czwartek, 29 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 13

Poczekał, aż Gwen zapadła w głęboki sen, po czym po cichu wymknął się z jej pokoju i przeniósł bezpośrednio do gabinetu Szatana. Każdy diabeł miał obowiązek przejść przez recepcję i wjechać tam windą, ale on teraz nie miał na to czasu, musiał wrócić, nim Gwendolyn zdąży się obudzić. A propos windy nie wiedział dlaczego każdy tego przestrzega. Bez problemu można dostać się bezpośrednio do gabinetu Lucyfera przy użyciu klucza diabła, a mimo tego do dziś nikt się nie odważył tego zrobić. Poddani szanowali szefa, a poza tym woleli nie narażać się na jego gniew, lecz on jakoś nie czuł tego respektu.
Wpadł do pomieszczenia i bez wahania pobrał materię ze ściany- w sumie dziwił się, że zachował moc po śmierci-  po czym huknął pięścią w blat jego biurka, rozwalając je na kawałki,
- Jak możesz?!- wrzasnął, patrząc mu w oczy.- Nie masz prawa nasyłać na nią tych pożal się boże diabłów! Przysięgam, że jeśli nie karzesz im przestać osobiście ich zniszczę! Nie pozwolę, aby…
- Zamknij się!- wydarł się na diabła.- Jak śmiesz się zwracać do mnie w ten sposób? Dlaczego myślisz, że możesz więcej, niż cała reszta, że jesteś lepszy.- spytał przeczesując dłonią blond loki.
- Ja tam nic nie myślę.- warknął poirytowany.- Po prostu się ciebie nie boję, jak oni. Walczyłem w życiu z gorszymi od ciebie.- skwitował.
- Nikogo nie odeślę, nie pozwolę, żebyś zdradził nasz sekret. Wiesz, że śmiertelnicy…
- Znam prawo!- krzyknął. Cała ta rozmowa zaczynała robić się dla niego coraz bardziej irytującą. Nie przyszedł tu przecież, aby uciąć sobie pogawędkę z Lucyferem, tylko po to, aby chronić ukochaną.- Ona się ich boi.- wyjaśnił już spokojniej.- Jak na razie twoje przydupasy są bliżej ujawnienia nas przed Gwen, niż ja. Ona nigdy ode mnie niczego się nie dowie. Dzięki istnieniu kosmitów myśli, że jestem przybyszem z innej planety, a ja nie mam zamiaru wyprowadzać jej z błędu, odwołaj ich, proszę.
- Dobrze. Obiecuję, że twoja kochanka już nigdy ich nie zobaczy.- powiedział znudzonym tonem. Robił to tylko i wyłącznie, aby mieś święty spokój, żeby niesforny diabeł nie nawiedzał go więcej w jego gabinecie.
- Dziękuje.- szepnął, po czym stworzył przejście z powrotem do pokoju anodytki.
*~*
Gdy się obudziła było już zupełnie jasno. Przeciągnęła się i rozejrzała wokół siebie. Przy jej biurku, wpatrzony w laptopa siedział Aleksander. Wiec to nie był sen. Mężczyzna naprawdę tu był, wrócił do niej i nawet nie był na nią zły. Cieszyła się, że znowu go widzi, ale chwilę później znów pojawił się strach. A co jeśli teraz, gdy Aleks jest tuż obok Markus, albo tamci dwaj zechcą zaatakować również jego? Pragnęła jego obecności, potrzebowała tego jak powietrza, ale czy przypadkiem nie narażała go w ten sposób na ogromne niebezpieczeństwo? Nie chciała, aby z jej powodu brunetowi stała się jakaś krzywda, wiedziała, że musi poradzić sobie z problemami sama. Dlaczego więc nie umiała? Dlaczego za każdym razem, gdy zostawała sama ogarniał ją tak paraliżujący strach, że momentami zapominała nawet, że musi oddychać? Nie była wstanie pokonać lęków bez przyjaciela, więc jak miałaby go ochronić? Z jednej strony czuła, że w mężczyźnie jest cos niezwykłego, że jest niezniszczalny, a z drugiej obawiała się o jego bezpieczeństwo, które po jego powrocie było zagrożone.
Odpędziła od siebie tą straszną myśl, wstała po cichu i podeszła do biurka. Oparła brodę o głowę przyjaciela i zajrzała w ekran laptopa.
- O czym czytałeś?- spytała, bo ten właśnie zamykał stronę internetową, którą przeglądał. Rudowłosa zaśmiała się cicho i wyrwała mu myszkę, po czym otworzyła historię wyszukiwania. Ta jednak była wyczyszczona wstecz na ostatnie trzy godziny.
Anodytka chwyciła go za rękę i pociągnęła na łóżko, na którym usiedli oboje, opierając się plecami o wezgłowie.
- Aleks…- zaczęła niepewnie, lecz złotooki wiedział już o czym myśli i o co tak bardzo boi się go zapytać.
- Nie.- odpowiedział stanowczo.- Nie boje się ani Markusa, ani Rafaela i Nikodema, a z resztą jeśli chodzi o tych dwóch, to coś mi się zdaje, że już więcej o nich nie usłyszysz. Możliwe, że czasami spotkasz ich na mieście, ale nie będą cię więcej niepokoić.- zapewnił, uśmiechając się szeroko, po czym znów odpowiedział na jej nieme pytanie.- Nie zrobiłem im krzywdy, jeśli o to chodzi. Porozmawiałem z kim trzeba, aby dali ci spokój.
- A Markus?- spytała niepewnie. Brunet zaśmiał się gorzko.
- No cóż, nie widzę powodów do strachu. To tylko osmozjanin i myślę, że bez problemu jestem w stanie sobie z nim poradzić, nie musisz obawiać się o moje bezpieczeństwo, gdyż jestem pewny swojej siły.- dla uspokojenia posłał jej szeroki uśmiech.

Faktycznie nie obawiał się, że fizycznie nie poradzi sobie z wujem, byłby nawet pewny swojego zwycięstwa, gdyby nie jeden mały fakt- strach. Z łatwością mógłby rozwalić faceta na strzępy, ale obawiał się, że nie będzie umiał stawić mu czoła, że jest zbyt słaby psychicznie, aby walczyć z nim tak jak z każdym innym, że podczas ewentualnego starcia wszystko to, co spotkało go na Osmozie wróci i sprawi, że znów będzie tym słabym, poniżonym chłopaczkiem, którym stał się przez kilka ostatnich lat swojego życia.

piątek, 23 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 12

Po raz pierwszy od kilku dni udało jej się w spokoju zasnąć, a do tego, gdy się obudziła obok był jej przyjaciel. Wciąż ogarniał ją paniczny strach, ale czuła, że Aleksander jej pomoże, że z nim uda jej się stawić czoło wszystkim przeciwnością, że wszystko wróci do normy.
Podniosła się do pozycji siedzącej i przyjrzała się spokojnej twarzy śpiącego obok niej mężczyzny. Nie pamiętała jak się znalazł w jej domu, ale była wdzięczna losowi, że znów gdy ona miała kłopoty on się pojawił, aby przyjść jej z pomocą.
Uśmiechnęła się lekko i wstała, aby przygotować jakieś śniadanie. Kończyła właśnie robić tosty, gdy na dół zszedł Aleksander.
- Jak się czujesz?- spytał podchodząc do niej od tyłu i obejmując ją lekko. Wiedział, że rudowłosa potrzebuje teraz bliskości i na pewno go nie odtrąci, co przyjmował z zadowoleniem.
- Kiepsko, dzięki,- szepnęła, odsuwając się od niego i usiadła z westchnieniem na krześle, po czym podwinęła nogi pod brodę i oparła ją o kolana.- Zrobiłam tosty. Nie ma nic w lodówce, więc musi ci wystarczyć.- mruknęła, gapiąc się w okno. Miała smutny i przygaszony ton głosu, ale diabeł postanowił, że spróbuje to zmienić. Posłał jej wesoły uśmiech.
- To może zostawisz śniadanie mnie?- zaproponował, pstrykając palcami. Na stole pojawił się porcelanowy komplet dla czterech osób ze srebrnymi sztućcami. Na środku drewnianego blatu stanął talerz z grzankami, jakaś szynka, masło i dwie sałatki, oraz dzbanek z sokiem pomarańczowym.- Smacznego.- powiedział ze śmiechem, siadając obok niej.
- Jak ty to…?
Brunet jej nie odpowiedział, tylko znów obdarował uśmiechem. Przyjaciele czekali ze śniadaniem, aż na dół zejdą rodzice anodytki, a gdy już się najedli poszli z powrotem do pokoju zielonookiej,
- To co chcesz robić? W domu siedzieć ci nie pozwolę.
- Tak sobie myślałam… no wiesz, siedzę tu już trochę i zaniedbałam kilka spraw. Dawno nie byłam na cmentarzu, a trochę boję się jechać sama i może pojechałbyś ze mną?- spytała niepewnie.
- Nie ma problemu.- odparł wesoło, wyciągając z kieszeni kluczyki od lamborghini .
Jechali w milczeniu. W głowie Gwen czaiło się sporo pytań, których nie chciała zadawać. Wiedziała, że przyjaciel i tak już dawno je poznał i jeśli będzie tylko miał na to ochotę z pewnością udzieli jej odpowiedzi. Nie chciała być nachalna, gdyż bała się, że mężczyzna znów zniknie bez śladu. Gdy dotarli an miejsce zielonooka zapaliła na pomniku znicz i położyła bukiet kwiatów.
