-Kogo?- spytali jednocześnie Ben z panią Levin, przerywając mu ten nagły wybuch złości.
Brunet zawahał się chwilę, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział i szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia. Z pomocą przyszedł mu skruszony kocur.
- Aleksandra ojciec również się zabił.- wyjaśnił, automatycznie odsuwając się od diabła o krok.- Chłopak zawsze wierzył, że nie zrobił tego bez powodu.
- Wiem, że nas kochał, mnie i mamę, że ni gdyby nie postąpił tak lekkomyślnie. Nie zostawiłby nas z powodu głupiego strachu, to najodważniejszy człowiek, jakiego dane mi było poznać.- podchwycił i dokończył, licząc, że nikt się nie zorientuje, że przecież Lucy nawet nie ma prawa go znać, bo jest tutaj po praz pierwszy.
- No dobrze, ruszajmy dalej, bo posiadłość jest duża, a mamy tylko dwa dni.- zakomenderowała osmozjanka, po czym ruszyli w dalszą drogę.
Przez kilka godzin zwiedzali najróżniejsze sale, lochy i ogrody znajdujące się na terenie dworku, ale ona nie skupiała się zbytnio na tym, co mówi oprowadzająca ich pracownica, ani na tym, co właśnie mijali, miała w końcu jeszcze sporo lat, aby tutaj wrócić. Zawsze lubiła poznawać nowe rzeczy, ale tym razem ku własnemu zaskoczeniu była strasznie znudzona i nie marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, aby zamknąć się w jednym z obszernych pokoi i iść już spać.
- Jeszcze tylko sala bankietowa, gabinet taty, małe muzeum i możemy już iść.- szepnął jej do ucha rozbawiony.
- Muzeum?- spytała z westchnieniem.
- Tak, ale to tylko jakieś 150 metrów powierzchni, jakoś dasz radę.
- 150? To ile ma to wszystko?- warknęła zirytowana.- Nogi mnie już bolą.
- I tak nie zwiedzamy wszystkiego, są pomieszczenia, gdzie osoby niewtajemniczone nie mają dostępu no i nie zwiedzamy sypialni. Szczerze? Nie mam pojęcia, ale dużo. Budynek jest bardzo obszerny, a ma trzy pietra, poddasze, piwnice i skarbiec pod nią. Kiedyś , jak będę miał czas to policzę, ale nie teraz, dobrze?
- Odmawiam dalszego spaceru. Mamy tutaj być dwa dni, a zwiedziliśmy już chyba wszystko, mam dosyć, rozumiesz.- warknęła, a on tylko roześmiał się głośno, po czym przymknął oczy. W przestrzeń rozniósł się głos rudowłosej, mimo iż ta miała zamknięte usta.
- Barbaro, oprowadź ich po pozostałych pomieszczeniach, nie przerywajcie, a my już idziemy. Jestem zmęczona, zobaczymy się rano, dobrze? Na kolację poprosimy specjał kucharza, a od reszty zbierz zamówienia po wycieczce, po czym ulokuj w odpowiednich sypialniach. Przydzielaj tylko te dla specjalnych gości. Aha, przyślij mi po wszystkim Lucyfera, musimy omówić parę spraw. Do zobaczenia.
Kobieta odwróciła się w ich stronę, po czym skinęła głową.
- Rozumiem, że chodzi pani o apartamenty królewskie. Wszytko zostanie wykonane.- zapewniła z uśmiechem.
- Dokładnie, dziękuję.- potwierdziła, po czym powtórzyła to, co przekazał jej ukochany.- Mamę ulokuj w jej sypialni i zapewnij wszystkie wygody.
Kiedy osmozjanka potwierdziła skinieniem głowy, że wykona polecenie, brunet objął ją za rękę, po czym poprowadził na poddasze do sypialni z wyrytym na drzwiach napisem Kev.
- Nie lubiłem tego przepychu, tata zorganizował mi taki skromny, mały pokoik, żebym tutaj też mógł być sobą.- wyjaśnił otwierając drzwi.
Faktycznie, w porównaniu do komnaty, w której kiedyś spała to pomieszczenie było małe, rozmiarami przypominało pokój Kevina w jego dawnym domu, było tylko troszkę mniejsze. Na ziemi leżało ciemne, egzotyczne drewno, którego nie rozpoznała, ściany były pomalowane białą farbą, która jednak zdążyła poszarzeć już z biegiem lat, skośny sufit był pomalowany tą samą farbą, a pod nim biegły drewniane belki. Na środku pomieszczenia stało duże drewniane łóżko, które chyba jako jedyne nie było zaścielone drogą satyną, lecz zwykłym kocem. Po jego obu bokach były pionowe belki ciągnące się od ziemi aż do sufitu. Z tyłu było z pół metra wolnej przestrzeni, a na ścianie znajdowało się niewielkie, okrągłe okno, drugie, prostokątne zdobiło ścianę po ich lewej stronie, a po prawej stała stara, dębowa szafa. Na środku sufitu zwisał niewielki, prosty żyrandol, przypominający lampę naftową, a żarówka w nim imitowała świecę. W pomieszczeniu nie znajdowało się już nic więcej, a ściany nie były ozdobione starymi obrazami, jak reszta dworku.
Mimo iż sypialnia była niemal pusta zachwyciła ją o wiele bardziej, niż cała posiadłość. Było tutaj tak zwyczajnie, a pustka nie przytłaczała jej, lecz sprawiała, że czuła się o wiele swobodniej. Pokoik wydał jej się niezwykły i niemal od razu zrozumiała dlaczego przyprowadził ją właśnie tutaj. Szybko poczuła, że nie mógł wybrać lepszego miejsca. W końcu ona też nie lubiła przepychu, była zwyczajna, jak on.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą na łóżko. Była już dość wyczerpana, aby jeszcze stać.
- Wiesz, że dzisiaj mija dziesięć lat?- spytał cicho, gdy już leżeli wtuleni w siebie i machnął ręką. Zamek w drzwiach przeskoczył, a on zmienił swoje rysy twarzy.- Dokładnie dziesięć lat odkąd cię porzuciłem.
- To dzisiaj?- spytała piskliwym głosem, przerażona myślą, że po raz pierwszy zapomniała o rocznicy jego śmierci.- Przepraszam, zapomniałam.
- Tak skarbie, dzisiaj, ale nie przepraszaj. W zaświatach nie obchodzi się rocznicy urodzin, lecz śmierci. Dzisiaj wypada moja kolej, organizuję przyjęcie, oczywiście jesteś zaproszona. Zaczynamy za dwie godziny. My sobie poudajemy, że śpimy, a w tym czasie możemy ruszyć do mojej posiadłości w Los Diablos. Ja nie mam wyjścia jako organizator i liczę, że zechcesz mi towarzyszyć.
- Co? Nie, nie mam się w co ubrać, oni wszyscy są tacy eleganccy, nie będę tam pasowała.
- Ależ będziesz idealnie.- wyszeptał jej do ucha i w tej samej chwili poczuła, że coś mocno ścisnęło jej żebra. Spojrzała na niego zaskoczona, a przed nią na ścianie pojawiło się duże lustro. Na swój widok poderwała się zaskoczona na nogi. Na swoim ciele miała czarną, balową suknię z gorsetem, wyszywaną złotymi nićmi, na nogach czarne, dwunastocentymetrowe szpilki, a jej włosy były upięte w misterny kok z jednym opadającym na policzek kosmykiem. Na szyi zawisł również czarny łańcuch z wisiorkiem w kształcie orlego skrzydła, a na głowie błyszczał srebrzysty diadem. On za to wyczarował sobie czarną koszulę od jednego z najdroższych projektantów, której rozpiął dwa górne guziki, aby odsłonić swoją nienaturalnie bladą teraz skórę. Jego nogi i pośladki podkreślały czarne, dżinsowe rurki, a wokół czarnych oczu pojawiły się czerwono krwiste obwódki. Włosy miał roztrzepane, co dodawało mu jeszcze większego uroku.
- To co, idziemy?- spytał cicho, chwytając ją za rękę.
- Wyglądasz bosko, ale jak dla mnie trochę upiornie.- skwitowała, gdy on tworzył przejście na ścianie.
- Dziękuję.- szepnął zadowolony, po czym przekroczyli próg. Wrota zdążyły już zniknąć, gdy po pomieszczeniu wciąż jeszcze roznosił się jego śmiech, który wydał z siebie, chwile przed zamknięciem drzwi. Wszystko ucichło w chwili, w której ze ściany zniknął złoty kontur.
Brunet zawahał się chwilę, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział i szukając jakiegoś logicznego wyjaśnienia. Z pomocą przyszedł mu skruszony kocur.
- Aleksandra ojciec również się zabił.- wyjaśnił, automatycznie odsuwając się od diabła o krok.- Chłopak zawsze wierzył, że nie zrobił tego bez powodu.
- Wiem, że nas kochał, mnie i mamę, że ni gdyby nie postąpił tak lekkomyślnie. Nie zostawiłby nas z powodu głupiego strachu, to najodważniejszy człowiek, jakiego dane mi było poznać.- podchwycił i dokończył, licząc, że nikt się nie zorientuje, że przecież Lucy nawet nie ma prawa go znać, bo jest tutaj po praz pierwszy.
- No dobrze, ruszajmy dalej, bo posiadłość jest duża, a mamy tylko dwa dni.- zakomenderowała osmozjanka, po czym ruszyli w dalszą drogę.
Przez kilka godzin zwiedzali najróżniejsze sale, lochy i ogrody znajdujące się na terenie dworku, ale ona nie skupiała się zbytnio na tym, co mówi oprowadzająca ich pracownica, ani na tym, co właśnie mijali, miała w końcu jeszcze sporo lat, aby tutaj wrócić. Zawsze lubiła poznawać nowe rzeczy, ale tym razem ku własnemu zaskoczeniu była strasznie znudzona i nie marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, aby zamknąć się w jednym z obszernych pokoi i iść już spać.
- Jeszcze tylko sala bankietowa, gabinet taty, małe muzeum i możemy już iść.- szepnął jej do ucha rozbawiony.
- Muzeum?- spytała z westchnieniem.
- Tak, ale to tylko jakieś 150 metrów powierzchni, jakoś dasz radę.
- 150? To ile ma to wszystko?- warknęła zirytowana.- Nogi mnie już bolą.
- I tak nie zwiedzamy wszystkiego, są pomieszczenia, gdzie osoby niewtajemniczone nie mają dostępu no i nie zwiedzamy sypialni. Szczerze? Nie mam pojęcia, ale dużo. Budynek jest bardzo obszerny, a ma trzy pietra, poddasze, piwnice i skarbiec pod nią. Kiedyś , jak będę miał czas to policzę, ale nie teraz, dobrze?
- Odmawiam dalszego spaceru. Mamy tutaj być dwa dni, a zwiedziliśmy już chyba wszystko, mam dosyć, rozumiesz.- warknęła, a on tylko roześmiał się głośno, po czym przymknął oczy. W przestrzeń rozniósł się głos rudowłosej, mimo iż ta miała zamknięte usta.
- Barbaro, oprowadź ich po pozostałych pomieszczeniach, nie przerywajcie, a my już idziemy. Jestem zmęczona, zobaczymy się rano, dobrze? Na kolację poprosimy specjał kucharza, a od reszty zbierz zamówienia po wycieczce, po czym ulokuj w odpowiednich sypialniach. Przydzielaj tylko te dla specjalnych gości. Aha, przyślij mi po wszystkim Lucyfera, musimy omówić parę spraw. Do zobaczenia.
Kobieta odwróciła się w ich stronę, po czym skinęła głową.
- Rozumiem, że chodzi pani o apartamenty królewskie. Wszytko zostanie wykonane.- zapewniła z uśmiechem.
- Dokładnie, dziękuję.- potwierdziła, po czym powtórzyła to, co przekazał jej ukochany.- Mamę ulokuj w jej sypialni i zapewnij wszystkie wygody.
Kiedy osmozjanka potwierdziła skinieniem głowy, że wykona polecenie, brunet objął ją za rękę, po czym poprowadził na poddasze do sypialni z wyrytym na drzwiach napisem Kev.
- Nie lubiłem tego przepychu, tata zorganizował mi taki skromny, mały pokoik, żebym tutaj też mógł być sobą.- wyjaśnił otwierając drzwi.
