Miałam dodać jutro, ale nie dam rady wejść na bloga, więc postanowiłam wrzucić dzisiaj. Niestety opowiadanie bez szczęśliwego zakończenia. Może innym razem. Za tydzień się pożegnamy, albo zacznę nowe opowiadanie. Mam głowę pełną pomysłów, więc jeśli chcecie, mogę pisać dalej. Pozostawiam decyzję wam. Macie czas do następnej soboty. Zapraszam na ostatnią część. :)
-------------------------------------------------------------------------------
Anodytka od razu ruszyła za ukochanym
na dół.
- Stój, musimy pogadać.
- Ja nic nie muszę.- warknął.- Jak
będę chciał się wyspowiadać, to pójdę do kościoła.
- Martwię się o ciebie. Musisz
pogodzić się z całą ta sytuacją.
- Nie, nie chcę i nie muszę.- Powiedział
półszeptem, a ona westchnęła tylko cicho.
- Idę do sklepu, wrócę za pół
godziny. Przemyśl sobie wszystko, a potem pogadamy.
- Wątpię.- Burknął gdy tylko za Gwen
zamknęły się drzwi.
Dochodziła już północ, a Gwen wciąż
nie odbierała od Juli telefonów, więc brunetka postanowiła, że pójdzie
sprawdzić, czy przypadkiem coś się nie stało. Drzwi były otwarte, więc weszła
bez problemów.
- Gwen!, jesteś w domu!?- Zawołała,
ale nikt jej nie odpowiedział.- Gwen!- Krzyknęła jeszcze raz i pobiegła na
górę. Zajrzała do sypialni przyjaciółki, ale tam jej nie było. Miała już z
powrotem zejść na dół, gdy usłyszała
szloch rudowłosej, który dobiegał z pokoju Kevina. Dziewczyna weszła do
sypialni i stanęła jak wryta- Co tu się stało?- Spytała drżącym głosem. Na łóżku
było pełno krwi, a anodytka siedziała na samym brzegu płacząc, w ręku trzymała
kartkę wyrwaną byle jak z zeszytu. Julia podeszła do niej i wyrwała jej
delikatnie papier.
-
To nie byłem ja. Przepraszam.- Przeczytała na głos.- Co to jest?- Spytała
siadając obok.
-
Nie ma go.- Szepnęła przez łzy po raz pierwszy patrząc na przyjaciółkę.-
Rozumiesz, on odszedł!
-
No właśnie nie rozumiem. Kogo nie ma, kto odszedł?
-
Kevin.- szepnęła.- Wyszłam tylko na chwilę, chciałam dać mu czas do namysłu, a
kiedy wróciłam, on już nie żył. Zostawił mnie.- Szepnęła i znów zaczęła
szlochać.
-
Przykro mi- szepnęła i przytuliła przyjaciółkę.- Naprawdę mi przykro.
Nie
wiedziała, co powinna jej powiedzieć w takiej sytuacji, więc po prostu
milczała. Ją również bardzo zabolała śmierć osmozjanina, bo przecież byli
przyjaciółmi. Obie siedziały tak przez kilka godzin, aż w końcu Gwen odezwała
się cicho.
-
Co ja powiem jego mamie? Przecież gdybym siedziała z nim w domu, to teraz by
żył.
-
Prawdę. Powiesz, że nie potrafił pogodzić się z całą sytuacją, że wybrał
prostszą drogę.
-
Ona mnie znienawidzi.
-
Nie prawda. Jeśli chcesz, to pojedziemy tam razem, dobrze?
-
Dziękuję.- powiedziała cicho.
Od
samobójstwa chłopaka minęły dwa dni i Gwen w końcu postanowiła wybrać się do
swojego kuzyna. Do domu weszła bez pukania i od razu poszła do pokoju Bena.
Nawet nie przywitała się z ciocią Sandrą, która siedziała w salonie. Do szatyna
też się nie odezwała. Usiadła tylko na jego łóżku i siedziała przez chwilę w
milczeniu.
-
Coś się stało?- zapytał zmartwionym głosem.- Rodzice mówili, że wczoraj
prosiłaś ich, aby sprzedali twój dom.
-
Myślę, że powinieneś tam być.- Wypaliła kompletnie niespodziewanie.
-
Gdzie?- Spytał zdezorientowany.
-
Na pogrzebie Kevina.- Szepnęła patrząc mu w oczy.
-
Gdzie? Przecież jeszcze kilka dni temu…
-
Wiem, co było kilka dni temu.- warknęła.- Teraz jednak jest inaczej. Pogrzeb
jest jutro o szesnastej.- Powiedziała już spokojniej.
-
Co mu się stało?- Spytał cicho, lekko łamiącym się głosem.- I co z tobą i jego
matką?
-
On popełnił samobójstwo, a ja sprzedaje dom, bo nie chcę być tam sama. Teraz
mieszkam z mamą Kevina. Jest jej ciężko, ale stara się tego nie okazywać. A ja?
Ja zostałam zupełnie sama. Bez rodziców i bez Kevina. Nie wiem, jak mam sobie
teraz poradzić. To boli.- Szepnęła już przez łzy, wiec kuzyn objął ją
ramieniem
- Będzie dobrze. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na mnie i
na rodziców.
Epilog:
Gwen
nigdy nie znalazła drugiej połówki. Próbowała kilkukrotnie, ale nie dała rady
się przełamać, ponieważ mimo iż Kevin był martwy, ona wciąż go kochała.
Ben
natomiast nigdy nie wybaczył sobie śmierci przyjaciela. Był przekonany, że
gdyby tamtego dnia nie napadł go w lesie, to chłopak żyłby teraz u boku jego
kuzynki. Swojego pierwszego szyna nazwał imieniem osmozjanina, a w jego
rodzinnym domu, który tworzył z Julią i czwórką swoich dzieci, to dawny
przyjaciel był największym bohaterem.
Pani
Levin załamała się po stracie jedynego dziecka i nawet ukochany mąż nie mógł
tego zmienić. Doszła do siebie dopiero po pół roku dzięki Gwen, którą
pokochała, jak własną córkę. Obdarowała ją miłością, której nie mogła dać już
Kevinowi.