- Nie lubił tego.- szepnęła, siadając na ziemi przy pomniku. Aleks usiadł obok niej.- Nie przepadał za kwiatami.- dodała po chwili milczenia. Diabeł uśmiechnął się lekko na jej słowa, a ona zmieniła temat.- Przepraszam cię, przepraszam za tę kłótnię. Po prostu wiem, że nie jesteś w stanie zrozumieć ani mnie, ani jego. Wiem, że nigdy by specjalnie mnie nie zranił, a to, co zrobił… On nie chciał mnie nigdy porzucić, po prostu to wszystko go przerosło. To trochę samolubne, ale nie zostawiaj mnie więcej, proszę. Aleks, potrzebuję cię jak nikogo wcześniej, jesteś moim dobrym duchem, nie radze sobie bez ciebie.- szepnęła cicho.
- Nie porzuciłem cię. Miałem problemy w pracy i szef się na mnie wkurzył, więc nie mogłem do ciebie przyjechać. Takie obowiązuje mnie prawo. Za każde przewinienie czeka kara, a za olewanie roboty dostałem zakaz pojawiania się w Bellwood. Nie miałem wyjścia, musiałem odpuścić odwiedziny na kilka dni, ale nigdy cię nie zostawiłem.- wyjaśnił, patrząc się w ziemię.- Wiesz? Sądzisz, że nie potrafię cię zrozumieć, ale to wcale nie tak. Ja patrzę na to tak jakby z drugiej strony. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym, że nie umawiam się na randki? Myślałaś , że jestem szczęśliwy, a ja powiedziałem, że wcale tak nie jest, bo skrzywdziłem kogoś kogo kochałem i kto z pewnością kocham mnie. Była mi naprawdę bliska, ale ją porzuciłem. Nie chciałem tego, tak wyszło.- szepnął cicho.- Wiem, że ona nie ma do mnie żalu, że stara się mnie zrozumieć. Ona jednak nie pochodzi z mojej rasy i nie umie blokować przede mną swych myśli. Wiem, że jest jej ciężko, ale mimo wszystko stoi po mojej stronie. Tak bardzo chciałbym jej wszystko wyjaśnić, ale nie mogę, zabrania mi tego prawo. Wiem, jak wielki ból jej sprawiłem, żałuję, ale to nie ma już znaczenia, jest za późno. Dlatego uważam, że nie musisz się dla nikogo poświęcać. To była jego decyzja, jego błąd i ty nie musisz za niego płacić. Nawet nie wiesz jakie to straszne słyszeć prawie każdego dnia w głowie ukochanej osoby, że mimo wszystkich krzywd ona wciąż cię kocha, że tęskni, że śni o tobie każdej nocy, że chciałaby, abyś był obok.
- Za nic nie płacę. To nie tak, że czuję, że mogłabym go czymś zranić. Czasami tak myślę, ale ja po prostu sama siebie bym zraniła, gdybym pokochała kogoś innego. To, co było miedzy mną, a Kevinem było zbyt silne, abym mogła to przekreślić tylko dlatego, że on nie żyje. A ciebie nie rozumiem. Dlaczego z nią nie porozmawiasz? Skoro wiesz, że nie ma do ciebie żalu i wciąż jesteś dla niej ważny powinieneś o nią walczyć.
- Teraz to ty nie rozumiesz. Mówiłem, że takie jest prawo. Gdybym wszystko jej powiedział złamałbym je i stracił przywileje. Już nigdy bym nie zobaczył ani jej, ani ciebie. Wiem, że gdybym powiedział jej wszystko pewnie poczułaby ulgę, czy coś, ale tak naprawdę tylko wyrządziłbym jej tym krzywdę. Czasami trzeba pogodzić się z tym, że tracimy coś lub kogoś, kto jest dla nas ważny, nic na to nie można poradzić.
- Nie uważasz, że to jedno spotkanie z nią jest warte każdej ceny? Prosiłam, abyś mnie nie zostawiał, ale miłość do niej powinna być chyba ważniejsza od moich zachcianek. Masz okazje jej wszystko wyjaśnić, uspokoić ją i samego siebie, dać jej pewność, że wiara w ciebie jest słuszna. Gdybym ja miała taką szansę… Nie wiem, ale na pewno bym jej nie zmarnowała. Jesteś dla mnie ważny, ale oddałabym wszystko za chociaż minutę rozmowy z Kevinem, aby dowiedzieć się, czy tam gdzie jest, bo co do tego nie mam wątpliwości, czy tam jest szczęśliwy, czy jeszcze o mnie pamięta?
- Ale stracę Ciebie. Kilka lat pięknej przyjaźni, albo jedno, krótkie spotkanie twarzą w twarz z ukochaną osobą. Czy to naprawdę takie oczywiste? Oczywiście, że tak byłoby łatwiej pewnie dla obu stron, ale ja nie chcę jej krzywdzić. No bo spójrz, porozmawiamy, a później oświadczę jej, że już nigdy się nie zobaczymy. Ona i tak zostanie sama, a w jej głowie pewnie narodzą się nowe pytania, które koniec końcu pozostaną bez odpowiedzi. Skoro złamie prawo to ty też zostaniesz sama, więc w efekcie skrzywdzę dwie najbliższe mi osoby. Nie warto poświęcać aż tyle dla tak niewielu.- szepnął, patrząc jej głęboko w oczy.- Chodźmy już, robi się ciemno.- zauważył wstając. Ona tylko przytaknęła skinieniem głowy i udali się w stronę samochodu.

Rudowłosa kobieta nawet przez moment nie zdawała sobie sprawy, że opowieść Aleksandra to tak naprawdę jej własna historia, tylko widziana oczyma Kevina, a dwie najbliższe mu osoby są w rzeczywistości jedną.

sobota, 17 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 11

Od jej kłótni z Aleksandrem minął już prawie tydzień. Nie chciała wtedy urazić przyjaciela, ale najwyraźniej tak się stało, bo chłopak nie pojawił się od tamtej pory w jej domu i nie odbierał telefonów. Załamana Gwen nie wiedziała, co miałaby teraz zrobić. Gdyby tylko mogła odnalazłaby go i przeprosiła za swoje zachowanie, ale nie mogła go namierzyć. W dodatku właśnie uświadomiła sobie, że tak naprawdę nic o nim nie wie. Co prawda znała historię jego dzieciństwa, ale nie wiedziała, ani jak się nazywa, ani tego, gdzie mieszka w Bellwood i czym się zajmuję. Była w szczerym polu i nie miała pojęcia jak miałaby się z niego wydostać. Czuła, że jest coraz bardziej zagubiona, a w dodatku zaczyna ogarniać ją coraz silniejszy strach.
Bała się, że w końcu rządny zemsty Markus odwiedzi ją w domu i zrobi coś złego jej matce, lub mężowi kobiety.
W dodatku bardzo często spotykała Nikodema i Rafaela, którzy próbowali ją zmusić do zgody na ich propozycję, lub też atakowali, chcąc po prostu ją zniszczyć.
Wieczny strach spowodował, że w końcu przestała wychodzić ze swojego pokoju, który opuszczała tylko i wyłącznie, gdy musiała coś zjeść lub skorzystać z łazienki. Wiedziała, że matka bardzo się o nią martwi, ale nie była wstanie niczego jej wytłumaczyć.
Pogrążona w strachu i coraz większej paranoi przestała w ogóle sypiać, a każdy, nawet najmniejszy szelest sprawiał, że napinała wszystkie mięśnie. Całe doby nasłuchiwała tego, co dzieje się na dole, bojąc się, że w końcu dobiegnie ją krzyk przerażenia pani Levin atakowanej przez któregoś z jej prześladowców.
*~*
Zabrał klucz z biurka Szatana i bez słowa opuścił jego gabinet. Był wściekły na swojego szefa, ale przede wszystkim na samego siebie.
Tamtej nocy, gdy się upił zapomniał zupełnie, że miał walczyć o duszę pewnej zakonnicy z Niemiec i nie pojawił się na targu, a kobieta trafiła do Nieba. W sumie nie uważał tego za wielką stratę, ale Lucyfer się wściekł i odebrał mu klucz diabła na kilka dni.
Dopiero dzisiaj go odzyskał i terasz szybko szedł do domu po kilka rzeczy, a następnie na Ziemię aby móc sprawdzić jak czuje się Gwen, czy wszystko w porządku.
Z salonu zabrał trochę pieniędzy i kluczyki od auta, po czym w ścianie stworzył przejście, które prowadziło do ogrodu domu Levinów.  Zmienił jeszcze tylko swój wygląd i przeszedł na drugą stronę. Klucz zawiesił na swojej szyi, po czym podszedł do drzwi.
Zawahał się w chwili, gdy miał nacisnąć dzwonek. Czy Gwen będzie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że potrafi się długo gniewać, ale z drugiej strony raczej rzadko tak robiła. Miał już wejść lecz znów się powstrzymał. A co jeśli jest na niego zła, bo nie przychodził od tygodnia? Prawdy jej przecież nie powie, bo wtedy straci klucz już na zawsze. W końcu doszedł do wniosku, że lepiej będzie najpierw zadzwonić. Miał już wycofać się w cień jakiegoś drzewa, gdy usłyszał myśli rudowłosej.
Niech to się skończy, błagam, niech to już się skończy.
Nie rozumiał co się dzieje, ale bardzo go to zaniepokoiło. Bez wahania wszedł do domu. Ku swojemu zaskoczeniu w salonie ujrzał panią Levin, która płakała cicho, leżąc skulona na kanapie.
- Coś się stało, mogę pani jakoś pomóc?- spytał cicho, siadając obok niej. Kobieta poderwała się gwałtownie i uściskała mocno bruneta.
- Aleksander, dobrze, że jesteś.- szepnęła, ocierając łzę.- Musisz pomóc Gwen. Nie wiem co się dzieje, ale ostatnio jest jakaś dziwna. Siedzi w swoim pokoju i w ogóle nie chce z niego wychodzić, a do tego non stop płacze. Już nie wiem, co robić.- pożaliła się mężczyźnie.
- Spróbuję.- obiecał zszokowany jej słowami.- Czy… czy mogę teraz do niej iść?
Brunetka skinęła tylko głową, a on ruszył powoli na piętro do swojego dawnego pokoju z coraz większym przerażeniem. Co mogło sprawić, że Gwen zamknęła się w sobie? Czyżby to wszystko znów jego wina? Wziął głęboki wdech i chwycił za klamkę. Uchylił lekko drzwi, lecz zaraz te zamknęły się z hukiem.
- Nie! Zostaw mnie!- dobiegł go przeraźliwy wrzask przyjaciółki.
- Spokojnie, to ja. Mogę wejść?- powiedział najbardziej opanowanym tonem, na jaki było go w tej chwili stać i powoli wszedł do środka, lecz gdy stanął w progu coś go zatrzymało.
W rogu pokoju siedziała skulona Gwen. Po jej policzkach spływały łzy, oczy miała podkrążone, a wzrok nieobecny. W pokoju natomiast panował niespotykany u niej nieporządek, a jej myśli wołały o pomoc.
- Boże.- szepnął tylko przerażony tym, co zobaczył i powoli zbliżył się do zielonookiej. Usiadł obok niej na dywanie i objął, przytulając jej policzek do swojej piersi.- Co tu się dzieje?
- Boje się, rozumiesz? Po prostu się boję.- wyznała, mocniej wtulając się w przyjaciela.
- Ciii, już dobrze.- szepnął, całując ją w czubek głowy.- Przy mnie nic ci nie grozi.- zapewnił.
Postanowił na razie nie pytać, co się stało, tylko poczekać, aż kobieta sama mu wszystko opowie. Z jej myśli nie potrafił wyłapać niczego, co nakierowałaby go na przyczynę zachowania anodytki. Czuł jednak, że to ma z nim coś wspólnego i zaczęły powoli ogarniać go okropne wyrzuty sumienia.
- Oni mnie prześladują, są zawsze tam gdzie ja, a do tego Markus…- zaczęła, lecz urwała nagle, a chwilę później wstrząsnął nią szloch.
- Uspokój się.- poprosił łagodnie.- Kto cię prześladuje?
- Nikodem i Rafael. Odkąd zniknąłeś cały czas za mną łażą. Próbowali mnie zmusić, abym oddała swoje życie za spotkanie z Kevinem.- odpowiedziała, obejmując bruneta.
Diabeł poczuł jak ogarnia go ogromna złość. To przecież było oczywiste. Popełnił jeden błąd, a Szatan odebrał mu klucz, a później nasłał swoich sługusów na zielonooką. Była to dla nich idealna okazja, bo on nie mógł przyjść na Ziemię, aby ochronić ukochaną. Wciągnął ze świstem powietrze, już planując zemstę na sługusach władcy piekieł.
- Już nigdy więcej cię nie zostawię, przysięgam.- szepnął jej do ucha.- Przepraszam.- dodał, biorąc ją na ręce. Wiedział, że Gwen potrzebuje teraz odpoczynku i liczył, że przy nim zaśnie.
Położył ją delikatnie na łóżku po czym ułożył się obok. Rudowłosa ku jego zaskoczeniu natychmiast się w niego wtuliła, zaciskając mocno ręce na jego ramieniu.
Tak bardzo tego pragnął, tej bliskości, tego, żeby w końcu go przytuliła, a jednak teraz wolał, by jak zwykle siedziała naprzeciw niego i opowiadała o czymś z szerokim uśmiechem na ustach.

Zamierzał dotrzymać obietnicy danej kobiecie i już nigdy nie zostawiać jej samej, ale pragnął również zemsty na tych, którzy sprawili, że teraz była w takim stanie. Wiedział, że teraz już nic go nie powstrzyma, choćby miał iść do samego Szatana i osobiście dopilnować, aby poddane mu diabły potraktowano gorejącym mieczem, lub skazać się na unicestwienie własnej duszy.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 10

Był zaskoczony. Nie sądził, że Gwen mogłaby zachować się w taki sposób. Obawiał się, że kobieta będzie wystraszona, ale nigdy nie spodziewałby się , że może wpaść w taka furię. Poderwał się szybko i podbiegł do rudowłosej. Dwudziestoośmiolatka miała właśnie wymierzyć przeciwnikowi pierwszy cios, lecz nim zdążyła cokolwiek uczynić stanął między nią, a jej niedoszłą ofiarą.
- Aleks, odsuń się, nie chcę Cię skrzywdzić.- warknęła.- Nie pozwolę jednak, aby ten dupek uszedł stąd żywy.
- Nie chcę Ci przeszkadzać, tylko Cię chronić. Znam Cię, nie wybaczysz sobie, jeśli…- nie zdążył dokończyć, bo Markus wszedł mu w słowo.
- Twój nowy facet? To już nie prowadzasz się z Kevinem?- spytał z uśmiechem na ustach.
Diabeł wiedział, że jego wuj właśnie popełnił błąd, a swoim zachowaniem, tylko dodatkowo rozwścieczył swoją przeciwniczkę. Rozejrzał się po przerażonych twarzach ludzi, którzy próbowali powoli i dyskretnie opuścić kawiarnię.
- Dosyć tego!- wrzasnął wściekły.- Spójrz na nich, boją się ciebie. Tego chcesz?
- Nie.- szepnęła cicho, po czym otoczyła ich maną i przeniosła do swojego pokoju
Tam usiadła na łóżku i zaczęła cicho szlochać. Kevin westchnął cicho, usiadł obok niej i objął ja lekko.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby ten dzień tak wyglądał.- szepnął cicho do ucha kobiety.
Czuł się okropnie. Nie sądził, że to wszystko będzie wyglądało w taki sposób. Chciał ją tylko uświadomić, a nie wpędzać w dzika histerię. Teraz wiedział, że to był błąd. Myśli Gwen były chaotyczne, ale bez problemu wyczytał z nich, że jest przerażona i wściekła, ale tym razem już nie na Markusa. Była zła na siebie, bo zachowała się w taki sposób. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że źle postąpiła atakując mężczyznę, a w dodatku wystraszyła tych wszystkich ludzi, a nie chciała, żeby ktokolwiek się jej bał.
- Jestem taka beznadziejna.- wyszlochała, wtulając się w ramię mężczyzny,- Gdyby Kev to widział… boże, przecież on by mnie znienawidził. Ale to on, to przez niego mój chłopak nie żyje, on go zniszczył. Ja nie potrafię wybaczyć, miałam nadzieję, że Markus nie żyje, ale skoro tak nie jest, ja… ja musze go zabić Tylko tak mogę zemścić się za to, co stało się lata temu. Ty nie masz pojęcia jaki z niego potwór, jak on nas traktował. Bawił się, dla niego to była tylko gra, śmiał się, patrząc jak jego własny bratanek cierpi. Dla rozrywki zadawał mu ból. Widziałam to i nie umiem… nie chcę mu wybaczyć, on zniszczył moje i Kevina życie. Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Rozumiem, lepiej, niż myślisz.- szepnął cicho. Nagle wszystko wróciło. Ten okropny ból, to obrzydzenie i drwiący uśmiech wuja, nienawiść do samego siebie, a w końcu depresja i samobójstwo. Tego nie dało się zapomnieć. W tej jednej chwili poczuł się tak samo jak tego dnia, gdy postanowił odejść od ukochanej i przyjaciół.- Ale to nie jest rozwiązanie.- zaczął, biorąc się w garść.- Nie możesz go zabić tylko dlatego, że Cię skrzywdził.
- Mnie?- spytała podnosząc głos.- Tu nie chodzi o mnie! On skrzywdził Kevina, jedyną osobę, która mi została. Ale tu nie chodzi o to, że jestem sama, bo przecież mam jeszcze mamę. Nie do wybaczenia jest to, że Kevin… on był jeszcze młody, zbyt młody, by umrzeć.
- Wiem, co czujesz, ale dalej uważam, że…
- Wiesz? Ty nic nie wiesz!- wrzasnęła, wstając.- Nie wiesz jak to jest patrzeć jak ukochana osoba jest krzywdzona przez kogoś, kto tak naprawdę powinien ja wspierać, a potem tęsknić każdego dnia, każdego dnia zastanawiać się co mogłam zrobić, aby go nie stracić. Gdybym wtedy nie wyszła z tego pieprzonego domu… To przeze mnie Kevin nie żyje!
- Nie, błagam, nigdy więcej tak nie mów.- poprosił błagalnie.- Nie masz prawa się obwiniać.
- Powinnam być obok niego, a nie zostawiać go samego. Wiedziałam, że cierpi, że mu ciężko, a mimo to poszłam, zostawiłam go z tym. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Brunet poczuł się jakby ktoś wbijał mu nóż prosto w serce, po czym zaczął nim poruszać rozrywając je na miliony kawałków.
- Nie masz prawa się obwiniać. To przecież on zostawił cię z tym wszystkim samą. Najpierw odebrał rodziców, a później porzucił, to on tak naprawdę zniszczył twoje życie, to jego powinnaś nienawidzić.
- Nigdy więcej tak nie mów!- wrzasnęła w obronie ukochanego.- Nie rozumiesz co czuł. Nigdy nie zaznałeś takiego cierpienia i pewnie nigdy nie zaznasz. Nie potrafisz go zrozumieć, bo tylko czytasz moje myśli, nie jesteś w stanie odczuć tego samego, co ja i tego, co czuł Kevin, gdy postanowił się zabić. Nie masz prawa go obwiniać! W ogóle nie wtrącaj się w nieswoje sprawy, bo tylko wszystko niszczysz!
- Przepraszam.- szepnął cicho.- nie chciałem cię zranić.
- Wiesz co? Wyjdź, wynoś się z mojego domu!- wrzasnęła, nie mogąc się już dłużej powstrzymać.
Złotooki wzruszył tylko ramionami i wyszedł. Nie chciał jej teraz denerwować, a z drugiej strony nie chciał, żeby była teraz sama, ale nie miał wyjścia. Nie mógł bez pozwolenia przebywać w jej mieszkaniu, miał tylko nadzieję, że szybko mu wybaczy i wkrótce znów się spotkają.
Podszedł do ściany jej domu i stworzył na niej przejście do swojej sypialni. Przeszedł przez drzwi i z cichym westchnieniem opadł na łóżko, zatapiając twarz w poduszkach. Czuł się okropnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo skrzywdził ukochaną. Nigdy wcześniej nie wyłapał z jej myśli żadnej informacji, która świadczyłaby o tym, że obwinia się o to, co zrobił, a jednak tak było. Nie rozumiał jak mogła go usprawiedliwiać, skoro tak bardzo ja skrzywdził.
Wziął wdech i usiadł na poduszkach, opierając się o wezgłowie łóżka. W jego ręku pojawiła się szklanka z wódką. Bez zastanowienia wypił całą jej zawartość. Wiedział, że topienie smutków w alkoholu jest bez sensu, ale na razie nie miał żadnego lepszego pomysłu, a takie rozwiązanie nawet mu pasowało. Uśmiechnął się ponuro, a szklanka wypełniła się prawie po sam brzeg.  Znów się uśmiechnął i szybko ją opróżnił.

Nie minęło piętnaście minut, a on już był kompletnie pijany. Mógł oczywiście w sekundę wytrzeźwieć, ale taki stan rzeczy nawet mu odpowiadał. Wszystko to, co wróciło do niego podczas rozmowy z rudowłosą teraz magicznie zniknęło. Zapomniał też o niedawnej kłótni i całej złości, która go ogarnęła. Wszystko było proste i przyjemne. Tak bardzo tęsknił za tym uczuciem. Na Ziemi nie pił nigdy, ale tutaj robił to dosyć często. W końcu Piekło to miejsce wiecznej beztroski i niekończących się imprez, tutaj mógł robić wszystko, na co tylko miał ochotę.

piątek, 2 stycznia 2015

Odnaleźć siebie II część 9

Wiedział, że lepiej dla Gwen byłoby, aby zniknął z jej życia, ale był również świadomy tego, że nie potrafi już powrócić do tego co było wcześniej, nie jest już w stanie funkcjonować bez wspólnych godzin spędzonych u boku Gwendolyn.
Rozumiał, że być może popełnił błąd „tworząc” Aleksandra, ale przecież najważniejsze było to, że oboje byli teraz szczęśliwsi, że kobieta zaczęła normalnie żyć, uśmiechać się każdego dnia, a on mógł znów spędzać z nią czas, teraz to było najważniejsze. Zupełnie zapominał, że swoim postępowaniem naraża ukochaną na ogromne niebezpieczeństwo ze strony Szatana i oddanych mu diabłów.
Bardziej obawiał go fakt, że po Ziemi wciąż łazi jego wuj, a rudowłosa jest głucha na jego ostrzeżenia. Przez ostatni tydzień ustawiał na jej drodze rzeczy, bądź też prowokował sytuacje, które mogłyby jej się skojarzyć z Markusem, lecz ona zdawała się tego nie zauważać.
W końcu doszedł do wniosku, że skoro kobieta nie reaguje na jego podpowiedzi będzie musiał doprowadzić do jej spotkania z mężczyzną. Nie chciał jej straszyć, ale z drugiej strony nie może wiecznie przy niej być i obawiał się, że w czasie, gdy on będzie w Los Diablos facet może zrobić jej krzywdę. Liczył, że jeśli anodytka spotka Markusa osobiście wystraszy się na tyle mocno, aby bardziej zwracać uwagę na to, co może jej zagrażać, lecz na tyle słabo ,aby nie lękała się o własne życie, czy bezpieczeństwo.
Gdyby miał wybór opóźniałby to w czasie tak bardzo, jak tylko by mógł, lecz doskonale znał myśli wuja i wiedział, że ten wciąż nie wie o jego śmierci i pragnie zemsty, a aby tego dokonać zamierza najpierw dobrać się do Gwen, a na to nie mógł pozwolić.
Wziął głęboki wdech i bez pukania przekroczył próg domu. Już dawno wszystkich przestało to dziwić, bo spędzał u nich prawie całe doby każdego dnia.
- Dzień dobry.- przywitał się z panią Levin i jej mężem.- Czy mógłbym porwać Gwendolyn na kilka godzin?- spytał, uśmiechając się do myśli kobiety, która cieszyła się z faktu, że jej córka znów idzie na randkę z Aleksandrem.
- Ależ oczywiście.- odpowiedzieli mu jednocześnie. I właśnie w tej chwili na dół zeszła Gwen.
- Zbieraj się, pojedziemy na małą wycieczkę.- powiedział, posyłając jej swój najbardziej czarujący uśmiech.
Czekał na nią całe pół godziny, ale w końcu zeszła na dół. Teraz czekała go najgorsza część planu. Chwycił ją pod rękę i razem wyszli z domu. Brunet otworzył jej drzwi od strony pasażera, a następnie zasiadł za kierownicą.
- Proponuję spacer po molu, ale wcześniej może poszlibyśmy do twojej ulubionej kawiarni? O tej porze jest tam dużo ludzi, ale podoba mi się tam.- powiedział, wiedząc, że to właśnie w tym miejscu od kilku dni wyczekuje Markus z nadzieją, że kobieta w końcu się tam pojawi.
- Przestaniesz grzebać mi w głowie?- warknęła z lekkim uśmiechem.
- To tak nie działa.-westchnął znudzony- Nie grzebie w niej, słyszę tylko to, co myślisz aktualnie, a ty strasznie krzyczysz myślami.  To tak jak z telepatią. Przekazujesz mi myśli. Niestety jako człowiek nie potrafisz tego kontrolować i robisz to non stop. Gdybyś była np. mną mogłabyś wybierać które myśli mam usłyszeć.- wyjaśnił, rzucając jej krótkie spojrzenie.
- To dlaczego inni ludzie ich nie słyszą?- warknęła.
- Moja rasa jest na to wrażliwsza, niż inne. Dlatego ja słyszę wszystko, a powiedzmy aby przekazać coś dla Bena musiałabyś bardzo się skupić.- odpowiedział, zatrzymując samochód. Wysiadł z pojazdu i otworzył drzwi przyjaciółce, po czym razem ruszyli do kawiarni. Diabeł szybko odnalazł wuja i trzymając anodytke za rękę ruszył w jego kierunku.
Zwolnił na chwilę. Mimo iż wiedział, że to konieczne, nie chciał straszyć ukochanej. Nabrał ze świstem powietrza.
- Chodźmy do tego stolika w cieniu, dobrze?- zaproponował, a ona potwierdziła skinieniem głowy. Specjalnie tak ją pokierował, że wpadł na siwookiego mężczyznę z impetem.
- Przepraszam.- burknął.
- Jak łazisz kretynie?!- Huknął mężczyzna odwracając się w ich stronę. W tej samej chwili Aleks poczuł jak Gwen sztywnieją wszystkie mięśnie. Dziewczyna myślała, że tylko jej się wydaje, albo ten mężczyzna jest po prostu łudząco podobny do Markusa, bo przecież facet nie żyje od ponad dziesięciu lat,
- Gwen, jak dawno się nie widzieliśmy.- powiedział z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.
- Markus!- warknęła. W tej chwili jej wściekłość zmieszała się ze strachem. Nie wiedziała co jest silniejsze, ale czuła, że albo się rozpłacze, albo zrobi mu jakąś krzywdę. Była przekonana, że mężczyzna nie żyje i teraz pragnęła tylko tego, aby tak się stało.
Zdławiła w sobie resztki przerażenia i wzięła głęboki wdech.- Nigdy Ci nie wybaczyłam, więc przychodzenie w te okolice było ogromnym błędem, twoim ostatnim.- powiedziała najbardziej ponurym głosem na jaki tylko było ją stać. Wyrwała rękę przyjacielowi, a jej oczy zabłysły na różowo.
Brunet szybko pożałował swojej decyzji. Chciał tylko, aby się trochę wystraszyła, a nie chciała się zemścić. Z jej myśli szybko wyczytał, że ma zamiar zabić Markusa mimo ogromnej ilości ludzi wokół i chętnie by na to popatrzył, ale wiedział, że później na pewno będzie tego bardzo żałowała, a nie chciał przyglądać się jak cierpi.
- Gwen, proszę, nie.- szepnął cicho, znów chwytając ja za rękę.

- Zostaw!- wrzasnęła, odrzucając go mocą na drugi koniec kawiarni. Mężczyzna walnął głową  o stolik i upadł na ziemię, ale ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Rzuciła tylko wściekłe spojrzenie Markusowi i zrobiła krok w jego stronę.