Zgarnęła ze stołu kluczyki do lamborghini swojego chłopaka po czym udała się do sypialni swojej matki.
- I jak gotowa?- spytała, przyglądając się twarzy opiekunki.
- Wiesz skarbie, nie wiem, czy powinnam jechać z wami. Wycieczkę planowaliście razem z Tennysonami i Aleksandrem, na pewno będziecie się świetnie bawić, a ja nie jestem tam wam do niczego potrzebna.
- No co ty?- spytała, siadając obok brunetki.- Po pierwsze nie jedziemy się bawić, po drugie lecimy na Osmos do twojego dworku, a po trzecie Ben zgodził się na to, abyś poleciała z nami i bez ciebie nigdzie się nie wybieram. Z reszta wątpię, aby Lucy wpuścił nas bez twojej obecności, pamiętaj, że kuzynek zalazł mu za skórę.
- Nie ma wyjścia, jego obowiązkiem jest szanować i tolerować właścicieli oraz ich przyjaciół i rodzinę. Ben jako twój kuzyn ma prawo przebywać na terenie dworku pod warunkiem, że jest tam w twoim towarzystwie, lub za twoim pozwoleniem.- wyjaśniła wstając.- No dobrze, lecimy.- zgodziła się w końcu.
Na dół zeszły w tej samej chwili, gdy ze ściany salonu zniknął złoty kontur wrót Kevina. Gwen zdążyła dostrzec jednak zanikający blask.
- To jak, gotowe panie?- spytał podchodząc do pani Levin, po czym pocałował wierzch jej dłoni. Swoją ukochaną przywitał namiętnym pocałunkiem w usta, zapominając, że oficjalnie ona z Aleksandrem nie są w związku. Uśmiechnął się, gdy tylko odsunął się od Gwendolyn, podsłuchując myśli swojej rodzicielki. Wiedział, że kobieta jest szczęśliwa, z tego, że tu jest, że uszczęśliwia jej córkę. Rzucił kobiecie ciepły uśmiech, po czym wszyscy razem wyszli na dwór.
Jechali do hangaru, w którym stał gruchot. Pani Levin prowadziła, a ona z Aleksandrem siedziała z tyłu. Siedziała niemal oparta plecami o szybę i wpatrywała się w twarz przyjaciela. Tak, przyjaciela, a nie ukochanego mężczyzny. W postaci Aleksandra wciąż był jej przyjacielem. Nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła zapomnieć o tych wszystkich chwilach u boku złotookiego i nawet teraz, gdy już wiedziała, że on i Kevin to przecież ta sama osoba nic się nie zmieniało. Miała wrażenie, że są do siebie podobni, a za razem tacy różni. Na ziemi często zapominała, że Aleks jest jej Kevinem, że ma go tuż przy sobie, tutaj wciąż przechodziła żałobę. Wszystko zmieniało się dopiero w Piekle. Tam czuła się naprawdę dobrze, mogła być blisko Kevina, prawdziwego Kevina, a nie tego ukrytego za maską Aleksandra. W Los Diablos wszystko było nierzeczywiste, wiec obecność chłopaka nie wydawała się aż tak nierealna. Wiedziała, że chłopak pragnąłby, aby traktowała go w taki sam sposób zarówno w jednych, jak i w drugich zaświatach, ale nie potrafiła. Zmieniło się jedno, nie ukrywała już swoich uczuć. W końcu nawet na Ziemi maiła świadomość, że zawsze była wierna swojej jedynej, prawdziwej miłości, a po raz drugi nie zakochała się w obcym mężczyźnie, który miałby być konkurencją dla osmozjanina, czy jego marnym zastępstwem, lecz w nim samym. Świadomość ta naprawdę wiele zmieniała, tym bardziej, że tutaj Aleks był dla niej tylko zwykłym człowiekiem, a nie istotą z zaświatów. Często się zapominała i myślała o wspólnej przyszłości u boku przyjaciela, a później nie mogła sobie tego wybaczyć, Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że rani tym Kevina, który przecież nie może dać jej tego, o czym marzy. Mógł co prawda wyczarować jej piękny dom z ogródkiem i białym płotkiem, kupić psa i zapewnić wszystkie wygody, ale nie da jej najważniejszego. Prawdziwej rodziny i dziecka.
Z zamyśleń wyrwało ją westchnienie bruneta. Wiedziała, że znów się zagalopowała. Skruszona posłała mu tylko przepraszające spojrzenie, po czym przesunęła tak, aby móc wtulić się w jego klatkę piersiową i zdrzemnąć podczas długiej jeszcze jazdy.
Obudziło ja delikatne potrząśnięcie. Zamruczała cicho, po czym zdezorientowana przyjrzała się ukochanemu chłopakowi.
- Już dojechaliśmy?- spytała dostrzegając, że samochód stoi zaparkowany w gruchocie.
- Dolecieliśmy.- odpowiedział, uśmiechając się wesoło.- Pozostali czekają już na zewnątrz, więc chyba już pora wstać kochanie.
- Dobra, już wstaję.- wymamrotała, wysiadając z samochodu, po czym ruszyła po rampie na dół, przytrzymując się ukochanego, gdyż z zaspania nie do końca była pewna, czy uda jej się utrzymać samodzielnie na nogach.
Zatrzymała się na dole i rozejrzała w około. Jej bratanek ujeżdżał właśnie lucyfera, szarpiąc go przy tym z całej siły za uszy, a pozostali stali w grupce kilka kroków dalej i wpatrywali się w nią i Aleksandra.
- W końcu, strasznie długo spałaś.- stwierdził jej kuzyn.- Pora ruszać i zwiedzać.
Cała grupka ruszyła spokojnym spacerem przez labirynt ogrodów. Najpierw minęli niewielka, drewnianą chatkę, a kilka minut później stanęli przed dworkiem Lewinów. Na przywitanie ruszyła im wysoka, młoda osmozjanka. Gwen doskonale pamiętała ją pamiętała, gdyż była to ta sama, którą prosiła kiedyś o kontakt z Lucyferem. Było to wtedy, gdy uciekła od Markusa, wtedy, gdy jeszcze dla jej ukochanego była jeszcze jakaś nadzieja.
Wracając wspomnieniami do tamtych czasów poczuła się dziwnie. W sumie nie wiedziała dlaczego, od tak po prostu. Rzuciła krótkie spojrzenie brunetowi, który w tej samej chwili mocniej ścisnął jej rękę.
- Witaj w domu Gwendolyn.- powiedziała osmozjanka, w chwili, gdy zatrzymali się kilka kroków od niej.- Cieszymy się, że w końcu postanowiłaś nas odwiedzić.
- Ja?- spytała zdezorientowana. Nagle poczuła, że coś ściska ją w gardle. Osmos zawsze był domem Kevina, mimo, że prawie tam nie bywał, ale nie sądziła, że mimo iż nie zna tutaj prawie nikogo także jest tutaj mile widziana, a może nawet szanowana.
- Tak, pani.- usłyszała w odpowiedzi.- Chcielibyśmy w końcu poznać nasza nową panią i właścicielkę tych włości. Mamy nadzieję, że nie zamierza pani się ich pozbyć, gdyż byłoby to nie fair wobec pani rodziny. Musi pani zrozumieć, że dworek znajduje się w rodzinie Levinów od pokoleń. Został wybudowany przez dziadka Kevina i mamy nadzieję, że pani…
- Stop!- przerwała jej zirytowana.- przestań z ta panią i chyba ci się coś pomyliło, to nie należy do mnie, przykro mi, że cie rozczarowałam. Nie mam pojęcia w czyich rękach leży wasz los po śmierci Kevina, ale nie w moich, p[przykro mi.
- Gwendolyn Catherine Tennyson?- spytała, a kobieta potwierdziła skinieniem głowy.- Cała posiadłość została zapisana pani… tobie w spadku po Kevinie. Nie stawiła się pani na odczytaniu testamentu w pierwszą rocznicę jego śmierci i stąd pewnie to nieporozumienie.
Rudowłosa cofnęła się wspomnieniami do tamtych czasów, do tego, co czuła. Do bólu, smutku, żalu, a przede wszystkim do tego silnego pragnienia, pragnienia, by znów móc go zobaczyć. Jeszcze rok po jego odejściu ogarniała ja rozpacz, tonęła pogrążona w depresji. Pamiętała, że mama namawiała ją na przylot tutaj, ale nie była wtedy w stanie, zbyt mocno cierpiała, aby móc postawić nogę na terenie jego domu.
- Po tej tragedii- osmozjanka miała zamiar kontynuować, ale przerwało jej groźne warknięcie.
- Tragedii?! Levin to tchórz, zabił się jak ostatnia ciota, porzucił nas wszystkich, odszedł, bo tak było prościej, bo wolał uciec od problemów, niż stawiać im czoła. Pieprzony tchórz i egoista.- warknął i nim zdążył zareagować w jakiś sposób dotarły do niego myśli partnera zielonookiej.
Ty fałszywy zdrajco!- Dotarło do niego tylko tyle bo już w następnej chwili leżał na ziemi skowycząc z bólu.
- Nigdy więcej nie odważysz się tak mnie obrażać.- wycedził przez zaciśnięte zęby, a w jego oczach zatańczyły płomyki
- I jak gotowa?- spytała, przyglądając się twarzy opiekunki.
- Wiesz skarbie, nie wiem, czy powinnam jechać z wami. Wycieczkę planowaliście razem z Tennysonami i Aleksandrem, na pewno będziecie się świetnie bawić, a ja nie jestem tam wam do niczego potrzebna.
- No co ty?- spytała, siadając obok brunetki.- Po pierwsze nie jedziemy się bawić, po drugie lecimy na Osmos do twojego dworku, a po trzecie Ben zgodził się na to, abyś poleciała z nami i bez ciebie nigdzie się nie wybieram. Z reszta wątpię, aby Lucy wpuścił nas bez twojej obecności, pamiętaj, że kuzynek zalazł mu za skórę.
- Nie ma wyjścia, jego obowiązkiem jest szanować i tolerować właścicieli oraz ich przyjaciół i rodzinę. Ben jako twój kuzyn ma prawo przebywać na terenie dworku pod warunkiem, że jest tam w twoim towarzystwie, lub za twoim pozwoleniem.- wyjaśniła wstając.- No dobrze, lecimy.- zgodziła się w końcu.
Na dół zeszły w tej samej chwili, gdy ze ściany salonu zniknął złoty kontur wrót Kevina. Gwen zdążyła dostrzec jednak zanikający blask.
- To jak, gotowe panie?- spytał podchodząc do pani Levin, po czym pocałował wierzch jej dłoni. Swoją ukochaną przywitał namiętnym pocałunkiem w usta, zapominając, że oficjalnie ona z Aleksandrem nie są w związku. Uśmiechnął się, gdy tylko odsunął się od Gwendolyn, podsłuchując myśli swojej rodzicielki. Wiedział, że kobieta jest szczęśliwa, z tego, że tu jest, że uszczęśliwia jej córkę. Rzucił kobiecie ciepły uśmiech, po czym wszyscy razem wyszli na dwór.
Jechali do hangaru, w którym stał gruchot. Pani Levin prowadziła, a ona z Aleksandrem siedziała z tyłu. Siedziała niemal oparta plecami o szybę i wpatrywała się w twarz przyjaciela. Tak, przyjaciela, a nie ukochanego mężczyzny. W postaci Aleksandra wciąż był jej przyjacielem. Nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła zapomnieć o tych wszystkich chwilach u boku złotookiego i nawet teraz, gdy już wiedziała, że on i Kevin to przecież ta sama osoba nic się nie zmieniało. Miała wrażenie, że są do siebie podobni, a za razem tacy różni. Na ziemi często zapominała, że Aleks jest jej Kevinem, że ma go tuż przy sobie, tutaj wciąż przechodziła żałobę. Wszystko zmieniało się dopiero w Piekle. Tam czuła się naprawdę dobrze, mogła być blisko Kevina, prawdziwego Kevina, a nie tego ukrytego za maską Aleksandra. W Los Diablos wszystko było nierzeczywiste, wiec obecność chłopaka nie wydawała się aż tak nierealna. Wiedziała, że chłopak pragnąłby, aby traktowała go w taki sam sposób zarówno w jednych, jak i w drugich zaświatach, ale nie potrafiła. Zmieniło się jedno, nie ukrywała już swoich uczuć. W końcu nawet na Ziemi maiła świadomość, że zawsze była wierna swojej jedynej, prawdziwej miłości, a po raz drugi nie zakochała się w obcym mężczyźnie, który miałby być konkurencją dla osmozjanina, czy jego marnym zastępstwem, lecz w nim samym. Świadomość ta naprawdę wiele zmieniała, tym bardziej, że tutaj Aleks był dla niej tylko zwykłym człowiekiem, a nie istotą z zaświatów. Często się zapominała i myślała o wspólnej przyszłości u boku przyjaciela, a później nie mogła sobie tego wybaczyć, Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że rani tym Kevina, który przecież nie może dać jej tego, o czym marzy. Mógł co prawda wyczarować jej piękny dom z ogródkiem i białym płotkiem, kupić psa i zapewnić wszystkie wygody, ale nie da jej najważniejszego. Prawdziwej rodziny i dziecka.
Z zamyśleń wyrwało ją westchnienie bruneta. Wiedziała, że znów się zagalopowała. Skruszona posłała mu tylko przepraszające spojrzenie, po czym przesunęła tak, aby móc wtulić się w jego klatkę piersiową i zdrzemnąć podczas długiej jeszcze jazdy.
Obudziło ja delikatne potrząśnięcie. Zamruczała cicho, po czym zdezorientowana przyjrzała się ukochanemu chłopakowi.
- Już dojechaliśmy?- spytała dostrzegając, że samochód stoi zaparkowany w gruchocie.
- Dolecieliśmy.- odpowiedział, uśmiechając się wesoło.- Pozostali czekają już na zewnątrz, więc chyba już pora wstać kochanie.
- Dobra, już wstaję.- wymamrotała, wysiadając z samochodu, po czym ruszyła po rampie na dół, przytrzymując się ukochanego, gdyż z zaspania nie do końca była pewna, czy uda jej się utrzymać samodzielnie na nogach.
Zatrzymała się na dole i rozejrzała w około. Jej bratanek ujeżdżał właśnie lucyfera, szarpiąc go przy tym z całej siły za uszy, a pozostali stali w grupce kilka kroków dalej i wpatrywali się w nią i Aleksandra.
- W końcu, strasznie długo spałaś.- stwierdził jej kuzyn.- Pora ruszać i zwiedzać.
Cała grupka ruszyła spokojnym spacerem przez labirynt ogrodów. Najpierw minęli niewielka, drewnianą chatkę, a kilka minut później stanęli przed dworkiem Lewinów. Na przywitanie ruszyła im wysoka, młoda osmozjanka. Gwen doskonale pamiętała ją pamiętała, gdyż była to ta sama, którą prosiła kiedyś o kontakt z Lucyferem. Było to wtedy, gdy uciekła od Markusa, wtedy, gdy jeszcze dla jej ukochanego była jeszcze jakaś nadzieja.
Wracając wspomnieniami do tamtych czasów poczuła się dziwnie. W sumie nie wiedziała dlaczego, od tak po prostu. Rzuciła krótkie spojrzenie brunetowi, który w tej samej chwili mocniej ścisnął jej rękę.
- Witaj w domu Gwendolyn.- powiedziała osmozjanka, w chwili, gdy zatrzymali się kilka kroków od niej.- Cieszymy się, że w końcu postanowiłaś nas odwiedzić.
- Ja?- spytała zdezorientowana. Nagle poczuła, że coś ściska ją w gardle. Osmos zawsze był domem Kevina, mimo, że prawie tam nie bywał, ale nie sądziła, że mimo iż nie zna tutaj prawie nikogo także jest tutaj mile widziana, a może nawet szanowana.
- Tak, pani.- usłyszała w odpowiedzi.- Chcielibyśmy w końcu poznać nasza nową panią i właścicielkę tych włości. Mamy nadzieję, że nie zamierza pani się ich pozbyć, gdyż byłoby to nie fair wobec pani rodziny. Musi pani zrozumieć, że dworek znajduje się w rodzinie Levinów od pokoleń. Został wybudowany przez dziadka Kevina i mamy nadzieję, że pani…
- Stop!- przerwała jej zirytowana.- przestań z ta panią i chyba ci się coś pomyliło, to nie należy do mnie, przykro mi, że cie rozczarowałam. Nie mam pojęcia w czyich rękach leży wasz los po śmierci Kevina, ale nie w moich, p[przykro mi.
- Gwendolyn Catherine Tennyson?- spytała, a kobieta potwierdziła skinieniem głowy.- Cała posiadłość została zapisana pani… tobie w spadku po Kevinie. Nie stawiła się pani na odczytaniu testamentu w pierwszą rocznicę jego śmierci i stąd pewnie to nieporozumienie.
Rudowłosa cofnęła się wspomnieniami do tamtych czasów, do tego, co czuła. Do bólu, smutku, żalu, a przede wszystkim do tego silnego pragnienia, pragnienia, by znów móc go zobaczyć. Jeszcze rok po jego odejściu ogarniała ja rozpacz, tonęła pogrążona w depresji. Pamiętała, że mama namawiała ją na przylot tutaj, ale nie była wtedy w stanie, zbyt mocno cierpiała, aby móc postawić nogę na terenie jego domu.
- Po tej tragedii- osmozjanka miała zamiar kontynuować, ale przerwało jej groźne warknięcie.
- Tragedii?! Levin to tchórz, zabił się jak ostatnia ciota, porzucił nas wszystkich, odszedł, bo tak było prościej, bo wolał uciec od problemów, niż stawiać im czoła. Pieprzony tchórz i egoista.- warknął i nim zdążył zareagować w jakiś sposób dotarły do niego myśli partnera zielonookiej.
Ty fałszywy zdrajco!- Dotarło do niego tylko tyle bo już w następnej chwili leżał na ziemi skowycząc z bólu.
- Nigdy więcej nie odważysz się tak mnie obrażać.- wycedził przez zaciśnięte zęby, a w jego oczach zatańczyły płomyki
Świetny rozdział :D Kurczę, nie spodziewałam się, że Gwen dostanie tak dużo w spadku po Kevinie. I teraz są razem w dziwnym, ale szczęśliwym układzie, za to końcówka, kurczę, może podburzyć sporo :) Nie mogę się doczekać nowości, czekam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspaniała historia , nie mogę się doczekać następnej części życzę weny :)
OdpowiedzUsuń