czwartek, 26 czerwca 2014

Ucząc się znów kochać 9

jeśli są jakieś błędy, to z góry przepraszam, ale nie miałam czasu tego sprawdzić i wprowadzić poprawki.

Obudził się wyspany, jak jeszcze nigdy przedtem. Od razu zauważył, że Gwen płacze. Przysunął się więc najbliżej, jak tylko mógł i objął ja lekko.
- Co się stało?- Spytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Młoda anodytka wydawała się zamyślona, nieobecna.- Gwen? Co ci jest?
Dziewczyna zdawała się nie słyszeć jego słów. Siedziała w bezruchu a łzy spływały po jej policzkach.
- Myszko, odezwij się.- szepnął jej do ucha.- Słyszysz mnie?- Zielonooka wciąż nie reagowała na jego słowa, więc uderzył ją w policzek.- Odezwij się.
Zdezorientowana spojrzała na niego krótko, a on otarł delikatnie łzy z jej policzka, po czym przytulił ją lekko.
- Co ci się stało?- spytał zmartwionym głosem.
- Jestem potworem.- Powiedziała cicho.- Ale ja tego nie chciałam.
- Czego?- łagodnie.
- Być potworem.- odpowiedziała, a on uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
- Nie jesteś, dlaczego myślisz inaczej?
- Bo cały czas traktujesz mnie, jak wroga.- wyjaśniła.- Chciałam wiedzieć dlaczego to robisz i zajrzałam w twoje wspomnienia, gdy spałeś.
- I dlatego jesteś potworem? Nie gniewam się, oglądaj sobie co chcesz.- stwierdził chcąc ją jakoś pocieszyć.
- Miałam raczej na myśli to, co zobaczyłam.
- Tak?, a co zobaczyłaś?
- Wszystko od wypadku, aż do chwili odwyku u Maxa.- odpowiedziała na pytanie, a brunet wyraźnie się zmieszał. Nie chciał o tym gadać, a już na pewno nie z Gwen.
- Bardzo mi przykro, że ci smutno, ale o tym rozmawiać nie będziemy, nie lubię wracać do przeszłości, jasne?
- Tak.- stwierdziła smutno.- Rozumiem, że nie chcesz ze mną gadać.
- A kto tak powiedział? Ja tylko twierdzę, że nie lubię wracać do przeszłości. Pogadać możemy, ale o czymś innym, zgoda?
- Tak, bo pewnie już niedużo czasu nam zostało. I tak umrzemy.
- Serio?- wyglądał na zaskoczonego jej słowami.- Gwen, którą znam sprzed dwóch lat nigdy się nie poddaje i dziwię się, że teraz zamierzasz.
- A co mogę zrobić?
- Czekać spokojnie na ratunek. Wkrótce wrócimy do domu, obiecuję.
- A potem wylecisz i już więcej się nie spotkamy.- Szepnęła pod nosem, ale osmozjanin i tak ją zrozumiał. Pogładził ją delikatnie po policzku i położył sobie jej głowę na ramieniu.
- Zawsze mogę zmienić plany.- zauważył uśmiechając się lekko.
- Dlaczego? Przecież jesteś szczęśliwy.
- Ale nie chcę znowu tęsknić. Nie przeżyję tak daleko od ciebie.- palnął, nim zdążył się powstrzymać.
- Przecież mnie nienawidzisz.- zauważyła coraz bardziej zdezorientowana.
- Próbowałem, ale nie potrafię, zbyt mocno cię kocham.- Powiedział bez zastanowienia, a ona odsunęła się trochę i spojrzała mu w oczy.
- Poważnie?- Spytała z lekką nadzieją.
- Tak.- Przyznał cicho i w tej samej chwili przybliżyli się do siebie lekko, po czym zatonęli w pocałunku.- Poważnie.- Dodał, gdy już się od siebie oderwali.
Zielonooka nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się działo. Przecież tak bardzo go skrzywdziła, a on po prostu wyznaje jej miłość, jakby nigdy nic się nie stało.
- A ty?- spytał po chwili milczenia.  Na początku Gwen nie rozumiała o co mu chodzi, dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że on czeka na podobne wyznanie.
- Oczywiście, że tak, najbardziej na świecie.- szepnęła mu do ucha, a chłopak uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że pytam tylko i wyłącznie dla formalności. Czy my… No wiesz, czy znów jesteśmy parą?
- Chyba tak.- Przyznała i znów się pocałowali.
*~*
Tymczasem na ziemi ktoś usilnie dobijał się do drzwi mieszkania anodytki. Po krótkiej chwili otworzyła je pani Levin.
- Nathaniel?- spytała zdezorientowana. Przed nią stał wysoki, szczupły chłopak o brązowych włosach i fioletowych oczach. Za nim natomiast stała grupka siedmiu mężczyzn. Wszyscy o potężnych posturach, czarnych włosach z fioletowymi końcami i granatowych oczach. Kobieta doskonale wiedziała, że to chłopak, który był zastępcą i prawą ręką jej syna, a pozostali, to jego odział, którzy będąc na ziemi zawsze mieli maski tożsamości ustawione w ten sam sposób. Z całej grupy tylko szatyn był człowiekiem, a swoje oczy zawdzięczał kosmicznym przodkom. Niestety chłopak nie miał żadnych mocy.
- Co tu robisz? Mieliście lecieć na misje.- Zauważyła zaskoczona, zapraszając ich do środka.
- Bez szefa nie lecimy. Miał być ponad godzinę temu.- Przyznał.
- Przecież już dawno wyjechał.- powiedziała zdezorientowana.- Miał tylko zajrzeć na cmentarz i jechać do was.
- Tam jego trop się urywa.- przytaknął.- Wygląda na to, że się gdzieś teleportował, albo ktoś zrobił to za niego. Samochód stoi, a obok znaleźliśmy odznakę hydraulika.
- Kevina?
- Nie, Gwendolyn Tennyson. Byli razem, prawda?
- Tak.- Przyznała cicho.- Gdzie oni teraz są?

- Nie mamy pojęcia. Będziemy ich szukać, a na misje poleci inny oddział. Obiecuję pani, że nie zostawimy naszego brata w potrzebie.- Chłopak cały czas mówił do niej z wielkim szacunkiem. Traktował kobietę, jak własną matkę, a osmozjanina, jak brata i wiedział, że jeśli coś się stało, to on musi go ratować.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Ucząc się znów kochać 8

Obudził się wtulony w rudowłosą. Oboje byli nadzy. Szybko się jednak od niej oderwał, ubrał się i usiadł opierając się o ścianę hangaru. Siedział tak przez ponad godzinę i czekał, aż Gwen w końcu się obudzi. W końcu zielonooka otworzyła leniwie oczy i przyjrzała mu się z zaciekawieniem.
- Wybacz, to nie miało prawa się stać.- powiedział cicho. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że zranił ją tymi słowami.
- Tak, masz rację.- Warknęła rozczarowana i również się ubrała.
Zjedli śniadanie i siedzieli gapiąc się przed siebie. Tutaj nie było nic do roboty, a nie zamierzali ze sobą rozmawiać. Osmozjanin był wściekły na siebie za spędzoną z Gwen noc, a ona na niego za to, że przepraszał za najpiękniejsze chwile w jej życiu.
Po kilku godzinach siedzenia bez celu anodytka zorientowała się, że brunet zasnął.
- Za co ty mnie tak nienawidzisz?- spytała sama siebie i usiadła bliżej czarnowłosego.
Wiedziała, że nie ma prawa tego robić, ale nie mogła się powstrzymać, aby sprawdzić jego wspomnienia. Przyłożyła dłoń delikatnie do jego skroni, a ich oczy zabłysły różem.
*~*
Przez chwilę unosiła się w pustej przestrzeni, a potem znalazła się w aucie Kevina. Chłopak jak zwykle jechał łamiąc wszystkie możliwe przepisy. Wyglądał na skupionego, ale prawie nie patrzył na drogę.
- Muszę zdążyć, po prostu muszę.- Usłyszała jego szept. Chciała mu coś powiedzieć, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle jej uszu dobiegł jakiś dziwny dźwięk, a chwilę później dostrzegła przerażenie na twarzy chłopaka, usłyszała pisk opon, a potem huk.
Potem obraz się zmienił. Teraz stała na środku ulicy, a przed sobą miała auto Kevina, albo raczej to, co z niego zostało. Obok stała prawie nienaruszona, czerwona ciężarówka i karetka. Sanitariusze reanimowali osmozjanina.
Rudowłosa miała ochotę podbiec do nich i sprawić jakoś, aby jej ukochany się obudził, ale obraz znów się zmienił.
*~*
Teraz znajdowała się w szpitalu przy łóżku bruneta. Obok na krześle siedziała jego matka.
- Dlaczego nie zadzwoniła?- spytał dziwnie smutny.
- Nie wiem synku. Nie odbiera ode mnie telefonów, ale na pewno się jeszcze do ciebie odezwie.- opowiedziała spokojnie.
- A może coś jej się stało?- zgadywał przerażony.- Przecież od ciebie by odebrała.
- Nie martw się, nic jej nie jest. Kontaktuje się z rodzicami i Benem.- uspokoiła chłopaka.
- Może po prostu ma dużo nauki.- pocieszał sam siebie.
I nagle wszystko zniknęło, aby znów mogła znaleźć się w innym miejscu.
*~*
Czarnowłosy siedział w salonie, gdy do pomieszczenia weszła jego matka.
- Proszę, to list od Gwen.- podała mu kopertę.- Przyszedł, gdy jeszcze byłeś w szpitalu.- wyjaśniła, po czym zostawiła go samego.
Brunet rozerwał kopertę i przeczytał wiadomość. Po chwili jego uśmiech gdzieś zniknął, a w oczach pojawiły się smutek i żal.
- Nie zostawiaj mnie, nie ty, proszę.- szepnął sam do siebie, a po jego policzku spłynęła łza.
Do salonu znów weszła pani Levin.
- I co?- spytała spokojnie.- Wiesz, już czemu się z tobą nie kontaktuje?- spytała łagodnie siadając obok.
- Tak, ale to nie twoja sprawa!- Wrzasnął- Wyjdź stąd!
Kobieta wykonała jego prośbę, a on oderwał się nagle i zaczął demolować pomieszczenie.
~*~
Teraz brunet leżał w swoim pokoju, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Kevin, synku, wyjdź stamtąd. Musimy pogadać.
- Nie musimy.- odpowiedział uśmiechając się przy tym.
- Znowu brałeś?- spytała wchodząc do środka.
- Tak.- odpowiedział spokojnie nawet na nią nie patrząc.
- Zniszczysz sobie życie.- pouczyła go łagodnie.
- I co z tego? Ja już nie mam życia.- Warknął.- Zostaw mnie samego.
- Zaczynam się martwić.- szepnęła siadając obok na łóżku.- Czy ty naprawdę nie widzisz tego, co ze sobą robisz? To co, że cię zostawiła? Świat jest pełny takich, jak Gwen.
- Ale tu nie chodzi o to, że ze mną zerwała!- Wrzasnął zły.- Raczej o to, że zrobiła to w taki sposób. Nawet nie powiedziała mi tego przez telefon, tylko po prostu zostawiła. Gdyby nie ten pieprzony wypadek, to teraz byłbym z nią w Nowym Jorku.
- Więc zaćpasz się na śmierć, tak?- spytała coraz bardziej zrozpaczona.
- Nie martw się, wszystko mam wyliczone, nie zaćpam się.- Uspokoił kobietę.- Możesz już iść.
*~*
Ku swojemu zaskoczeniu znów przeniosła się do szpitala. Tym razem nie było z nim pani Levin, lecz siedział tam dziadek Max.
- Dosyć tego.- Oznajmił po chwili milczenia.- Rozmawiałem z twoją matką i teraz zamieszkasz ze mną.
- Tak, a niby dlaczego? Przecież nie jesteś moim ojcem!
- Oczywiście, że nie, bo gdybym nim był, to nie leżałbyś teraz w szpitalu. Nie masz nic do dyskusji, a po przyjeździe do mnie przejdziesz przymusowy odwyk, rozumiesz?- warknął wyraźnie wściekły.- Nawet nie wiesz, jak bardzo krzywdzisz swoją matkę. Mogłeś umrzeć!
- Przesadzasz.- Zaśmiał mu się w twarz.- Wziąłem tylko trochę za dużo. To ona spanikowała i od razu wezwała karetkę.
- Jesteś bezczelny.- warknął.- Zwracaj się do mnie z szacunkiem, albo wcale.
- Oczywiście wasza wysokość.- Znów się zaśmiał.
- Jutro jedziesz prosto do mnie. I gwarantuję, że już nie weźmiesz ani grama.- Zapewnił, po czym opuścił jego salę.
- To się jeszcze okaże.- Powiedział z uśmiechem na twarzy.
Rudowłosa nie poznawała Kevina. Była pewna, że nigdy by nikogo tak nie potraktował, a szczególnie swojej matki i jej dziadka.
- Kevin, przestań.- szepnęła podchodząc do niego, ale chłopak zdawał się jej nie słyszeć.
Po chwili obraz znów uległ zmianie.
*~*
Osmozjanin leżał w gruchocie. Był cały spocony, a na twarzy miał grymas bólu. Uśmiechnął się gdy do środka wszedł jej dziadek.
- Masz?- spytał z nadzieją.
- Oczywiście, że nie.- Starzec miał stanowczy ton głosu.
- Dlaczego?!- wrzasnął wściekły i poderwał się gwałtownie.- Masz mi to dać i to już.- Krzyknął zaciskając dłoń w pięść i unosząc ją do góry, jakby chciał go uderzyć.
- Nie boję się ciebie Kevinie.- oznajmił łagodnie.- Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy, a wóz możesz demolować sobie do woli.
- Max, proszę.- szepnął cicho, patrząc na niego błagalnie.
- Naprawdę nie mogę.- odpowiedział ze współczuciem.- Ja wiem, że to boli, że jest ci ciężko, ale jak teraz dostaniesz choćby odrobinę, to będziesz musiał przejść to od początku. Chcesz tego?
- Jesteś potworem!
- Kiedyś mi za to podziękujesz, zobaczysz.
- Dlaczego to jest takie trudne?- spytał wyraźnie zły.
- Było pomyśleć, zanim wziąłeś pierwszy raz.- Powiedział siadając na krześle.- Ale mogę cie uspokoić. To nie potrwa już długo.
- Ja już nie mogę.- burknął i znów się położył.- To boli.
- Wiem. Nie chcę, abyś cierpiał, ale inaczej się nie da.- Powiedział łagodnie, a chłopak poderwał się gwałtownie, krzycząc z bólu, po czym opadł a poduszki.
- Proszę.- szepnął cicho, a po jego policzku spłynęła łza.
Gwen nie mogła już patrzeć jak chłopak cierpi. Przejechała dłonią po jego policzku, aby otrzeć łzę, ale nic się nie stało. Brunet znów krzyknął. Rudowłosa nie mogąc dużej wytrzymać stanęła naprzeciw Maxa i zaczęła krzyczeć.
- Przestań się nad nim znęcać!- wrzasnęła.- Daj mu te pieprzone prochy!, błagam.
Starzec jednak jej nie słyszał. Przecież była tylko obserwatorem, nie mogła zmienić tego, co już się wydarzyło. Dziewczyna rozpłakała się z bezsilności, nie potrafiła mu pomóc, a w dodatku wiedziała, że to wszystko jej wina.

Chwilę później Kevin dostał drgawek, a potem jej wizja zniknęła.

niedziela, 8 czerwca 2014

Ucząc się znów kochać 7

Weszli do środka i zaczęli rozglądać się w koło.
- Tu niczego nie ma poza tym.- burknęła podchodząc do jakiś beczek stojących tuż pod ścianą.- Ale to cuchnie.- zauważyła zatykając nos.
- Super!- Kevin wyglądał na zadowolonego. Podszedł do rudowłosej i otworzył jedną z beczek.- W tej jest woda, a tu chyba… Bingo.
- Z czego się cieszysz?- Spytała zaglądając do środka.- To przecież właśnie stąd dochodzi ten smród.
- Przecież czuję.- odparł z uśmiechem, a potem wyjął z beczki kawałek jakiegoś zielonego „gluta”.- Spróbuj.- Zachęcił i zjadł to coś.
- Zaraz zwymiotuję, jesteś obrzydliwy.- jęknęła z odrazą.
- To faktycznie śmierdzi, ale ma fajny smak. Nie martw się, za pierwszym razem też nie chciałem tego jeść. Tutaj na Sodomie to prawdziwy przysmak. Dziwię się, że trafiliśmy na taki rarytas.
- Rarytas? Kevin, czy ty przypadkiem nie jesteś chory?
- Słuchaj. Albo jesz, albo umierasz z głodu. Gwarantuję, że to jest jadalne i na pewno ci posmakuje.
- Wątpię.- stwierdziła i zatykając nos przełknęła odrobinę zielonej mazi.- Dobre.- stwierdziła po chwili przeżuwania i zjadła jeszcze trochę.
- Mówiłem.- stwierdził wesoło.- Mamy fart.
- To co teraz? Idziemy dalej?
- Po co?- zdziwił się brunet.- Mamy wodę i jedzenie, a tu będzie cieplej, niż na dworze. W nocy spada do minus pięciu. Możemy sobie tu poczekać, aż łaskawie nas znajdą.
- Czyli? Miesiąc, dwa, czy więcej?
- A ja wiem? Nieważne, zostań tu, a ja idę się jeszcze rozejrzeć. Może znajdę coś fajnego.
Chłopak chodził tak bez celu od ponad godziny. Cały czas szedł prosto w nadziei, że może dojdzie do jakiegoś fajnego miejsca, albo przynajmniej znajdzie coś, co mogłoby im się przydać. Niestety jak do tej pory nie znalazł niczego. W końcu stwierdził, że czas już wracać do Gwen. Miał już zawrócić, gdy nagle usłyszał jakiś dziwny trzask, a ziemia pod nim się zapadła i poleciał w dół.
Wylądował na piasku jakieś pięć metrów niżej. Bolała go noga, ale mimo to wstał i podszedł do ściany. Ta niestety była porośnięta czymś na kształt mchu, więc nie mógł ani pochłonąć materii, ani wejść z powrotem na górę. Usiadł więc na piachu, licząc, że w końcu Gwen go poszuka.
*~*
Na ziemi tymczasem wszystko toczyło się normalnym tempem. Od wyjścia Gwen i Kevina nie minęła nawet godzina, więc nikt nie przejmował się ich nieobecnością.
*~*
Było już późno, a osmozjanin wciąż nie wracał. Rudowłosa zaczynała powoli martwić się o chłopaka, tym bardziej, że na dworze zaczął padać deszcz, a poza tym temperatura spadła już do zaledwie kilku stopni powyżej zera. W końcu postanowiła go poszukać. Namierzyła jego energię i pobiegła w tamtym kierunku. Po około półgodzinnym biegu dotarła do jakiejś dziury.
- Kevin, jesteś tu?!- krzyknęła próbując coś dostrzec w panującym mroku.
- T- tak, n- na dole.- opowiedział szczękając zębami. Anodytka od razu owinęła go maną i wciągnęła na górę.
- W porządku?- spytała z troską.
- Troszkę zimo, ale tak.- odpowiedział z uśmiechem.- Chodź, wracajmy.- powiedział i ruszyli w stronę hangaru.
- Kulejesz.- zauważyła po chwili i stworzyła pod nimi dysk z many,  na którym dolecieli do celu.- Znalazłam wcześniej kilka rzeczy, które powinny się palić, więc możemy zrobić sobie ognisko, będzie ci cieplej.- stwierdziła i po chwili już siedzieli grzejąc się w ogniu. Rudowłosa przyniosła jeszcze znaleziony koc.- Rozbieraj się.- rozkazała.
- CO?!- spytał robiąc wielkie oczy i od razu się zarumienił .
- Nie ogrzejesz się w mokrych ciuchach.- Zauważyła i sama rozebrała się do bielizny. Chwilę później brunet zrobił to samo i Gwen owinęła ich kocem.- No przysuń się bliżej, nie gryzę.- warknęła, a on wykonał jej polecenie.
- Wiesz co?- spytał po chwili milczenia.- Jeśli mamy tu umrzeć, to cieszę się, że jesteś tu zemną.- stwierdził szeptem, a ona wtuliła się w niego lekko.

- Wolałabym przeżyć, ale jeśli już musimy, to ja też się cieszę.- przyznała, a on pocałował ją lekko. Miał już ją przeprosić, lecz dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko i oddała pocałunek, jednocześnie przesuwając delikatnie palcem po jego klatce piersiowej i brzuchu. Osmozjanin zamruczał jej do ucha i oboje już wiedzieli, że tej nocy nie zapomną nigdy. Teraz nie istniało coś takiego, jak nienawiść i żal. Liczyli się tylko oni i ich wzajemna miłość, którą już za chwilę mieli przypieczętować.