
- To nie jest śmieszne Tennyson!- Warkną brunet i rzucił kamieniem w tarczę omnitrixa. Kosmita zamienił się w Bena i wylądował z małym łoskotem na ziemi. - To było śmieszne.- Roześmiał się wraz z Gwen, a szatyn stał wściekły na przyjaciół.
- Co tu robicie?- Słodkim głosem.
- A nic. Znęcam się nad taką jedną ofermą, która zepsuła mi randkę. A co, chcesz mi pomóc?
Gwen nie mogła się powstrzymać i parsknęła śmiechem. Po chwili cała trójka zanosiła się od śmiechu. Nawet Ben.
- Coś tu wesoło.- Usłyszeli złowieszczy głos Markusa. Gwen z Kevinem natychmiast się opanowali i powoli odwrócili w jego stronę. Tylko nieświadomy niczego Ben wciąż śmiał się głośno.
- Czego tu chcesz?- Warknął, a potem przykucnął, aby pobrać materię i znów wstał. W tym momencie szatyn odwrócił się i spojrzał na faceta.
- Nie chcesz chyba bić człowieka?- Zapytał zdziwiony.
- Chcę. Co tu robisz?- Zapytał ponownie.
- Ty już dobrze wiesz.- Spojrzał na rudowłosą. Kevin automatycznie stanął przed nią.
- Ben, zabierz ją stąd.
- Co? Nie ma mowy. Walczymy razem.- Zaprotestowała.
- Trzymasz się z tyłu i wchodzisz tylko, gdy coś się skiepści.- Powiedział i rzucił się na Markusa. Przez chwilę walczyli, a Ben ze zdziwieniem patrzył jak zwykły człowiek wygrywa z jego przyjacielem.
- Mnie nie zabronił.- Stwierdził i zmienił się w Gigantozaura a następnie przyłączył się do walki. Przeciwnik rzucił czymś w zegarek, który zgasł i nie chciał się włączyć ponownie.
- Co jest?- Nie rozumiał co się stało.
- Ciekawe, czy umiecie latać?- Spytał ze śmiechem, a jego wzrok był utkwiony w jednym punkcie.
- Tennyson!- Czarnooki rzucił się w kierunku przyjaciela w chwili, w której Markus wyciągną laserowy pistolet. Odepchnął go w bok sprawiając, że ten upadł na ziemi obok kuzynki. Sam jednak nie zdążył odskoczyć i oberwał. Odrzuciło go do tyłu i spadł w dół.

- KEVIN NIE!- Wrzasnęła przerażona i podbiegła do krawędzi.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 10

