Zakapturzony mężczyzna szedł powoli
korytarzami zamku, aż w końcu dotarł do komnaty czarodziejki. Nawet nie
zapukał, tylko po prostu wparował z furią
do środka.
- Gdzie oni są?!- Wrzasnął
wściekły, ściągnął ją z łóżka i
przycisnął do ściany.
- Jak tu wlazłeś?- Spytała
poirytowana Hope i wyszeptała zaklęcie, a mężczyzna odleciał w tył i walnął o
przeciwległą ścianę.
- Normalnie, podałem nazwę, a drzwi
same się otworzyły. Pytam jeszcze raz, gdzie oni są?!
- A skąd ja mam to wiedzieć?
- Jeśli stanie im się jakaś krzywda,
to…- zaczął, ale srebrnowłosa przerwała mu głośnym śmiechem. Nie miała zamiaru
wysłuchiwać gróźb od kogoś, kogo mogła pokonać i zabić bez najmniejszego
wysiłku.
- Nie wysilaj się dziadku. Powiem,
ale jest warunek.- Szepnęła Maxowi do ucha, ściągając mu kaptur.- Niech
najpierw Levin odda co moje. Przyniesiesz mi Alfa Runę, a ja powiem ci, gdzie
oni są. Co ty na to? Tylko się pospiesz, bo dla nich czas jest największą
zgubą.
- Nie będę się z tobą bawił!- warknął
wściekły.- Mów, gdzie jest moja wnuczka i Kevin, teraz!
- Nie wiem, ale myślę, że tracisz
czas, bo pewnie już są martwi.- Powiedziała, uśmiechając się szeroko, po czym wypowiedziała
kolejne zaklęcie i starca wciągnął wir, który wyrzucił go na ziemi, a
dokładniej pod blokiem, w którym mieszkała Gwen.
*~*
Powoli otwierała oczy. Na początku
nie wiedziała co się wokół niej dzieje, a jedyne co do niej docierało, to
okropny ból w miejscu, gdzie uderzył ją smok. No właśnie smok. W tej samej
chwili przypomniała sobie to, co wydarzyło się, zanim odpłynęła.
- Kevin!- Wrzasnęła na całe gardło,
choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brunet na pewno jej nie usłyszy.
Mimo to poderwała się gwałtownie i rozejrzała w koło z nadzieją, że jednak
smoki nie odleciały daleko, a ona zdąży uratować ukochanego, nim będzie za
późno. Widziała, że porywacze pewnie już dawno odlecieli, a mimo to, gdy nic
nie zauważyła spotkało ją ogromne rozczarowanie, a jednocześnie ogarnął strach.
W uszach obijały się jej echem słowa osmozjanina. „No właśnie, rysownika map, a
nie krwiożerczą bestię. Jeśli nie zauważyłaś, to ten jest trzy razy większy.
Jego skóra jest niczym pancerz, którego prawie nic nie jest w stanie przebić.
Jeśli chcesz dać się zabić, to walcz”
Czyli nie ma już nadziei? Smoki
zabiją Kevina, a ona na to pozwoliła. Nawet nie walczyła, tylko dała się
pokonać, jak najgorsza ciamajda?
Nie, nie mogła na to pozwolić. Kevin
sobie poradzi, na pewno wytrzyma dość czasu, aby mogła go odnaleźć i uratować.
Przecież teraz jest o wiele lepszy w te klocki, niż kiedyś.
A ona? Ona sama jest zbyt słaba, aby
przeciwstawić się smokom, których pewnie jest tam o wiele więcej, Ale przecież
to teraz nie ma znaczenia, musi go ratować, po prostu musi. Nawet jeśli nie ma
szans i naraża się na pewną śmierć. Przecież tak wiele ma mu do powiedzenia,
jeszcze tak dużo muszą sobie wyjaśnić.
Zastanawiając się nad tym wszystkim
ruszyła biegiem w stronę, w którą udały się smoki. Mimo, że cały czas gdzieś w
głowie czaiła jej się myśl, że jest już za późno, nie miała zamiaru się poddać.
*~*
W końcu się obudził. W miejscu, gdzie
się znajdował panowała ciemność, przez co nie mógł się zorientować, gdzie jest.
Słyszał tylko głośne sapanie i jakieś powarkiwania w oddali. Szybko domyślił,
że znajduje się w leży smoków. W jednej chwili ogarnęło go przerażenie. Wokół
niego znajdowało się co najmniej kilka smoków, a on był sam, a w dodatku wokół
panowała ciemność. Wiedział, że jeśli zwierzęta tylko spróbują go skrzywdzić,
to nie ma najmniejszych szans, aby się bronić.
Nagle poczuł coś mokrego na swoim ramieniu,
a przed oczami zobaczył ogromne, żółte ślepia. Potem usłyszał tylko głośny ryk,
a serce podeszło mu do gardła. Czuł, że to już koniec, a tak bardzo chciał
powiedzieć komuś coś ważnego. Czyżby miał już nie zdążyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz