Siedział sam w tym aucie już od
trzech dni. Przez ten czas osłabł jeszcze bardziej i już przestał się martwić
tym, czy umrze, bo o niczym innym tak nie marzył. Był coraz bardziej zmęczony i
wyczerpany, aż w końcu zasnął.
Obudził się, bo ktoś zaczął potrząsać
nim lekko. Otworzył leniwie oczy, lecz w środku było zbyt ciemno, aby mógł
zobaczyć kto to.
- Proszę cię, nie umieraj.- Dźwięki
docierały do niego stłumione, jakby nurkował. Otrzeźwiło go dopiero głośne
warknięcie. Szybko zrozumiał, że to Gwen mówi do niego.
- Zabije gada!- Usłyszał czyjś niski,
złowieszczy głos.- Ty zabierz go do szpitala.
Nie dowiedział się nic więcej, bo
znów odpłynął.
Gdy obudził się tym razem uderzyło go
silne, jasne światło. Ktoś trzymał go za rękę, więc zerknął w bok. Obok niego
na taborecie siedziała Gwen. Dziewczyna była blada, a w jej oczach czaiły się
łzy. Poza tym była wyraźnie chudsza, niż wcześniej.
- Minęło już tyle czasu.- Usłyszał
jej smutny głos.- Proszę cię, obudź się wreszcie.- Nie patrzyła mu w oczy, więc
nie dostrzegła, ze już nie śpi. Ścisnął jej dłoń. Rudowłosa natychmiast na
niego spojrzała, więc uśmiechnął się blado.
- Jak, jak mnie znalazłaś?- Spytał
ochrypłym głosem.
- To nie ja, to Lucy.- Pogładziła go delikatnie
po policzku.- Dobrze, że już wróciłeś.
- Markus, on tu wróci.- Wyszeptał.
- Nie, już nie. Twój pupilek polował
tak długo, aż dopadł faceta. Już nic nam nie grozi.
- Dopadł? Czyli Lucy go zabił?
- Tak i to dość brutalnie. Kocurek
chciał, żeby on cierpiał tak, jak ty cierpiałeś.
- Dziękuje, ocaliłaś mi życie.
- Nie ma sprawy.- Uśmiechnęła się
szeroko i pocałowała go w usta.- Zawsze do usług.
- Jak długo tu jestem?
- Już prawie miesiąc. Nie martw się,
będę spędzać tu dużo czasu. Mam szlaban, a szpital to jedyny wyjątek. Wole
siedzieć tu, niż domu.
- A co przeskrobałaś?
- Nic, Lucyfer wrócił wcześniej, niż
planował, a dokładnie to był u mnie już następnego dnia po powrocie do domu.
Nawiałam z kocurkiem, a jak wróciłam, to dziadek wlepił mi szlaban na dwa
miesiące. Twierdził, że nie ma pretensji, że poleciałam, ale mogłam chociaż go
powiadomić, bo bardzo się martwił.
- No bo mogłaś. Leć do domu.
- Nie, dlaczego?- zaprotestowała.
- Bo wyglądasz na przemęczoną. Wróć,
ale tylko wtedy, gdy się wyśpisz i coś zjesz. Najlepiej jutro.
- No dobrze.- Cmoknęła go w policzek
i wyszła.
Chłopak podniósł się powoli do
pozycji siedzącej, a następnie wstał i podszedł do ściany, na której wisiało
lustro, aby sprawdzić jak koszmarnie musi wyglądać. Przyjrzał się sobie dokładnie,
a potem stwierdzając, że nie jest aż tak źle wrócił na łóżko. Nie położył się
jednak, lecz usiadł i zaczął z nudów gapić się w okno. Minęło może z pół
godziny, gdy do sali ktoś wszedł.
- Synku.- Usłyszał głos swojej matki,
więc odwrócił się w jej stronę. Kobieta podeszła do niego i przytuliła go
mocno.- Tak bardzo mi cię brakowało.- Szepnęła mu do ucha.
- Mi ciebie też mamo. Nawet nie wiesz
jak bardzo..- Również szepnął, a ona wtuliła głowę w jego klatkę piersiową.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
Hej^^ Przepraszam za długą nieobecność, hu, wreszcie chwila, żeby siąść i przeczytać. Końcówka najśliczniejsza^^ uwielbiam relacje rodzic- dziecko, a najlepiej córka-ojciec, matka-syn. Pani Levin jest kochana. Gwen znowu się zamęcza, a w szpitalu to Kevina już chyba znają najlepiej... W sumie od początku opowiadania był tam naprawde sporo razy... no nic, rozdział super ^^ Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń