ODNALEŹĆ SIEBIE opowiada o problemach Kevina ze swoim wujem, który chce go wykończyć. Czy mu się to uda? UCZĄC SIĘ ZNÓW KOCHAĆ natomiast przedstawia relacje Kevina i Gwen po rozstaniu. Czy uda im się naprawić to, co zniszczyli dwa lata temu przez zbieg nieporozumień? ZACZĄĆ OD NOWA... Po informacji o ciąży matki Osmozjanin szuka pocieszenia w ramionach innej kobiety, o czym niestety bardzo szybko dowiaduje się jego ukochana.... Czy to koniec związku? Czy uda mu się odzyskać zaufanie Gwen?
środa, 24 czerwca 2015
Zawieszenie
Dla mnie zaczęły się już wakacje. Wyjechałam kilka dni temu, więc nie mam dostępu do opowiadań dlatego też nie mam jak ich zamieszczać. Nowy rozdział dopiero pod koniec lipca albo na początku sierpnia.Mam nadzieję że o mnie nie zapomnicie. Do zobaczenia i życzę Wam abyście mieli równie udane wakacje, co ja ;)).
sobota, 13 czerwca 2015
Ucząc się znów kochać 18
Właśnie wybiła dziesiąta, a zegar zdawał się coraz szybciej odmierzać czas do chwili, w której rodzice mieli dowiedzieć się o tym, co zrobiła. Jak miała wyznać im prawdę? Zdawała sobie sprawę z tego, że bardzo ich zawiedzie, że przecież inaczej została wychowana. Mimo wszystko jednak nie czuła się z tym źle. Fakt, że chłopak już jej nie kochał, tylko upewniał ją w myśli, że to dziecko będzie dla niej najważniejsze na całym świecie, przecież będzie jego częścią.
Wzięła głęboki wdech, po czym udała się do kuchni na śniadanie. W pomieszczeniu znajdowali się już wszyscy domownicy, a nawet Kevin. Nie wiedziała kiedy przyszedł, ale była mu wdzięczna za wsparcie, w końcu właśnie tego potrzebowała. Na jego widok przez chwilę zastanowiła się jakby to było, gdyby zamiast swojego kłamstwa, powiedziała prawdę. Cieszyłby się, czy wściekł? Wolała tego nie sprawdzać. O wiele mniej obawiała się gniewu rodziców, niż tego, że chłopak mógłby wprost wykrzyczeć jej, że nie chce tego dziecka, że nawet by go nie kochał. Wolała zniszczyć opinię swoich opiekunów, niż usłyszeć od niego coś tak strasznego, tego jednego była pewna.
Usiadła do stołu i bez słowa zaczęła jeść śniadanie, zastanawiając się jak ma rozpocząć ten temat, aby w jak najmniejszy stopniu zawieść swoich rodziców, chociaż chyba było to niemożliwe, byłą pewna, że tego jej nie wybaczą. Gdy wszyscy już skończyli posiłek spojrzała nieśmiało matce w oczy, po czym odezwała się niepewnie.
- Chciałabym porozmawiać z rodzicami, czy możecie na chwilę zostawić na samych?- zwróciła się do rodziców osmozjanina, czując jak serce zaczynało jej bić coraz mocniej. Jednocześnie pod stołem brunet ścisnął delikatnie jej dłoń i pogładził czubkiem jej wierch, równocześnie posyłając jej pocieszający uśmiech. Wzięła głęboki wdech, po czym wstała od stołu i oparła się plecami o blat kuchenny, patrząc rodzicom głęboko w oczy.
- Mamo, tato, zrobiłam coś złego, ale… Proszę, obiecajcie, że nie będziecie mnie potępiać.
- Nie będziemy kochanie, nie ważne, co zrobiłaś jesteś naszą córką, pamiętaj o tym.- zapewniła jej matka, stając naprzeciwko córki,- Kochamy cię skarbie i zawsze ci pomożemy, powiedz tylko co się stało.
- Ja… będziecie dziadkami.- wyrzuciła z siebie, nim zdążyła do końca się zastanowić, czy warto mówić im to tak prosto z mostu, a nie zacząć od jakiegoś wyjaśnienia.
Gdy usłyszała tą wiadomość poczuła, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Jej ukochana córka zniszczyła sobie życie, nie, to nie może być prawda, a jednak. Gwen patrzyła jej teraz prosto w oczy tak przestraszonym wzrokiem, jakby przynajmniej kogoś zabiła. W tej chwili się w niej zagotowało, nie wiedziała, co ma robić i nim zdążyła się opamiętać zamachnęła się na własną córkę. Jednak tuż przed tym jak dotknęła jej policzka poczuła mocny uścisk na nadgarstku, a chwilę później szarpnięcie w tył. Jej uszu dobiegł groźny, ponury głos, jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ten miły chłopak, który odwiedzał ich kiedyś niemal każdego dnia zwracał się kiedyś do kogoś w taki sposób.
- Naprawdę chcesz uderzyć ciężarną córkę?- wymamrotał jej do ucha. Opanowała się w jednej chwili, opuściła powoli dłoń, ale wciąż była wściekła i rozczarowana, nie była wstanie zapanować nad emocjami, po prostu się rozpłakała.
- Jak mogłaś nam to zrobić?- spytała cicho.- Przecież ty nawet nie masz chłopaka, jak to więc możliwe? Kto jest jego ojcem?- ostatnie pytanie uderzyło w dziewczynę jak piorun z jasnego nieba, przez chwilę zapragnęła powiedzieć prawdę, ale szybko się opanowała.
- Nie wybaczycie mi tego.- szepnęła, dając upust łzom, które zaczęły spływać po jej policzkach. Frank westchnął cicho, po czym podszedł do córki i przytulił ją mocno.
- Wybaczymy, wszystko ci wybaczymy córeczko. Jego ojciec… ty nie wiesz kim on jest, prawda?- spytał spokojnie.
- Chcesz powiedzieć, że nasza córka puściła się z byle kim?!- wrzasnęła odpychając go od zielonookiej, a następnie wymierzyła jej siarczysty policzek.- Jak mogłaś się aż tak upokorzyć?!- wywrzeszczała, nie zważając na nasilający się płacz dziewczyny, na to, że sprawiła jej ból, że po raz pierwszy w życiu ją uderzyła.
Nie mógł na to pozwolić, nie mógł patrzeć jak Natalia traktuje w tak okrutny sposób własną córkę, ale przede wszystkim nie mógł uwierzyć, że nie zdążył jej powstrzymać, był pewien, że kobiecie już przeszło, a teraz Gwen płakała, płakała, bo pozwolił ją uderzyć. Chwycił ją w pasie i odepchnął na drugi koniec kuchni, po czym przytulił mocno przyjaciółkę, a następnie powiedział coś, czego chyba do końca nie przemyślał.
- Jak mogliście tak w ogóle pomyśleć? Przecież to wasza córka do cholery, powinniście mieć o niej lepsze zadanie. Z nikim się nie puściła, to ja, jasne? Ja jestem ojcem tego dziecka i czy wam się to podoba czy nie musicie to zaakceptować!- wrzasnął, chwytając przyjaciółkę za rękę i pociągnął ją do jej pokoju. Zamknął za sobą drzwi na klucz i przytulił ją mocno.- No, już dobrze, nie płacz, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się.- szepnął jej do ucha.
- Jesteś ojcem?- spytała zaskoczona. Skąd on to wiedział? Przecież nikomu tego nie mówiła.
- Coś musiałem im powiedzieć, nie mogłem już na to patrzeć. Zostanę z Tobą do porodu, później zrzeknę się praw ojcowskich i wyjadę. Tobie nic nie zrobią, to ja będę dupkiem, który porzucił własne dziecko, a skoro mnie nie będzie to nie ma problemu, mnie też nic nie zrobią. Tak będzie lepiej. Pomogę ci, rozumiesz?- wyjaśnił, biorąc ja na ręce i położył ją na łóżku.- Już dobrze, odpocznij.- szepnął, całując ją w czoło i wyszedł.
Wzięła głęboki wdech, po czym udała się do kuchni na śniadanie. W pomieszczeniu znajdowali się już wszyscy domownicy, a nawet Kevin. Nie wiedziała kiedy przyszedł, ale była mu wdzięczna za wsparcie, w końcu właśnie tego potrzebowała. Na jego widok przez chwilę zastanowiła się jakby to było, gdyby zamiast swojego kłamstwa, powiedziała prawdę. Cieszyłby się, czy wściekł? Wolała tego nie sprawdzać. O wiele mniej obawiała się gniewu rodziców, niż tego, że chłopak mógłby wprost wykrzyczeć jej, że nie chce tego dziecka, że nawet by go nie kochał. Wolała zniszczyć opinię swoich opiekunów, niż usłyszeć od niego coś tak strasznego, tego jednego była pewna.
Usiadła do stołu i bez słowa zaczęła jeść śniadanie, zastanawiając się jak ma rozpocząć ten temat, aby w jak najmniejszy stopniu zawieść swoich rodziców, chociaż chyba było to niemożliwe, byłą pewna, że tego jej nie wybaczą. Gdy wszyscy już skończyli posiłek spojrzała nieśmiało matce w oczy, po czym odezwała się niepewnie.
- Chciałabym porozmawiać z rodzicami, czy możecie na chwilę zostawić na samych?- zwróciła się do rodziców osmozjanina, czując jak serce zaczynało jej bić coraz mocniej. Jednocześnie pod stołem brunet ścisnął delikatnie jej dłoń i pogładził czubkiem jej wierch, równocześnie posyłając jej pocieszający uśmiech. Wzięła głęboki wdech, po czym wstała od stołu i oparła się plecami o blat kuchenny, patrząc rodzicom głęboko w oczy.
- Mamo, tato, zrobiłam coś złego, ale… Proszę, obiecajcie, że nie będziecie mnie potępiać.
- Nie będziemy kochanie, nie ważne, co zrobiłaś jesteś naszą córką, pamiętaj o tym.- zapewniła jej matka, stając naprzeciwko córki,- Kochamy cię skarbie i zawsze ci pomożemy, powiedz tylko co się stało.
- Ja… będziecie dziadkami.- wyrzuciła z siebie, nim zdążyła do końca się zastanowić, czy warto mówić im to tak prosto z mostu, a nie zacząć od jakiegoś wyjaśnienia.
Gdy usłyszała tą wiadomość poczuła, jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Jej ukochana córka zniszczyła sobie życie, nie, to nie może być prawda, a jednak. Gwen patrzyła jej teraz prosto w oczy tak przestraszonym wzrokiem, jakby przynajmniej kogoś zabiła. W tej chwili się w niej zagotowało, nie wiedziała, co ma robić i nim zdążyła się opamiętać zamachnęła się na własną córkę. Jednak tuż przed tym jak dotknęła jej policzka poczuła mocny uścisk na nadgarstku, a chwilę później szarpnięcie w tył. Jej uszu dobiegł groźny, ponury głos, jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ten miły chłopak, który odwiedzał ich kiedyś niemal każdego dnia zwracał się kiedyś do kogoś w taki sposób.
- Naprawdę chcesz uderzyć ciężarną córkę?- wymamrotał jej do ucha. Opanowała się w jednej chwili, opuściła powoli dłoń, ale wciąż była wściekła i rozczarowana, nie była wstanie zapanować nad emocjami, po prostu się rozpłakała.
- Jak mogłaś nam to zrobić?- spytała cicho.- Przecież ty nawet nie masz chłopaka, jak to więc możliwe? Kto jest jego ojcem?- ostatnie pytanie uderzyło w dziewczynę jak piorun z jasnego nieba, przez chwilę zapragnęła powiedzieć prawdę, ale szybko się opanowała.
- Nie wybaczycie mi tego.- szepnęła, dając upust łzom, które zaczęły spływać po jej policzkach. Frank westchnął cicho, po czym podszedł do córki i przytulił ją mocno.
- Wybaczymy, wszystko ci wybaczymy córeczko. Jego ojciec… ty nie wiesz kim on jest, prawda?- spytał spokojnie.
- Chcesz powiedzieć, że nasza córka puściła się z byle kim?!- wrzasnęła odpychając go od zielonookiej, a następnie wymierzyła jej siarczysty policzek.- Jak mogłaś się aż tak upokorzyć?!- wywrzeszczała, nie zważając na nasilający się płacz dziewczyny, na to, że sprawiła jej ból, że po raz pierwszy w życiu ją uderzyła.
Nie mógł na to pozwolić, nie mógł patrzeć jak Natalia traktuje w tak okrutny sposób własną córkę, ale przede wszystkim nie mógł uwierzyć, że nie zdążył jej powstrzymać, był pewien, że kobiecie już przeszło, a teraz Gwen płakała, płakała, bo pozwolił ją uderzyć. Chwycił ją w pasie i odepchnął na drugi koniec kuchni, po czym przytulił mocno przyjaciółkę, a następnie powiedział coś, czego chyba do końca nie przemyślał.
- Jak mogliście tak w ogóle pomyśleć? Przecież to wasza córka do cholery, powinniście mieć o niej lepsze zadanie. Z nikim się nie puściła, to ja, jasne? Ja jestem ojcem tego dziecka i czy wam się to podoba czy nie musicie to zaakceptować!- wrzasnął, chwytając przyjaciółkę za rękę i pociągnął ją do jej pokoju. Zamknął za sobą drzwi na klucz i przytulił ją mocno.- No, już dobrze, nie płacz, wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się.- szepnął jej do ucha.
- Jesteś ojcem?- spytała zaskoczona. Skąd on to wiedział? Przecież nikomu tego nie mówiła.
- Coś musiałem im powiedzieć, nie mogłem już na to patrzeć. Zostanę z Tobą do porodu, później zrzeknę się praw ojcowskich i wyjadę. Tobie nic nie zrobią, to ja będę dupkiem, który porzucił własne dziecko, a skoro mnie nie będzie to nie ma problemu, mnie też nic nie zrobią. Tak będzie lepiej. Pomogę ci, rozumiesz?- wyjaśnił, biorąc ja na ręce i położył ją na łóżku.- Już dobrze, odpocznij.- szepnął, całując ją w czoło i wyszedł.
czwartek, 4 czerwca 2015
Odnaleźć siebie II część 24
Wiem, że długo mnie nie było i nie dawałam żadnej informacji, ale ciężko to zrobić mając szlaban. Od dwóch dni mam z powrotem dostęp do kompa, ogarnęłam się szybko i macie nowy rozdział.
- Wszystko w porządku? Jest dopiero druga, a ty śpisz już od ponad godziny.- zauważył.
- Tak, mówiłam ci, że jestem zmęczona, a ty wymyśliłeś sobie jakąś imprezę z okazji śmierci.- mruknęła.- Ja chcę spać.
- Dobrze.- szepnął cicho.- Nie będę ci przeszkadzał, spij, ale ja muszę zejść do szkoły, to moje przyjęcie i nie mogę tutaj zostać. Słodkich snów.
- Ta, ta.- wybełkotała zmęczona, po czym przytuliła się do poduszki i zapadła w głęboki sen. Brunet zaśmiał się cicho, znów ją pocałował, opatulił wyczarowanym kocem i zszedł z powrotem na dół.
*~*
Nie wiedziała dlaczego, ale coś ciągnęło ją do domu. Stała w markecie przy lodówce, nakładała do koszyka jakieś serki, wydawała się być spokojna, ociągała się, wiedziała, że im dłużej jej nie będzie tym lepiej. Wszystko wyglądało normalnie, a mimo wszystko nagle poczuła, że musi wracać do domu. W środku coś ciągnęło ją, aby jak najszybciej wybiec ze sklepu i szybko wrócić do niego. Mimo wszystko nie ruszyła się nawet o krok, stała tak, jakby nic się nie działo, dalej zastanawiając się nad tym, który serek jest zdrowszy. Wiedziała, czułą, że za chwilę stanie się coś złego, lecz nie przyspieszyła. W końcu po dłuższej chwili dotarła do kasy, a następnie spokojnym spacerem ruszyła w stronę domu. Po jej głowie krążyło tysiąc myśli, gdzieś przez podświadomość przebijała się rozpacz i ogromne uczucie straty, żalu, bólu i tęsknoty, lecz nie pozwalała mu się przedrzeć się do rzeczywistości.
Po krótkiej chwili chwyciła za klamkę drzwi i weszła do domu.
- Kevin, jesteś tu?- spytała cicho, nikt jej jednak nie odpowiedział.- Kevin!- zawołała, kierując się na górę, po czym pociągnęła za drzwi od sypialni.
*~*
Poderwała się z głośnym krzykiem, dziękując w duchu, że obudziła się właśnie w tym momencie. Wiedziała, co będzie dalej i wolała, aby ten koszmar się nie kończył. Nie chciała wracać do tamtego dnia, myślała, że dawno ma to za sobą, że już po wszystkim. Tak dawno nie śniła tego koszmaru, już nawet powoli zapominała, że chłopak jest martwy, a teraz to wszystko wróciło. Tylko dlaczego właśnie teraz? Przecież było tak dobrze, miała go tuż obok, była szczęśliwa. Wzięła głęboki oddech, aby się jakoś uspokoić, po czym podskoczyła przerażona, gdyż usłyszała zza zagłówka łóżka przeraźliwy syk. Miała już schować się pod kołdrą, lecz w tej samej chwili jej oczom ukazał się Lucyfer, kot Kevina. Rzuciła mu tylko wściekłe spojrzenie i przytuliła się do poduszki.
- Ponoć chciałaś mnie widzieć.- warknął drwiącym tonem.- Nie zamierzam się jednak tłumaczyć, no bo skąd mogłem wiedzieć, że to on? W Piekle nie pokazuje się w tej postaci, a ty nie powinnaś tutaj być, to nie twoje miejsce.
- A twoje niby tak?!- wrzasnęła rozzłoszczona jego bezczelnością.- Co ty w ogóle tutaj robisz i skąd wiesz, że to on?
- Naiwna idiotka.- skomentował krótko, wskakując na łóżko. Położył się naprzeciwko niej i kontynuował znudzonym tonem, okazując jej z każdym słowem mniej szacunku.- Nigdy nie zastanowiłaś się nad tym skąd taka istota jak ja się wzięła? Pierwsze sześćdziesiąt sześć lata swojego życia spędziłem u boku Szatana, stworzył mnie, a gdy się mu znudziłem porzucił na ziemi. Znalazł mnie Devin, gdy miał trzynaście lat. Zabrał mnie z dziadkiem Kevina na Osmos, tam wtedy znalazłem dom i tak już zostało, a ty jesteś tylko żałosną śmiertelniczką, nie masz prawa tutaj być, to nie jest miejsce dla ciebie.
- Odezwał się. Lucyfer tak cię kochał, że stałeś się zabawką mojego ojca.- burknął wchodząc do środka, po czym zwrócił się do ukochanej.- Goście już poszli.- szepnął, po czym jego twarz wykrzywił grymas bólu, a następnie szybko „nałożył” na nią maskę obojętności. Anodytka westchnęła cicho, patrząc na niego przepraszająco, znów raniła go wspomnieniami, chłopak widział jej sen, widział, że cierpi, że wolałaby aby było tak jak kiedyś.
Wpatrywał się w nią przez krótki moment, po czym bez słowa podszedł do ściany, na której stworzył swoje wrota, przebrał ją pstryknięciem palca w krótkie, czarne szorty i za dużą o rozmiar białą koszulkę, wziął za rękę i razem przekroczyli próg.
- Idź spać, byłaś zmęczona.- burknął.
- Przepraszam.- szepnęła, ciągnąc go na łóżko i wtuliła się w jego klatkę piersiową. -Nie wiem dlaczego tak wyszło, mam złe przeczucia. Wiesz, ten sen mnie przeraził, ale kiedy jeszcze trwał czułam, że się dziwnie dobrze. Tak, jakby twoja śmierć miała nam przynieść coś dobrego.
Diabeł zaśmiał się cicho i cmoknął ją w czoło, a następnie ułożył ją na łóżku i sam położył się obok niej, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi i składając na niej delikatny pocałunek.
- Może przyniesie, ty zawsze masz rację, ale nie myśl o tym, czas pokaże. I nie przepraszaj, to nie twoja wina, że odszedłem, masz prawo się tak czuć.
- Nie, to nie tak, że…- chciała zaprotestować, ale nagle poczuła, że nie wie co powiedzieć. Brakowało jej słownictwa, czuła się jak małe dziecko, które chce przekazać coś swoim rodzicom, ale nie potrafi jeszcze mówić. Czarnooki ponownie się zaśmiał, a gdy skinął głową wszystko wróciło do normy.
- Nic już nie mów, nie mam pretensji, idź już spać.- powiedział układając wygodnie, po czym zamknął oczy i zapadł w sen.
*~*
Było jej gorąco, bardzo gorąco, w dodatku czuła, że zaczyna się dusić, jakby nagle ktoś wepchnął w nią ogromny kłąb dymu. Dookoła słychać było trzaski, lecz niczego nie widziała, pomieszczenie, w którym się znajdowała było całe poszarzałe od dymu, przez co niczego nie mogła dostrzec. Powoli ogarniało ją przerażenie, nie wiedziała, co robić, przez krótki moment siedziała tylko, pozwalając ogarnąć się przerażeniu, a następnie poderwała gwałtownie i wyskoczyła z okna. Dopiero, gdy spadała w dół zorientowała się, że wcześniej znajdowała się na ostatnim piętrze wysokiego wieżowca, a teraz zmierza w coraz większym tempie ku parkingowi pod nią. Zamknęła oczy tuż przed zderzeniem z ziemią. Nie dotarła jednak do celu, gdyż chwilę później obudziła się z krzykiem.
Poderwała się do pozycji siedzącej, po czym oparła o zagłówek łóżka, dysząc ciężko. Przerażona rozejrzała się po pokoju, a kiedy zdała sobie sprawę z tego, że znajduje się w dworku, a konkretnie w małym pokoju na poddaszu uspokoiła się nieco i właśnie w tej chwili dotarło do niej, że pod drzwiami stoją spakowane walizki. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą, a więc przespała cały dzień. Westchnęła cicho i w tej samej chwili drzwi pokoju uchyliły się lekko, a do środka weszła pani Levin.
- Dobrze, że już nie spisz skarbie, ponieważ za chwilę lecimy, przebierz się i staw pod dworkiem za piętnaście minut, dobrze?
- Tak mamo.- szepnęła i zawahała się chwilę. Chciała opowiedzieć jej swój sen a raczej oba sny, chciała, usłyszeć, że to tylko taka głupota, ale w głębi duszy czuła, że stanie się coś złego, że to ostrzeżenie, a mama i tak jej nie zrozumie, więc zrezygnowała z tego pomysłu.
Brunetka opuściła jej pokój i wtedy coś do niej dotarło. Pierwszy sen opowiadał o tym, co już się stało, o śmierci Kevina, drugi natomiast przedstawiał jej własną śmierć. Może to była zapowiedź tego, co dopiero ma się wydarzyć? Może niedługo przyjdzie jej pożegnać się z tym światem?
Niedawno tak tego chciała, a teraz? Teraz ogarnęło ją przerażenie, nie, nie może tak skończyć, to jeszcze nie jej pora, przecież ma dla kogo żyć.
*** *** ***
Pochylił się nad nią, po czym pocałował w kark. Kobieta otworzyła leniwie oczy, po czym przyjrzała się mu dokładnie zaspanym wzrokiem,- Wszystko w porządku? Jest dopiero druga, a ty śpisz już od ponad godziny.- zauważył.
- Tak, mówiłam ci, że jestem zmęczona, a ty wymyśliłeś sobie jakąś imprezę z okazji śmierci.- mruknęła.- Ja chcę spać.
- Dobrze.- szepnął cicho.- Nie będę ci przeszkadzał, spij, ale ja muszę zejść do szkoły, to moje przyjęcie i nie mogę tutaj zostać. Słodkich snów.
- Ta, ta.- wybełkotała zmęczona, po czym przytuliła się do poduszki i zapadła w głęboki sen. Brunet zaśmiał się cicho, znów ją pocałował, opatulił wyczarowanym kocem i zszedł z powrotem na dół.
*~*
Nie wiedziała dlaczego, ale coś ciągnęło ją do domu. Stała w markecie przy lodówce, nakładała do koszyka jakieś serki, wydawała się być spokojna, ociągała się, wiedziała, że im dłużej jej nie będzie tym lepiej. Wszystko wyglądało normalnie, a mimo wszystko nagle poczuła, że musi wracać do domu. W środku coś ciągnęło ją, aby jak najszybciej wybiec ze sklepu i szybko wrócić do niego. Mimo wszystko nie ruszyła się nawet o krok, stała tak, jakby nic się nie działo, dalej zastanawiając się nad tym, który serek jest zdrowszy. Wiedziała, czułą, że za chwilę stanie się coś złego, lecz nie przyspieszyła. W końcu po dłuższej chwili dotarła do kasy, a następnie spokojnym spacerem ruszyła w stronę domu. Po jej głowie krążyło tysiąc myśli, gdzieś przez podświadomość przebijała się rozpacz i ogromne uczucie straty, żalu, bólu i tęsknoty, lecz nie pozwalała mu się przedrzeć się do rzeczywistości.
Po krótkiej chwili chwyciła za klamkę drzwi i weszła do domu.
- Kevin, jesteś tu?- spytała cicho, nikt jej jednak nie odpowiedział.- Kevin!- zawołała, kierując się na górę, po czym pociągnęła za drzwi od sypialni.
*~*
Poderwała się z głośnym krzykiem, dziękując w duchu, że obudziła się właśnie w tym momencie. Wiedziała, co będzie dalej i wolała, aby ten koszmar się nie kończył. Nie chciała wracać do tamtego dnia, myślała, że dawno ma to za sobą, że już po wszystkim. Tak dawno nie śniła tego koszmaru, już nawet powoli zapominała, że chłopak jest martwy, a teraz to wszystko wróciło. Tylko dlaczego właśnie teraz? Przecież było tak dobrze, miała go tuż obok, była szczęśliwa. Wzięła głęboki oddech, aby się jakoś uspokoić, po czym podskoczyła przerażona, gdyż usłyszała zza zagłówka łóżka przeraźliwy syk. Miała już schować się pod kołdrą, lecz w tej samej chwili jej oczom ukazał się Lucyfer, kot Kevina. Rzuciła mu tylko wściekłe spojrzenie i przytuliła się do poduszki.
- Ponoć chciałaś mnie widzieć.- warknął drwiącym tonem.- Nie zamierzam się jednak tłumaczyć, no bo skąd mogłem wiedzieć, że to on? W Piekle nie pokazuje się w tej postaci, a ty nie powinnaś tutaj być, to nie twoje miejsce.
- A twoje niby tak?!- wrzasnęła rozzłoszczona jego bezczelnością.- Co ty w ogóle tutaj robisz i skąd wiesz, że to on?
- Naiwna idiotka.- skomentował krótko, wskakując na łóżko. Położył się naprzeciwko niej i kontynuował znudzonym tonem, okazując jej z każdym słowem mniej szacunku.- Nigdy nie zastanowiłaś się nad tym skąd taka istota jak ja się wzięła? Pierwsze sześćdziesiąt sześć lata swojego życia spędziłem u boku Szatana, stworzył mnie, a gdy się mu znudziłem porzucił na ziemi. Znalazł mnie Devin, gdy miał trzynaście lat. Zabrał mnie z dziadkiem Kevina na Osmos, tam wtedy znalazłem dom i tak już zostało, a ty jesteś tylko żałosną śmiertelniczką, nie masz prawa tutaj być, to nie jest miejsce dla ciebie.
- Odezwał się. Lucyfer tak cię kochał, że stałeś się zabawką mojego ojca.- burknął wchodząc do środka, po czym zwrócił się do ukochanej.- Goście już poszli.- szepnął, po czym jego twarz wykrzywił grymas bólu, a następnie szybko „nałożył” na nią maskę obojętności. Anodytka westchnęła cicho, patrząc na niego przepraszająco, znów raniła go wspomnieniami, chłopak widział jej sen, widział, że cierpi, że wolałaby aby było tak jak kiedyś.
Wpatrywał się w nią przez krótki moment, po czym bez słowa podszedł do ściany, na której stworzył swoje wrota, przebrał ją pstryknięciem palca w krótkie, czarne szorty i za dużą o rozmiar białą koszulkę, wziął za rękę i razem przekroczyli próg.
- Idź spać, byłaś zmęczona.- burknął.
- Przepraszam.- szepnęła, ciągnąc go na łóżko i wtuliła się w jego klatkę piersiową. -Nie wiem dlaczego tak wyszło, mam złe przeczucia. Wiesz, ten sen mnie przeraził, ale kiedy jeszcze trwał czułam, że się dziwnie dobrze. Tak, jakby twoja śmierć miała nam przynieść coś dobrego.
Diabeł zaśmiał się cicho i cmoknął ją w czoło, a następnie ułożył ją na łóżku i sam położył się obok niej, wtulając twarz w zagłębienie jej szyi i składając na niej delikatny pocałunek.
- Może przyniesie, ty zawsze masz rację, ale nie myśl o tym, czas pokaże. I nie przepraszaj, to nie twoja wina, że odszedłem, masz prawo się tak czuć.
- Nie, to nie tak, że…- chciała zaprotestować, ale nagle poczuła, że nie wie co powiedzieć. Brakowało jej słownictwa, czuła się jak małe dziecko, które chce przekazać coś swoim rodzicom, ale nie potrafi jeszcze mówić. Czarnooki ponownie się zaśmiał, a gdy skinął głową wszystko wróciło do normy.
- Nic już nie mów, nie mam pretensji, idź już spać.- powiedział układając wygodnie, po czym zamknął oczy i zapadł w sen.
*~*
Było jej gorąco, bardzo gorąco, w dodatku czuła, że zaczyna się dusić, jakby nagle ktoś wepchnął w nią ogromny kłąb dymu. Dookoła słychać było trzaski, lecz niczego nie widziała, pomieszczenie, w którym się znajdowała było całe poszarzałe od dymu, przez co niczego nie mogła dostrzec. Powoli ogarniało ją przerażenie, nie wiedziała, co robić, przez krótki moment siedziała tylko, pozwalając ogarnąć się przerażeniu, a następnie poderwała gwałtownie i wyskoczyła z okna. Dopiero, gdy spadała w dół zorientowała się, że wcześniej znajdowała się na ostatnim piętrze wysokiego wieżowca, a teraz zmierza w coraz większym tempie ku parkingowi pod nią. Zamknęła oczy tuż przed zderzeniem z ziemią. Nie dotarła jednak do celu, gdyż chwilę później obudziła się z krzykiem.
Poderwała się do pozycji siedzącej, po czym oparła o zagłówek łóżka, dysząc ciężko. Przerażona rozejrzała się po pokoju, a kiedy zdała sobie sprawę z tego, że znajduje się w dworku, a konkretnie w małym pokoju na poddaszu uspokoiła się nieco i właśnie w tej chwili dotarło do niej, że pod drzwiami stoją spakowane walizki. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą, a więc przespała cały dzień. Westchnęła cicho i w tej samej chwili drzwi pokoju uchyliły się lekko, a do środka weszła pani Levin.
- Dobrze, że już nie spisz skarbie, ponieważ za chwilę lecimy, przebierz się i staw pod dworkiem za piętnaście minut, dobrze?
- Tak mamo.- szepnęła i zawahała się chwilę. Chciała opowiedzieć jej swój sen a raczej oba sny, chciała, usłyszeć, że to tylko taka głupota, ale w głębi duszy czuła, że stanie się coś złego, że to ostrzeżenie, a mama i tak jej nie zrozumie, więc zrezygnowała z tego pomysłu.
Brunetka opuściła jej pokój i wtedy coś do niej dotarło. Pierwszy sen opowiadał o tym, co już się stało, o śmierci Kevina, drugi natomiast przedstawiał jej własną śmierć. Może to była zapowiedź tego, co dopiero ma się wydarzyć? Może niedługo przyjdzie jej pożegnać się z tym światem?
Niedawno tak tego chciała, a teraz? Teraz ogarnęło ją przerażenie, nie, nie może tak skończyć, to jeszcze nie jej pora, przecież ma dla kogo żyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)