Jechali już od paru godzin i Markus
zarządził postój na noc w jednej ze swoich kryjówek. Kevina dziwił fakt, że
facet ma ich aż tyle, ale o wiele bardziej martwił się tym gdzie teraz jadą i
co będzie dalej. Nie miał jednak odwagi o to zapytać.
W końcu samochód stanął. Jacob z
Markusem zaprowadzili go do małej chatki, a potem schodami z w dół. Tak, jak na
planecie Osmos, tak i tu podziemia były znacznie większe, ale już nie tak
olbrzymie. Szybko odnaleźli odpowiednie miejsce i kazali mu tam wejść. Chłopaka
zdziwił fakt, że zamiast obskurnego pokoiku bez okien widzi piękny pokój z
kominkiem i ogromnym łóżkiem pod ścianą. Bez wahania rzucił się na łóżko, a
potem po prostu zasnął.
Obudził się dopiero następnego dnia z
samego rana. Przeciągnął się, a następnie uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
Nikogo nie było w korytarzu, a wszystkie drzwi były pozamykane. Czarnooki na
palcach prześliznął się na schody, a potem na zewnątrz i do samochodu. Ze
schowka wyjął mapę z zaznaczoną trasą.
- Alaska.- Szepnął sam do siebie i
rozejrzał się po podwórku. Auto stało pięćdziesiąt metrów od murka. Brunet
wyskoczył z auta i pobiegł do muru, po którym zaczął się wspinać. Doszedł do
połowy, gdy coś walnęło go w plecy i spadł na ziemię.
- Już nas opuszczasz?- Spytał Mat z uśmiechem.-
Szef nie będzie zadowolony.
- Facio Gravis.- Warknął przez zaciśnięte
zęby i facet przed nim upadł na kolana ciągnięty przez grawitację. Brunet
odwrócił się do niego tyłem, lecz nie zdążył podejść z powrotem do murku, bo
przed nim jak z pod ziemi wyrósł Markus.
-
A ty dokąd chłopcze?- Warknął uderzając go w twarz, tak mocno, że upadł
na kolana.- Nie pozwoliłem ci odejść.
- Nie potrzebuje twojego pozwolenia.
- Czyżby?- Kopnął go w krtań. Chłopak
osuną się na ziemię nie mogąc złapać oddechu.- Przeproś.- Rozkazał i uderzył go
w twarz. Osmozjanin tylko się skulił i zamknął oczy.- Pożałujesz.- Warknął, a
on znów na niego spojrzał. Teraz obok jego wuja stał Alex z batem w lewej ręce.
Chłopak miał już coś powiedzieć, lecz
nie zdążył, bo w tej samej chwili Markus uderzył go batem w prawą połowę
twarzy. Dziewiętnastolatek zawył z bólu.
- Przepraszam.- Szepnął zwijając się
w kłębek.- Przepraszam.
- Obiecujesz poprawę?
- Tak.
- I o to chodziło. Następnym razem
nie będę taki miły.- Stwierdził i odszedł. Do chłopaka podeszli Alex z Jacobem
i zaciągnęli go do vana. Brunet leżał skulony na podłodze pojazdu. Piekły go
prawe oko i policzek. Czuł, że ma dość i długo już tak nie wytrzyma. Przez
chwilę wpatrywał się w obojętną twarz wuja i jego puste oczy, a potem po prostu
zemdlał.
Gdy się ocknął słyszał jak mężczyźni
w samochodzie o cos się kłócą. Powoli zaczynał rozróżniać słowa.
- Cholera, to co teraz?- spytał Mat.
- Nic, zostawiamy tu samochód i
spadamy.- Odpowiedział Markus chłodno.
- A co z nim?- Chciał wiedzieć Jacob.
- Niech zostanie, zdechnie z głodu,
albo na wskutek obrażeń. Mi to bez różnicy.
- A jak chcesz się stąd wydostać,
skoro auto nie działa?- tym razem wtrącił się Alex.
- Cos wymyślę, ruchy.- Wszyscy opuścili
pojazd i Kevin został sam.
Czyli to właśnie tak miał zginąć?
Umrzeć w jakimś nieznanym miejscu w samochodzie. Westchnął tylko bezradnie i
przymknął oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz