Od tamtego dnia minął tydzień. Pani
Levin z mężem i rodzice Gwen zamieszkali z rudowłosą, ale odkąd tylko się
przeprowadzili Kevin się do nich nie odezwał, co bardzo martwiło jego matkę.
Kobieta wracała z zakupów, gdy nagle drogę zajechało jej auto syna.
- Wsiadaj, podwiozę cię.- Powiedział,
a ona wsiadła do samochodu.
- Dlaczego się nie odzywasz?- Spytała
kobieta z troska w głosie.
- Jakbyś częściej chodziła na miasto,
to może byśmy się widywali.- burknął.
- Gdybyś nie był obrażony na Gwen, to
nie spał byś teraz w hotelu.- zauważyła.
- Nie jestem obrażony. Po prostu nie
chce na nią patrzeć, jasne?
- Odpuść jej trochę. Pamiętaj, że ona
nie zdaje sobie sprawy z tego, co ci zrobiła.
- To już nie mój problem.- Warknął i
zatrzymał samochód.- Wysiadaj.
- Co, dlaczego?- spytała
zdezorientowana.
- Już dojechaliśmy mamo.- Powiedział
ze śmiechem i pocałował ja w policzek.- Wpadnę jutro, jak Gwen będzie na
zajęciach.
- Dobrze.- zgodziła się i wysiadła z
auta.
Następnego dnia osmozjanin stawił się
w mieszkaniu na kilka godzin po tym, jak Gwen pojechała na uczelnie. Ku jego
zaskoczeniu mieszkanie było puste. Zdziwiony zadzwonił więc do swojej matki.
- Gdzie jesteście?- Spytał nie kryjąc
złości.
- Dobrze, że dzwonisz. Musisz nam
pomóc.
- Co się stało?- Spytał przerażony,
gdyż kobieta miała wyraźnie zmartwiony głos.
- Gwen odwołali dziś zajęcia, ale ona
nie wróciła do domu.
- I niby ja mam się tym martwić?!-
Wrzasnął do telefonu.- To duża dziewczynka i da sobie rade sama, a jeśli nie,
to trudno.- Warknął.
- Kevin, nie tak cię wychowałam.-
Oburzyła się kobieta.
- Trudno. Jak chcesz, to pomagaj jej
szukać, ale ja do tego ręki nie przyłożę. Mam gdzieś, co się stało. Jak sama
powiedziała, nie jestem już częścią jej życia. Mam ją w dupie.
- Zawsze tak było, prawda?- Usłyszał
za sobą głos rudowłosej i od razu poznał, ze dziewczyna płakała. Powiedział
tylko mamie, że Gwen jest już w domu i rozłączył się odwracając się do
anodytki.
- Coś się stało?- Spytał starając się
przybrać obojętny ton głosu.
- Nic.- odpowiedziała i usiadła na
schodach, po czym zaczęła cicho szlochać. Brunet westchnął tylko wściekły sam
na siebie, że mimo wszystko bardzo chciałby jej pomóc, a każda łza spływająca
po policzku tej, która wciąż tak bardzo kochał rani jego serce.
- No przecież widzę.- Powiedział
siadając obok.- Oni strasznie się o ciebie martwili.
- Wiem, przepraszam.- Westchnęła
ocierając łzę i weszła do mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz.
Osmozjanin nawet nie drgnął. Siedział
tak na tych schodach zastanawiając się, co mogło się stać. Był na nią wściekły,
ale nigdy nie wypierał się faktu, że mimo upływu lat i krzywdy, jakiej mu
kiedyś wyrządziła on wciąż ją kocha. Udawał obojętność, ale zmartwił się gdy
zobaczył jej smutną twarz.
Nawet nie zauważył kiedy do budynku
weszła reszta domowników. Otrzeźwił go dopiero siarczysty policzek, który
otrzymał od swojej rodzicielki. Wstał i spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Gdzie była?- Spytała pani Tennyson
chłopaka, a on tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale chyba coś się stało,
bo płakała.- Odpowiedział, po czym wyszedł z budynku dodając tylko szeptem do
swojej matki.- Zadzwoń.