sobota, 28 lutego 2015

Odnaleźć siebie II część 18

Wszedł go gabinetu tak jak zwykle, czyli po prostu stworzył przejście. Zastanawiał się czego Lucyfer od niego chce. Nie zrobiłby mu tej przysługi za darmo. W końcu to piekło, tutaj NIGDY nikomu nie oddano przysługi z czystej życzliwości. Nie możliwym było, aby uczynił to sam władca podziemi, w których każdy jest krętaczem i oszustem, każdy dba tylko i wyłącznie o własne cztery litery i gdzieś ma potrzeby innych. Wiedział, że słono przyjdzie mu za taki prezent zapłacić, tylko jeszcze nie wiedział jak miałby to zrobić.
Przekroczył próg gabinetu i od razu powitał go rozpromieniony uśmiech Szatana.
- I jak Gwendolyn? Zadomowiła się już, zdążyłeś pokazać jej Los Diablos?
- Nie, Kleopatra nam przeszkodziła, właśnie zbieraliśmy się do wyjścia.- warknął, po czym od razu przeszedł do rzeczy.- Czego chcesz w zamian?
- Nie wierzysz w dobroć mego serca?- spytał, udając, że został urażony napastliwością dziewiętnastolatka.- W sumie słusznie, jest jedna rzecz.- przyznał, nie pozwalając mu odpowiedzieć na pytanie.- Otóż wiem z pewnych źródeł, że dwa moje diabły, a mianowicie Nikodem i Rafael szykują bunt przeciw mnie i zbierają wszystkich, którym nie podobają się moje rządy. Ty…
- Oni? Dwa twoje największe przydupasy chcą stanąć przeciwko tobie? Dobre.- zaśmiał się głośno. Nie przeszkadzało mu nawet karcące spojrzenie szefa.
- Ty natomiast jesteś pełen odwagi. Nie lękasz się nawet mnie, chociaż tutaj robi to każdy. Moi byli przyjaciele na pewno będą chcieli cię zwerbować. Chciałbym, abyś w razie ewentualnego starcia stanął po mojej stronie i walczył u mego boku.. No wiesz, przysługa za przysługę.
- Ja cię o żadne przysługi nie prosiłem.- warknął. Co ja będę z tego miał? Przecież Gwen już wie o Piekle, nie zmienisz tego.
- Nie zmienię.- przyznał niechętnie.- Ale śmiertelnicy nie mają prawa do takiej wiedzy, więc jeśli się nie zgodzisz będę musiał pozbawić ją śmiertelności. Naprawdę chcesz odbierać jej taki dar w tak młodym wieku?- spytał chytrze.- Jeśli jednak przystaniesz na moją propozycję, a Gwendolyn obieca zachować wszystko, co kiedykolwiek tutaj zobaczy i usłyszy tylko i wyłącznie dla siebie przyznam jej pobyt tymczasowy na okres sześćdziesięciu sześciu lat, w czasie których będzie mogła odwiedzać Niższą Arkadie, a ty będziesz mógł się z nią widywać na Ziemi, co ty na to?
*~*
Siedziała skulona na kanapie. Naprzeciw niej siedziała Kleopatra, która lustrowała ją przeszywającym wzrokiem, ale to nie zwracało jej najmniejszej uwagi. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę znajduje się w Piekle, że jest coś po śmierci, że Kevin tu na nią czeka. W głowie pojawiało jej się mnóstwo pytań, które znikały po chwili, zastępowane kolejnymi. Dlaczego jej ukochany wybrał zaświaty, które miały być kara za popełnione w życiu błędy.? Przecież nie zrobił nikomu większej krzywdy, od dawna walczył u boku jej i jej kuzyna z potworami. To, co robił w dzieciństwie nie powinno mieć znaczenia. W końcu tych dobrych uczynków było znacznie więcej, niż złych. Później zastanawiała się nad tym dlaczego Kleopatra zabrała ją do Niższej Arkadii, a Szatan zezwolił na spotkanie z ukochanym. Kevin twierdził, że to zabronione, a jako Aleks zawsze powtarzał, że nie może jej zdradzić kim jest, gdyż zabrania mu tego prawo. W takim razie jak to się stało, że teraz była tutaj, przed chwilą skończyła rozmawiać z Kevinem, a naprzeciw niej siedzi dawno zmarła królowa Egiptu.
Wszystko zaczynało jej się mieszać. A może to nie jest prawda, może jej się to wszystko przyśniło. Tak, na pewno zasnęła przy jego nagrobku, a to wszystko to tylko cholernie realistyczny sen, bardzo piękny sen, z którego za chwilę miałaby się obudzić. Tylko, że wcale tego nie chciała, było jej dobrze ze świadomością, że Kevin za chwile skończy rozmowę z Lucyferem i znów będzie mogła usłyszeć jego głos, przytulić, albo przynajmniej zatopić się w jego spojrzeniu. Chwila… No właśnie, z Lucyferem. W tej samej chwili zahuczało jej w głowie pytanie ukochanego i odpowiedź Szatana. Dlaczego się tu znalazła i o czym teraz rozmawiali?
- Dosyć, bo jeszcze mnie od tego głowa zacznie boleć.- Kevin pogada sobie z Lucyferem, a później wszystko ci wyjaśni, a zanim przyjdzie możemy troszkę nad Tobą popracować.- stwierdziła znudzona, przysuwając się bliżej niej.
- Pracować nade mną?- spytała zdziwiona.
- Kochanie, jesteś naprawdę bardzo śliczna, ale gustu nie masz za grosz. Kobieta powinna eksponować swoje walory, Kusić mężczyzn całą sobą i ja cię tego nauczę.- wyjaśniła i posłała jej szeroki uśmiech.- Parę godzin ze mną i będziesz pasowała idealnie do naszego przystojniaka. On potrzebuje kobiety z klasą, a nie szarej myszki, która od kilku lat nie odwiedziła nawet fryzjera, a co dopiero mówić o kosmetyczce, czy sklepów z seksowną bielizną.
- Nie obraź się, ale chyba o wiele lepiej wiem czego potrzeba Kevinowi. Poza tym on nie żyje i nie muszę się dla niego stroić.
- Skarbie, ja chce tylko pomóc. Sprawię, że przestaniesz w końcu wyglądać jak cnotka, a nasz diabełek na nowo się w tobie zakocha. Będziesz po prostu chodzącą seksbombą.- zapewniła, pstrykając palcami. W jednej chwili jej włosy ułożyły się w misterny kok, aby po chwili opaść falami na jej ramiona i znów ułożyć w kok. Na czubku jej głowy pojawił się delikatny, złoty diadem.- To będzie trudniejsze, niż myślałam, ale nie martw się. W kilka, może kilkanaście godzin zmienisz się nie do poznania.- zaśmiała się, gdyż właśnie była w swoim żywiole. Uwielbiała przebieranki, a jeszcze bardziej lubiła, gdy jej „manekin” stawiał choćby najmniejszy opór. Mogła wtedy udowodnić, że je NIGDY nie wolno się sprzeciwiać i ZAWSZE ma rację.
- CO!!!- wrzasnęła zrozpaczona.- Przecież ty tylko pstrykasz palcem. Dlaczego miałabyś przebierać mnie tyle czasu?
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Zmiana stroju to pestka, ale dobranie czegoś, co będzie naprawdę seksowne, będzie pasowało do ciebie i zgodzisz się to włożyć naprawdę nie jest łatwym zadaniem. To musi trwać, ale wierz mi, że efekt będzie tego wart.
- Coś czuję, że nie zamierzasz pytać mnie o zgodę.- burknęła coraz bardziej zdenerwowana.
- Cóż, nie zamierzam, ale i tak czeka mnie tu sporo pracy. Siedź spokojnie i daj mi się sobą zaopiekować, to może uda mi się skrócić ten czas o godzinkę…

sobota, 21 lutego 2015

Odnaleźć siebie II część 17

- Nie zastanawiałem się długo, w ogóle się nie zastanawiałem. Tylko czekałem na chwilę, w której wezmę ostatni już wdech. Wiem, to było głupie, nie rozwiązało moich problemów, ale wtedy po prostu czułem, że musę to zrobić, że tak będzie lepiej, przecież i tak jestem nikim, co za różnica czy jestem tu, czy tam? Naiwnie wierzyłem, że po śmierci wszystko minie, że może być już tylko lepiej, że zapomnę.- szepnął, nie patrząc jej w oczy.- Nagle zrobiło się tak przyjemnie, ale tylko na chwilę. Gdy otworzyłem oczy, stałem w kłębach jakieś pieprzonej, różowej mgły. Po prawej miałem wysokiego blondyna o kręconych włosach, ubranego w białą „sukienkę”, a po lewej Kleopatrę, już ją zresztą poznałaś. Za mną stała, a raczej lewitowała zakapturzona, niska postać.
- Śmierć.- szepnęła, przypominając sobie jej obraz przedstawiany w bajkach oglądanych przez bratanka i książkach.
- Tak.- potwierdził, mocniej ją obejmując.- Blondyn okazał się aniołem, pokazał mi nawet swoje złote skrzydła, a później wyjaśnił, że właśnie trwa targ o moją duszę, a później sam wybiorę, gdzie chciałbym spędzić wieczność. Wtedy zrozumiałem, że umarłem, że już nic nie da się zrobić. Właśnie w tamtej chwili pożałowałem swojej decyzji. Tak bardzo pragnąłem, żebyś weszła wtedy do pokoju i uratowała mnie tak, jak wcześniej, ale tak się nie stało. Naprawdę umarłem. Anioł i diablica wytknęli mi wszystkie moje uczynki z czasów, gdy byłem żywy. Zarówno te dobre, jak i złe. W sumie dziwnie było wysłuchiwać wszystkich swoich życiowych błędów, porażek i zasług. Następnie anioł spytał jaka jest moja decyzja. Nie uważałem, że zasługuję na Niebo. Bez wahania postanowiłem zostać potępieńcem, choć jak się później okazało był to najlepszy wybór mojego życia. Kleopatra zabrała mnie do Piekła, gdzie przydzielono mi dom i wyjaśniono panujące tu zasady. Niższa Arkadia jest cudowna, widziałem to od samego początku, ale nie potrafiłem się nią cieszyć. Cały czas zastanawiałem się, co teraz dzieje się na Ziemi, co czujesz ty, moja matka, Harvey, a nawet Ben z Julią. Jako nowy nieśmiertelny nie potrafiłem jeszcze ukrywać swoich myśli przed innymi. W końcu jeden z diabłów stwierdził, że ma dość moich użaleń i opowiedział mi o swoich mocach i przywilejach, a także o tym najważniejszym, możliwości podróżowania na Ziemię. Bez zastanowienia udałem się do Lucyfera i zaproponowałem swoje usługi. Nie zorientował się po co mi moce piekielne, ale stwierdził, że przyda mu się nowy pracownik i tak oto zostałem diabłem. Dostałem moce i klucz.- Podał jej mały, metalowy kluczyk.- Dzięki temu cacku mogę podróżować do woli na Ziemię tak samo, jak zrobiłem to, przenosząc nas tutaj.
- Byłeś tam prawda? Na cmentarzu, czasami czułam, że gdzieś tam jesteś.- wyznała, patrząc mu głęboko w oczy.
- Przychodziłem każdego dnia o piątej i siedziałem dopóki nie wróciłaś do domu. Uwielbiałem słuchać tego, co masz mi do powiedzenie. Zawsze robiłaś to z taką…
- A wtedy, gdy mnie napadli? To nie Aleksander mnie obronił, prawda? Pamiętam twój głos, zapach, dotyk.- szepnęła, odtwarzając w pamięci tamten moment.
- Wtedy też.- przyznał.- Nie mogłem pozwolić, żeby zrobili Ci krzywdę. Wiem, że gdyby tak się stało, już nigdy bym sobie nie wybaczył. Z resztą tamci panowie okazali się bardzo miłymi ludźmi i bez dłuższych próśb obiecali więcej się do ciebie nie zbliżać.
- A Aleks? Przysłałeś go do mnie?
- Niezupełnie.- powiedział zakłopotany.- Z Aleksem sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, bo on tak naprawdę nigdy nie istniał. Ja go nie zesłałem, ja go wymyśliłem. Dlatego nic o nim nie wiesz, on nie ma domu, nie ma przeszłości, nie ma rodziny, nic nie ma, jego też nie ma.
- Nie prawda! On istnieje, był przy mnie przez cały czas.- stanęła w obronie przyjaciela. Brunet tylko chwycił ją za twarz i nakierował ja tak, aby patrzyła mu prosto w oczy.
- Gwen, Aleksa nie ma i nigdy nie było. Wtedy na cmentarzu nie mogłem ci się pokazać, więc zmieniłem rysy twarzy i głos, tyle. Śmiertelnicy nie wiedzą o tym, co tu jest, więc nie mogłaś mnie zobaczyć. A później… No cóż, ty zaprzyjaźniłaś się z Aleksandrem, a ja znów mogłem mieć cię tuż obok, więc oboje na tym korzystaliśmy. Przepraszam, że przez cały ten czas cię oszukiwałem.
- Więc ta historia o zranionej ukochanej i wielkiej miłości to były kłamstwa?- spytała i nie wiedzieć czemu znów się rozpłakała.
- Nie.- zaprzeczył szybko.- To była twoja historia tylko z mojego punktu widzenia. Wolałem być twoim przyjacielem przez lata, niż zamieniać to na chwilę rozmowy twarzą w twarz z prawdziwym mną.
- A ja? Dlaczego przez cały ten czas nie myślałeś o mnie? Oszukiwałeś mnie, zrobiłeś ze mnie idiotkę! A ja tak bardzo przywiązałam się do Aleksa, był ostatnią osobą, poza twoja matką, która trzymała mnie przy życiu.
- Wiem!- wrzasnął zrozpaczony tą sytuacją.- Właśnie dlatego nie mogłem ci go zabrać, przy nim byłaś szczęśliwa, a ja nie chciałem, abyś znów przepłakiwała całe noce.- szepnął, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi.- Nie chciałem, abyś cierpiała, przepraszam.
Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, po czym pocałował z taką zachłannością, jakby to miał być ich ostatni pocałunek.
- Później pojawił się Markus.- zaczął kontynuować swoja opowieść.- Wpadłem na niego przypadkiem w Los Angeles, podczas spaceru. Wiedziałem, że chce zemsty na mnie za to, co zrobił mu koteczek ojca. Chciał jak najszybciej mnie dopaść, ale przez te wszystkie lata tego nie zrobił. Opracował plan, ale nie wiem, co zamierza, nie myśli o tym zbyt często. Wiem jednak, że nie został poinformowany o mojej śmierci, a to daje nam przewagę. Nie pozwolę, aby skrzywdził ciebie, lub mamę. Osobiście dopilnuję, aby został potraktowany gorejącym mieczem, nawet gdybym sam miał to zrobić.
- Co to ten gorejący miecz?- spytała zaciekawiona.
- Gorejącym mieczem pozbawiono skrzydeł upadłe anioły, które brały udział w rebelii Lucyfera. Obecnie służy do karania najbardziej bezwzględnych istot, jakie stąpają po Ziemi. Osoba nim ugodzona nie trafia na targ, po prostu znika. W ten sam sposób można unicestwić duszę.
- To straszne.- pisnęła, a on tylko uśmiechnął się wesoło.
- Nie martw się. W historii świata i zaświatów tylko kilka osób zmarło w ten sposób. Taka decyzja jest naprawdę bardzo przemyślana, a na samo rozważanie użycia gorejącego miecza trzeba sobie dobrze zapracować. Przecież nawet ja miałem szansę iść do Nieba. A oprócz tych dobrych zaświatów jest przecież jeszcze Tartar. To tam trafiają najczarniejsze dusze, to znaczy gwałciciele, mordercy i szaleńcy pozbawieni sumienia.- uspokoił ją szybko i posłał kolejny już dzisiaj uśmiech.- To teraz już wszystko wiesz, tylko… Dlaczego mnie nie znienawidziłaś?- spytał słysząc w jej myślach, że w końcu jest szczęśliwa, że dobrze mieć go obok, móc się przytulić, poczuć jego zapach.
- Kocham cię.- odpowiedziała na głupie według niej pytanie.- Zawsze rozumiałam twoją decyzję, nigdy za nią nie potępiałam. Teraz rozumiem już wszystko. Nie żyjesz, postanowiłeś odejść, ale jesteś tutaj, znów obok mnie. Jestem, szczęśliwa, choćby to miał być tylko jeden, krótki moment, chociażbyś miał zaraz zniknąć, albo ja miałabym obudzić się z tego snu. Tak strasznie tęskniłam… Nie mogłabym teraz cię tak łatwo odrzucić, znienawidzić. Zbyt wiele dla mnie znaczysz.
- Dziękuję.- szepnął zaskoczony jej odpowiedzią.- Obiecuję postarać się, aby to nie była tylko krótka chwila, nie wytrzymam wieczności bez ciebie.- zapewnił w chwili, gdy na ścianie naprzeciw jego łóżka pojawiły się złote wrota, które Gwen wcześniej widziała na cmentarzu, wrota Kleopatry.
- Ty masz rozmowę z Szatanem przystojniaku, a ja chętnie poznam bliżej twoją narzeczoną. Na pewno jest wspaniała, a ostatnio miałyśmy dla siebie tak niewiele czasu.- powiedziała uradowana. Brunet tylko skinął głową i podszedł do ściany, na której stworzył przejście.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Odnaleźć siebie II część 16

Spacerował brzegiem plaży, zastanawiając się nad przyszłością. Ostatnio coraz częściej miał ochotę powiedzieć ukochanej prawdę o tym kim jest i dlaczego tak naprawdę się spotkali, miał dosyć okłamywania jej, ale z drugiej strony gdyby to zrobił, straciłby ostatnią możliwość uczestniczenia w jej życiu. Już nigdy by jej nie zobaczył, a ona pewnie znów by płakała z jego powodu, na co nie mógł pozwolić.
Westchnął ciężko i kopnął piasek ze wściekłością. Dlaczego akurat jego „życie” musi być takie popieprzone? Czemu nie mógł sobie spokojnie siedzieć teraz przed telewizorem, obejmując ukochaną kobietę i słuchając wrzasków dzieci dobiegających z pokoju obok? Dlaczego wszystko się schrzaniło, co komu zawinił, że spotkała go taka kara? Nie potrafił tego pojąć, czuł się coraz bardziej zagubiony. Już dawno nie było mu tak źle. Lata płynęły, a on powoli przyzwyczaił się do życia w Piekle, a bycie martwym przestało mu przeszkadzać. W końcu Niższa Arkadia to kraina wiecznej beztroski, mógł robić co chciał. Mógł imprezować do białego rana, paląc i pijąc przy tym bez umiaru i nie martwić się o konsekwencję, bo przecież jednym pstryknięciem palców mógł otrzeźwić swój umysł, czy wyleczyć swoje płuca, lub wątrobę. Nie musiał się martwic przyziemnymi rzeczami i do tej pory było mu z tym dobrze, a przynajmniej póki pozostawał tutaj i nie przychodził na Ziemię. Tam sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Nie potrafił zapomnieć o tym, co zrobił, patrząc na cierpienie Gwendolyn.
Ostatnio wszystko się jednak zmieniło. Teraz nawet w Piekle gryzł się z myślami. Zamiast planować kolejną imprezę z diabłami, zamartwiał się o to, co działo się w tej chwili z jego ukochaną. Nie potrafił zapomnieć o niej choćby na jeden, krótki moment, a alkoholowe upojenie nie miało sensu, skoro musiał się z niego otrzeźwiać, nim zdążył zapomnieć o jakichkolwiek problemach. Po ostatniej wpadce robił to natychmiast po wypiciu kilku drinków, aby tylko ponownie nie utracić przywilejów. Ponownie westchnął i spojrzał na zachodzące już słońce. W tym momencie z zamyślenia wyrwał go męski głos, wołający jego imię.
Odwrócił się gwałtownie i uśmiechnął lekko, po czym ruszył w stronę wołającego go diabła. Był to Belfegor, jedyny w piekle diabeł, transwestyta i sekretarka Szatana, który przebierał się za kobietę w celu skuteczniejszego kuszenia mężczyzn, nim Piekło zaczęło rekrutować diablice. Później mu się to spodobało i tak mu zostało. Był jednak wiernym przyjacielem każdego, zawsze życzliwy i serdeczny, a do tego jako jedyny nie wprawiał szefa o wściekłość. Ku zaskoczeniu poddanych Lucek wybaczał mu prawie wszystko.
- Wyglądasz na zatroskanego.- zauważył na powitanie, a chłopak rzucił mu tylko smutne spojrzenie, więc diabeł przeszedł od razu do rzeczy.- Lucyfer cię wzywa, Kevinie. Mówi, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki i masz natychmiast się u niego znaleźć. Poleca ominiecie windy i użycie klucza diabła.- wyjaśnił spokojnie.
- Aha.- stwierdził obojętnie, biorąc klucz do ręki.- Ciekawe, czego znowu ode mnie chce. Przecież ostatnio jestem grzeczny. Zacząłem nawet używać windy, a jemu i tak się nie podoba.- zauważył, wciskając klucz w mur pobliskiego budynku, który graniczył z plażą. Pomyślał o gabinecie Lucyfera, przekręcił go sześć razy w lewą stronę, po czym poczekał spokojnie, aż uformują się drzwi. Najpierw pojawił się lśniący kontur, a następnie czarne, potężne wrota. Nacisnął na klamkę i przekroczył próg, a za nim ruszył Belfegor.
- Tym razem to nie ja rozrabiam, naprawdę.- zapewnił i w tej samej chwili usłyszał czyjeś myśli. Myśli, które należały do Gwen.
Ten głos, Kevin, to naprawdę On.
Pomyślawszy to odwróciła się gwałtownie w jego stronę, a gdy ich spojrzenia się spotkały po jej policzkach spłynęły łzy.
- Gwen.- szepnął cicho, podchodząc do niej.
- Wiedziałam, wiedziałam, że gdzieś tam jesteś.- powiedziała, wstając, po czym wtuliła się z niego z całych sił.- Nic się nie zmieniłeś.- dodała, a później nie powiedziała już niczego. Odsunęła się lekko, złożyła na jego ustach namiętny pocałunek i znów objęła, jakby w obawie, że gdy tylko go puści, on gdzieś zniknie i już nigdy się nie zobaczą.
Kevin natomiast stał osłupiały patrząc na zmianę to na Szatana, to na ukochaną. Ogarnął się dopiero po kilkunastu minutach. Odchrząknął i powiedział drżącym głosem.
- Wiesz, po śmierci już się człowiek nie starzeje.
Anodytka na początku nie zrozumiała o co mu chodzi, dopiero po chwili zorientowała się, że chłopak nawiązuje do jej stwierdzenia. Osmozjanin natomiast odsunął ją lekko od siebie i chwycił za rękę, po czym zwrócił się do Szatana.
- Dlaczego? Dlaczego ją tu sprowadziłeś?!- spytał wściekły. Wiedział, że gdyby nie rudowłosa trzymająca go za rękę, już używałby mocy przeciw swojemu szefowi.
- Później porozmawiamy. Jej myśli strasznie mnie rozpraszają.- warknął, wskazując na zielonooką.- Wyjaśnij jej wszystko, oprowadź po Los Diablos, a następnie podrzuć Kleopatrze i wpadnij do mnie, to porozmawiamy.- zaproponował.
Brunet skinął głową, po czym stworzył przejście do sypialni swojej rezydencji i razem z ukochaną przeszedł na drugą stronę. Usiedli na małżeńskim łożu, znajdującym się w centrum pomieszczenia. Dziewiętnastolatek przytulił ją czule, a lewą ręką zaczął delikatnie masować jej kark.
- Dlaczego piekło, nie zasłużyłeś.-szepnęła przez łzy, a on tylko pocałował ją w czubek głowy.
- Człowiek po śmierci sam wybiera miejsce swojego wiecznego spoczynku.- wyjaśnił niepewnie, zastanawiając się jak dużo może jej powiedzieć. Z resztą Piekło jest wspaniałe, sama się przekonasz. Odpocznij, a później wybierzemy się na mały spacer.
- Nie chcę.- zaprotestowała szybko.- Chcę być przy tobie, tak bardzo tęskniłam.- wybełkotała i znów się rozpłakała.- To ty, to naprawdę ty. Mam tak dużo pytań.- pisnęła nienaturalnie wysokim tonem.
- To może pozwól, że wszystko ci opowiem. Wszystko od chwili, gdy widzieliśmy się po raz ostatni, a może raczej, gdy ty mnie widziałaś po raz ostatni. Aż do tego momentu, dobrze?- zaproponował, a ona skinęła tylko głową.

- Pamiętasz tamten dzień, w którym cię zostawiłem? Wyszłaś, a ja zostałem sam…

wtorek, 10 lutego 2015

Odnaleźć siebie II część 15

Siedziała jak zwykle na cmentarzu i opowiadała swój dzień. Mówiła o tym, że walczyła z pająkami i nawet je pokonała, że chyba w końcu pogodziła się z kuzynem, a później odwiedziła bratanka. Bawili się w chowanego, a mały tak bardzo się wczuł, że aby go znaleźć w końcu musiała użyć mocy. Streściła też pokrótce swoja rozmowę z Benem, nie zapominając o tym, co usłyszała na koniec, że ma prawo kochać, że Kevin przecież już nie wróci, a ona ma przed sobą całe życie.
- Ale ja nie mogę.- szepnęła, kończąc swoją opowieść.- Zbyt wiele dla mnie znaczyłeś, nie wyobrażam sobie siebie samej u boku innego mężczyzny.
- To może spróbujesz z kobietą.- usłyszała drwiący, dumny głos i odwróciła się gwałtownie. Przed nią stała wysoka brunetka  z włosami do ramion, splecionymi w warkoczyki, których końce zdobiły złote koraliki i prostą grzywką, zakrywającą całe czoło. Ubrana była w prostą, białą suknię bez ramiączek, a na szyi miała ogromny, złoty medalion. Była dumna, miała wysoko uniesioną głowę, idealnie proste plecy i kpiący, pogardliwy uśmiech.
Pstryknęła palcami i w tej samej chwili obok rudowłosej kobiety pojawił się złoty tron, na którym usiadła przybyszka.
- Kim jesteś?- spytała zszokowana, a brunetka spojrzała na nią, mrużąc oczy.
- Rzeczywiście jesteś śliczna.- stwierdziła obojętnie, ignorując jej pytanie.- Ale mogłabyś się lepiej ubrać, kobieta powinna podkreślać swoje walory.
- Kim jesteś?!- warknęła, rozzłoszczona jej uwagą.
- Czasami zapominam, że na co dzień mam dotyczenia z plebsem.- powiedziała bardziej do siebie, niż do niej.- Jestem Kleopatra, córka Ptolemeusza XII Auletesa, największa i najwspanialsza władczyni Egiptu, jaka kiedykolwiek stąpała po Ziemi.
-  A do tego niesamowita skromnisia.- burknęła pod nosem, po czym dodała już głośniej.- Ty nie jesteś Kleopatrą, prawdziwa żyła dawno temu, a 12 sierpnia 30 roku p.n.e. popełniła samobójstwo, jeśli dobrze kojarzę.- warknęła zirytowana.- Ale fakt, podobna jesteś.
- Wierzysz w życie pozagrobowe, prawda? Dlaczego nie chcesz więc uwierzyć mym słowom? Jestem Kleopatrą i przybywam do ciebie z czeluści piekielnych jako diablica. Musisz uważać skarbie, nie wszyscy są wobec ciebie szczerzy.- wyjaśniła, a jej usta wykrzywiły się w sztucznym uśmiechu.
Rudowłosa spojrzała na nią zszokowana. Czuła obecność Kevina, ale w życiu nie spodziewałaby się, że odwiedzi ją diablica, w dodatku- jeśli nie kłamała- będzie nią dawna władczyni Egiptu.
- Niech zgadnę, pozwolisz mi spotkać się z Kevinem na kilka minut, a w zamian odbierzesz mi życie, tak?
- Nie. Zabiorę cię do Niższej Arkadii, zobaczysz w końcu kim naprawdę jest twój przyjaciel, Aleksander oraz jak żyjemy, a później, oczywiście jeśli obiecasz utrzymać nasze istnienie w sekrecie, wrócisz bezpiecznie na Ziemię. Kto wie? Może naszego kochanego diabełka nawet ucieszy twój widok.
- Aleks nie jest diabłem!- krzyknęła, podnosząc się gwałtownie.- To mój anioł, prywatny Anioł Stróż.
Twarz królowej wykrzywił dziwny grymas, od razu dało się zauważyć, że Kleopatra gardziła swoją rozmówczynią.
- Diabły kłamią i to bardzo dobrze, ale wiele z nas ma dobre serca, nie jesteśmy tacy, jak w waszych nudnych opowiastkach. Piekło jest piękne, chodź, a sama się przekonasz.- była idealną kusicielką, wiedziała, że Gwendolyn za nic w świecie nie odrzuci takiej okazji. Przecież skoro Piekło istnieje, to Niebo również, a to oznacza, że Kevin wciąż tam gdzieś na nią czeka, że postępuje słusznie, dorzucając silniejsze uczucia do przyjaciela.
Brunetka wstała z tronu, który natychmiast rozpłynął się w powietrzu, po czym stworzyła na drzewie za nimi przejście, ogromne, złote wrota, które miały zaprowadzić je wprost do gabinetu Szatana.
Anodytka nie wahała się ani chwili, pragnęła dowodu na słowa dziwnej kobiety. Nagle przypomniała sobie jak Aleksander uleczył jej nogę i to jak wyczarował cudowne śniadanie. Jeszcze chwile temu obawiała się tego, co jest po drugiej stronie drzwi, które powstały na drzewie, ale teraz ogarnęła ją ekscytacja. Bez najmniejszych oporów ruszyła śladem Kleopatry, razem przekroczyły próg do niższej Arkadii.
Wyszły naprzeciw biurka z ciemnego drewna, za którym na czarnym tronie siedział niebieskooki blondyn. Mężczyzna miał imponujące, złote loki, sięgające mu do ramion i błękitne oczy. Ubrany był w białą koszulę z żabotem, oraz spodnie do konnej jazdy, wpuszczone w oficerki. Na ich widok uśmiechnął się lekko i pstryknął palcami. Przed biurkiem pojawiły się dwa wygodne fotele.
- Usiądź, proszę.- zaproponował wskazując na jeden z nich. Zdezorientowana kobieta nie mogąc oderwać od niego wzroku, wykonała polecenie. Kleopatra natomiast stanęła za nią i oparła dłonie o oparcie jej fotela.
- Kim jesteś?- spytała spokojnie, czując, że nie wytrzyma ani chwili dłużej.

- No cóż, jak już zapewne wiesz od naszej drogiej diablicy, znajdujemy się w Piekle.- zaczął znudzonym tonem.- Domyśliłaś się już pewnie, że Rafael i Nikodem byli jednymi z nas, a ja jestem Lucyferem, władcą Niższej Arkadii. 

niedziela, 1 lutego 2015

Odnaleźć siebie II część 14

Siedział na swoim łóżku po turecku, pochylając się do przodu i opierając pięściami o pościel, a ona robiła mu w tym czasie masaż. W końcu odsunął się od niej i położył się na łóżku tak, aby cały czas mieć ją w zasięgu wzroku. Uśmiechnął się wesoło i pociągnął ją tak, że teraz leżała tuż obok niego. Przymknął oczy i skrzywił się lekko.
- Nie mogę uwierzyć, że odwrócili się przeciwko mnie, że chcieli odebrać mi władzę.- warknął, po czym otworzył oczy i pogładził ją po policzku.- Moi najbardziej zaufani przyjaciele.
- Wykorzystywałeś ich, musisz to przyznać.- zauważyła Kleopatra i złożyła delikatny pocałunek na jego szyi.- Mieli chrapkę na tą dziewczynę, a ty tak po prostu kazałeś darować jej życie, to nie było fair.
- Masz rację, lecz ja już mam nawet pomysł jak wywiązać się z danej obietnicy i jednocześnie zdobyć to, czego pragnę.- szepnął podając jej klucz diabła, który leżał na szafce nocnej w jego sypialni.- Jeśli wciąż chcesz spędzać tu noce, proszę, zrób to dla mnie.- szepnął do niej zmysłowym głosem, a ona przeczesała palcami jego blond loki i uśmiechnęła się kusząco.
- Szatanowi się nie odmawia, prawda?- spytała wesoło, wstając. Podeszła do ściany i stworzyła na niej przejście.- Pomogę Ci, ale pamiętaj, że są diabły, z którymi nie powinieneś zadzierać, mimo swego stanowiska, a konkretnie jeden.- ostrzegła, przechodząc na drugą stronę.
*~*
Siedziała skulona w rogu swojego pokoju, a po jej policzkach spływały łzy. Ten potwór był taki straszny, nigdy nie czuła większego bólu, niż w tej chwili. Jej ręka pulsowała w miejscu ugryzienia, a ona coraz bardziej zanosiła się płaczem. Nie wiedziała, jak takie małe stworzonko mogło zrobić jej taką krzywdę. Przecież chciała się z nim tylko pobawić, a to, że ścisnęła je troszkę zbyt mocno swoimi malutkimi paluszkami, to było niechcący. Dziwny stworek zostawił ją samą, uciekając szybko pod szafę, a ona wciąż płakała. Mamusia była na dole i nie słyszała jej szlochu, który starała się uciszyć, wtulając mocno twarzyczkę w poduszkę z Kubusiem Puchatkiem, którą tatuś przywiózł kiedyś z Europy.
Po dwóch godzinach nieustającego płaczu w końcu zasnęła, ale już nigdy więcej nie odważyła się zbliżyć do tego przerażającego malutkiego stworzonka.
*~*
Tamto wspomnienie wracało do niej właśnie ja bumerang. Co prawda miała wtedy pięć lat, a to było jej pierwsze bolesne spotkanie z pająkiem, ale od tamtej pory panicznie się ich bała, a właśnie miała stanąć oko w oko z gigantycznymi pająkami doktora Animo. Ben wezwał ją, bo sam już nie dawał sobie rady i wiedziała, że musi przezwyciężyć strach, aby pokonać mutanty. Była zła, że facet nie może na przykład zawładnąć nad króliczkami, czy kucykami, tylko zawsze wybierał jakieś ohydne, lub oślizłe istoty.
Pająki zbliżały się coraz bliżej, a ją ogarniała panika. Zamiast atakować uniosła się do góry, próbując uciec przed mutantem, który jednak uchwycił ją swoją pajęczyną, sprawiając tym, że wylądowała boleśnie na ziemi. Z przerażeniem patrzyła jak powoli pochłania ją pajęczyna, która chwile później zmieniła się w popiół, spalona przez jednego z kosmitów Bena.
Anodytka poderwała się gwałtownie na równe nogi i odbiegła od tych gigantycznych stawonogów najdalej jak tylko mogła. Tym razem przerażenie znowu wzięło górę. Ni miała zamiaru jednak znów próbować ucieczki, tym razem zaatakowała salwą pocisków. Nic to nie dało, a ona nie miała zamiaru dłużej na nie patrzeć, więc po prostu wyssała z nich ich energię. Nie czuła się z tym wcale źle, bo przecież to tylko nic nie warte pająki, których pełno na tym świecie.
Na ziemię opadła w chwili, gdy jej kuzyn uruchomił projektor Nicości i przesłał tam wściekłego doktorka.
Stali teraz naprzeciwko siebie. Żadne z nich nie chciało się odzywać, ani wykonywać żadnego ruchu w stronę drugiej osoby. Gwen z powodu wciąż trwającej złości na szatyna, a on nie chciał dodatkowo jej urazić, gdyż bał się, że to mogłoby tylko pogorszyć ich i tak napięte stosunki. W końcu jednak to on postanowił zrobić pierwszy krok.
- Kevin bardzo za Tobą tęskni.- powiedział cicho, nie patrząc jej w oczy.
- Wiem, ostatnio go zaniedbałam.- przyznała zawstydzona. Ostatnimi czasy skupiała się na sobie, Aleksandrze i wiecznym strachu, zupełnie zapominając, że obiecała bratankowi, iż będzie go odwiedzała najczęściej, jak tylko będzie mogła, a  przecież wolnego czasu miała w bród.- Ostatnio wszystko się trochę skomplikowało.- wyjaśniła.
- To idiotyzm.- warknął niespodziewanie, ale dokończył już spokojnie.- Chcesz mnie winić za jego śmierć do końca życia? W ogóle ze sobą nie rozmawiamy, tęsknię za Tobą.- wyznał nieśmiało. Czuł, że brzmi to głupio, ale właśnie tak się czuł. Wiedział, że kuzynka traktowała go z dystansem, że tolerowała jego obecność, ale wolałaby, aby było inaczej, a on tak bardzo chciał to zmienić.
Zapanowała niezręczna cisza. Nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Wiele razy próbował odbudować relacje między nimi, lecz ona była nie ugięta. Ostatnio jednak wszystko się zmieniło, zrozumiała jak bardzo brakuje jej kuzyna, ale nie była pewna czy jeszcze da się to wszystko naprawić. W końcu nie rozmawiali normalnie od pomad dziesięciu lat.
- To nie tak.- zaczęła starannie dobierając słowa.- Nie chcę cię winić, ja… Myślę, że  sama czułam się winna, a zrzucanie tego na ciebie chyba przynosiło mi pewna ulgę. Zostawiłam go, rozumiesz? Umarł, bo mnie nie było.- szepnęła, po czym się rozpłakała. Nie chciała mu tego mówić, samo tak wyszło, ale poczuła ulgę. Bała się tylko, że teraz, jak Ben zna prawdę to on obrazi się na nią. Jego reakcja jednak zupełnie ją zszokowała. Mężczyzna podszedł do niej zaskoczony i przytulił ja pocieszająco.
- To nie była twoja wina.- zapewnił, wciąż ją przytulając. Nie wiesz dlaczego podjął taką decyzje i już nigdy się nie dowiesz, ale to na pewno nie przez ciebie. To ten facet, Markus, to on zawinił.
- No właśnie.- wybełkotała przez zły, po czym usiedli pod drzewem, a ona opowiedziała mu o tym, że Markus żyje, że się spotkali, że się go boi.
Szatyn wysłuchał jej w spokoju, a następnie zaproponował ochronę hydraulików, lecz anodytka mu odmówiła, tłumacząc, że ma już ją kto chronić i przy nim czuje się bezpieczna.
- Pamiętasz Aleksandra?
- To ten przystojniak, który siedział rozebrany na mojej kanapie, prawda?- upewnił się, a ona potwierdziła skinieniem głowy.

- Kochałam Kevina, wciąż go kocham, ale… Czuję do Aleksa chyba coś więcej, niż tylko przyjaźń.- wyznała, spuszczając wzrok.