Hejka :) Oto pierwszy rozdział nowej serii. Wstawiam dzisiaj, a nie za tydzień, bo zbliżają się egzaminy gimnazjalne i muszę przerwać pisanie. Trzeba zacząć się uczyć, a więc nowa notka dopiero po testach.
Z auta wysiadł osmozjanin i stanął
naprzeciw niej. Od razu spełniły się najgorsze obawy rudowłosej, której serce
zaczęło szybciej bić, a jedyne, co teraz czuła to ogromna tęsknota, tęsknota za
chłopakiem, za jego pocałunkami, za wspólną praca i za głosem, którego tak
dawno nie słyszała, a tak bardzo pragnęła. Przyjrzała mu się dokładnie i
stwierdziła, że brunet bardzo się zmienił, ale na lepsze. Nabrał mięśni,
zmężniał, a jego uśmiech był jeszcze bardziej powalający, niż przedtem. Jedyne,
co szpeciło wygląd chłopaka, to podłużna blizna na prawej stronie twarzy, która
ciągnęła się od połowy czoła, po koniec kości policzkowej.
- Możesz łaskawie odbierać telefon?-
Warknął, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Rudowłosa szybko otrzeźwiała i
odpowiedziała równie nieprzyjemnym tonem.
- Nie. Nie jesteś już częścią mojego
życia. Pogódź się z tym.- Gwen była poirytowana jego obecnością, gdyż od
tygodnia brunet wydzwaniał do niej po kilka razy dziennie. Pół roku po wysłaniu
przez nią listu też tak robił, ale po miesiącu się odczepił i miała nadzieję,
że teraz też tak będzie.
- Zauważyłem. Uwierz, że nie cieszy
mnie twój widok, ale jak porzuca się rodzinę, to trzeba przynajmniej o niej
pamiętać!- Wrzasnął oskarżycielskim tonem. Ku zaskoczeniu anodytki w jego
oczach malowała się złość i nienawiść. Czyżby chłopak miał czelność jej
nienawidzić po tym wszystkim, co jej zrobił, po tym, jak wypiął się na nią dwa
lata temu?
- Nikogo nie porzuciłam!- Wrzasnęła.-
Wyjechałam na studia debilu!
- Nie rób scen.-Powiedział już
spokojniej.- Wsiadaj do auta, pogadamy.
Zielonooka sama nie wiedziała czemu
to robi, ale posłusznie wsiadła do samochodu.
- Czego chcesz?- Warknęła, gdy tylko
ruszyli.
- Ja? Niczego. Pomyślałem sobie
tylko, że skoro twoja rodzina tu jest, to pewnie chcesz się z nimi spotkać, a
tak na serio, to twoja mama prosiła, abym cie przywiózł do hotelu, w którym
mieszkają już od tygodnia.
- Tu, czemu?- Spytała
zdezorientowana, a cała złość natychmiast z niej wyparowała.
- Bo waszego domu już nie ma, niczego
już nie ma.- Powiedział cicho.
- Nie rozumiem. Możesz mi to jakoś
wyjaśnić?- Spytała już zupełnie łagodnie.
- Na Bellwood najechali kosmici,
którzy chcieli zemsty za coś tam na twoim kuzynie. Całe miasto zostało
splądrowane, a mieszkańcy, którzy przeżyli zostali ewakuowani. Twoich rodziców
i mamę z ojczym przywiozłem tutaj, bo wiem, że się tu uczysz.- Wyjaśnił.
- Czyli straciliśmy wszystko?
- Wszyscy stracili księżniczko.-
warknął.
- A Ben i dziadek, co z nimi?
- Nic im nie jest. Też się
ewakuowali, ale nie wiem gdzie.- Powiedział i zatrzymał samochód, po czym
warknął tak nieprzyjemnie, jak na początku. - Wysiadaj, jesteśmy na miejscu. Idź
do pokoju numer 513, tam są twoi rodzice.
Zdezorientowana dziewczyna wysiadła z
samochodu, Kevin ruszył powoli za nią.
Gdy wszyscy siedzieli już przy
kolacji Gwen postanowiła przedstawić im pomysł, na który wpadła godzinę
wcześniej.
- Musicie tu zostać na dłużej,
prawda?- Spytała nieśmiało.
- A co cię to obchodzi?- Warknął
brunet poirytowany pytaniem.
- Pomyślałam sobie, że skoro już
musicie tu mieszkać, a ja mam trzypokojowe mieszkanie, to rodzice mogliby spać
w jednym z nich, a ty z mamą i ojczymem w drugim.- Wyjaśniła jeszcze mniej
pewna siebie.
- To bardzo miło z twojej strony
skarbie.- Powiedziała pani Levin.- Zaoszczędzilibyśmy sporo pieniędzy na
hotelu.
- Co?!- Oburzył się Kevin.- Ja i ona
pod jednym dachem? Nie zniósłbym tego- Warknął.- Ale wy możecie skorzystać-
powiedział do rodziców i po prostu wyszedł.
Heh będzie się działo !!!
OdpowiedzUsuń