sobota, 17 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 11

Od jej kłótni z Aleksandrem minął już prawie tydzień. Nie chciała wtedy urazić przyjaciela, ale najwyraźniej tak się stało, bo chłopak nie pojawił się od tamtej pory w jej domu i nie odbierał telefonów. Załamana Gwen nie wiedziała, co miałaby teraz zrobić. Gdyby tylko mogła odnalazłaby go i przeprosiła za swoje zachowanie, ale nie mogła go namierzyć. W dodatku właśnie uświadomiła sobie, że tak naprawdę nic o nim nie wie. Co prawda znała historię jego dzieciństwa, ale nie wiedziała, ani jak się nazywa, ani tego, gdzie mieszka w Bellwood i czym się zajmuję. Była w szczerym polu i nie miała pojęcia jak miałaby się z niego wydostać. Czuła, że jest coraz bardziej zagubiona, a w dodatku zaczyna ogarniać ją coraz silniejszy strach.
Bała się, że w końcu rządny zemsty Markus odwiedzi ją w domu i zrobi coś złego jej matce, lub mężowi kobiety.
W dodatku bardzo często spotykała Nikodema i Rafaela, którzy próbowali ją zmusić do zgody na ich propozycję, lub też atakowali, chcąc po prostu ją zniszczyć.
Wieczny strach spowodował, że w końcu przestała wychodzić ze swojego pokoju, który opuszczała tylko i wyłącznie, gdy musiała coś zjeść lub skorzystać z łazienki. Wiedziała, że matka bardzo się o nią martwi, ale nie była wstanie niczego jej wytłumaczyć.
Pogrążona w strachu i coraz większej paranoi przestała w ogóle sypiać, a każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał, że napinała wszystkie mięśnie. Całe doby nasłuchiwała tego, co dzieje się na dole, bojąc się, że w końcu dobiegnie ją krzyk przerażenia pani Levin atakowanej przez któregoś z jej prześladowców.
*~*
Zabrał klucz z biurka Szatana i bez słowa opuścił jego gabinet. Był wściekły na swojego szefa, ale przede wszystkim na samego siebie.
Tamtej nocy, gdy się upił zapomniał zupełnie, że miał walczyć o duszę pewnej zakonnicy z Niemiec i nie pojawił się na targu, a kobieta trafiła do Nieba. W sumie nie uważał tego za wielką stratę, ale Lucyfer się wściekł i odebrał mu klucz diabła na kilka dni.
Dopiero dzisiaj go odzyskał i terasz szybko szedł do domu po kilka rzeczy, a następnie na Ziemię aby móc sprawdzić jak czuje się Gwen, czy wszystko w porządku.
Z salonu zabrał trochę pieniędzy i kluczyki od auta, po czym w ścianie stworzył przejście, które prowadziło do ogrodu domu Levinów.  Zmienił jeszcze tylko swój wygląd i przeszedł na drugą stronę. Klucz zawiesił na swojej szyi, po czym podszedł do drzwi.
Zawahał się w chwili, gdy miał nacisnąć dzwonek. Czy Gwen będzie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że potrafi się długo gniewać, ale z drugiej strony raczej rzadko tak robiła. Miał już wejść lecz znów się powstrzymał. A co jeśli jest na niego zła, bo nie przychodził od tygodnia? Prawdy jej przecież nie powie, bo wtedy straci klucz już na zawsze. W końcu doszedł do wniosku, że lepiej będzie najpierw zadzwonić. Miał już wycofać się w cień jakiegoś drzewa, gdy usłyszał myśli rudowłosej.
Niech to się skończy, błagam, niech to już się skończy.
Nie rozumiał co się dzieje, ale bardzo go to zaniepokoiło. Bez wahania wszedł do domu. Ku swojemu zaskoczeniu w salonie ujrzał panią Levin, która płakała cicho, leżąc skulona na kanapie.
- Coś się stało, mogę pani jakoś pomóc?- spytał cicho, siadając obok niej. Kobieta poderwała się gwałtownie i uściskała mocno bruneta.
- Aleksander, dobrze, że jesteś.- szepnęła, ocierając łzę.- Musisz pomóc Gwen. Nie wiem co się dzieje, ale ostatnio jest jakaś dziwna. Siedzi w swoim pokoju i w ogóle nie chce z niego wychodzić, a do tego non stop płacze. Już nie wiem, co robić.- pożaliła się mężczyźnie.
- Spróbuję.- obiecał zszokowany jej słowami.- Czy… czy mogę teraz do niej iść?
Brunetka skinęła tylko głową, a on ruszył powoli na piętro do swojego dawnego pokoju z coraz większym przerażeniem. Co mogło sprawić, że Gwen zamknęła się w sobie? Czyżby to wszystko znów jego wina? Wziął głęboki wdech i chwycił za klamkę. Uchylił lekko drzwi, lecz zaraz te zamknęły się z hukiem.
- Nie! Zostaw mnie!- dobiegł go przeraźliwy wrzask przyjaciółki.
- Spokojnie, to ja. Mogę wejść?- powiedział najbardziej opanowanym tonem, na jaki było go w tej chwili stać i powoli wszedł do środka, lecz gdy stanął w progu coś go zatrzymało.
W rogu pokoju siedziała skulona Gwen. Po jej policzkach spływały łzy, oczy miała podkrążone, a wzrok nieobecny. W pokoju natomiast panował niespotykany u niej nieporządek, a jej myśli wołały o pomoc.
- Boże.- szepnął tylko przerażony tym, co zobaczył i powoli zbliżył się do zielonookiej. Usiadł obok niej na dywanie i objął, przytulając jej policzek do swojej piersi.- Co tu się dzieje?
- Boje się, rozumiesz? Po prostu się boję.- wyznała, mocniej wtulając się w przyjaciela.
- Ciii, już dobrze.- szepnął, całując ją w czubek głowy.- Przy mnie nic ci nie grozi.- zapewnił.
Postanowił na razie nie pytać, co się stało, tylko poczekać, aż kobieta sama mu wszystko opowie. Z jej myśli nie potrafił wyłapać niczego, co nakierowałaby go na przyczynę zachowania anodytki. Czuł jednak, że to ma z nim coś wspólnego i zaczęły powoli ogarniać go okropne wyrzuty sumienia.
- Oni mnie prześladują, są zawsze tam gdzie ja, a do tego Markus…- zaczęła, lecz urwała nagle, a chwilę później wstrząsnął nią szloch.
- Uspokój się.- poprosił łagodnie.- Kto cię prześladuje?
- Nikodem i Rafael. Odkąd zniknąłeś cały czas za mną łażą. Próbowali mnie zmusić, abym oddała swoje życie za spotkanie z Kevinem.- odpowiedziała, obejmując bruneta.
Diabeł poczuł jak ogarnia go ogromna złość. To przecież było oczywiste. Popełnił jeden błąd, a Szatan odebrał mu klucz, a później nasłał swoich sługusów na zielonooką. Była to dla nich idealna okazja, bo on nie mógł przyjść na Ziemię, aby ochronić ukochaną. Wciągnął ze świstem powietrze, już planując zemstę na sługusach władcy piekieł.
- Już nigdy więcej cię nie zostawię, przysięgam.- szepnął jej do ucha.- Przepraszam.- dodał, biorąc ją na ręce. Wiedział, że Gwen potrzebuje teraz odpoczynku i liczył, że przy nim zaśnie.
Położył ją delikatnie na łóżku po czym ułożył się obok. Rudowłosa ku jego zaskoczeniu natychmiast się w niego wtuliła, zaciskając mocno ręce na jego ramieniu.
Tak bardzo tego pragnął, tej bliskości, tego, żeby w końcu go przytuliła, a jednak teraz wolał, by jak zwykle siedziała naprzeciw niego i opowiadała o czymś z szerokim uśmiechem na ustach.

Zamierzał dotrzymać obietnicy danej kobiecie i już nigdy nie zostawiać jej samej, ale pragnął również zemsty na tych, którzy sprawili, że teraz była w takim stanie. Wiedział, że teraz już nic go nie powstrzyma, choćby miał iść do samego Szatana i osobiście dopilnować, aby poddane mu diabły potraktowano gorejącym mieczem, lub skazać się na unicestwienie własnej duszy.

1 komentarz:

  1. Strasznie mi szkoda Gwen. Tak ją zaszczuli, biedactwo, przerażona i sama, bo kto - skoro on zniknął - miał ją chronić i pocieszyć. Kiedy czytałam, jak siedziała skulona i płacząca, naprawdę było mi żal. A on zniknął przez taki niefortunny układ, zwyczajny nieszczęśliwy splot okoliczności. I taka fajna ulga, gdy przyszedł, uspokoił ją. Gwen potrzebuje faceta, który wyciągnie do niej rękę i utuli. Zresztą, chyba każda kobieta potrzebuje. Zwłaszcza, gdy jest w tak trudnej sytuacji. Będzie się mścił? Coś czuje, że tamci dwaj pożałują, że w ogóle zbliżyli się do Gwen. Rozdział cudny <3 Prawie się wzruszyłam, gdy do niej przyszedł, po prostu śliczny. Pozdrawiam i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń