Nie mogła
uwierzyć, że to właśnie tak miałoby się skończyć. Przecież miał do niej wrócić,
mieli porozmawiać, miał być ojcem, nie mógł zginąć.
Już miała po
raz kolejny się załamać, czuła nadchodzący atak szlochu, pierwsze łzy zbierały
się w kącikach jej oczu. Ale nie, musiała odpędzić od siebie wszystkie straszne
myśli, najpierw trzeba wszystko wyjaśnić, a później odnaleźć Kevina. Nie
pozwoli mu zginąć, przecież mają stworzyć rodzinę.
Wiedziała już co powinna zrobić, ale była też świadoma tego, że najpierw powinna zadbać o siebie i dziecko. Z nadzieją na nadchodzący dzień położyła się spać.
Wiedziała już co powinna zrobić, ale była też świadoma tego, że najpierw powinna zadbać o siebie i dziecko. Z nadzieją na nadchodzący dzień położyła się spać.
*~*
Gruchot
opadł na środku polany za lasem, w miejscu, gdzie nie będzie budził podejrzeń,
gdzie nikt go nie dostrzeże. Kobieta wybiegła na zewnątrz, po czym oddaliła się
nieco od maszyny i zawisła w powietrzu. Jej ciało otoczyła różowa poświata, a
oczy zabłysły.
- Via
Esporow Via Esprolixas Capti Capters Few Sonmow Lenton Oway On Respicklas Lokis
Lusses Via Astendus Ocultes Ienwuar.- wyszeptała, a już po sekundzie przed nią
stały wrota do gdziekolwiek.
Zadowolona z
siebie podeszła do drzwi, po czym wymamrotała coś pod nosem. Wrota rozchyliły
się, a ona w końcu mogła przekroczyć próg Legerdomeny. Gdy tylko znalazła się w
krainie magii jej ciało przeszyła ogromna, nieporównywalna z niczym siła.
Uwielbiała to uczucie, tutaj czuła się potężna, niezniszczalna. Jakby cały
świat był u jej stóp.
Zatrzymała
się gwałtownie, czując jak jej syn ożywia się. Miała wrażenie jakby jej
nienarodzony potomek wręcz tańczył radośnie w brzuchu. Uśmiechnęła się pod
nosem. Wyglądało na to, że Devlin odziedziczy po niej moce, a nieograniczona
siła Legerdomeny działała na niego już teraz.
- Potrzebuje pomocy!!- wrzasnęła, stając na środku kamiennego mostu. Nie musiała czekać długo. Już po chwili przednią stał alfa, przywódca smoków, które poznali będąc na Sodomie.
- Potrzebuje pomocy!!- wrzasnęła, stając na środku kamiennego mostu. Nie musiała czekać długo. Już po chwili przednią stał alfa, przywódca smoków, które poznali będąc na Sodomie.
- Gwendolyn,
witamy w…
- Nie
teraz.- przerwała mu stanowczo. Kevin cię potrzebuje.
*~*
*~*
Akademia
hydraulików nr A - 280 – C, najpotężniejsza, najlepsza, ponoć niezniszczalna
właśnie tonęła w gruzach. Jak to możliwe? Przecież była zaprojektowana i
zbudowana tak, aby nikt nie mógł jej zniszczyć, miała być miejscem awaryjnym,
bazą, schronem, gdzie mogliby schronić się najbardziej pożądani do zabicia. Był
to największy projekt kosmiczny tego milenium, a jednak…
Jak to mogło
się stać? No właśnie. Wszyscy przeoczyli jedno nazwisko na liście ostatnich osób
pracujących przy jej wykończeniu. Bo kto mógłby się spodziewać, że niepozorny,
słaby, zwykły człowiek mógłby zaprojektować i zamontować lukę, specjalny błąd, umożliwiający
zniszczenie idealnego schronu w ułamku sekundy. Wykonanie tak poważnej usterki,
niemożliwej do zlokalizowania, naprawienia, a tak łatwej do wykorzystania
niemal graniczyło z cudem. Ale on wyprzedzał wszystkich. Bo jak nikt poza nim
nie mógł wpaść na to, że najbardziej wytrzymałe miejsce w kosmosie będzie
najbardziej pożądanym do podbicia? Nikt.
Krążył po ostatnich ocalałych korytarzach, właśnie tych, do których dostęp mieli jedynie nieliczni, o których wiedziało mniej istot, niż miał palców u jednej ręki, tych, które miały pomóc przetrwać najbardziej destrukcyjny moment akademii. Cała galaktyka już drżała ze strachu, wiedząc, co się tutaj wydarzyło, tylko on jeden spokojnie czaił się w najgłębszych zaułkach, niemal tuż przy jądrze gwiazdy, na której była umiejscowiona, powoli, według dokładnego planu torował sobie drogę ku pozostałościom akademii, aby dobić pogorzelców, a następnie przejąć kontrolę.
Krążył po ostatnich ocalałych korytarzach, właśnie tych, do których dostęp mieli jedynie nieliczni, o których wiedziało mniej istot, niż miał palców u jednej ręki, tych, które miały pomóc przetrwać najbardziej destrukcyjny moment akademii. Cała galaktyka już drżała ze strachu, wiedząc, co się tutaj wydarzyło, tylko on jeden spokojnie czaił się w najgłębszych zaułkach, niemal tuż przy jądrze gwiazdy, na której była umiejscowiona, powoli, według dokładnego planu torował sobie drogę ku pozostałościom akademii, aby dobić pogorzelców, a następnie przejąć kontrolę.
Jeżeli
ktokolwiek myślał, że można przechytrzyć obecnie najlepszego hydraulika,
jakiego widział wszechświat to grubo się mylił.
Przez
ostatnie lata swojej działalności zdobył więcej odznaczeń, niż niejeden podczas
całej swojej kariery, a także nauczył się panować nad strachem. Przerażenie
było jego wyznacznikiem, pomagało unikać niebezpieczeństwa, ale odpowiednio
okiełznane motywowało do działania, tylko on jeden potrafił wygrać z tymi, których
same imię budziło przerażenie. Miał jeszcze jedną, ciemną stronę.
Bezwzględność. Bez zawahania potrafił odbierać życie. Zarówno swojemu
największemu wrogowi jak i najlepszemu przyjacielowi, kompanowi. Na sumieniu
miał więcej istnień, niż najwięksi przeciwnicy Bena Tennysona, ale jeśli
zabijał, to tylko i wyłącznie w słusznej sprawie. Nie mógł pozwolić sobie na
litość. Albo odbierał życie, albo mógł oddać własne. To właśnie te cechy
sprawiły, że teraz mógł uratować to, co mogłoby się wydawać, że sam przed
chwilą zniszczył.