Dziewczyna odczekała godzinę, aż chłopak zaśnie i po cichu wśliznęła się do jego pokoju. Najciszej, jak tylko mogła przegrzebała jego rzeczy. Teraz w ręku trzymała mały woreczek, w którym, znajdował się podejrzany niebieski proszek.
- Teraz już wiem dlaczego był taki wesoły na tej kolacji.- Szepnęła sama do siebie.
- Możesz zabrać, już tego nie potrzebuje.- Odezwał się niespodziewanie strasząc zielonooką.
- Nie śpisz? Byłam pewna, że już dawno zasnąłeś.
- Mam lekki sen.- Skłamał.
*** *** ***
Rano zszedł, aby przygotować, śniadanie dla siebie, oraz Gwen i ze zdziwieniem stwierdził, że dziewczyna szykuje się do wyjścia.
- Idziesz gdzieś?
- Tak, jestem umówiona. Nie mówiłam ci, ale wczoraj kogoś spotkałam i idę z nim na kawę, aby trochę porozmawiać.
- Kogo?- Spytał zaciekawiony i rozsiadł się na kanapie.
- Nie znasz Markusa. Ja sama poznałam go dopiero wczoraj.- Odpowiedziała z uśmiechem. Nie zauważyła tego, ale na imię mężczyzny chłopak wzdrygnął się lekko.
- Jak wygląda?- Zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi.
- Pytam jak wygląda!- Warknął wstając.- Mów.
- Dobra zazdrośniku.- Lekko zdziwiona jego reakcją.- To sympatyczny brunet. Ogólnie budzi zaufanie, tylko ma takie dziwne oczy. Twierdzi, że to utrudnia mu kontakty towarzyskie.
- Nigdzie nie idziesz!- Podszedł do niej.- Posłuchaj…- Zaczął, ale ona mu przerwała.
- Pogadamy później, bo jestem spóźniona.- Wyszła z domu i odjechała. Brunet z osłupieniem gapił się w drzwi. Nawet nie interesowało jej to, co chciał powiedzieć.
Wybiegł za nią z domu. Postanowił udać się do jej ulubionej kawiarni z nadzieją, że to tam się umówili. Niestety Gwen zabrała samochód, więc on musiał biec.
W końcu dotarł na miejsce. Już od progu zauważył Gwen i Markusa. Stanął i wziął kilka głębokich wdechów dla wyrównania oddechu, a następnie podszedł do nich i bez ostrzeżenia poderwał faceta i rzucił nim o najbliższy stolik nie zwracając uwagi na gapiących się na niego ludzi w środku kawiarni. - Mówiłem, ze masz się od niej trzymać z daleka!
- O co panu chodzi?- Zapytał dziwnym tonem.
- Chyba dość jasno się wyraziłem.- Warknął i uderzył faceta w twarz.
- Kevin zostaw go!- Próbowała go powstrzymać, ale ten wcale jej nie słuchał.
- Ja nic nie zrobiłem, ale ty popełniłeś wielki błąd Kevinie przychodząc do mnie z własnej woli.- Powiedział złowieszczym tonem podnosząc się do pozycji pionowej.
- Czyżby?- Uśmiechnął się do niego.- Teraz to ty popełniłeś błąd. Nie powinieneś…- Przerwało mu uderzenie w twarz.
- Nigdy mnie nie pokonasz!- Rozejrzał się po wystraszonych klientach kawiarni i dodał już szeptem tak, że tylko osmozjanin go usłyszał.- Lepiej pilnuj tej małej, bo wiesz… Wypadki chodzą po ludziach.
- Nie zbliżaj się do niej! Nie pozwolę, abyś spieprzył jej życie.- Odsunął się od niego, chwycił Gwen za rękę i wyciągnął ją na zewnątrz.
- Co to miało być?- Spytała wyraźnie zła.
- Nie tu.- Wziął od niej kluczyki i razem wrócili do domu. Tam kazał jej usiąść na kanapie.
- Powiesz o co chodzi?
- Tak.- Spojrzał jej głęboko w oczy.- Znam Markusa dosyć dobrze. To on mnie porwał.
- Nie wiedziałam.- Powiedziała cicho i chwyciła go za rękę.
- Nie ważne, bo wcale nie o to mi chodziło. W dniu, w którym znalazłaś mnie w tym lesie- Przymknął oczy i zrobił krótką pauzę.- On powiedział, że mogę wykupić swoją wolność, za życie twoje, Bena i Maxa. Nie zgodziłem się.- Znowu spojrzał jej w oczy.- Uważaj na niego.
- Dobrze.- Odpowiedziała cicho i przytuliła go.- To chciałeś mi powiedzieć przed wyjściem?
- Tak, ale ty nigdy nie słuchasz.- Uśmiechnął się do niej lekko.
- Wiem, wybacz.- Ona też się uśmiechnęła.- To co teraz?
- Nic. Do miasta możesz wyjść. On nie zaatakuje w tłumie ludzi. Omijaj tylko zaułki, a jeśli wybierasz się poza Bellwood, to zawsze idę z tobą.
- A dziadek i Ben?
- Ben sobie poradzi, jeśli chodzi o dziadka, to ja szybciej znałem Alexa. Już nie szuka Markusa, tylko pilnuje Maxa.

piątek, 8 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 9

Dochodziła siedemnasta i wszyscy umówienie goście byli już w domu Gwen. Brakowało tylko Kevina. Anodytka obawiała się, że chłopak zrezygnował i nie dotrze na kolację. Postanowiła więc do niego zadzwonić i upewnić się, że będzie.
- Gdzie jesteś, wszyscy czekają.
- Wybacz, ale nie mogłem wcześniej.- Odpowiedział.- Będę za dwadzieścia minut, a jak przycisnę trochę pedał gazu, to może za dziesięć, albo mniej.
- Lepiej się spóźnij i dojedź, niż miałoby ci się cos stać. Poczekamy.- Zapewniła go i się rozłączyła. Weszła do salonu.- Musimy trochę poczekać, gdyż mój ostatni gość się spóźni.
- Chyba twój chłopak.- Dogryzł jej kuzyn.
- A żebyś wiedział.- Rzekła z uśmiechem i zniknęła w kuchni. Za nią poszła Julia.
- Masz chłopaka i nic nie mówiłaś?
Rudowłosa nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć. Na szczęście w tym momencie do środka wszedł dziadek Max.- Na pewno będzie?
- Tak, obiecał mi. W końcu ta kolacja to dla niego.

Minęło pół godziny, a Kevina wciąż nie było. Dziewczyna zaczynała się powoli o niego martwić. Obiecał przecież, że przyjedzie, a w dodatku nie odbierał telefonów. Gdy miała już zacząć się ubierać i jechać go szukać drzwi domu otworzyły się z głośnym trzaskiem.
- Wybaczcie spóźnienie.- Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
*** *** ***
Szedł zadowolony ulicami miasta. Miał już idealny plan na pozbycie się problemu i świetną zabawę. Poznał już swojego przeciwnika i wiedział, co jest dla niego najważniejsze, oraz jak to wykorzystać przeciw niemu.
Uśmiechnął się złowieszczo, zgniótł trzymaną w reku fotografię, która przedstawiała młodą dziewczynę o długich rudych włosach i rzucił nią w najbliższą kałużę.
- Nie chciałeś po dobroci, to pobawimy się inaczej.- Zaśmiał się głośno.
*** *** ***
- Kevin!- Julia podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.- Ty żyjesz!
- Na to wygląda.- Zaśmiał się odpychając ją od siebie.
- Wybacz.- Lekko zawstydzona.
Już po chwili każdy uściskał chłopaka, a następnie wszyscy zasiedli do stołu.
- Gdzieś ty był tyle czasu?- Spytał jego przyjaciel z zaciekawieniem.
Zawahał się chwilę.- W sumie to nie mam pojęcia.- Odpowiedział w końcu zgodnie z prawdą.- Nie gadajmy jednak o mnie, bo to zbyt długa, nudna i męcząca historia. Chętnie się dowiem, co zmieniło się tutaj.
- Niewiele.- Zapewnił zielonooki.- Gwen ześwirowała na twoim punkcie i była nie do zniesienia. Nie było takiego dnia, żeby nie wyzywała kogoś z nas wyjąc przy tym jak dziecko.- Ben postanowił upokorzyć kuzynkę.- A już szczególnie po tym, jak…- Urwał wypowiedź.
- Jak mnie pochowali?- Zapytał z dziwnym uśmiechem.- Cała Gwen i właśnie za to ją kocham.- Pocałował ją w czoło.
- Coś ty brał?- Spytała zdziwiona.
- Nic.- Uśmiechnął się wesoło.- A co?
- Nie ważne.- Przerwał im Max.- Powinieneś się ucieszyć.- Podał chłopakowi niewielki przedmiot, który okazał się odznaką hydraulika.
- Dzięki.- Znowu z uśmiechem.
- Nie ma sprawy, byłem w bazie i możesz wrócić kiedy tylko zechcesz.
*** *** ***

Wiedział, że jeśli chce się do niej zbliżyć najpierw musi zdobyć jej zaufanie i kilka informacji na jej temat. Na to jednak również miał opracowany plan. Wymyślił już sposób. Teraz nie chciał już wyżywać się na młodym chłopaku. Chciał aby ten cierpiał i to bardzo, a żeby tego dokonać musiał zacząć krzywdzić kogoś, na kim mu zależy. Po długim zastanowieniu stwierdził, że ona będzie najlepszą kandydatką.

sobota, 2 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 8

Wóz zatrzymał się pod domem Gwen. Kierowca spojrzał na liczne rany chłopaka i zaczął grzebać w schowku.- Masz.- Podał mu fiolkę z jakimś płynem.- Przyspieszy gojenie.
- Dzięki. Daj też maskę, bo Gwen mnie zabije.- Wziął od Maxa przedmiot i wysiadł z pojazdu.
- Gdzieś ty był!?- Zaatakowała go już od progu.
- Na spacerze. Jeśli pozwolisz chciałbym odpocząć.- Odpowiedział i udał się na górę.
Wszedł do łazienki, zdjął maskę tożsamości odsłaniając pokaleczoną i posiniaczoną twarz. Nasączył szmatkę płynem od dziadka Gwen i powoli zaczął przykładać ją do każdej ranki z osobna.
Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim policzku. Chwycił rękę tej osoby i wykręcił odrzucając jej właściciela do tyłu. Szybko zorientował się, że to jego dziewczyna, a w dodatku rzucił nią tak, że uderzyła o kant wanny. Podszedł do niej i pomógł się podnieść.
- Wybacz ja… To był odruch, przepraszam.
- Nie szkodzi, nie powinnam tak cię podchodzić.- Była wściekła, że zachowała się tak głupio i przestraszyła chłopaka. Ponownie dotknęła jego twarzy.- Co ci się stało?
- Nic. Widziałem mamę.
- I to ona cię tak urządziła?
- Nie, ale to długa historia.
- A skoro widziałeś już mamę, to masz zamiar pokazać się reszcie?
- Nie, teraz nie. Może za kilka dni. Najpierw chciałbym sobie to wszystko poukładać.
- Nie możesz przecież wiecznie się ukrywać. Zgódź się, to zrobię jutro pyszną kolację i zaproszę na nią Bena z Julią, oraz jego rodziców.
- Zgoda, ale ty zrobisz coś dla mnie?
- Co?
Nie odpowiedział, tylko pocałował ją namiętnie. Uśmiechnął się i powtórzył pocałunek- Tak bardzo tęskniłem.
- Ja też.- Odpowiedziała szczerze. Wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Dziewczyna oderwała się od Kevina i zeszła na dół.
- Cześć.- Przywitał się jej kuzyn.- Słyszałem, że mieszka u ciebie dziadek, a mam sprawę.
- Źle słyszałeś. Dziadek mieszka tam, gdzie wcześniej. A co się stało?
- Nic takiego.- Miał już wyjść, ale ona go zatrzymała.
- Wpadnij jutro na kolację z Julią i rodzicami. Będzie jeszcze dziadek i… Zobaczysz jak przyjdziesz.
- Masz chłopaka?- Zaśmiał się pod nosem.
- Oczywiście, a ty nawet go znasz.- Uśmiechnęła się  i wróciła na górę, a Ben poszedł do siebie.
Weszła z powrotem do łazienki, gdzie osmozjanin kończył obmywać rany.- Ben przyszedł, zaprosiłam ich na jutro. Mam nadzieję, że nie stchórzysz i będziesz w domu około siedemnastej.
- Będę.- Odpowiedział bezbarwnym tonem.
- Co się stało? Przed chwilą było dobrze.
- Chodzi o to, że nie chce słuchać komentarzy. Dla nich jestem martwy, więc wątpię aby reagowali na mnie z uśmiechem. Szybciej ze zdziwieniem. Może nie jestem taki uczuciowy jak ty, czy Max, ale to, że ja tęskniłem i czekałem na dzień, aż znów was zobaczę, a oni zapomnieli o mnie boli.

- Wiem.- Objęła go.- Pomyśl jednak, że lepiej spotkać ich wszystkich na raz, niż każdego z osobna. Jak ci się znudzi to pójdziesz na górę. Poza tym nie będziesz tam sam. Jestem jeszcze ja i oczywiście dziadek, który wie prawie wszystko i na pewno cię wesprze.
- Dzięki, to dla mnie ważne.

piątek, 1 listopada 2013

Odnaleźć siebie część 7

Ponieważ mamy Wszystkich Świętych i wolne od szkoły, a ja się nudzę postanowiłam wrzucić coś. Mam nadzieję, że taka wersja spotkania Kevina ze swoją matką wam się spodoba. Zapraszam do czytania.

Szła powoli ulicami Bellwood pogrążona we własnych myślach.  Gdy przechodziła obok jednego z zaułków coś pociągnęło ją w jego głąb, a następnie przycisnęło do jakiegoś murka. Był to potężny brunet o szarych oczach.
- Gdzie ona jest?!- Wrzasną jej w twarz.
- Kto?- Spytała przerażona.
- Ta ruda anodytka. Dziewczyna twojego syna.
- Nie ma. Z tego co wiem to wyjechała z miasta… Chwila, znasz mojego syna? Czy, czy on…?
- Jeszcze dwa tygodnie temu żył. Niestety z przykrością zawiadamiam panią, że musiał nas opuścić.- Zaśmiał się pod nosem.- Odszedł w samotności i przekonaniu, że już nikt go nie kocha. Wiedział.
Kobieta poczuła się, jakby to ona go zabiła. Gwen miała rację, nie powinna odpuścić. Jej oczy zaszkliły się od zbierających się łez.
- Puść tę kobietę i odejdź stąd.- Usłyszał czyjś ponury głos i odwrócił się, ale nadal trzymał brunetkę za rękę nie pozwalając jej się odsunąć. Przed nimi stała wysoka zakapturzona postać.
- Jeśli nie chcesz skończyć źle, to lepiej się wynoś! I to w podskokach!
- A co, zabijesz mnie?- Nie mogli tego dostrzec, ale postać uśmiechnęła się łobuzersko.
- To cie nie dotyczy facet, więc spadaj!
- Bardziej, niż ją.- Zrzucił z głowy kaptur.
- Kevin?- Szepnęła zaskoczona. Mężczyzna przed nim nie powiedział natomiast niczego, puścił tylko jej rękę zaskoczony.
- Łapy precz od mojej matki!- Wrzasną, zrzucił płaszcz i zaatakował ze wściekłą furią. Zaczął zadawać szybkie i precyzyjne ciosy. Nie patrzył mu w oczy, po prostu atakował. Przeciwnik był jednak bardzo wytrzymały i zwinny. W pewnym momencie chwycił rękę osmozjanina zanim ten zdążył go uderzyć i wykręcił boleśnie odrzucając go od siebie. Następnie chwycił mocno i przycisnął do murku za szyję utrudniając oddychanie.
- Nie zapominaj, że zdążyłem bardzo dobrze cię poznać.- Mocniej docisnął dłoń.
- Idź stąd.- Wyszeptał do matki z trudem łapiąc oddech.
- Ale…- Chciała zaprotestować, lecz w tym samym momencie napotkała błagalne spojrzenie swojego syna. Nie zamierzała jednak odejść. Chwyciła do ręki jakiś pręt i walnęła faceta tak, że ten musiał puścić chłopaka. On odwrócił się, chwycił ją mocno i pchną na ziemię.
Osmozjanin wykorzystał jednak sytuację. Pobrał materię i ponownie zaatakował. Przeciwnik znów wykazał się zwinnością unikając każdego ciosu. Znowu udało mu się odzyskać przewagę. Powalił dziewiętnastolatka na ziemię i zaczął okładać z całej siły pięściami. Kevin wiedział, że jest on silniejszy, mimo iż wydawał się być tylko człowiekiem. Nigdy jednak nie obrywał aż tak mocno. Jego betonowa powłoka powoli zaczynała się kruszyć. Z każdym ciosem jego ciało bardziej odmawiało posłuszeństwa. Teraz choćby bardzo chciał nie dałby już rady się bronić.
- Pozdrów ode mnie swoją dziewczynę.- Szepnął z pogardą, po czym uderzył go jeszcze w twarz i odszedł.
Przerażona brunetka ruszyła w stronę Kevina, który leżał w bezruchu.
- Stój.- Warkną nagle. Wstał powoli i zrobił krok w jej stronę.- Jakby ten facet czegokolwiek od ciebie chciał to przyjdź, ale tylko wtedy. Nie kontaktuj się ze mną bez powodu. Nie chcę cię znać!
- Ale… Jesteś moim synem, tęskniłam za tobą.

- Czyżby? Pochowałaś mnie! Dlaczego? Bo tak było ci łatwiej. Wybacz, że ja nie tęskniłem, ale w mojej sytuacji było to trochę trudne! Nie wiesz, co czułem, jak zobaczyłem ten pieprzony pomnik. Ja przecież nie mam uczuć.- Odwrócił się i miał już odejść, gdy drogę zajechał mu stary kamper. Spojrzał zdziwiony, ale ostatecznie wsiadł do środka. Kobieta stała oniemiała i gapiła się dziwnym wzrokiem w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał Kevin.