Obudził się wyspany, jak jeszcze
nigdy przedtem. Od razu zauważył, że Gwen płacze. Przysunął się więc najbliżej,
jak tylko mógł i objął ja lekko.
- Co się stało?- Spytał, ale nie
uzyskał odpowiedzi. Młoda anodytka wydawała się zamyślona, nieobecna.- Gwen? Co
ci jest?
Dziewczyna zdawała się nie słyszeć
jego słów. Siedziała w bezruchu a łzy spływały po jej policzkach.
- Myszko, odezwij się.- szepnął jej
do ucha.- Słyszysz mnie?- Zielonooka wciąż nie reagowała na jego słowa, więc uderzył
ją w policzek.- Odezwij się.
Zdezorientowana spojrzała na niego
krótko, a on otarł delikatnie łzy z jej policzka, po czym przytulił ją lekko.
- Co ci się stało?- spytał
zmartwionym głosem.
- Jestem potworem.- Powiedziała
cicho.- Ale ja tego nie chciałam.
- Czego?- łagodnie.
- Być potworem.- odpowiedziała, a on
uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
- Nie jesteś, dlaczego myślisz
inaczej?
- Bo cały czas traktujesz mnie, jak
wroga.- wyjaśniła.- Chciałam wiedzieć dlaczego to robisz i zajrzałam w twoje
wspomnienia, gdy spałeś.
- I dlatego jesteś potworem? Nie
gniewam się, oglądaj sobie co chcesz.- stwierdził chcąc ją jakoś pocieszyć.
- Miałam raczej na myśli to, co
zobaczyłam.
- Tak?, a co zobaczyłaś?
- Wszystko od wypadku, aż do chwili
odwyku u Maxa.- odpowiedziała na pytanie, a brunet wyraźnie się zmieszał. Nie
chciał o tym gadać, a już na pewno nie z Gwen.
- Bardzo mi przykro, że ci smutno,
ale o tym rozmawiać nie będziemy, nie lubię wracać do przeszłości, jasne?
- Tak.- stwierdziła smutno.-
Rozumiem, że nie chcesz ze mną gadać.
- A kto tak powiedział? Ja tylko
twierdzę, że nie lubię wracać do przeszłości. Pogadać możemy, ale o czymś
innym, zgoda?
- Tak, bo pewnie już niedużo czasu
nam zostało. I tak umrzemy.
- Serio?- wyglądał na zaskoczonego
jej słowami.- Gwen, którą znam sprzed dwóch lat nigdy się nie poddaje i dziwię
się, że teraz zamierzasz.
- A co mogę zrobić?
- Czekać spokojnie na ratunek.
Wkrótce wrócimy do domu, obiecuję.
- A potem wylecisz i już więcej się
nie spotkamy.- Szepnęła pod nosem, ale osmozjanin i tak ją zrozumiał. Pogładził
ją delikatnie po policzku i położył sobie jej głowę na ramieniu.
- Zawsze mogę zmienić plany.-
zauważył uśmiechając się lekko.
- Dlaczego? Przecież jesteś
szczęśliwy.
- Ale nie chcę znowu tęsknić. Nie
przeżyję tak daleko od ciebie.- palnął, nim zdążył się powstrzymać.
- Przecież mnie nienawidzisz.-
zauważyła coraz bardziej zdezorientowana.
- Próbowałem, ale nie potrafię, zbyt
mocno cię kocham.- Powiedział bez zastanowienia, a ona odsunęła się trochę i
spojrzała mu w oczy.
- Poważnie?- Spytała z lekką
nadzieją.
- Tak.- Przyznał cicho i w tej samej
chwili przybliżyli się do siebie lekko, po czym zatonęli w pocałunku.-
Poważnie.- Dodał, gdy już się od siebie oderwali.
Zielonooka nie mogła uwierzyć w to,
co właśnie się działo. Przecież tak bardzo go skrzywdziła, a on po prostu
wyznaje jej miłość, jakby nigdy nic się nie stało.
- A ty?- spytał po chwili
milczenia. Na początku Gwen nie
rozumiała o co mu chodzi, dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że on
czeka na podobne wyznanie.
- Oczywiście, że tak, najbardziej na
świecie.- szepnęła mu do ucha, a chłopak uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że pytam tylko i
wyłącznie dla formalności. Czy my… No wiesz, czy znów jesteśmy parą?
- Chyba tak.- Przyznała i znów się pocałowali.
*~*
Tymczasem na ziemi ktoś usilnie
dobijał się do drzwi mieszkania anodytki. Po krótkiej chwili otworzyła je pani
Levin.
- Nathaniel?- spytała
zdezorientowana. Przed nią stał wysoki, szczupły chłopak o brązowych włosach i
fioletowych oczach. Za nim natomiast stała grupka siedmiu mężczyzn. Wszyscy o
potężnych posturach, czarnych włosach z fioletowymi końcami i granatowych
oczach. Kobieta doskonale wiedziała, że to chłopak, który był zastępcą i prawą
ręką jej syna, a pozostali, to jego odział, którzy będąc na ziemi zawsze mieli
maski tożsamości ustawione w ten sam sposób. Z całej grupy tylko szatyn był
człowiekiem, a swoje oczy zawdzięczał kosmicznym przodkom. Niestety chłopak nie
miał żadnych mocy.
- Co tu robisz? Mieliście lecieć na
misje.- Zauważyła zaskoczona, zapraszając ich do środka.
- Bez szefa nie lecimy. Miał być
ponad godzinę temu.- Przyznał.
- Przecież już dawno wyjechał.-
powiedziała zdezorientowana.- Miał tylko zajrzeć na cmentarz i jechać do was.
- Tam jego trop się urywa.-
przytaknął.- Wygląda na to, że się gdzieś teleportował, albo ktoś zrobił to za
niego. Samochód stoi, a obok znaleźliśmy odznakę hydraulika.
- Kevina?
- Nie, Gwendolyn Tennyson. Byli
razem, prawda?
- Tak.- Przyznała cicho.- Gdzie oni
teraz są?
- Nie mamy pojęcia. Będziemy ich
szukać, a na misje poleci inny oddział. Obiecuję pani, że nie zostawimy naszego
brata w potrzebie.- Chłopak cały czas mówił do niej z wielkim szacunkiem. Traktował
kobietę, jak własną matkę, a osmozjanina, jak brata i wiedział, że jeśli coś
się stało, to on musi go ratować.