Po raz pierwszy od kilku dni udało
jej się w spokoju zasnąć, a do tego, gdy się obudziła obok był jej przyjaciel.
Wciąż ogarniał ją paniczny strach, ale czuła, że Aleksander jej pomoże, że z
nim uda jej się stawić czoło wszystkim przeciwnością, że wszystko wróci do
normy.
Podniosła się do pozycji siedzącej i
przyjrzała się spokojnej twarzy śpiącego obok niej mężczyzny. Nie pamiętała jak
się znalazł w jej domu, ale była wdzięczna losowi, że znów gdy ona miała
kłopoty on się pojawił, aby przyjść jej z pomocą.
Uśmiechnęła się lekko i wstała, aby
przygotować jakieś śniadanie. Kończyła właśnie robić tosty, gdy na dół zszedł
Aleksander.
- Jak się czujesz?- spytał podchodząc
do niej od tyłu i obejmując ją lekko. Wiedział, że rudowłosa potrzebuje teraz
bliskości i na pewno go nie odtrąci, co przyjmował z zadowoleniem.
- Kiepsko, dzięki,- szepnęła,
odsuwając się od niego i usiadła z westchnieniem na krześle, po czym podwinęła
nogi pod brodę i oparła ją o kolana.- Zrobiłam tosty. Nie ma nic w lodówce,
więc musi ci wystarczyć.- mruknęła, gapiąc się w okno. Miała smutny i
przygaszony ton głosu, ale diabeł postanowił, że spróbuje to zmienić. Posłał
jej wesoły uśmiech.
- To może zostawisz śniadanie mnie?-
zaproponował, pstrykając palcami. Na stole pojawił się porcelanowy komplet dla
czterech osób ze srebrnymi sztućcami. Na środku drewnianego blatu stanął talerz
z grzankami, jakaś szynka, masło i dwie sałatki, oraz dzbanek z sokiem
pomarańczowym.- Smacznego.- powiedział ze śmiechem, siadając obok niej.
- Jak ty to…?
Brunet jej nie odpowiedział, tylko
znów obdarował uśmiechem. Przyjaciele czekali ze śniadaniem, aż na dół zejdą
rodzice anodytki, a gdy już się najedli poszli z powrotem do pokoju
zielonookiej,
- To co chcesz robić? W domu siedzieć
ci nie pozwolę.
- Tak sobie myślałam… no wiesz,
siedzę tu już trochę i zaniedbałam kilka spraw. Dawno nie byłam na cmentarzu, a
trochę boję się jechać sama i może pojechałbyś ze mną?- spytała niepewnie.
- Nie ma problemu.- odparł wesoło,
wyciągając z kieszeni kluczyki od lamborghini .
Jechali w milczeniu. W głowie Gwen
czaiło się sporo pytań, których nie chciała zadawać. Wiedziała, że przyjaciel i
tak już dawno je poznał i jeśli będzie tylko miał na to ochotę z pewnością
udzieli jej odpowiedzi. Nie chciała być nachalna, gdyż bała się, że mężczyzna
znów zniknie bez śladu. Gdy dotarli an miejsce zielonooka zapaliła na pomniku
znicz i położyła bukiet kwiatów.
- Nie lubił tego.- szepnęła, siadając
na ziemi przy pomniku. Aleks usiadł obok niej.- Nie przepadał za kwiatami.-
dodała po chwili milczenia. Diabeł uśmiechnął się lekko na jej słowa, a ona
zmieniła temat.- Przepraszam cię, przepraszam za tę kłótnię. Po prostu wiem, że
nie jesteś w stanie zrozumieć ani mnie, ani jego. Wiem, że nigdy by specjalnie
mnie nie zranił, a to, co zrobił… On nie chciał mnie nigdy porzucić, po prostu
to wszystko go przerosło. To trochę samolubne, ale nie zostawiaj mnie więcej,
proszę. Aleks, potrzebuję cię jak nikogo wcześniej, jesteś moim dobrym duchem,
nie radze sobie bez ciebie.- szepnęła cicho.
- Nie porzuciłem cię. Miałem problemy
w pracy i szef się na mnie wkurzył, więc nie mogłem do ciebie przyjechać. Takie
obowiązuje mnie prawo. Za każde przewinienie czeka kara, a za olewanie roboty
dostałem zakaz pojawiania się w Bellwood. Nie miałem wyjścia, musiałem odpuścić
odwiedziny na kilka dni, ale nigdy cię nie zostawiłem.- wyjaśnił, patrząc się w
ziemię.- Wiesz? Sądzisz, że nie potrafię cię zrozumieć, ale to wcale nie tak.
Ja patrzę na to tak jakby z drugiej strony. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym,
że nie umawiam się na randki? Myślałaś , że jestem szczęśliwy, a ja
powiedziałem, że wcale tak nie jest, bo skrzywdziłem kogoś kogo kochałem i kto
z pewnością kocham mnie. Była mi naprawdę bliska, ale ją porzuciłem. Nie
chciałem tego, tak wyszło.- szepnął cicho.- Wiem, że ona nie ma do mnie żalu,
że stara się mnie zrozumieć. Ona jednak nie pochodzi z mojej rasy i nie umie
blokować przede mną swych myśli. Wiem, że jest jej ciężko, ale mimo wszystko
stoi po mojej stronie. Tak bardzo chciałbym jej wszystko wyjaśnić, ale nie
mogę, zabrania mi tego prawo. Wiem, jak wielki ból jej sprawiłem, żałuję, ale
to nie ma już znaczenia, jest za późno. Dlatego uważam, że nie musisz się dla
nikogo poświęcać. To była jego decyzja, jego błąd i ty nie musisz za niego
płacić. Nawet nie wiesz jakie to straszne słyszeć prawie każdego dnia w głowie
ukochanej osoby, że mimo wszystkich krzywd ona wciąż cię kocha, że tęskni, że
śni o tobie każdej nocy, że chciałaby, abyś był obok.
- Za nic nie płacę. To nie tak, że
czuję, że mogłabym go czymś zranić. Czasami tak myślę, ale ja po prostu sama
siebie bym zraniła, gdybym pokochała kogoś innego. To, co było miedzy mną, a
Kevinem było zbyt silne, abym mogła to przekreślić tylko dlatego, że on nie
żyje. A ciebie nie rozumiem. Dlaczego z nią nie porozmawiasz? Skoro wiesz, że
nie ma do ciebie żalu i wciąż jesteś dla niej ważny powinieneś o nią walczyć.
- Teraz to ty nie rozumiesz. Mówiłem,
że takie jest prawo. Gdybym wszystko jej powiedział złamałbym je i stracił
przywileje. Już nigdy bym nie zobaczył ani jej, ani ciebie. Wiem, że gdybym
powiedział jej wszystko pewnie poczułaby ulgę, czy coś, ale tak naprawdę tylko
wyrządziłbym jej tym krzywdę. Czasami trzeba pogodzić się z tym, że tracimy coś
lub kogoś, kto jest dla nas ważny, nic na to nie można poradzić.
- Nie uważasz, że to jedno spotkanie
z nią jest warte każdej ceny? Prosiłam, abyś mnie nie zostawiał, ale miłość do
niej powinna być chyba ważniejsza od moich zachcianek. Masz okazje jej wszystko
wyjaśnić, uspokoić ją i samego siebie, dać jej pewność, że wiara w ciebie jest
słuszna. Gdybym ja miała taką szansę… Nie wiem, ale na pewno bym jej nie
zmarnowała. Jesteś dla mnie ważny, ale oddałabym wszystko za chociaż minutę
rozmowy z Kevinem, aby dowiedzieć się, czy tam gdzie jest, bo co do tego nie
mam wątpliwości, czy tam jest szczęśliwy, czy jeszcze o mnie pamięta?
- Ale stracę Ciebie. Kilka lat
pięknej przyjaźni, albo jedno, krótkie spotkanie twarzą w twarz z ukochaną
osobą. Czy to naprawdę takie oczywiste? Oczywiście, że tak byłoby łatwiej
pewnie dla obu stron, ale ja nie chcę jej krzywdzić. No bo spójrz,
porozmawiamy, a później oświadczę jej, że już nigdy się nie zobaczymy. Ona i
tak zostanie sama, a w jej głowie pewnie narodzą się nowe pytania, które koniec
końcu pozostaną bez odpowiedzi. Skoro złamie prawo to ty też zostaniesz sama,
więc w efekcie skrzywdzę dwie najbliższe mi osoby. Nie warto poświęcać aż tyle
dla tak niewielu.- szepnął, patrząc jej głęboko w oczy.- Chodźmy już, robi się
ciemno.- zauważył wstając. Ona tylko przytaknęła skinieniem głowy i udali się w
stronę samochodu.
Rudowłosa kobieta nawet przez moment
nie zdawała sobie sprawy, że opowieść Aleksandra to tak naprawdę jej własna
historia, tylko widziana oczyma Kevina, a dwie najbliższe mu osoby są w
rzeczywistości jedną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz