sobota, 12 lipca 2014

Ucząc się znów kochać 11

Zakapturzony mężczyzna szedł powoli korytarzami zamku, aż w końcu dotarł do komnaty czarodziejki. Nawet nie zapukał, tylko po prostu wparował z furią  do środka.
- Gdzie oni są?!- Wrzasnął wściekły,  ściągnął ją z łóżka i przycisnął do ściany.
- Jak tu wlazłeś?- Spytała poirytowana Hope i wyszeptała zaklęcie, a mężczyzna odleciał w tył i walnął o przeciwległą ścianę.
- Normalnie, podałem nazwę, a drzwi same się otworzyły. Pytam jeszcze raz, gdzie oni są?!
- A skąd ja mam to wiedzieć?
- Jeśli stanie im się jakaś krzywda, to…- zaczął, ale srebrnowłosa przerwała mu głośnym śmiechem. Nie miała zamiaru wysłuchiwać gróźb od kogoś, kogo mogła pokonać i zabić bez najmniejszego wysiłku.
- Nie wysilaj się dziadku. Powiem, ale jest warunek.- Szepnęła Maxowi do ucha, ściągając mu kaptur.- Niech najpierw Levin odda co moje. Przyniesiesz mi Alfa Runę, a ja powiem ci, gdzie oni są. Co ty na to? Tylko się pospiesz, bo dla nich czas jest największą zgubą.
- Nie będę się z tobą bawił!- warknął wściekły.- Mów, gdzie jest moja wnuczka i Kevin, teraz!
- Nie wiem, ale myślę, że tracisz czas, bo pewnie już są martwi.- Powiedziała, uśmiechając się szeroko, po czym wypowiedziała kolejne zaklęcie i starca wciągnął wir, który wyrzucił go na ziemi, a dokładniej pod blokiem, w którym mieszkała Gwen.
*~*
Powoli otwierała oczy. Na początku nie wiedziała co się wokół niej dzieje, a jedyne co do niej docierało, to okropny ból w miejscu, gdzie uderzył ją smok. No właśnie smok. W tej samej chwili przypomniała sobie to, co wydarzyło się, zanim odpłynęła.
- Kevin!- Wrzasnęła na całe gardło, choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brunet na pewno jej nie usłyszy. Mimo to poderwała się gwałtownie i rozejrzała w koło z nadzieją, że jednak smoki nie odleciały daleko, a ona zdąży uratować ukochanego, nim będzie za późno. Widziała, że porywacze pewnie już dawno odlecieli, a mimo to, gdy nic nie zauważyła spotkało ją ogromne rozczarowanie, a jednocześnie ogarnął strach. W uszach obijały się jej echem słowa osmozjanina. „No właśnie, rysownika map, a nie krwiożerczą bestię. Jeśli nie zauważyłaś, to ten jest trzy razy większy. Jego skóra jest niczym pancerz, którego prawie nic nie jest w stanie przebić. Jeśli chcesz dać się zabić, to walcz”
Czyli nie ma już nadziei? Smoki zabiją Kevina, a ona na to pozwoliła. Nawet nie walczyła, tylko dała się pokonać, jak najgorsza ciamajda?
Nie, nie mogła na to pozwolić. Kevin sobie poradzi, na pewno wytrzyma dość czasu, aby mogła go odnaleźć i uratować. Przecież teraz jest o wiele lepszy w te klocki, niż kiedyś.
A ona? Ona sama jest zbyt słaba, aby przeciwstawić się smokom, których pewnie jest tam o wiele więcej, Ale przecież to teraz nie ma znaczenia, musi go ratować, po prostu musi. Nawet jeśli nie ma szans i naraża się na pewną śmierć. Przecież tak wiele ma mu do powiedzenia, jeszcze tak dużo muszą sobie wyjaśnić.
Zastanawiając się nad tym wszystkim ruszyła biegiem w stronę, w którą udały się smoki. Mimo, że cały czas gdzieś w głowie czaiła jej się myśl, że jest już za późno, nie miała zamiaru się poddać.
*~*
W końcu się obudził. W miejscu, gdzie się znajdował panowała ciemność, przez co nie mógł się zorientować, gdzie jest. Słyszał tylko głośne sapanie i jakieś powarkiwania w oddali. Szybko domyślił, że znajduje się w leży smoków. W jednej chwili ogarnęło go przerażenie. Wokół niego znajdowało się co najmniej kilka smoków, a on był sam, a w dodatku wokół panowała ciemność. Wiedział, że jeśli zwierzęta tylko spróbują go skrzywdzić, to nie ma najmniejszych szans, aby się bronić.

Nagle poczuł coś mokrego na swoim ramieniu, a przed oczami zobaczył ogromne, żółte ślepia. Potem usłyszał tylko głośny ryk, a serce podeszło mu do gardła. Czuł, że to już koniec, a tak bardzo chciał powiedzieć komuś coś ważnego. Czyżby miał już nie zdążyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz