niedziela, 30 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 4

Obudziła się z bólem głowy, wstała powoli i podeszła do lustra. Dotknęła delikatnie prawej skroni i skrzywiła się z bólu. W tej samej chwili przypomniała sobie Aleksandra, ale co ważniejsze to, co było wcześniej. Ten dotyk, i głos. Szybko zbiegła na dół, zgarnęła ze stołu kluczyki od samochodu i po cichu, aby nie obudzić matki wyszła z domu.
Na cmentarz dojechała bardzo szybko. Podbiegła do nagrobka i klęknęła obok, po czym przejechała dłonią po zaschniętych już śladach jej krwi.
- Dziękuję.- Wyszeptała przez łzy.- Wiedziałam, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Co ty tu robisz?- ktoś warknął wyraźnie zły, a chwilę później zza drzewa wyłonił się Aleksander.- Mówiłem twojej mamie, że masz leżeć i nie przychodzić tu przez jakiś czas.- powiedział już łagodniej i usiadł obok niej.
- Wiem.- przyznała.- Ale ja musiałam tu przyjść. Po prostu musiałam.
- Rozumiem.- szepnął patrząc jej głęboko w oczy.- Ale nie możesz całego życia spędzić na cmentarzu, poza tym nie po to Cię ratowałem, abyś teraz sama im się wystawiała.- zauważył, uśmiechając się do niej ciepło.
Rudowłosa przypatrywała mu się z dziwną miną, zastanawiając się nad tym, dlaczego znów się spotkali. Czyżby jednak coś jej tu groziło, a zesłany przez ukochanego anioł miał ją przed tym ustrzec?
- Nie.- odpowiedział na jej nieme pytanie.- Nic ci tu nie będzie, po prostu uważam, że to głupie, a to, że tu jestem jest raczej spowodowane tym, że nie tylko ty musiałaś się pożegnać z osobą, którą kochasz, albo jakimś głupim zrządzeniem losu.- zaśmiał się cicho, po czym wstał, odwrócił się na pięcie i miał już odejść, lecz dziewczyna również się podniosła i pociągnęła go za rękę.
- Skąd wiedziałeś, o czym myślę?- spytała zszokowana, a on znów się uśmiechnął.
- Słyszałem- przyznał, wzruszając ramionami.- Masz strasznie głośne myśli.
- Nie jesteś człowiekiem? A jeśli nie, to czym?
- Nie do końca, lecz nie mogę powiedzieć prawdy, moje istnienie musi zostać w sekrecie.
- W porządku.- obdarzyła go szerokim uśmiechem, a on zachichotał cicho.- Masz może ochotę napić się ze mną kawy i pogadać?
- Nie umawiam się na randki.- zażartował, choć wiedział, że jest to czysto przyjacielska propozycja.- Ale pogadać możemy, choć ja już wiem o tobie dosyć dużo.
Podał jej rękę i razem ruszyli do jego samochodu. Osmozjanin był wściekły na szatana, że nie przystał na jego pomysł i zagroził mu odebraniem mocy i uprawnień diabła, ale przynajmniej mógł ją odwiedzać, dzięki czemu miał szanse się spełnić jego kolejny plan. Chciał, Aby Aleksander stał się dla niej prawdziwym przyjacielem i doskonale wiedział, że mu się to uda, a on znów będzie tuż obok niej.
Spędzili w kawiarni dobrych parę godzin rozmawiając i poznając siebie nawzajem, choć tak naprawdę przecież się znali już od bardzo dawna.
Kevin opowiedział jej zmyśloną historię o tym, że urodził się w Anglii, a tutaj przyjechał na studia, a z czasem postanowił zostać na stałe, lecz jego rodzina postanowiła pozostać w ojczystym kraju. Dodał też, że ma dwóch braci i siostrę.
Rudowłosa natomiast opowiedziała mu o wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
- Nawet nie wiesz jak to jest tęsknić za kimś kto był bliski twemu sercu, jak bardzo boli strata tej osoby.- szepnęła na zakończenie swojej opowieści.
- Zazdrościsz mi.- zauważył.- Myślisz, że jestem szczęśliwy w związku z ukochaną, z którą tworzymy przepiękną parę. A wszystko tylko dlatego, że nie umawiam się na randki.
- Przepraszam.- wybełkotała, przeklinając swoje myśli.- Po prostu wyglądasz na szczęśliwego.
- Pozory mylą.- uśmiechnął się do niej ciepło.- Mylisz się. Wiem jak to jest, ale do tego muszę zmierzyć się ze świadomością, że to przeze mnie.- szepnął patrząc jej głęboko w oczy.- Kobieta, którą kochałem odwzajemniała moje uczucie, a ja ją skrzywdziłem. Wiem, że tęskni i pewnie będzie tęsknić jeszcze przez wiele lat, choć wolałbym, aby o mnie po prostu zapomniała.
- Skoro wciąż tęskni, to znaczy, że jej uczucie nie osłabło. Walcz o nią.- zasugerowała.
- To nie jest takie łatwe. Wierz mi, że gdybym tylko mógł już dawno z powrotem bylibyśmy razem.
- Zawsze warto próbo…
- Nie ważne.- przerwał jej.- Już późno, odwiozę Cię do domu, dobrze?

Rudowłosa potwierdziła skinieniem głowy, a on uśmiechnął się lekko, po czym zapłacił rachunek i odstawił ją zgodnie z obietnicą.

niedziela, 16 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 3

Chciał sprawdzić, czy Gwen wciąż jest na cmentarzu, więc przeniósł się tam ponownie. Jednak to, co zobaczył zupełnie go zszokowało. Zapłakana anodytka leżała pod pomnikiem z zakrwawioną głową, a obok stało dwóch obleśnych facetów. Bez wahania podbiegł do tego, który właśnie całował jego ukochaną i odciągnął od niej. Nie zwracając uwagi na ciche prośby zadawał precyzyjne ciosy. W sumie mógłby rozbroić ich samym spojrzeniem i bez wysiłku zadać im o wiele więcej bólu, ale czuł tak ogromną wściekłość, że chciał się na nich zemścić własnoręcznie. Nie trwało to jednak długo, bo usłyszał, że rudowłosa wciąż płacze. Bez zastanowienia i wcześniejszej zamiany rys twarzy podszedł do niej i objął ją czule. Wiedział, że bez problemu ich odnajdzie i zdąży jeszcze dokonać zemsty.
- Nie daruję im tego, nie martw się.- szepnął jej do ucha. Trząsł się ze złości, ale starał się szybko opanować, aby nie stresować jej bardziej.
- Wiedziałam, wiedziałam, że nie pozwolisz mnie skrzywdzić.- wybełkotała przez łzy, a on zdał sobie nagle sprawę z tego, że nie zmienił wyglądu, ani barwy głosu.
- Nie pozwolę, nigdy.- potwierdził, po czym naprawił swój błąd.
Gdy zielonooka spojrzała na swojego wybawcę ujrzała chłopaka o krótko ściętych, czarnych, przechodzących w granat włosach z grzywką opadającą na czoło i złotych oczach. Brunet był dobrze zbudowany, lecz nie miał przesadnych mięśni, niczym osiłek prosto z siłowni. Ubrany był w czarną koszulę, a odpięte dwa górne guziki odsłaniały jego oliwkową skórę. Uśmiechnął się do niej blado.
- Wszystko w porządku?- spytał aksamitnym głosem, a ona odwzajemniła jego uśmiech.
- Tak, chyba tak.- szepnęła słabo. Kevin wziął ją na ręce i wsadził do swojego czarnego Lamborghini Gallardo Nera, po czym ruszył z piskiem opon, aby po chwili zatrzymać się pod jej domem.
Wysiadł i wziął ją delikatnie na ręce, po czym zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu pani Levin.
- O boże, co się stało?- spytała, patrząc z przerażeniem na anodytkę.- Gwen, córeczko, co ci jest?
- Pani córka została napadnięta. Myślę, że nie potrzebuje lekarza, ale na jej miejscu ograniczyłbym wypady na cmentarz, oni mogą przecież wrócić.- wyjaśnił spokojnie.
- Tak, ma pan rację, zajmę się tym.- obiecała.
- Gdzie jest jej pokój?- spytał, wchodząc do środka.
Brunetka wskazała mu odpowiednie drzwi. Wszedł do swojego dawnego pokoju i uśmiechnął się zaskoczony. Ze ścian nie zniknęły plakaty, a stara, zniszczona opona wciąż zdobiła róg pomieszczenia.
Położył ją delikatnie na łóżku i zszedł na dół.
- Ja będę leciał. Niech młoda poleży sobie jutro przez cały dzień i powinno być dobrze. Do widzenia.- powiedział i miał już wyjść, lecz kobieta zatrzymała go w progu.
- Niech pan przynajmniej zostanie na kolację.- poprosiła, a on bez namysłu cofnął się do mieszkania.
- Czemu nie.- stwierdził z uśmiechem i razem z matką ruszył do kuchni. Pomógł jej nakrywać, a potem usiadł z nią do kolacji podczas której opowiedział jej co mniej więcej wydarzyło się Gwen. Gdy kończyli jeść na dół zeszła właśnie rudowłosa kobieta. Osmozjanin uśmiechnął się do niej szeroko, a ona odwzajemniła jego gest. Chłopak wiedział, że na jego widok jej serce gwałtownie przyspieszyło. Wiedział też dlaczego tak było. Anodytka słyszała jego głos i w duszy była przekonana, że to Kevin zesłał na ziemię jej obrońcę. Przecież tamtędy rzadko ktoś chodził o tej porze i niemożliwe było, aby jednocześnie spotkała ich i swojego anioła, bo tak myślała o brunecie.
Diabeł nie wytrzymał dłużej spokojnego słuchania myśli zielonookiej i po chwili zaśmiał się szczerze czymś rozbawiony.
- Ja już będę leciał. Dbaj o siebie, a w razie kłopotów dzwoń. Mój numer masz już zapisany w komórce, nazywam się Aleksander, znajdziesz.- zapewnił po czym wyszedł z domu, wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.
*~*
Wędrował powoli korytarzami rezydencji Szatana, myśląc tylko i wyłącznie o osiągnięciu swojego celu. Doskonale pamiętał, że szef jest mu winny przysługę za to, że pomógł kiedyś stłumić rebelię, która została wszczęta przez jednego z diabłów pragnących przejąć panowanie w Niższej Arkadii i musi się zgodzić na jego prośbę, a pragnął tylko jednego. Chciał zawsze móc być przy ukochanej, chronić ja za wszelką cenę i sprawić, aby w końcu przestała tęsknić.
Wiedział już, że nie opuści gabinetu Lucyfera, nim ten zgodzi się wydać pobyt tymczasowy na przynajmniej sześć lat dla Gwendolyn. Gdyby tylko się udało mógłby w sekrecie przed całą reszta się jej pokazać, w końcu przeprosić i oprowadzić po piekle.
Może i kobieta miała się go przestraszyć, ale raczej wątpił w ten scenariusz, bo skoro tak łatwo uwierzyła w jego obecność tam na cmentarzu, to wierzyła gdzieś w głębi duszy, że wkrótce znów go zobaczy, a to tylko utwierdzało go w przekonaniu, że postępuje słusznie, że tak właśnie ma być.

W końcu wszedł do metalowej windy, prowadzącej do gabinetu Szatana. Wcisnął guzik z cyfrą 6 i przełknął głośno ślinę. Wiedział, że teraz już nie może się wycofać, ale tak naprawdę wcale tego nie chciał.

piątek, 7 listopada 2014

Odnaleźć siebie II część 2

Wiem, że miałam kończyć ucząc się znów kochać, ale jakoś nie mam do tego siły. Rozdział powoli powstaje i na pewno kiedyś będzie, ale jeszcze nie teraz. To opowiadanie idzie mi łatwiej, więc będzie o wiele częściej pojawiało się na blogu.

Spacerował powoli ulicami słonecznego Los Diablos i zastanawiał się nad swoim obecnym „życiem”. Pragnął z całego serca, aby ukochana znów była obok, aby największy błąd jego życia okazał się tylko snem, koszmarem, z którego wkrótce się obudzi. Po upływie wielu lat przyzwyczaił się już do faktu, że tak się nie stanie, ale jego pragnienie z każdą chwilą było silniejsze.
Nie przeszkadzał mu fakt, że tęsknił, ale bolesna okazała się świadomość, że ona również tęskniła. Słyszał przecież jej myśli i doskonale wiedział, że nie raz zastanawiała się czy istnieje coś po śmierci i czy kiedyś go spotka. Nie potrafił znieść świadomości, że ona czeka na ten dzień, w którym znów się spotkają, bo dla niego oznaczało to, że czeka na własną śmierć, na swoją ostateczną zgubę.
Otrzeźwił go dopiero sygnał telefonu. Dochodziła piąta, a to oznaczało, że Gwen znów jest na cmentarzu tak, jak przez ostatnie dziesięć lat. Włożył swój klucz diabła w najbliższą ścianę, pomyślał o Gwen, a następnie przekręcił go sześć razy w lewą stronę, po czym, wszedł w utworzone wrota, aby wyjść z drzewa tuż przy swoim pomniku. Usiadł na trawie i z uśmiechem przysłuchiwał się streszczeniu wczorajszego wieczoru.
- Teraz wiem, że będzie dobrze. Musi być.- szepnęła kończąc swoją opowieść, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się znacznie.
- Oczywiście, że tak.- wyrwało mu się. Rudowłosa odwróciła głowę, a on uciekł w pośpiechu. Jego drzwi zniknęły chwilę przed tym, jak kobieta zajrzała za drzewo.
- Kevin?- wybełkotała łamiącym się głosem, a po jej policzkach spłynęły łzy. Była pewna, że słyszała jego głos, bo przecież nie mogłaby pomylić go z żadnym innym. To na pewno był on. Za drzewem jednak nikogo nie było.- Pięknie, zwariowałam.- mruknęła sama do siebie załamana i usiadła na wystającym korzeniu i zaczęła cicho szlochać. Po krótkiej chwili jej uszu dobiegły czyjeś kroki.
- Kevin, to ty?- spytała, choć wiedziała, że to nie miałoby sensu.
- Dla ciebie może być i Kevin.- odpowiedział jej niski, zachrypnięty głos. Zielonooka poderwała się gwałtownie i spojrzała na idących w jej kierunku mężczyzn.
Jeden z nich był wysoki i zarośnięty, miał długie, kręcone i brudne włosy, a na nosie pęknięte okulary przeciwsłoneczne. Drugi natomiast był niski, gruby i miał krótko przystrzyżone, brązowe włosy. Obaj ubrani w stare, zniszczone skurzane płaszcze i podniszczone buty.
- Czego chcecie?- warknęła, nie mając ochoty na rozmowy z ludźmi na tym poziomie. Z reguły nikogo nie dyskryminowała, ale oni nie za bardzo jej się spodobali.
- Pogadać.- wyjaśnił ten wyższy i anodytka od razu zorientowała się, że za pierwszym razem to jego głos usłyszała.
- Ale ja nie chcę z wami rozmawiać.- fuknęła i w tym samym momencie zbliżyli się na tyle, że zdołała poczuć silną woń alkoholu.
- Dla wszystkich jesteś taka niemiła?- spytał ten drugi i chwycił ją za rękę.
- Tak, spadaj!- wrzasnęła, wyrywając się i odepchnęła od siebie natręta, po czym odskoczyła w tył..
Ze zdumieniem stwierdziła, że to ich jakoś nie zniechęciło do rozmowy, bo znów zaczęli się do niej zbliżać. Wściekła się na nich tak bardzo, że zaczęła mieć w nosie obowiązujące prawo i zakaz używania mocy przeciwko ludziom i postanowiła zaatakować ich z many. Jej oczy zabłysły różem, lecz nie zdążyła nic zrobić, bo w tej samej chwili dostała w twarz od większego z nich i upadła na ziemię, uderzając głową w płytę nagrobka ukochanego. Zamroczyło ja tak bardzo, że nie była w stanie się podnieść. Spojrzała tylko z przerażeniem na pochylających się nad nią mężczyzn. W tej samej chwili poczuła, że coś ciepłego spływa po jej policzku. Nie była pewna, czy to łzy, czy krew, ale wiedziała już, że oni wcale nie chcieli tylko rozmawiać. Skrzywiła się z obrzydzenia, gdy na szyi poczuła dłoń jednego z jej napastników.
- A trzeba było być miłą, to przynajmniej by nie bolało.- szepnął jej do ucha ochrypły głos, po czy jego właściciel pocałował ja w usta.
Nagle zrobiło jej się słabo i niedobrze jednocześnie, ale nie zwróciła na to większej uwagi, bo w tym samym czasie ktoś odciągnął od niej faceta, a później usłyszała dźwięk zadawanych ciosów i już po chwili ktoś obejmował ją czule.

- Nie daruję im tego, nie martw się.- szepnął jej do ucha.