Zamknął oczy w oczekiwaniu na
najgorsze, ale nic się nie stało. Gdy ponownie otworzył oczy wokół było już jasno.
Teraz wyraźnie widział, że znajduje się w jakiejś ogromnej jaskini, a nad nim
pochylają się trzy potężne bestie. Smoki wpatrywały się w niego z ciekawością w
oczach i chłopak nagle przestał się ich bać. Ich spojrzenia nie były
przepełnione bezwzględnością i rządzą mordu tak, jak w książkach, które o nich
czytał. Wręcz przeciwnie. Brunet miał wrażenie, że patrzą na niego jak człowiek
na kupionego właśnie szczeniaczka.
Nagle przypomniał sobie o tym, że
jeden z nich zaatakował Gwen. Kevin miał wrażenie, że tamten smok był
odwzorowaniem w rzeczywistości tego, czego się o nich uczył, ale teraz ten sam „zwierzak”
patrzył na niego z ufnością i zainteresowaniem. Brunet nie wiedział, co ma o
tym wszystkim myśleć. Miał mętlik w głowie.
- Już się obudziłeś?- Spytał
największy z nich, który według Kevina był czymś w rodzaju samca alfa.
- Chyba tak.- Odparł niepewnie. Nie
wiedział przecież czego może się po nich spodziewać, ani co właściwie tutaj
robił.
- Ludzie są strasznie słabi. Spałeś
trzy dni.- Odezwał się jeden ze smoków, stojących nad nim.
- A Gwen? Czy zrobiliście jej
krzywdę?- Spytał, patrząc na ich przywódcę.
- Nie, na pewno nic jej się nie
stało, nie martw się.- Usłyszał odpowiedź, więc uspokoił się nieco. Nie
wiedział czemu, ale im dłużej tam był, tym bardziej był przekonany, że smoki
nie chciały go skrzywdzić, a nawet chcą się z nim dogadać. Tylko w jakiej
sprawie?
- Po co mnie porwaliście? Skoro żyję,
to nie chcecie mnie zabić, prawda?
- Oczywiście, że nie. – Oburzył się
któryś.- Jesteśmy wegetarianami.
- Serio?- Zdziwił się, bo raczej nie
sądził, że tak groźna istota może nie jeść mięsa.- Więc co tu robię?
- Szczerze mówiąc, to jesteśmy bardzo
samotni. Nikt oprócz nas tu nie żyje, a ciężko jest spędzać dwadzieścia cztery
godziny na dobę w towarzystwie smoków, więc pomyśleliśmy, że przyda nam
towarzystwo, a chwilę później trafiliśmy na ciebie i tą rudą laskę. Według mnie
i moich braci to przeznaczenie, wiec ty teraz będziesz naszym towarzyszem.
- Słucham? Kupcie sobie pieska, albo
świnkę morską, bo ja się nie zgadzam!- Wrzasną wściekły. Pomysł smoków wcale mu
się nie spodobał.
- Ależ nikt cie nie pyta o
zdanie. W końcu wy, ludzie, gdy
kupujecie sobie zwierzątko, to nie pytacie go, czy chce z wami zamieszkać.
- A czy ja ci wyglądam na zwierzątko
domowe?!
- Owszem.- Odpowiedział mu z
uśmiecham.- Nie masz wyjścia, ale uwierz, że będzie ci z nami dobrze, jeśli
tylko dasz nam szansę. Potraktuj nas, jak przyjaciół, a odwdzięczymy ci się
zapewne tym samym.
- Przyjaciół? Mówisz, że jesteście
samotni, więc dlaczego chcecie mnie skazać na waszą samotnię? Mam rodzinę, dobrą
pracę i wspaniałych przyjaciół, więc nie zamierzam tutaj zostać, zrozumiano?
Poza tym muszę coś jeść i pić, no bo co wam po martwym towarzyszu?
- O to się nie martw. Mamy jedzenie i
wodę, a życie z nami na pewno ci się spodoba. Latałeś kiedyś na smoku?
- Nie i nie zamierzam.- Stwierdził
oschle, po czym po prostu wstał i udał się w stronę wyjścia z jaskini. Chwile
później poczuł silny ból w lewym ramieniu, a potem uniósł się w powietrzu, aby
następnie wylądować na ścianie jaskini i osunąć się na ziemie.
Podniósł się powoli jęcząc
cicho, przyłożył dłoń w miejsce bólu i
od razu poczuł, że po ręku spływa mu krew.
- Tak chcesz budować naszą relację?!
Próbując mnie zabić?!- wrzasnął wściekły.
- Wybacz.- Powiedział smok ze
skruchą. Ku zaskoczeniu osmozjanina w jego oczach dało się dostrzec zmieszanie
i wstyd. Stwór pochylił się nad nim delikatnie, po czym wtulił delikatnie pysk
w chłopaka, a potem wypuścił nozdrzami powietrze prosto na ranę bruneta, która
po chwili przestała krwawić, po czym zniknęła całkowicie.
Nagle Kevin zrozumiał, że smoki nie
mają złych zamiarów, lecz naprawdę potrzebują towarzystwa. Osmozjanin nie miał
zamiaru z nimi zostać, ale pragnął z całego serca im pomóc. Pogładził
delikatnie swojego uzdrowiciela po pysku i w tym samym momencie wpadł na
genialny pomysł.