Wiedział, że lepiej dla Gwen byłoby,
aby zniknął z jej życia, ale był również świadomy tego, że nie potrafi już
powrócić do tego co było wcześniej, nie jest już w stanie funkcjonować bez
wspólnych godzin spędzonych u boku Gwendolyn.
Rozumiał, że być może popełnił błąd
„tworząc” Aleksandra, ale przecież najważniejsze było to, że oboje byli teraz
szczęśliwsi, że kobieta zaczęła normalnie żyć, uśmiechać się każdego dnia, a on
mógł znów spędzać z nią czas, teraz to było najważniejsze. Zupełnie zapominał,
że swoim postępowaniem naraża ukochaną na ogromne niebezpieczeństwo ze strony
Szatana i oddanych mu diabłów.
Bardziej obawiał go fakt, że po Ziemi
wciąż łazi jego wuj, a rudowłosa jest głucha na jego ostrzeżenia. Przez ostatni
tydzień ustawiał na jej drodze rzeczy, bądź też prowokował sytuacje, które
mogłyby jej się skojarzyć z Markusem, lecz ona zdawała się tego nie zauważać.
W końcu doszedł do wniosku, że skoro
kobieta nie reaguje na jego podpowiedzi będzie musiał doprowadzić do jej
spotkania z mężczyzną. Nie chciał jej straszyć, ale z drugiej strony nie może
wiecznie przy niej być i obawiał się, że w czasie, gdy on będzie w Los Diablos facet
może zrobić jej krzywdę. Liczył, że jeśli anodytka spotka Markusa osobiście
wystraszy się na tyle mocno, aby bardziej zwracać uwagę na to, co może jej
zagrażać, lecz na tyle słabo ,aby nie lękała się o własne życie, czy
bezpieczeństwo.
Gdyby miał wybór opóźniałby to w
czasie tak bardzo, jak tylko by mógł, lecz doskonale znał myśli wuja i
wiedział, że ten wciąż nie wie o jego śmierci i pragnie zemsty, a aby tego
dokonać zamierza najpierw dobrać się do Gwen, a na to nie mógł pozwolić.
Wziął głęboki wdech i bez pukania
przekroczył próg domu. Już dawno wszystkich przestało to dziwić, bo spędzał u
nich prawie całe doby każdego dnia.
- Dzień dobry.- przywitał się z panią
Levin i jej mężem.- Czy mógłbym porwać Gwendolyn na kilka godzin?- spytał,
uśmiechając się do myśli kobiety, która cieszyła się z faktu, że jej córka znów
idzie na randkę z Aleksandrem.
- Ależ oczywiście.- odpowiedzieli mu
jednocześnie. I właśnie w tej chwili na dół zeszła Gwen.
- Zbieraj się, pojedziemy na małą
wycieczkę.- powiedział, posyłając jej swój najbardziej czarujący uśmiech.
Czekał na nią całe pół godziny, ale w
końcu zeszła na dół. Teraz czekała go najgorsza część planu. Chwycił ją pod
rękę i razem wyszli z domu. Brunet otworzył jej drzwi od strony pasażera, a
następnie zasiadł za kierownicą.
- Proponuję spacer po molu, ale
wcześniej może poszlibyśmy do twojej ulubionej kawiarni? O tej porze jest tam
dużo ludzi, ale podoba mi się tam.- powiedział, wiedząc, że to właśnie w tym
miejscu od kilku dni wyczekuje Markus z nadzieją, że kobieta w końcu się tam
pojawi.
- Przestaniesz grzebać mi w głowie?-
warknęła z lekkim uśmiechem.
- To tak nie działa.-westchnął
znudzony- Nie grzebie w niej, słyszę tylko to, co myślisz aktualnie, a ty
strasznie krzyczysz myślami. To tak jak
z telepatią. Przekazujesz mi myśli. Niestety jako człowiek nie potrafisz tego
kontrolować i robisz to non stop. Gdybyś była np. mną mogłabyś wybierać które
myśli mam usłyszeć.- wyjaśnił, rzucając jej krótkie spojrzenie.
- To dlaczego inni ludzie ich nie
słyszą?- warknęła.
- Moja rasa jest na to wrażliwsza,
niż inne. Dlatego ja słyszę wszystko, a powiedzmy aby przekazać coś dla Bena
musiałabyś bardzo się skupić.- odpowiedział, zatrzymując samochód. Wysiadł z
pojazdu i otworzył drzwi przyjaciółce, po czym razem ruszyli do kawiarni.
Diabeł szybko odnalazł wuja i trzymając anodytke za rękę ruszył w jego
kierunku.
Zwolnił na chwilę. Mimo iż wiedział,
że to konieczne, nie chciał straszyć ukochanej. Nabrał ze świstem powietrza.
- Chodźmy do tego stolika w cieniu,
dobrze?- zaproponował, a ona potwierdziła skinieniem głowy. Specjalnie tak ją
pokierował, że wpadł na siwookiego mężczyznę z impetem.
- Przepraszam.- burknął.
- Jak łazisz kretynie?!- Huknął
mężczyzna odwracając się w ich stronę. W tej samej chwili Aleks poczuł jak Gwen
sztywnieją wszystkie mięśnie. Dziewczyna myślała, że tylko jej się wydaje, albo
ten mężczyzna jest po prostu łudząco podobny do Markusa, bo przecież facet nie
żyje od ponad dziesięciu lat,
- Gwen, jak dawno się nie
widzieliśmy.- powiedział z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.
- Markus!- warknęła. W tej chwili jej
wściekłość zmieszała się ze strachem. Nie wiedziała co jest silniejsze, ale
czuła, że albo się rozpłacze, albo zrobi mu jakąś krzywdę. Była przekonana, że
mężczyzna nie żyje i teraz pragnęła tylko tego, aby tak się stało.
Zdławiła w sobie resztki przerażenia
i wzięła głęboki wdech.- Nigdy Ci nie wybaczyłam, więc przychodzenie w te
okolice było ogromnym błędem, twoim ostatnim.- powiedziała najbardziej ponurym
głosem na jaki tylko było ją stać. Wyrwała rękę przyjacielowi, a jej oczy
zabłysły na różowo.
Brunet szybko pożałował swojej
decyzji. Chciał tylko, aby się trochę wystraszyła, a nie chciała się zemścić. Z
jej myśli szybko wyczytał, że ma zamiar zabić Markusa mimo ogromnej ilości
ludzi wokół i chętnie by na to popatrzył, ale wiedział, że później na pewno
będzie tego bardzo żałowała, a nie chciał przyglądać się jak cierpi.
- Gwen, proszę, nie.- szepnął cicho,
znów chwytając ja za rękę.
- Zostaw!- wrzasnęła, odrzucając go
mocą na drugi koniec kawiarni. Mężczyzna walnął głową o stolik i upadł na ziemię, ale ona nawet nie
zwróciła na to uwagi. Rzuciła tylko wściekłe spojrzenie Markusowi i zrobiła
krok w jego stronę.
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńWciąż jestem w trakcie czytania i najwyższą siłą woli powstrzymałam się przed spojrzeniem na tekst, żeby nie dowiedzieć się za wcześnie, co się dzieje później. Póki co, jestem z inną sprawą. Nominowałam Cię do Liebster Award - blogowej zabawy pytaniowej :) Więcej informacji - http://opera-lalek.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html
Pozdrawiam :)