Od jej kłótni z Aleksandrem minął już
prawie tydzień. Nie chciała wtedy urazić przyjaciela, ale najwyraźniej tak się
stało, bo chłopak nie pojawił się od tamtej pory w jej domu i nie odbierał
telefonów. Załamana Gwen nie wiedziała, co miałaby teraz zrobić. Gdyby tylko
mogła odnalazłaby go i przeprosiła za swoje zachowanie, ale nie mogła go
namierzyć. W dodatku właśnie uświadomiła sobie, że tak naprawdę nic o nim nie
wie. Co prawda znała historię jego dzieciństwa, ale nie wiedziała, ani jak się
nazywa, ani tego, gdzie mieszka w Bellwood i czym się zajmuję. Była w szczerym
polu i nie miała pojęcia jak miałaby się z niego wydostać. Czuła, że jest coraz
bardziej zagubiona, a w dodatku zaczyna ogarniać ją coraz silniejszy strach.
Bała się, że w końcu rządny zemsty
Markus odwiedzi ją w domu i zrobi coś złego jej matce, lub mężowi kobiety.
W dodatku bardzo często spotykała
Nikodema i Rafaela, którzy próbowali ją zmusić do zgody na ich propozycję, lub
też atakowali, chcąc po prostu ją zniszczyć.
Wieczny strach spowodował, że w końcu
przestała wychodzić ze swojego pokoju, który opuszczała tylko i wyłącznie, gdy
musiała coś zjeść lub skorzystać z łazienki. Wiedziała, że matka bardzo się o
nią martwi, ale nie była wstanie niczego jej wytłumaczyć.
Pogrążona w strachu i coraz większej
paranoi przestała w ogóle sypiać, a każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał,
że napinała wszystkie mięśnie. Całe doby nasłuchiwała tego, co dzieje się na
dole, bojąc się, że w końcu dobiegnie ją krzyk przerażenia pani Levin
atakowanej przez któregoś z jej prześladowców.
*~*
Zabrał klucz z biurka Szatana i bez
słowa opuścił jego gabinet. Był wściekły na swojego szefa, ale przede wszystkim
na samego siebie.
Tamtej nocy, gdy się upił zapomniał
zupełnie, że miał walczyć o duszę pewnej zakonnicy z Niemiec i nie pojawił się
na targu, a kobieta trafiła do Nieba. W sumie nie uważał tego za wielką stratę,
ale Lucyfer się wściekł i odebrał mu klucz diabła na kilka dni.
Dopiero dzisiaj go odzyskał i terasz
szybko szedł do domu po kilka rzeczy, a następnie na Ziemię aby móc sprawdzić
jak czuje się Gwen, czy wszystko w porządku.
Z salonu zabrał trochę pieniędzy i
kluczyki od auta, po czym w ścianie stworzył przejście, które prowadziło do
ogrodu domu Levinów. Zmienił jeszcze
tylko swój wygląd i przeszedł na drugą stronę. Klucz zawiesił na swojej szyi,
po czym podszedł do drzwi.
Zawahał się w chwili, gdy miał
nacisnąć dzwonek. Czy Gwen będzie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że potrafi
się długo gniewać, ale z drugiej strony raczej rzadko tak robiła. Miał już
wejść lecz znów się powstrzymał. A co jeśli jest na niego zła, bo nie
przychodził od tygodnia? Prawdy jej przecież nie powie, bo wtedy straci klucz
już na zawsze. W końcu doszedł do wniosku, że lepiej będzie najpierw zadzwonić.
Miał już wycofać się w cień jakiegoś drzewa, gdy usłyszał myśli rudowłosej.
Niech
to się skończy, błagam, niech to już się skończy.
Nie rozumiał co się dzieje, ale
bardzo go to zaniepokoiło. Bez wahania wszedł do domu. Ku swojemu zaskoczeniu w
salonie ujrzał panią Levin, która płakała cicho, leżąc skulona na kanapie.
- Coś się stało, mogę pani jakoś
pomóc?- spytał cicho, siadając obok niej. Kobieta poderwała się gwałtownie i
uściskała mocno bruneta.
- Aleksander, dobrze, że jesteś.-
szepnęła, ocierając łzę.- Musisz pomóc Gwen. Nie wiem co się dzieje, ale
ostatnio jest jakaś dziwna. Siedzi w swoim pokoju i w ogóle nie chce z niego
wychodzić, a do tego non stop płacze. Już nie wiem, co robić.- pożaliła się
mężczyźnie.
- Spróbuję.- obiecał zszokowany jej
słowami.- Czy… czy mogę teraz do niej iść?
Brunetka skinęła tylko głową, a on
ruszył powoli na piętro do swojego dawnego pokoju z coraz większym
przerażeniem. Co mogło sprawić, że Gwen zamknęła się w sobie? Czyżby to
wszystko znów jego wina? Wziął głęboki wdech i chwycił za klamkę. Uchylił lekko
drzwi, lecz zaraz te zamknęły się z hukiem.
- Nie! Zostaw mnie!- dobiegł go
przeraźliwy wrzask przyjaciółki.
- Spokojnie, to ja. Mogę wejść?-
powiedział najbardziej opanowanym tonem, na jaki było go w tej chwili stać i
powoli wszedł do środka, lecz gdy stanął w progu coś go zatrzymało.
W rogu pokoju siedziała skulona Gwen.
Po jej policzkach spływały łzy, oczy miała podkrążone, a wzrok nieobecny. W
pokoju natomiast panował niespotykany u niej nieporządek, a jej myśli wołały o
pomoc.
- Boże.- szepnął tylko przerażony
tym, co zobaczył i powoli zbliżył się do zielonookiej. Usiadł obok niej na
dywanie i objął, przytulając jej policzek do swojej piersi.- Co tu się dzieje?
- Boje się, rozumiesz? Po prostu się
boję.- wyznała, mocniej wtulając się w przyjaciela.
- Ciii, już dobrze.- szepnął, całując
ją w czubek głowy.- Przy mnie nic ci nie grozi.- zapewnił.
Postanowił na razie nie pytać, co się
stało, tylko poczekać, aż kobieta sama mu wszystko opowie. Z jej myśli nie
potrafił wyłapać niczego, co nakierowałaby go na przyczynę zachowania anodytki.
Czuł jednak, że to ma z nim coś wspólnego i zaczęły powoli ogarniać go okropne
wyrzuty sumienia.
- Oni mnie prześladują, są zawsze tam
gdzie ja, a do tego Markus…- zaczęła, lecz urwała nagle, a chwilę później
wstrząsnął nią szloch.
- Uspokój się.- poprosił łagodnie.- Kto
cię prześladuje?
- Nikodem i Rafael. Odkąd zniknąłeś
cały czas za mną łażą. Próbowali mnie zmusić, abym oddała swoje życie za
spotkanie z Kevinem.- odpowiedziała, obejmując bruneta.
Diabeł poczuł jak ogarnia go ogromna
złość. To przecież było oczywiste. Popełnił jeden błąd, a Szatan odebrał mu
klucz, a później nasłał swoich sługusów na zielonooką. Była to dla nich idealna
okazja, bo on nie mógł przyjść na Ziemię, aby ochronić ukochaną. Wciągnął ze
świstem powietrze, już planując zemstę na sługusach władcy piekieł.
- Już nigdy więcej cię nie zostawię,
przysięgam.- szepnął jej do ucha.- Przepraszam.- dodał, biorąc ją na ręce.
Wiedział, że Gwen potrzebuje teraz odpoczynku i liczył, że przy nim zaśnie.
Położył ją delikatnie na łóżku po
czym ułożył się obok. Rudowłosa ku jego zaskoczeniu natychmiast się w niego
wtuliła, zaciskając mocno ręce na jego ramieniu.
Tak bardzo tego pragnął, tej
bliskości, tego, żeby w końcu go przytuliła, a jednak teraz wolał, by jak
zwykle siedziała naprzeciw niego i opowiadała o czymś z szerokim uśmiechem na
ustach.
Zamierzał dotrzymać obietnicy danej
kobiecie i już nigdy nie zostawiać jej samej, ale pragnął również zemsty na
tych, którzy sprawili, że teraz była w takim stanie. Wiedział, że teraz już nic
go nie powstrzyma, choćby miał iść do samego Szatana i osobiście dopilnować,
aby poddane mu diabły potraktowano gorejącym mieczem, lub skazać się na
unicestwienie własnej duszy.
Strasznie mi szkoda Gwen. Tak ją zaszczuli, biedactwo, przerażona i sama, bo kto - skoro on zniknął - miał ją chronić i pocieszyć. Kiedy czytałam, jak siedziała skulona i płacząca, naprawdę było mi żal. A on zniknął przez taki niefortunny układ, zwyczajny nieszczęśliwy splot okoliczności. I taka fajna ulga, gdy przyszedł, uspokoił ją. Gwen potrzebuje faceta, który wyciągnie do niej rękę i utuli. Zresztą, chyba każda kobieta potrzebuje. Zwłaszcza, gdy jest w tak trudnej sytuacji. Będzie się mścił? Coś czuje, że tamci dwaj pożałują, że w ogóle zbliżyli się do Gwen. Rozdział cudny <3 Prawie się wzruszyłam, gdy do niej przyszedł, po prostu śliczny. Pozdrawiam i czekam na więcej!
OdpowiedzUsuń