czwartek, 29 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 13

Poczekał, aż Gwen zapadła w głęboki sen, po czym po cichu wymknął się z jej pokoju i przeniósł bezpośrednio do gabinetu Szatana. Każdy diabeł miał obowiązek przejść przez recepcję i wjechać tam windą, ale on teraz nie miał na to czasu, musiał wrócić, nim Gwendolyn zdąży się obudzić. A propos windy nie wiedział dlaczego każdy tego przestrzega. Bez problemu można dostać się bezpośrednio do gabinetu Lucyfera przy użyciu klucza diabła, a mimo tego do dziś nikt się nie odważył tego zrobić. Poddani szanowali szefa, a poza tym woleli nie narażać się na jego gniew, lecz on jakoś nie czuł tego respektu.
Wpadł do pomieszczenia i bez wahania pobrał materię ze ściany- w sumie dziwił się, że zachował moc po śmierci-  po czym huknął pięścią w blat jego biurka, rozwalając je na kawałki,
- Jak możesz?!- wrzasnął, patrząc mu w oczy.- Nie masz prawa nasyłać na nią tych pożal się boże diabłów! Przysięgam, że jeśli nie karzesz im przestać osobiście ich zniszczę! Nie pozwolę, aby…
- Zamknij się!- wydarł się na diabła.- Jak śmiesz się zwracać do mnie w ten sposób? Dlaczego myślisz, że możesz więcej, niż cała reszta, że jesteś lepszy.- spytał przeczesując dłonią blond loki.
- Ja tam nic nie myślę.- warknął poirytowany.- Po prostu się ciebie nie boję, jak oni. Walczyłem w życiu z gorszymi od ciebie.- skwitował.
- Nikogo nie odeślę, nie pozwolę, żebyś zdradził nasz sekret. Wiesz, że śmiertelnicy…
- Znam prawo!- krzyknął. Cała ta rozmowa zaczynała robić się dla niego coraz bardziej irytującą. Nie przyszedł tu przecież, aby uciąć sobie pogawędkę z Lucyferem, tylko po to, aby chronić ukochaną.- Ona się ich boi.- wyjaśnił już spokojniej.- Jak na razie twoje przydupasy są bliżej ujawnienia nas przed Gwen, niż ja. Ona nigdy ode mnie niczego się nie dowie. Dzięki istnieniu kosmitów myśli, że jestem przybyszem z innej planety, a ja nie mam zamiaru wyprowadzać jej z błędu, odwołaj ich, proszę.
- Dobrze. Obiecuję, że twoja kochanka już nigdy ich nie zobaczy.- powiedział znudzonym tonem. Robił to tylko i wyłącznie, aby mieś święty spokój, żeby niesforny diabeł nie nawiedzał go więcej w jego gabinecie.
- Dziękuje.- szepnął, po czym stworzył przejście z powrotem do pokoju anodytki.
*~*
Gdy się obudziła było już zupełnie jasno. Przeciągnęła się i rozejrzała wokół siebie. Przy jej biurku, wpatrzony w laptopa siedział Aleksander. Wiec to nie był sen. Mężczyzna naprawdę tu był, wrócił do niej i nawet nie był na nią zły. Cieszyła się, że znowu go widzi, ale chwilę później znów pojawił się strach. A co jeśli teraz, gdy Aleks jest tuż obok Markus, albo tamci dwaj zechcą zaatakować również jego? Pragnęła jego obecności, potrzebowała tego jak powietrza, ale czy przypadkiem nie narażała go w ten sposób na ogromne niebezpieczeństwo? Nie chciała, aby z jej powodu brunetowi stała się jakaś krzywda, wiedziała, że musi poradzić sobie z problemami sama. Dlaczego więc nie umiała? Dlaczego za każdym razem, gdy zostawała sama ogarniał ją tak paraliżujący strach, że momentami zapominała nawet, że musi oddychać? Nie była wstanie pokonać lęków bez przyjaciela, więc jak miałaby go ochronić? Z jednej strony czuła, że w mężczyźnie jest cos niezwykłego, że jest niezniszczalny, a z drugiej obawiała się o jego bezpieczeństwo, które po jego powrocie było zagrożone.
Odpędziła od siebie tą straszną myśl, wstała po cichu i podeszła do biurka. Oparła brodę o głowę przyjaciela i zajrzała w ekran laptopa.
- O czym czytałeś?- spytała, bo ten właśnie zamykał stronę internetową, którą przeglądał. Rudowłosa zaśmiała się cicho i wyrwała mu myszkę, po czym otworzyła historię wyszukiwania. Ta jednak była wyczyszczona wstecz na ostatnie trzy godziny.
Anodytka chwyciła go za rękę i pociągnęła na łóżko, na którym usiedli oboje, opierając się plecami o wezgłowie.
- Aleks…- zaczęła niepewnie, lecz złotooki wiedział już o czym myśli i o co tak bardzo boi się go zapytać.
- Nie.- odpowiedział stanowczo.- Nie boje się ani Markusa, ani Rafaela i Nikodema, a z resztą jeśli chodzi o tych dwóch, to coś mi się zdaje, że już więcej o nich nie usłyszysz. Możliwe, że czasami spotkasz ich na mieście, ale nie będą cię więcej niepokoić.- zapewnił, uśmiechając się szeroko, po czym znów odpowiedział na jej nieme pytanie.- Nie zrobiłem im krzywdy, jeśli o to chodzi. Porozmawiałem z kim trzeba, aby dali ci spokój.
- A Markus?- spytała niepewnie. Brunet zaśmiał się gorzko.
- No cóż, nie widzę powodów do strachu. To tylko osmozjanin i myślę, że bez problemu jestem w stanie sobie z nim poradzić, nie musisz obawiać się o moje bezpieczeństwo, gdyż jestem pewny swojej siły.- dla uspokojenia posłał jej szeroki uśmiech.

Faktycznie nie obawiał się, że fizycznie nie poradzi sobie z wujem, byłby nawet pewny swojego zwycięstwa, gdyby nie jeden mały fakt- strach. Z łatwością mógłby rozwalić faceta na strzępy, ale obawiał się, że nie będzie umiał stawić mu czoła, że jest zbyt słaby psychicznie, aby walczyć z nim tak jak z każdym innym, że podczas ewentualnego starcia wszystko to, co spotkało go na Osmozie wróci i sprawi, że znów będzie tym słabym, poniżonym chłopaczkiem, którym stał się przez kilka ostatnich lat swojego życia.

1 komentarz:

  1. Zastanawiam się, czy Kevinowi odwaga nie miesza się z głupotą. Wdzierać się do gabinetu szatana, podczad gdy wszyscy inni wolą nie zadzierać, pokornie jeździć sobie windą, cierpliwie. Szaleniec. Z drugiej strony - wszystko dla Gwen <3 Krzykiem, groźbami, ale załatwił jej bezpieczeństwo - a to takie rozczulające. Wrócili do siebie... A końcówka trochę niepokojąca, przygnębiająca - jakby zwiastun nadchodzących wydarzeniem. Z Markusem jeszcze sobie nie poradzili, czuję, że on znów uderzy... Świetny rozdział :) Pozdrawiam i czekam na new!

    OdpowiedzUsuń