poniedziałek, 14 września 2015

Odnaleźć siebie II część 28

W ciągu ułamku sekundy znaleźli się w gabinecie Szatana. Za biurkiem stały dwa czerwone trony. Jeden na środku, który zajmował Nikodem, oraz drugi, nieco z tyłu, po prawicy blondyna. Siedział na nim oczywiście Rafael. Na widok diabłów ogarnęła ja wściekłość. Nie mogła uwierzyć, że ci dwaj panują teraz nad piekłem, a co gorsza zrobili krzywdę jej ukochanemu. Ku własnemu zaskoczeniu w tej chwili ani trochę się ich nie bała. Wręcz nie mogła uwierzyć, że kiedyś na ich widok cała się trzęsła, tym bardziej, że w tej chwili czuła tylko wściekłość, ogromną wściekłość i nienawiść. Miała ochotę wydrapać im oczy. Wiedziała, że obaj słyszą jej myśli i są już gotowi na każdy jej ruch. Zeskoczyła z grzbietu kocura i podbiegła do biurka, po czym uderzyła z całej siły pięścią w blat.
- Macie zrzec się tronu i stąd spieprzać! Natychmiast!! Rozumiemy się!- Wrzasnęła, próbując zapanować nad mocą. Nie chciała od razu ich atakować, ale ledwo się powstrzymywała.
- Kochanie, rozumiem, że masz nam za złe to, co się stało. Wiedz jednak, że to nie nasza wina. Proponowaliśmy Kevinowi, aby przeszedł na naszą stronę, odmówił nam. Gdyby tylko chciał, mógłby teraz być tutaj, w tym gabinecie, z nami. Nie musiałby ryzykować swojego życia. My mieliśmy pewną wygraną, ale on wolał popierać Lucyfera, to była jego decyzja, musiał za nią zapłacić.- wyjaśnił Nikodem zaskakująco spokojnym tonem.
- Nie jestem twoim kochaniem!- ryknęła, pozwalając aby moc nad nią zapanowała. Zmieniła się w swoją kosmiczną formę, po czym jednym mrugnięciem sprawiła, że cały gabinet się zatrząsł, a sufit zaczął spadać im na głowy.- Macie pięć minut, aby się stąd wynieść i zrezygnować z władzy. W przeciwnym wypadku będę zmuszona zabić was obu.
- Wyglądasz naprawdę przerażająco, ale nas nie odstraszysz. Oboje z Rafaelem jesteśmy diabłami i nic nie jest w stanie nas zlęknąć. Odejdź, jeśli nie chcesz, aby stała ci się jakaś krzywda.- wycedził, naprawiając wyrządzone przez nią szkody.
- Nie boję się ciebie. Chcę odzyskać Kevina, pomóc mu i żaden z was mi w tym nie przeszkodzi!! A przede wszystkim chcę wyzwolić Los Diablos od takich władców.
W chwili, gdy to powiedziała rozwścieczony Szatan rzucił się na nią z gorejącym mieczem. Lucyfer skoczył do przodu, chcąc chronić Gwen, ale okazało się to zupełnie niepotrzebne. Broń Nikodema rozkruszyła się w jego ręku, nim zdążył do niej doskoczyć. Sam diabeł natomiast upadł na ziemię wijąc się w agonii.
- Może i ten twój mieczyk może odebrać mi dusze, może i jesteś potężny, ale zapomniałeś, że ja nie jestem ani diabłem, ani człowiekiem. Nie straszny mi kawał żelastwa. Mogę w każdej chwili…- nie dokończyła swojej wypowiedzi. Nagle poczuła, że ogarnia ją fala bólu. Zapiszczała przerażona, po czym upadła na ziemię, zwijając się w kłębek. Czuła się, jakby stała w ogniu. Każdy kawałeczek jej ciała przeszywał ogromny ból, który nasilał się z każdą sekundą. Myślała, że za moment już nie wytrzyma, że umrze, ale nagle wszystko ustało. Podniosła się chwiejnie i rozejrzała po gabinecie. To Lucyfer ją uratował od cierpienia, odgryzając głowę, atakującemu ją Rafaelowi. Wykorzystała chwilę, w której Rafael był w kawałkach, a Nikodem zastygł w bezruchu. Podniosła z ziemi miecz, należący do prawej ręki Szatana i podbiegła do władcy Piekieł, przystawiając mu ostrze do gardła.
- Teraz mnie posłuchasz. Zrzeknij się władzy nad Los Diablos i obaj odstąpcie. Udacie się z demonami do wiezienia i pozwolicie zapuszkować, póki Lucyfer nie wymyśli, co z wami zrobić, a teraz zejdziecie mi z oczu, jasne?!- wrzasnęła, dociskając lekko ostrze, które przecięło skórę na szyi diabła.- W przeciwnym razie…
- Nigdy!!- wrzasnął, nie zważając na to w jak kiepskiej sytuacji się teraz znajduje.
*~*
Kopał znudzony w ścianę swojej celi, klnąc przy tym pod nosem. Nie mógł uwierzyć w to, że tak łatwo dał się zrzucić ze stanowiska. Był przekonany, że z pomocą Kevina i Kleopatry bez problemu da sobie radę z dawnymi przyjaciółmi, a jednak tkwił teraz we własnym więzieniu.
- Kurwa.- zaklął po raz kolejny.
- Tak, ja tez się martwię o Kevina. Nawet nie wiemy, czy nasz diabełek jeszcze żyje.- szepnęła cicho, nawet nie odwracając się w stronę jego celi.
- Pierdolę Kevina!- wrzasnął, czerwieniejąc na twarzy.- Straciłem władzę, szacunek, nawet wolność, a mam się martwić o jakiegoś tam diabła?
- Zawdzięczasz temu diabłu życie.- usłyszał za sobą ostry głos, na dźwięk którego odwrócił się gwałtownie. Przed nim stała kobieta. Ubrana była w czarne rurki, podkreślające jej długie, zgrabne nogi, które dodatkowo uwydatniały dziesięciocentymetrowe szpilki, biały podkoszulek i czarną, skórzaną kurtkę. Na głowie miała czarny kapelusz, a jej rude włosy opadały falami na ramiona. Duże, zielone oczy skryła pod okularami przeciwsłonecznymi.
- Gwendolyn Tennyson.- szepnął zaskoczony jej widokiem.
- We własnej osobie.
- Wypad stąd lalka. W ogóle jak cie tu wpuścili, skandal. Nie radzą sobie z obowiązkami. Debile.- fuknęła, rzucając jej nienawistne spojrzenie.
- Szacunku dziwko!- wrzasnęła. Nie potrafiła już panować nad słowami.- Zwracaj się do nowego Szatana z szacunkiem!
- Co?!- wrzasnęli jednocześnie, a twarz rudowłosej rozpromienił uśmiech.
- Umarłaś?- spytał drżącym tonem. Nie chciał być w swojej skórze, kiedy Kevin się o tym dowie, a już szczególnie, jeżeli to, że przejęła władzę było prawdą.
- Nie, a już zajęła twoje miejsce, sukces, prawda?- warknął, stając za jej plecami.
- Lucyferze, znajdź tę całą Wiktorię i sprowadź ją tutaj do nas.- rozkazała. Kocur skinął łbem i udał się w głąb korytarza.- Cóż, jeśli o was chodzi, to… Najchętniej zostawiłabym was tutaj, ale możecie się przydać. Z resztą zawsze istnieje obawa, że zaczniecie spiskować z nowymi więźniami, więc pójdziecie ze mną.- stwierdziła po chwili namysłu.
*~*
Leżał w swoim łóżku z przymkniętymi z bólu powiekami. Przestał już nawet zwracać uwagę na swoich strażników, którzy mieli pilnować, aby nie zdołał uciec i przywrócić tronu Lucyferowi. Nie rozumiał jak niby miałby to zrobić, skoro ledwo mógł się ruszać. Jeśli już musieli tutaj być, to wolałby, aby stali za drzwiami jego sypialni, ale oni siedzieli w środku, przez co był zmuszony do wysłuchiwania kolejnych obelg na starą władzę, a także tych skierowanych ku jego własnej osobie. Na początku strasznie go to denerwowało, lecz teraz było mu już wszystko jedno. Przegrali. Lucyfer został aresztowany, a Piekło ogarnął chaos, nad którym nowi władcy nie potrafili, a nawet nie mieli zamiaru zapanować. Nie potrafił pogodzić się ze swoja porażką. Miał chronić Szatana i jego pozycję, a dał się pokonać w kilka minut. Westchnął ciężko w chwili, w której drzwi do sypialni otworzyły się z trzaskiem, a do środka wbiegł zdyszany demon.
- Nathaniel i Rafael zrzekli się tronu na rzecz nowego władcy. Macie natychmiastowy rozkaz opuszczenia posiadłości i udania się do więzienia!- wrzasnął rozhisteryzowanym tonem.
Osmozjanin zadrżał ze strachu. Skoro ci dwaj sprawili w Niższej Arkadii prawdziwe piekło, to co wymyśli ten, który zdołał ich pokonać? Nie chciał tego sprawdzać, ale zdawało się to nieuniknione. W pewnym momencie jego uszu dobiegł stukot obcasów, a następnie przerażony wrzask demona.
- Ukłon przed nowym Szatanem!- wywrzeszczał, padając twarzą do ziemi.
Nie wiedział dlaczego cały się trzęsie, przecież dla niego i tak gorzej już być nie może, a mimo to czuł ogarniająca go panikę. Drżały mu wszystkie mięśnie, a żołądek skręcił się w supeł, powodując mdłości.
- Wstań pokrako i zaprowadź ich do najgorszych celi, jakie mamy!- warknęła już od progu, po czym podbiegłą do łóżka ukochanego, usiadła na jego brzegu i chwyciła go za rękę.- Już dobrze kochany, wszystko będzie dobrze, Wiktoria ci pomoże.- szepnęła mu do ucha i pocałowała w czoło.
- Gwen.- szepnął słabo, rozchylając mocniej powieki, aby móc jej się dobrze przyjrzeć.- Musisz stąd iść, za chwilę przyjdzie Szatan.- ostrzegł drżącym głosem.
- Przecież już tutaj jestem. Nie myślałeś chyba, że cię tak zostawię na pastwę tych potworów, prawda?- zaśmiała się wesoło.- Pójdziesz teraz spać, a kiedy się obudzisz wszystko będzie już dobrze. Będziesz zdrowy. Jedyne, co się zmieni, to fakt, że chodzisz z Szatanem.- mruknęła mu do ucha, po czym przy pomocy magii wprowadziła w sen.- Śpij dobrze kochany.

poniedziałek, 7 września 2015

Ucząc się znów kochać 20

Tego dnia młoda anodytka nie poszła na uczelnie, gdyż miała wizytę u lekarza. Był to już 16 tydzień ciąży i w końcu miała poznać płeć swojego dziecka. Gdy tylko wróciła do domu zamknęła się w swoim pokoju i poszła spać, nie udzielając wcześniej odpowiedzi na zadane pytanie od matki. Kobieta postanowiła dać jej spokój, ale zmartwiona pani Levin poszła do sypialni dziewczyny. Usiadła obok dwudziestolatki i przytuliła ją czule.
- To co? Powiesz mi czy mam wnuka czy wnuczkę?- spytała, posyłając jej szeroki uśmiech.
- Wnuka.- szepnęła.- Kevin będzie miał synka.- dokończyła, a po jej policzku spłynęła łza.
- Co się dzieje skarbie?- spytała z troską w głosie, mocniej ją przytulając.- Wiesz, że mi możesz zaufać, prawda?
- Kevin mówił pani, że nie jest jego prawdziwym ojcem, prawda?
- Jak to nie jest?- wyrwało jej się zbyt głośno, niż powinno.
- On myśli, że nie znam ojca, że jest to skutek jednonocnej przygody, do ojcostwa przyznał się przed moją mamą, aby mi pomóc.- wyjaśniła, spuszczając wzrok.- Problem w tym, że on nie zdaje sobie sprawy, że to naprawdę jego dziecko. Wiem, że już mnie nie kocha, że zbyt mocno go skrzywdziłam, że tak naprawdę wcale nie chciałby tego dziecka, nie mogę mu powiedzieć, nie chce niszczyć mu życia.- wyszlochała, odwracając wzrok. Spodziewała się, że kobieta będzie wściekła, ta jednak chwyciła ją delikatnie za twarz i zmusiła, aby spojrzała jej prosto w oczy.
- Posłuchaj mnie dziecko. Nie wiem co czuje mój syn, ale jestem przekonana, że chciałby wiedzieć, gdyby miał zostać ojcem. Nawet jeśli to, co było miedzy wami już się wypaliło powinien mieć możliwość podjęcia decyzji. Jeśli nie sprawdzi się w tej roli, przynajmniej go utrzyma, a ja Z Harveyem pomożemy ci w wychowaniu. Na mnie zawsze możesz liczyć, ale obiecaj mi, że z nim porozmawiasz, że powiesz mu prawdę. On ma prawo wiedzieć.- powiedziała spokojnie, po czym znów ją przytuliła.
- Dobrze, skoro pani tak mówi, powiem mu, przysięgam.- obiecała, odwzajemniając uścisk.
Obie siedziały tak przytulone do siebie przez kilka dobrych minut, ale brunetka w końcu poszła szykować obiad.
*~*
Wszyscy już zjedli i opuścili kuchnię, gdzie został już tylko Kevin ze swoją matką, którzy sprzątali po posiłku.
- Słyszałeś już, że będziesz miał syna?- spytała go z uśmiechem. Osmozjanin zawahał się chwilę, po czym, odłożył ostatni wytarty przez siebie talerz na półkę i usiadł przy stole.
- Mamo, możemy porozmawiać?- spytał, a kobieta skinęła głową i zajęła miejsce obok niego.
- Słucham, synu.- zachęciła go do rozmowy.
- Bo widzisz… On naprawdę nie jest moim synem. Zaraz po tym jak poleciałem Gwen wpadła po pijaku z jakimś typem. Jej matka się wściekła, więc… Musiałem coś zrobić, nie mogłem pozwolić aby matka źle ją traktowała, więc wmówiłem jej, że to moje dziecko. Gwen kiedyś bardzo mocno mnie zraniła, wiem ile nas oboje to kosztowało, ile przepłakałaś przeze mnie nocy, wiem, że popełniła błąd idąc na tamtą imprezę, że urodzi dziecko jakiegoś obcego typa, ale… Mamo, ja wciąż ją kocham. Chciałbym, aby znów było jak kiedyś. Co więcej jestem w stanie przysposobić sobie jej dziecko i wychować jak własne, ona jest dla mnie wszystkim, naprawdę wszystkim, tylko, że… Wiesz, ona chyba już tego nie chce, chyba nic do mnie nie czuje.- wyrzucił z siebie jednym tchem. Był tak zdenerwowany, że kobieta ledwo mogła go zrozumieć. Gdy jednak poskładała sobie jego wypowiedź w całość uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz co? Ja myślę, że to jest prostsze, niż myślisz. Porozmawiaj z nią, powiedz jej dokładnie to samo co mnie, a jestem pewna, że wszystko się ułoży, że macie jeszcze szanse. Tylko musisz być z nią szczery.- Powiedziała, po czym wstała, cmoknęła go w policzek i poszła do swojego pokoju. Nim jednak zniknęła za drzwiami rzuciła jeszcze do niego.- odwagi mój synu, wierz mi, że będzie dobrze, ale musisz to zrobić.
Podbudowany przez swoją rodzicielkę postanowił jak najszybciej udać się do Gwen i powiedzieć jej o swoich uczuciach. Liczył się z odrzuceniem, co więcej był pewny, że tak się stanie, ale wiedział, że nigdy sobie nie wybaczy, jeśli nie spróbuje. Zapukał do jej drzwi i nim jeszcze zdążył usłyszeć odpowiedź wszedł do środka, po czym usiadł na łóżku obok zielonookiej.
- Myślę, że musimy porozmawiać.- powiedzieli jednocześnie, po czym wybuchli wesołym śmiechem.
- To może ty pierwszy.- zaproponowała, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Niech będzie.- stwierdził, odwzajemniając jej gest.- Wiesz, to, co było kiedyś między nami, myślę, że…
W tym momencie serce podeszło jej do gardła. W głębi duszy czuła, że tak będzie, że właśnie powie jej, że nie potrafi zapomnieć o przeszłości, że szczerze jej nie znosi i chciałby jak najszybciej stąd odejść. Nim, jednak zdążyła usłyszeć gorzką prawdę do jej pokoju wpadł Nathaniel.
- Kevin, lecimy, na bazę hydraulików został dokonany najazd. Porwano naszych najlepszych żołnierzy, my mamy ich ratować.
- Nie może to zaczekać pięciu minut?- warknął rozzłoszczony nagłym wtargnięciem.
- Nie, sprawa jest pilna. Musza być nieźli, skoro udało im się najechać na bazę i uprowadzić naszych najlepszych ludzi, nie ma czasu do stracenia.
- Najlepsi to jesteśmy my, nie zapominaj o tym, więcej pewności siebie. Poza tym zostali już porwani, więc minuta by cię nie zbawiła, ale dobrze. Skoro już jesteś, to lecimy.- stwierdził, zrywając się na równe nogi. Podszedł jeszcze do Gwen i pocałował ją w czubek głowy, a następnie przytulił mocno.- Czekaj na mnie, wrócimy do tej rozmowy, to, co chcę ci przekazać jest bardzo ważne, nie zapominaj, że musimy porozmawiać.- szepnął jej do ucha, a następnie opuścił dom razem z Nathanielem.
Rudowłosa podeszła szybko do okna. Zdążyła jeszcze tylko dostrzec odjeżdżający samochód.
Nie zdążyła powiedzieć mu, że jest ojcem, że bardzo go kocha i chciałaby z całego serca, żeby miał kontakt ze swoim synem. Na tę rozmowę będzie musiała czekać do dnia, w którym jej ukochany wróci ze swojej misji.