Pierwsze promienie słońca zaczynały
przedostawać się przez zasłony w szpitalnej sali. Czarnooki postanowił w końcu
obudzić ukochana. Pogładził ją delikatnie po policzku.
- Pobudka księżniczko.
- Co, która godzina? Muszę jechać do
szpitala.- Wybełkotała nie otwierając oczu.
- Już tutaj jesteś skarbie.- Ponownie
pogładził jej policzek.
Anodytka poderwała się gwałtownie i
spojrzała na uśmiechnięta twarz chłopaka.
- Kevin.- Przytuliła go mocno, a po
jej policzkach spłynęły łzy szczęścia.- Tęskniłam za tobą.
Te słowa przypomniały osmozjaninowi,
o zdjęciach pokazanych przez faceta, który sprawił mu piekło ostatnich dwóch
lat. Odwrócił głowę w druga stronę.
- Co się stało?- Nie rozumiejąc jego
reakcji.
- Wiem, że dla was już nie żyje, że
pochowaliście mnie już dawno.
- Nie, ja nie. Dla mnie nigdy nie
umarłeś. Pewnie myślisz, że teraz tak mówię, bo wróciłeś, ale to nie prawda.
Hydraulik Alex i jego ekipa szukali cie przez całe dwa lata. Teraz szukają
tego, który chciał cie… No wiesz.
Brunet ponownie spojrzał na
zielonooką.- Fajnie, że chociaż ty nie zapomniałaś, że jeszcze nie umarłem.
- Nie zapomniałam.- Potwierdziła i
ponownie go przytuliła.
- Uroczy widok.- Zaśmiał się głośno i
wszedł do środka.- Jedziemy do mnie, albo do domu. Powinnaś odpocząć.
- Ale dziadku, nie mogę.
- Możesz- wtrącił się osmozjanin.- Nic
mi nie będzie, a ty nie wyglądasz najlepiej. Jedź do domu, a wrócisz jutro.-
Uśmiechną się do niej.
- Dobrze.- Pocałowała go w policzek i
wraz z dziadkiem opuścili szpital.
Jechali, a ona opowiadała Maxowi jak
Kevin ja obudził. Starzec słuchał jej słów z uśmiechem na ustach. Wiedział, że
jego wnuczka w końcu jest szczęśliwa.
Gdy dojechali do domu nastolatka z
przerażeniem dostrzegła walizki stojące w korytarzu.
- Co tu się dzieję, wyjeżdżacie?
- Nie, wszyscy wyjeżdżamy. Mama musi
wyjechać w delegację, ja wziąłem urlop i razem z tobą przenosimy się ja miesiąc
do Nowego Jorku.
- Dlaczego nikt mnie nie zapytał o
zdanie?
- Bo nigdy cię nie ma. Całe dnie
spędzasz niewiadomo gdzie i z kim.
- Nigdzie nie jadę!- Nie chciała
wyjeżdżać teraz, gdy odzyskała ukochanego.
- Nie masz nic do powiedzenia. Spakuj
się i bądź za dwadzieścia minut na dole. Za dwie godziny mamy samolot.
- Nie!, nie zostawię go teraz!
- Kogo?- Zapytali jednocześnie jej
rodzice.
- Mnie.- Wtrącił się szybko dziadek
wiedząc, ze oni o niczym nie mają pojęcia.- Gwen obiecała mi w czymś pomóc. To
potrwa jeszcze jakiś czas.
- No właśnie. Dziadek zamieszka zemną. Poradzimy sobie jakoś, tylko proszę nie karzcie mi jechać. Ja naprawdę
musze tu zostać
- Dobrze, ale musisz obiecać, że
będziesz słuchała dziadka, i przestaniesz znikać na całe dnie. Nie możemy z
mamą pozwolić, abyś wpakowała się w złe towarzystwo.
- Obiecuję.- Wyściskała mocno
rodziców, którzy chwilę później wraz z Maxem odjechali. Starszy pan miał ich
odwieźć na lotnisko, a następnie wrócić do swojego domu. Postanowił wraz z wnuczką,
że nie będzie się do niej wprowadzał, a ona zaprosi Kevina, gdy ten tylko
opuścić szpital. Ufał dziewczynie, a poza tym rozumiał, że po tym wszystkim na
pewno będą chcieli pobyć trochę we własnym towarzystwie i wyjaśnić sobie kilka
spraw.
Jeszcze bardziej nienawidzę jej rodziców, nim ten blog istniał. Początek był taki słodki i trochę śmieszny (to jak na wpół przytomna zapomniała, że jest w szpitalu). Ciekawe kiedy wszyscy dowiedzą się, że Kevin E. Levin żyje. Dobra, idę czytać resztę, bo widzę, że dodałaś dwa rozdziały. :)
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga !!!! Jestem fanka gwevin od 4 lat XD chyba nigdy mi się to nie znudzi pisz dalej;)))))
OdpowiedzUsuń