czwartek, 19 marca 2015

Odnaleźć siebie II część 20

Nie wiedziała już co robić. Dochodziła druga w nocy, a jej córka wciąż nie wróciła do domu, a przecież wyszła z samego rana. Bała się, że mogła jej stać się jakaś krzywda. Gwen była już od dawna dorosła, ale dla niej ciągle pozostawała piętnastolatką, którą kiedyś jej syn przyprowadził do domu. Była to pierwsza dziewczyna chłopaka, którą jej przedstawił i zawsze wiedziała, że łączy ich coś wyjątkowego. Od początku pokochała ją jak własne dziecko, mimo, że bywała rzadkim gościem. Tak też zostało i teraz brunetka strasznie się o nią martwiła. Wiedziała, że Gwen jest odpowiedzialna i nie zniknęłaby na pół nocy, nie informując jej wcześniej o tym.
Gdy zielonooka nie wróciła po dwudziestej trzeciej kobieta pomyślała, że pewnie wciąż jest na cmentarzu, tylko straciła poczucie czasu. Nie przejmowała się wyłączonym telefonem, bo zawsze go wyłączała, gdy jechała na grób Kevina. Zaczęła się martwić dopiero, gdy sama się tam udała i z przerażeniem stwierdziła, że anodytki tam nie ma. Przeszukała całe miasto, odwiedziła też Bena i Julię, a nawet Coopera, Alana, i kilku innych dawnych przyjaciół syna, ale po dwudziestoośmiolatce nie było nawet śladu.
Zrozpaczona wróciła na cmentarz. Nie wiedziała, co miałoby jej to dać, ale liczyła w głębi duszy, że jeśli jej córka wróci, to właśnie tam uda się najpierw. Harvey w tym czasie czekał na rudowłosą w ich domu.
Siedziała skulona na ziemi i wpatrywała się w tablicę nagrobka, tak bardzo się bała, że Gwendolyn może niedługo podzielić jego los, że wkrótce i ją będzie musiała odwiedzać na cmentarzu. Przełknęła głośno ślinę, a po jej policzku spłynęła łza.
- Nie pozwól jej skrzywdzić, proszę.- szepnęła cicho.- Wiem, że gdzieś tam jesteś, że się nią opiekujesz. Błagam, jeśli ma jakieś kłopoty pomóż jej, nie pozwól, aby coś jej się stało. Wiem, że o nią zadbasz, więc pomóż jej wrócić do domu.- wyszlochała w chwili, gdy usłyszała za plecami ciche kroki. Odwróciła się gwałtownie, po czym odetchnęła z ulgą. W jej stronę, trzymając się za ręce zmierzali Gwen z Aleksem.
- Córeczko!- zawołała, podbiegając do anodytki i przytuliła ją mocno.- Tak strasznie się martwiłam.
- Przepraszam.- szepnęła, odwzajemniając uścisk.- Poszłam do Aleksa, zasnęłam, on nie chciał mnie budzić, a w dodatku padł mi telefon. Naprawdę nie chciałam cię martwić, wybacz.- wytłumaczyła, dokładnie powtarzając to, co ukochany przekazywał jej w myślach, po czym uśmiechnęła się przepraszająco. Miała straszne wyrzuty sumienia, że przez to wszystko zapomniała, że mama czeka na nią w domu i może się bardzo martwić. Kobieta jednak nie wydawała się zła.
- Już dobrze, najważniejsze, że jesteś. Tylko dlaczego Aleks nie dał mi żadnej informacji?
- Jak to nie?- oburzył się chłopak, pstrykając palcami.- Wysłałem pani wiadomość koło dwudziestej drugiej.- powiedział. Gwen zaskoczyło, że chłopak kłamie matce prosto w twarz bez żadnych, chociażby najmniejszych oporów, że wciska jej tak tani kit, a w dodatku fabrykuje dowody na swoją prawdomówność.
Brunetka wyjęła z kieszeni telefon i z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że o dziesiątej dostała od niego wiadomość, ale jej nie odczytała.
- Jak ja mogłam to przeoczyć.- burknęła pod nosem.- Przepraszam was dzieci.- powiedziała zawstydzona, a jej policzki zaszły rumieńcem. Nie mogła uwierzyć, że przeoczyła coś tak ważnego, choć przecież sprawdzała skrzynkę odbiorczą z tysiąc razy.
- Niech pani nie przeprasza, to bardzo fajnie, że się pani o nią martwi. Ze mną naprawdę jest jednak bezpieczna i jeśli wie pani, że jesteśmy razem, to nie musi się przejmować, nawet jeśli wraca późno w nocy.- zapewnił, puszczając rudowłosej oczko, po czym dodał.- odwiozę panie do domu, a później wrócę do siebie, zapraszam do mojego powozu.- zaproponował, kierując się w stronę swojego hamera, który stał zaparkowany pod bramą cmentarza.
*~*
Po odwiezieniu Gwen i pani Levin do domu zmienił wóz na swoje lamborghini, którym wrócił spokojnie do Piekła.
Teraz leżał na swoim łóżku intensywnie myśląc o tym, co będzie dalej. Czuł, że rebelia przeciwko Szatanowi sprawi mu wiele kłopotów i nie potrzebnie wpakował się w to całe bagno. Z drugiej jednak strony tylko tak jego ukochana mogła zachować życie, a właśnie to liczyło się najbardziej.
Westchnął głośno i zrobił to, co zawsze, gdy miał problem, wypił szklankę wódki, a po chwili poprawił dwiema kolejnymi. Uzupełnił ją po raz czwarty, gdy nagle przypomniał sobie konsekwencje poprzedniej zabawy z alkoholem. Szybko otrzeźwił swój organizm, po czym poderwał się gwałtownie. Musiał odreagować inaczej i chyba właśnie znalazł odpowiedni sposób, gdyż przypomniało mu się, że ma do załatwienia jeszcze jedną, małą sprawę. Uśmiechnął się pod nosem, a po chwili po jego posiadłości echem odbił się jego głośny śmiech.

Z góry przepraszam jeśli są jakieś błędy, ale rozdział był kończony późno i byłam już zmęczona, ale mam nadzieję, że jest ich jak najmniej. Rozdział chyba troszkę krótszy, niż zazwyczaj, ale za to postaram się rozpisać w następnym. :)

środa, 11 marca 2015

Odnaleźć siebie II część 19

Jej nerwy powoli zaczynały sięgać zenitu. Nie rozumiała jak można być aż tak bezwstydnym. Od dwóch godzin Kleopatra zmieniała jej stroje, fryzury i biżuterię zachwycając się swoim arcydziełem za każdym razem. Tylko, że według niej ubrania, które się na niej pojawiały wcale nie eksponowały jej walorów, tylko robiły z niej kobietę pracującą w miejscu, w którym pracować wcale by nie chciała. Nie rozumiała co seksownego może być w sukience z tak głęboki dekoltem, że sięgał jej niemal do pępka, czy w bieliźnie, która zasłaniała wszystko z wyjątkiem tego, co powinna.
Wciągnęła ze świstem powietrze, aby choć trochę mniej się stresować, ale w tej samej chwili na jej ciele pojawiła się sukienka z delikatnego materiału, obszywanego złotem. Byłby to według niej idealny strój, gdyby nie jeden fakt. Przez materiał było widać jej ciało, a pod sukienką nie miała bielizny.
- Mam dość.- warknęła rozzłoszczona ostatnim strojem i poderwała się gwałtownie. Jej oczy zabłysły różem, a na miejscu sukienki pojawiły się czarne, dżinsowe rurki i niebieski top z głębokim dekoltem. Na szyję przeniosła ze swojej szuflady złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca, który kiedyś dostała od ukochanego, a na lewym nadgarstku stworzyła kilka złotych bransoletek. Pozostawiła tylko czarne szpilki na swoich stopach, które bardzo jej się spodobały.- A teraz mnie posłuchaj paniusiu. Kevin to MÓJ chłopak i JA będę decydowała jak mu się spodobać. A ty trzymaj się do MOJEGO diabełka i MOICH ubrań z daleka, bo twoje cudowne moce są żałosne. To JA jestem najpotężniejszą istotą w tej galaktyce i JA będę o sobie decydować, a ty trzymaj się ODE MNIE i MOJEGO ukochanego z daleka, rozumiesz? Wierz mi, że nie chcesz mieć WE MNIE wroga!- wrzasnęła rozwścieczona w chwili, gdy na ścianie pojawiły się czarne wrota Kevina, a ich właściciel wszedł do środka.
*~*
Stał wpatrując się w Szatana z niedowierzaniem. Więc albo weźmie udział w tym całym cyrku, albo Gwen zginie? Czuł, że kobieta w tej chwili nie miałaby żadnych oporów, ale na Ziemi czekała na nią rodzina. Westchnął cicho, po czym skinął głową.
- Niech ci będzie, daj znać, jak już zacznie się ta cała rebelia, a teraz wystaw proszę papierek o przyznaniu pobytu dla mojej panny i daj mi święty spokój, dobrze?
Lucyfer uśmiechnął się szeroko, podpisał odpowiedni dokument i podał go Kevinowi.- Bawcie się dobrze, ty i Gwen.
- Ta.- mruknął i stworzył przejście do swojej sypialni. Gdy tylko wrota się uchyliły jego uszu dobiegły krzyki ukochanej. Zdezorientowany pchnął mocniej lewe skrzydło drzwi i wparował do środka. Widok Gwen w takim ubraniu po porostu go zatkał, ale nie zwrócił w tej chwili na to większej uwagi, gdyż chwilę później dostrzegł swoją przyjaciółkę.
Brunetka stała naprzeciw rudowłosej z szeroko rozdziawionymi ustami i wpatrywała się w nią nienawistnym spojrzeniem.
- Jeszcze nikt, powtarzam NIKT nie potraktował mnie w taki sposób!- huknęła, czując, że zaczyna gotować się ze złości. Miała dodać coś jeszcze, lecz przerwał. jej drwiący śmiech diabła.
- Brawo kochanie, jestem z ciebie dumny.- powiedział, chwytając ją za rękę.- Jeszcze nikomu nie udało się sprzeciwić Kleopatrze. Ona ma manię posiadania i zawsze dostaje to, czego chce.- wyjaśnił wesoło, po czym zwrócił się do królowej Egiptu.- Powinnaś już iść, chcemy mieć troszkę czasu dla siebie. Tylko ja i Gwen.
Władczyni uniosła dumnie głowę, po czym stworzyła na ścianie przejście.
No właśnie, zawsze, a teraz chce Kevina. Chciałaś mieć we mnie wroga, to będziesz go miała. Twój młodzieńczy urok, kontra moje tysiące lat doświadczenia. Powodzenia złotko.- przekazała jej telepatycznie, po czym przekroczyła próg i zamknęła za sobą drzwi.
Zielonooka wpatrywała się z niedowierzaniem w znikający złoty kontur, po czym warknęła wściekła na bruneta.
- Podoba ci się, prawda?!
- No co ty?- spytał zaskoczony, przytulając ją czule.- Jest ekstra przyjaciółką i zna mnie jak nikt inny we wszechświecie, w końcu znamy się dziesięć lat, ale tylko przyjaciółką. Jest dla mnie zbyt władcza, wybredna i ma całą masę zachcianek, których nie chciałoby mi się nigdy w życiu spełniać. Poza tym jeśli jeszcze nie zauważyłaś ma słaby gust, ubiera się jak tania prostytutka i myśli, że tak właśnie ma być.- wyjaśnił pstrykając palcami. Top Gwen zniknął, zastąpiony czerwoną koszulą, a jej włosy opadły falami na ramionach.- Ty podobasz mi się o wiele bardziej.- szepnął kusząco, pozbawiając ją złotych bransoletek i wysokich, czarnych szpilek, które zamienił na czarne adidasy z białymi sznurówkami.- Tak lepiej. Kocham moją, skromną Gwen i taką chcę cię mieć, nie słuchaj tej psychopatki, po prostu bądź MOJĄ Gwen, a te jej groźby puść mimo uszu, bo jestem kolejną rzeczą, której nie uda się jej posiąść. Aha i przestań tak głośno myśleć, dobrze?
- Czyli już wygrałam?- spytała cicho, przybliżając lekko twarz do jego własnej.
- Uhm.- mruknął, całując ją wszyję. Jakieś trzynaście lat temu, gdy zakochałem się w tobie po raz pierwszy.- wyznał podając jej jakiś dokument.
- Co to?- spytała zaciekawiona,
- Podpisz ten dokument, a będziesz mogła odwiedzać mnie do woli. Warunek jest tylko jeden. Nikt nigdy nie ma prawa dowiedzieć się o niczym co tu zobaczysz, lub usłyszysz, ale co do tego akurat jestem pewien. Zgódź się na pobyt tymczasowy w Piekle.
- Co?! Nie mogę, mama…
- Mama nie ma nic do tego, mieszkać będziesz normalnie na Ziemi, a mnie tylko odwiedzisz od czasu do czasu, poza tym ja bez konsekwencji będę mógł odwiedzać ciebie przez całe sześćdziesiąt sześć lat, co ty na to?
- W takim razie…- zaczęła, lecz przerwał jej pocałunkiem.
- Pora wracać do domu, mama na pewno się martwi. Aleks cię odprowadzi, dobrze?- szepnął jej do ucha, przybierając postać złotookiego trzydziestolatka.