Markus chodził wściekły po
pomieszczeniu, które służyło mu obecnie za gabinet i zastanawiał się nad
dalszym postępowaniem.
- Chłopcy.- Warknął i już po chwili w
progu stanęli jego pomocnicy z uśmiechami na ustach.
- Tak panie?
- Wezwałem was tu w sprawie bratanka.
Nie możemy wrócić na Osmos, ani trzymać go tutaj, bo to zbyt blisko, aby ta
ruda nas nie znalazła.
- A co z kryjówka w Londynie?- Spytał
nieśmiało Alex.
- Nie, tam mam przerąbane i na
granicy nas złapią. Potrzebuje jakiegoś lepszego miejsca.
- To może do Rosji, przecież szef ma
na Syberii małą chatkę, a tam nikt nie będzie go szukał.
- Niech będzie, przygotujcie
transport.
Mężczyźni opuścili gabinet, a następnie
udali się do małego pokoiku, który znajdował się naprzeciwko. W środku na
kanapie leżał skulony osmozjanin. Chłopak był zbyt obolały, aby się ruszyć,
więc nawet nie zareagował na to, że oni pojawili się w pomieszczeniu.
- Ruszaj się Levin, zrobimy sobie
małą wycieczkę.
Brunet nawet nie drgnął, więc Jacob,
który był z nich największy podszedł do niego i poderwał do góry. Przełożył
sobie jedną rękę chłopaka przez kark i podtrzymując go w pozycji pionowej
wyprowadził z pokoju, a następnie z budynku. Na podjeździe znajdował się czarny
van, do którego Jacob wepchnął osmozjanina. Miejsce na załadunek, gdzie się
znajdował było oddzielone od tylnych siedzeń pojazdu zaledwie metalową kratką,
więc doskonale słyszał i widział swoich prześladowców, którzy siedzieli już w
środku, gdy Jacob zamknął tylne drzwi i dołączył do pozostałych pojazd ruszył.
*** *** ***
- Kevin faktycznie odszedł, ale udał
się zaraz potem do tych, którzy wcześniej go porwali. Nikt z nas jednak o tym
nie wiedział.- Wyjaśnił ze spokojem szatyn. Kobieta zajęła miejsce obok nich.
- Więc co teraz? Pozwolicie mu
umrzeć?
- Nie, ale nie będziemy też się
angażować. Wsparcia udzielą nam hydraulicy. To oni zajmą się poszukiwaniami i
ewentualną walką z wrogiem. My musimy skupić się na ochronie ziemi. Poza tym z
tego, co mówiła Gwen, to on może zostać ukarany za jej ucieczkę i może okazać
się, że szukamy już tylko jego ciała.- Cooper mówił bardzo powoli.
- No właśnie!- Przerwała mu.- Za moją
ucieczkę, więc powinnam go ratować, a nie ślęczeć tu jak kołek.- Wrzasnęła
płacząc, a następnie zniknęła w budynku. Udała się do sypialni, w której się
obudziła. Przy jej łóżku stała jakaś osmozjanka.
- Jesteś tu służącą?- Spytała
nieśmiało. Ta tylko skinęła głową.
- Możesz więc prosić Lucyfera w moim
imieniu, aby przyleciał na ziemie, gdy tylko wróci?- Podała jej kartkę z
zapisanym adresem.
- A skąd ty… Tylko członkowie rodziny
wiedzą o jego istnieniu. Jego rasa jest uznawana za wymarłą.
- Kevin mi powiedział.- Przyznała
cicho.- Przekaż, że to ważne, a o przysługę prosi ukochana Kevina.
- Oczywiście, nasz strażnik chętnie
spotka się z młodym panem Levinem.
- Dziękuję.- Szepnęła, a potem
gwizdnęła. Przy jej nodze natychmiast pojawił się Statek. Wyszła razem z nim
przed budynek i stworek zmienił się w rakietę kosmiczną.- lecimy na ziemie.-
Warknęła.- Nie ma sensu tutaj siedzieć.
Wszyscy bez słowa weszli na pokład i
Statek odleciał.
Gdy dotarli do domu Gwen pobiegła na
górę i zamknęła się w swoim pokoju. Wiedziała, że musi mu jakoś pomóc, tylko
nie wiedziała jak. Kevin wspomniał kilka
razy o Lucyferze i dziewczyna miała nadzieję, że to kocur go odnajdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz