Weszli do środka i zaczęli rozglądać
się w koło.
- Tu niczego nie ma poza tym.-
burknęła podchodząc do jakiś beczek stojących tuż pod ścianą.- Ale to cuchnie.-
zauważyła zatykając nos.
- Super!- Kevin wyglądał na
zadowolonego. Podszedł do rudowłosej i otworzył jedną z beczek.- W tej jest
woda, a tu chyba… Bingo.
- Z czego się cieszysz?- Spytała
zaglądając do środka.- To przecież właśnie stąd dochodzi ten smród.
- Przecież czuję.- odparł z
uśmiechem, a potem wyjął z beczki kawałek jakiegoś zielonego „gluta”.-
Spróbuj.- Zachęcił i zjadł to coś.
- Zaraz zwymiotuję, jesteś obrzydliwy.-
jęknęła z odrazą.
- To faktycznie śmierdzi, ale ma
fajny smak. Nie martw się, za pierwszym razem też nie chciałem tego jeść. Tutaj
na Sodomie to prawdziwy przysmak. Dziwię się, że trafiliśmy na taki rarytas.
- Rarytas? Kevin, czy ty przypadkiem
nie jesteś chory?
- Słuchaj. Albo jesz, albo umierasz z
głodu. Gwarantuję, że to jest jadalne i na pewno ci posmakuje.
- Wątpię.- stwierdziła i zatykając
nos przełknęła odrobinę zielonej mazi.- Dobre.- stwierdziła po chwili
przeżuwania i zjadła jeszcze trochę.
- Mówiłem.- stwierdził wesoło.- Mamy
fart.
- To co teraz? Idziemy dalej?
- Po co?- zdziwił się brunet.- Mamy
wodę i jedzenie, a tu będzie cieplej, niż na dworze. W nocy spada do minus
pięciu. Możemy sobie tu poczekać, aż łaskawie nas znajdą.
- Czyli? Miesiąc, dwa, czy więcej?
- A ja wiem? Nieważne, zostań tu, a
ja idę się jeszcze rozejrzeć. Może znajdę coś fajnego.
Chłopak chodził tak bez celu od ponad
godziny. Cały czas szedł prosto w nadziei, że może dojdzie do jakiegoś fajnego
miejsca, albo przynajmniej znajdzie coś, co mogłoby im się przydać. Niestety
jak do tej pory nie znalazł niczego. W końcu stwierdził, że czas już wracać do
Gwen. Miał już zawrócić, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny trzask, a ziemia pod
nim się zapadła i poleciał w dół.
Wylądował na piasku jakieś pięć
metrów niżej. Bolała go noga, ale mimo to wstał i podszedł do ściany. Ta
niestety była porośnięta czymś na kształt mchu, więc nie mógł ani pochłonąć
materii, ani wejść z powrotem na górę. Usiadł więc na piachu, licząc, że w końcu
Gwen go poszuka.
*~*
Na ziemi tymczasem wszystko toczyło
się normalnym tempem. Od wyjścia Gwen i Kevina nie minęła nawet godzina, więc
nikt nie przejmował się ich nieobecnością.
*~*
Było już późno, a osmozjanin wciąż
nie wracał. Rudowłosa zaczynała powoli martwić się o chłopaka, tym bardziej, że
na dworze zaczął padać deszcz, a poza tym temperatura spadła już do zaledwie
kilku stopni powyżej zera. W końcu postanowiła go poszukać. Namierzyła jego
energię i pobiegła w tamtym kierunku. Po około półgodzinnym biegu dotarła do
jakiejś dziury.
- Kevin, jesteś tu?!- krzyknęła
próbując coś dostrzec w panującym mroku.
- T- tak, n- na dole.- opowiedział
szczękając zębami. Anodytka od razu owinęła go maną i wciągnęła na górę.
- W porządku?- spytała z troską.
- Troszkę zimo, ale tak.-
odpowiedział z uśmiechem.- Chodź, wracajmy.- powiedział i ruszyli w stronę
hangaru.
- Kulejesz.- zauważyła po chwili i
stworzyła pod nimi dysk z many, na
którym dolecieli do celu.- Znalazłam wcześniej kilka rzeczy, które powinny się palić,
więc możemy zrobić sobie ognisko, będzie ci cieplej.- stwierdziła i po chwili
już siedzieli grzejąc się w ogniu. Rudowłosa przyniosła jeszcze znaleziony
koc.- Rozbieraj się.- rozkazała.
- CO?!- spytał robiąc wielkie oczy i
od razu się zarumienił .
- Nie ogrzejesz się w mokrych
ciuchach.- Zauważyła i sama rozebrała się do bielizny. Chwilę później brunet
zrobił to samo i Gwen owinęła ich kocem.- No przysuń się bliżej, nie gryzę.-
warknęła, a on wykonał jej polecenie.
- Wiesz co?- spytał po chwili milczenia.-
Jeśli mamy tu umrzeć, to cieszę się, że jesteś tu zemną.- stwierdził szeptem, a
ona wtuliła się w niego lekko.
- Wolałabym przeżyć, ale jeśli już
musimy, to ja też się cieszę.- przyznała, a on pocałował ją lekko. Miał już ją
przeprosić, lecz dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko i oddała pocałunek,
jednocześnie przesuwając delikatnie palcem po jego klatce piersiowej i brzuchu.
Osmozjanin zamruczał jej do ucha i oboje już wiedzieli, że tej nocy nie zapomną
nigdy. Teraz nie istniało coś takiego, jak nienawiść i żal. Liczyli się tylko
oni i ich wzajemna miłość, którą już za chwilę mieli przypieczętować.
Hah nie zawiodlas mnie super rozdział ;)
OdpowiedzUsuń