Faktycznie, w porównaniu do komnaty, w której kiedyś spała to pomieszczenie było małe, rozmiarami przypominało pokój Kevina w jego dawnym domu, było tylko troszkę mniejsze. Na ziemi leżało ciemne, egzotyczne drewno, którego nie rozpoznała, ściany były pomalowane białą farbą, która jednak zdążyła poszarzeć już z biegiem lat, skośny sufit był pomalowany tą samą farbą, a pod nim biegły drewniane belki. Na środku pomieszczenia stało duże drewniane łóżko, które chyba jako jedyne nie było zaścielone drogą satyną, lecz zwykłym kocem. Po jego obu bokach były pionowe belki ciągnące się od ziemi aż do sufitu. Z tyłu było z pół metra wolnej przestrzeni, a na ścianie znajdowało się niewielkie, okrągłe okno, drugie, prostokątne zdobiło ścianę po ich lewej stronie, a po prawej stała stara, dębowa szafa. Na środku sufitu zwisał niewielki, prosty żyrandol, przypominający lampę naftową, a żarówka w nim imitowała świecę. W pomieszczeniu nie znajdowało się już nic więcej, a ściany nie były ozdobione starymi obrazami, jak reszta dworku.
Mimo iż sypialnia była niemal pusta zachwyciła ją o wiele bardziej, niż cała posiadłość. Było tutaj tak zwyczajnie, a pustka nie przytłaczała jej, lecz sprawiała, że czuła się o wiele swobodniej. Pokoik wydał jej się niezwykły i niemal od razu zrozumiała dlaczego przyprowadził ją właśnie tutaj. Szybko poczuła, że nie mógł wybrać lepszego miejsca. W końcu ona też nie lubiła przepychu, była zwyczajna, jak on.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą na łóżko. Była już dość wyczerpana, aby jeszcze stać.
- Wiesz, że dzisiaj mija dziesięć lat?- spytał cicho, gdy już leżeli wtuleni w siebie i machnął ręką. Zamek w drzwiach przeskoczył, a on zmienił swoje rysy twarzy.- Dokładnie dziesięć lat odkąd cię porzuciłem.
- To dzisiaj?- spytała piskliwym głosem, przerażona myślą, że po raz pierwszy zapomniała o rocznicy jego śmierci.- Przepraszam, zapomniałam.
- Tak skarbie, dzisiaj, ale nie przepraszaj. W zaświatach nie obchodzi się rocznicy urodzin, lecz śmierci. Dzisiaj wypada moja kolej, organizuję przyjęcie, oczywiście jesteś zaproszona. Zaczynamy za dwie godziny. My sobie poudajemy, że śpimy, a w tym czasie możemy ruszyć do mojej posiadłości w Los Diablos. Ja nie mam wyjścia jako organizator i liczę, że zechcesz mi towarzyszyć.
- Co? Nie, nie mam się w co ubrać, oni wszyscy są tacy eleganccy, nie będę tam pasowała.
- Ależ będziesz idealnie.- wyszeptał jej do ucha i w tej samej chwili poczuła, że coś mocno ścisnęło jej żebra. Spojrzała na niego zaskoczona, a przed nią na ścianie pojawiło się duże lustro. Na swój widok poderwała się zaskoczona na nogi. Na swoim ciele miała czarną, balową suknię z gorsetem, wyszywaną złotymi nićmi, na nogach czarne, dwunastocentymetrowe szpilki, a jej włosy były upięte w misterny kok z jednym opadającym na policzek kosmykiem. Na szyi zawisł również czarny łańcuch z wisiorkiem w kształcie orlego skrzydła, a na głowie błyszczał srebrzysty diadem. On za to wyczarował sobie czarną koszulę od jednego z najdroższych projektantów, której rozpiął dwa górne guziki, aby odsłonić swoją nienaturalnie bladą teraz skórę. Jego nogi i pośladki podkreślały czarne, dżinsowe rurki, a wokół czarnych oczu pojawiły się czerwono krwiste obwódki. Włosy miał roztrzepane, co dodawało mu jeszcze większego uroku.
- To co, idziemy?- spytał cicho, chwytając ją za rękę.
- Wyglądasz bosko, ale jak dla mnie trochę upiornie.- skwitowała, gdy on tworzył przejście na ścianie.
- Dziękuję.- szepnął zadowolony, po czym przekroczyli próg. Wrota zdążyły już zniknąć, gdy po pomieszczeniu wciąż jeszcze roznosił się jego śmiech, który wydał z siebie, chwile przed zamknięciem drzwi. Wszystko ucichło w chwili, w której ze ściany zniknął złoty kontur.