Nie zdążyła nawet się poruszyć, a mężczyzna już siedział na miejscu swojego podwładnego i przytulał ją czule. Po jego policzku spłynęła łza, czym bardzo ją zaskoczył.
- Nigdy więcej tak mnie nie strasz, dobrze?- szepnął jej do ucha, nawet na moment nie rozluźniając uścisku, jakby bał się, że gdy tylko to zrobi ona zniknie.- Jak dowiedziałem się, że cię nie ma, nie wiadomo gdzie i jak dawno temu wyszłaś, jest już późno, a ty nie odbierasz telefonów… Boże… gdyby coś ci się stało… Tobie, albo naszemu dziecku… Nie przeżyłbym tego.
- Naszemu dziecku…- powtórzyła po nim cicho. Teraz już wiedziała, że musi powiedzieć mu prawdę.
*~*
Obudziła się nagle i zderzyła z okrutną rzeczywistością. Nadal znajdowała się na dworze, siedziała na tym samym przystanku, na którym zasnęła, a w dodatku zrobiło się dosyć chłodno. Natychmiast poczuła dobijający smutek, po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy. Otarła je pospiesznie i ruszyła w powrotną drogę do domu.
Gdy stanęła pod blokiem powoli robiło się już jasno, ale nie przejmowała się tym, postanowiła, że nie pójdzie dziś na uczelnie, tylko porządnie odpocznie. Udało jej się wśliznąć do pokoju, nim ktokolwiek się obudził, więc szybko się przebrała i położyła do łóżka. Miała szczęście, bo w tej samej chwili do jej pokoju weszła pani Levin. Kobieta wydała się jej dziwnie smutna i przygaszona.
- Coś się stało?- spytała cicho, od razu tego żałując, gdyż natychmiast w jej oczach dostrzegła rozpacz. Brunetka szybko jednak nad tym zapanowała i uśmiechnęła się blado.
- Nie, ale wiem, że nie było cię do rana, widziałam przez okno jak wracałaś.- odpowiedziała łagodnie.- Nie będę cię męczyć pytaniami, ale uważam, że powinnaś odpocząć, przespać się trochę. Powiedziałam twojej mamie, że byłam tu niedawno i źle się czujesz, zostań w domu i wyśpij się porządnie kochanie.- wyjaśniła, ale anodytka czuła, że coś jest nie tak, że kobietę wyraźnie coś gnębi.- Ach, jeszcze jedno. Czy zanim Kevin wyjechał? Rozmawiałaś z nim?- spytała cicho, patrząc jej głęboko w oczy.
- Próbowałam.- przyznała smutno.- Ale nie zdążyłam. Wiesz… Myślę, że to nawet lepiej, że on wcale by go nie chciał.- odpowiedziała, próbując powstrzymać napływające łzy.
- Nie wiem, czy powinnam ci to mówić, ale… Myślę, że on by tego chciał, chciałby abyś wiedziała.- zawahała się chwilę po czym kontynuowała, ale głos jej się zmienił. Stał się cichszy i drżał wyraźnie.- Tuż po nas Kevin również ze mną rozmawiał. Powiedział mi wtedy… Wyznał, że jest gotów o ciebie walczyć, a nawet pragnie przysposobić sobie twoje dziecko. Nigdy nie wątp w jego uczucie do ciebie, bo jest ono tym jedynym, najsilniejszym. Miał ci to powiedzieć tuż przed przyjazdem Nathaniela.- wyjaśniła, po czym posłała jej blady uśmiech.- Tak tylko chciałam, żebyś wiedziała, teraz odpocznij, dobranoc.- szepnęła i opuściła jej pokój.
Ciałem dziewczyny wstrząsnął szloch. Wiec jednak Kevin ją kochał, a do tego chciał wychować z nią syna. Teraz byłą pewna, że ucieszyłby się wiedząc, że to właśnie jego syna urodzi. Może powinna mu to powiedzieć wcześniej? Może gdyby wiedział… Może nie zostałby tam, na tej planecie, tylko wróciłby do domu.
Wiedziała, że na te pytania nie pozna odpowiedzi, póki jej ukochany nie wróci do domu, ale wiedziała też, że teraz ma na kogo czekać, że jest dla niego ważna, że na pewno będzie chciał do niej wrócić. Nie rozumiała tylko jednego. Dlaczego matka Kevina zdecydowała się jej wyjawić to wszystko? Dlaczego nie dała jemu takiej szansy? Zastanowiła się chwilę i nagle ogarnęło ją przerażenie. Pani Levin była smutna, wyglądała na zrozpaczoną. „Chciałby abyś wiedziała…” Czyżby kobieta wiedziała coś, o czym ona nie ma pojęcia? Dlaczego nie spała w nocy? Nie, to nie mogło tak być. Jemu nie mogło stać się nic strasznego, po prostu nie mogło.
ODNALEŹĆ SIEBIE opowiada o problemach Kevina ze swoim wujem, który chce go wykończyć. Czy mu się to uda? UCZĄC SIĘ ZNÓW KOCHAĆ natomiast przedstawia relacje Kevina i Gwen po rozstaniu. Czy uda im się naprawić to, co zniszczyli dwa lata temu przez zbieg nieporozumień? ZACZĄĆ OD NOWA... Po informacji o ciąży matki Osmozjanin szuka pocieszenia w ramionach innej kobiety, o czym niestety bardzo szybko dowiaduje się jego ukochana.... Czy to koniec związku? Czy uda mu się odzyskać zaufanie Gwen?
wtorek, 19 lipca 2016
środa, 13 lipca 2016
Odnaleźć siebie II część 30
Jej, troszkę mnie nie było, ale cóż... Wracam? Możliwe, chociaż niepewne. :D
Od tamtego wieczoru minął już ponad tydzień, podczas którego bohater zdążył uporządkować sprawy rodzinne. Gwen obiecała pomagać mu w misjach, co też od tamtej pory regularnie czyniła, a nawet raz zabrała ze sobą Aleksandra, który okazał się świetnym wojownikiem. Oczywiście mężczyzna przez cały czas pilnował się, aby nie używać mocy, których rzekomo nie posiadał. Mimo zdolności nowego pomocnika i tego, że ostatnio otworzył mu oczy szatyn nie darzył go sympatią, gdyż był nim przerażony. Już dawno chciał pogadać z kuzynką o tym, co zaszło u niego w domu, ale jak do tej pory nie było ku temu okazji.
Dzisiaj postanowił zaprosić swoją kuzynkę do siebie na kolację, gdyż jego żona z synem wyjechali do matki Azjatki na non. On musiał zostać ze względu na pracę, ale tym razem Julia nie robiła mu wyrzutów, gdyż widziała jego poświecenie i starała się rozumieć, że czasami ma prawo stawiać bezpieczeństwo Ziemi jako priorytet.
Kuzynka była u niego równo o godzinie 17, razem przygotowali kolacje i razem zasiedli do stołu. Gdy już kończyli jeść Ben postanowił opowiedzieć jej kilka słów o Aleksie.
- Posłuchaj…- zaczął niepewnie.- Ostatnio odwiedził mnie twój nowy chłopak i…
- Wiem, mówił mi, że tu był, mówił, że masz jakieś problemy, że chce ci pomóc, ale nie zdradził nic więcej, w sumie uznałam ten wieczór jako dobrą okazję do rozmowy, dlatego nie zabierałam jego i mamy ze sobą. Co się dzieje.
- Już nic, faktycznie mi pomógł, ale… Gwen, z nim jest coś nie tak, uważaj na niego, proszę. On zrobi ci w końcu krzywdę. Gdy był u mnie… Wstąpił w niego jakiś demon, wyglądał potwornie, a te jego moce… Są przerażające.
- Jakie moce?- spytała udając zaskoczenie.
- Jakby z piekła rodem.- szepnął ponuro.- Rozumiem, że darzysz go uczuciem, ale proszę, nie daj się zaślepić, bądź czujna.
- Nie martw się.- rzuciła lekko z uśmiechem.- Aleks nie zrobiłby mi krzywdy. Pamiętasz, co stało się tam, na cmentarzu? Uratował mnie wtedy, z resztą… Znam go bardzo dobrze i wiem, że nie zrobiłby nic, co mogłoby mi zaszkodzić, dba o mnie. A to, co widziałeś… Może maił jakiś powód, aby tak postąpić, wiem, że dla ciebie również chce dobrze, jesteś moim kuzynem, nie skrzywdzi cię.
- Nie jestem tego pewien.- burknął, chociaż doskonale wiedział, że gdyby nie on jego życie powoli ległoby w gruzach, a Julia odeszłaby w końcu od niego, zabierając ukochanego syna.
Tutaj ta rozmowa się skończyła, Gwen nie chciała dłużej wysłuchiwać jego zarzutów względem swojego ukochanego, a szatyn postanowił uszanować decyzje zielonookiej.
*~*
Następnego dnia, gdy posiadacz omnitrixa czekał na swoją małżonkę i syna, aż wrócą od teściów usłyszał głośne walenie do drzwi. Nim zdążył wstać, aby otworzyć w salonie stał już Aleksander, patrząc na niego z ponurą miną. Na sam jego widok szatyna przeszedł zimny dreszcz.
- Czego chcesz.- warknął wrogo, ale ku jego zaskoczeniu nie usłyszał w odpowiedzi tego przeraźliwego tonu, lecz wyczuł w nim histerię.
- Gwen.- wymamrotał drącym tonem.- Została u ciebie na noc?
- Nie.- odpowiedział już spokojniej.- Przecież mieszka z mamą Kevina i ty o tym doskonale wiesz.
- Wiem, ale miała przyjść do mnie do domu, gdy wyjdzie od ciebie, nie przyszła, mama mówi, że tam też jej nie było, ale nie martwiła się, bo miała nocować u mnie.
- Jak to nie przyszła?!- krzyknął przerażony.
Od tamtego wieczoru minął już ponad tydzień, podczas którego bohater zdążył uporządkować sprawy rodzinne. Gwen obiecała pomagać mu w misjach, co też od tamtej pory regularnie czyniła, a nawet raz zabrała ze sobą Aleksandra, który okazał się świetnym wojownikiem. Oczywiście mężczyzna przez cały czas pilnował się, aby nie używać mocy, których rzekomo nie posiadał. Mimo zdolności nowego pomocnika i tego, że ostatnio otworzył mu oczy szatyn nie darzył go sympatią, gdyż był nim przerażony. Już dawno chciał pogadać z kuzynką o tym, co zaszło u niego w domu, ale jak do tej pory nie było ku temu okazji.
Dzisiaj postanowił zaprosić swoją kuzynkę do siebie na kolację, gdyż jego żona z synem wyjechali do matki Azjatki na non. On musiał zostać ze względu na pracę, ale tym razem Julia nie robiła mu wyrzutów, gdyż widziała jego poświecenie i starała się rozumieć, że czasami ma prawo stawiać bezpieczeństwo Ziemi jako priorytet.
Kuzynka była u niego równo o godzinie 17, razem przygotowali kolacje i razem zasiedli do stołu. Gdy już kończyli jeść Ben postanowił opowiedzieć jej kilka słów o Aleksie.
- Posłuchaj…- zaczął niepewnie.- Ostatnio odwiedził mnie twój nowy chłopak i…
- Wiem, mówił mi, że tu był, mówił, że masz jakieś problemy, że chce ci pomóc, ale nie zdradził nic więcej, w sumie uznałam ten wieczór jako dobrą okazję do rozmowy, dlatego nie zabierałam jego i mamy ze sobą. Co się dzieje.
- Już nic, faktycznie mi pomógł, ale… Gwen, z nim jest coś nie tak, uważaj na niego, proszę. On zrobi ci w końcu krzywdę. Gdy był u mnie… Wstąpił w niego jakiś demon, wyglądał potwornie, a te jego moce… Są przerażające.
- Jakie moce?- spytała udając zaskoczenie.
- Jakby z piekła rodem.- szepnął ponuro.- Rozumiem, że darzysz go uczuciem, ale proszę, nie daj się zaślepić, bądź czujna.
- Nie martw się.- rzuciła lekko z uśmiechem.- Aleks nie zrobiłby mi krzywdy. Pamiętasz, co stało się tam, na cmentarzu? Uratował mnie wtedy, z resztą… Znam go bardzo dobrze i wiem, że nie zrobiłby nic, co mogłoby mi zaszkodzić, dba o mnie. A to, co widziałeś… Może maił jakiś powód, aby tak postąpić, wiem, że dla ciebie również chce dobrze, jesteś moim kuzynem, nie skrzywdzi cię.
- Nie jestem tego pewien.- burknął, chociaż doskonale wiedział, że gdyby nie on jego życie powoli ległoby w gruzach, a Julia odeszłaby w końcu od niego, zabierając ukochanego syna.
Tutaj ta rozmowa się skończyła, Gwen nie chciała dłużej wysłuchiwać jego zarzutów względem swojego ukochanego, a szatyn postanowił uszanować decyzje zielonookiej.
*~*
Następnego dnia, gdy posiadacz omnitrixa czekał na swoją małżonkę i syna, aż wrócą od teściów usłyszał głośne walenie do drzwi. Nim zdążył wstać, aby otworzyć w salonie stał już Aleksander, patrząc na niego z ponurą miną. Na sam jego widok szatyna przeszedł zimny dreszcz.
- Czego chcesz.- warknął wrogo, ale ku jego zaskoczeniu nie usłyszał w odpowiedzi tego przeraźliwego tonu, lecz wyczuł w nim histerię.
- Gwen.- wymamrotał drącym tonem.- Została u ciebie na noc?
- Nie.- odpowiedział już spokojniej.- Przecież mieszka z mamą Kevina i ty o tym doskonale wiesz.
- Wiem, ale miała przyjść do mnie do domu, gdy wyjdzie od ciebie, nie przyszła, mama mówi, że tam też jej nie było, ale nie martwiła się, bo miała nocować u mnie.
- Jak to nie przyszła?!- krzyknął przerażony.
- Nie wiem, zniknęła, a ja nawet ze swoją mocą nie mogę jej znaleźć, martwię się.
- Spokojnie.- powiedział opanowanym głosem. Zaskoczyło go przerażenie na twarzy mężczyzny i histeria w jego głosie.- Sprawdź wszystkie miejsca, które przychodzą ci do głowy, ja uczynię to samo, razem ją znajdziemy, tylko się nie denerwuj, na pewno nic jej nie jest.
- O Ty Książę wygnania, mimo wszystkie klęski, niepokonany nigdy i zawsze zwycięski. O Szatanie mej nędzy długiej się ulituj.- wykrzyknął panicznie.
- Wybacz, ale litania do Szatana nam raczej nie pomoże.- warknął w chwili gdy obok nich zmaterializował się Lucyfer.
- Tobie nie. – odpowiedział z uśmiechem, dosiadając kocura.- Idziemy jej poszukać, mam nadzieję, że nam pomożesz.- stwierdził, a chwilę później obaj zniknęli.
Oblecieli z Lucyferem całe Bellwood, ale nie znaleźli żadnego śladu rudowłosej. W chwili, gdy mięli już wracać do Tennysona, aby zapytać go o postępy kocur zaczął lądowanie, a gdy stał już na ziemi zaryczał głośno i puścił się biegiem.
- Co ty robisz?- warknął wściekle diabeł, kopiąc go mocno w łopatki.
- Kevin, potrzebuje mnie, nauczyłem go jak mnie przyzywać. Właśnie to zrobił.- odpowiedział spokojnie, przyspieszając kroku.
- Dobrze, najpierw pomożemy młodemu, a później lecimy do Bena.- zgodził się z nim i w tym samym momencie zatrzymali się pod domem państwa Yamamoto. Drzwi od domu były wyważone a jego wnętrze splądrowane. Diabeł zeskoczył z grzbietu pumy i popędził na piętro, gdzie ukrytego w szafie znalazł bratanka swojej lubej.
- Co się stało?- spytał, wyciągając go ze środa. Chłopiec cały drżał, a po jego policzkach spływały łzy.
- Mama- wybełkotał cicho.- Porwał ja jakiś pan.
- A babcia i dziadek?- spytał odruchowo.
- Nie, wyjechali na dwa tygodnie, mama miała zamknąć dom i mieliśmy wrócić do domu.
- Spokojnie, znajdę ją, przysięgam.- obiecał, tuląc mocno chłopca.- Widziałeś go, tego, który ją porwał, jak on wyglądał?
- Był wysoki, miał czarne włosy i takie siwe oczy, był przerażający, mówił coś o cioci i tacie, że oni też już są jego. Nie pamiętam więcej, wyszlochał, mocniej wtulając się w mężczyznę, który zadrżał ze strachu. Markus. To na pewno był on. Nagle zrozumiał dlaczego Gwen zniknęła. Jego wuj chciał dobrać się do niego poprzez jego rodzinę. W końcu wciąż nie wiedział, że już od dawna jest martwy.
- Spokojnie, uratuje ciocię i mamę, teraz chodź, jedziemy ostrzec twojego tatę, myślę, ze jak na razie jest bezpieczny.- powiedział spokojnie, biorąc go na ręce i wybiegając przed dom...
- Spokojnie.- powiedział opanowanym głosem. Zaskoczyło go przerażenie na twarzy mężczyzny i histeria w jego głosie.- Sprawdź wszystkie miejsca, które przychodzą ci do głowy, ja uczynię to samo, razem ją znajdziemy, tylko się nie denerwuj, na pewno nic jej nie jest.
- O Ty Książę wygnania, mimo wszystkie klęski, niepokonany nigdy i zawsze zwycięski. O Szatanie mej nędzy długiej się ulituj.- wykrzyknął panicznie.
- Wybacz, ale litania do Szatana nam raczej nie pomoże.- warknął w chwili gdy obok nich zmaterializował się Lucyfer.
- Tobie nie. – odpowiedział z uśmiechem, dosiadając kocura.- Idziemy jej poszukać, mam nadzieję, że nam pomożesz.- stwierdził, a chwilę później obaj zniknęli.
Oblecieli z Lucyferem całe Bellwood, ale nie znaleźli żadnego śladu rudowłosej. W chwili, gdy mięli już wracać do Tennysona, aby zapytać go o postępy kocur zaczął lądowanie, a gdy stał już na ziemi zaryczał głośno i puścił się biegiem.
- Co ty robisz?- warknął wściekle diabeł, kopiąc go mocno w łopatki.
- Kevin, potrzebuje mnie, nauczyłem go jak mnie przyzywać. Właśnie to zrobił.- odpowiedział spokojnie, przyspieszając kroku.
- Dobrze, najpierw pomożemy młodemu, a później lecimy do Bena.- zgodził się z nim i w tym samym momencie zatrzymali się pod domem państwa Yamamoto. Drzwi od domu były wyważone a jego wnętrze splądrowane. Diabeł zeskoczył z grzbietu pumy i popędził na piętro, gdzie ukrytego w szafie znalazł bratanka swojej lubej.
- Co się stało?- spytał, wyciągając go ze środa. Chłopiec cały drżał, a po jego policzkach spływały łzy.
- Mama- wybełkotał cicho.- Porwał ja jakiś pan.
- A babcia i dziadek?- spytał odruchowo.
- Nie, wyjechali na dwa tygodnie, mama miała zamknąć dom i mieliśmy wrócić do domu.
- Spokojnie, znajdę ją, przysięgam.- obiecał, tuląc mocno chłopca.- Widziałeś go, tego, który ją porwał, jak on wyglądał?
- Był wysoki, miał czarne włosy i takie siwe oczy, był przerażający, mówił coś o cioci i tacie, że oni też już są jego. Nie pamiętam więcej, wyszlochał, mocniej wtulając się w mężczyznę, który zadrżał ze strachu. Markus. To na pewno był on. Nagle zrozumiał dlaczego Gwen zniknęła. Jego wuj chciał dobrać się do niego poprzez jego rodzinę. W końcu wciąż nie wiedział, że już od dawna jest martwy.
- Spokojnie, uratuje ciocię i mamę, teraz chodź, jedziemy ostrzec twojego tatę, myślę, ze jak na razie jest bezpieczny.- powiedział spokojnie, biorąc go na ręce i wybiegając przed dom...
Subskrybuj:
Posty (Atom)