wtorek, 21 października 2014

Odnaleźć siebie II część 1

Wróciła do domu później, niż zwykle. Ku jej zaskoczeniu pani Levin czekała na nią w kuchni z kolacją. Przywitała się krótko i usiadła obok kobiety, po czym wzięła jedną kanapkę do ręki i odgryzła mały kęs.
- Kochanie, musimy porozmawiać.- Zaczęła brunetka po chwili milczenia.
- Przepraszam mamo, ale nie mam ochoty. Wiem, co chcesz mi powiedzieć i nie zamierzam tego słuchać, wybacz.- Odpowiedziała szybko, po czym wstała od stołu i poszła do swojego pokoju. Dobrze wiedziała do czego zmierza jej przybrana matka. W końcu nie raz prowadziły rozmowę na ten temat. Praktycznie co kilka dni wysłuchiwała monologu kobiety, która wręcz błagała ją, aby zamieniła swój tryb życia, żeby zaczęła spotykać się z przyjaciółmi, umawiać z chłopcami, a swoje wizyty na cmentarzu ograniczyła do jednej w tygodniu. Ona jednak nie potrafiła tego zrobić. Czuła, że powinna być blisko niego, a każda chwila spędzona z kimś innym była według niej niczym innym, jak zdradą wobec ukochanego.
Pani Levin natomiast nie potrafiła już patrzeć na cierpienie ukochanej córki, którą anodytka stała się dla niej w niedługim czasie po śmierci syna. Wiedziała, że Gwen nie ma ochoty praktycznie na nic, a wszystko o co jest proszona robi albo z dobrego serca, albo po prostu dla zabicia czasu, który dłużył jej się niemiłosiernie.
Kobieta tęskniła za Kevinem o wiele bardziej, niż za zmarłym dawno temu mężem i cieszył ją fakt, że dwudziestoośmiolatka mimo upływu czasu wciąż o nim pamięta, ale pragnęła, aby dziewczyna była szczęśliwa i żyła normalnie tak, jak wszystkie inne osoby w jej wieku. Nie chciała, aby rudowłosa była samotna do końca, życia tylko dlatego, że bez pamięci zakochała się w jej synu i nawet fakt, że już nigdy miałaby go nie zobaczyć jakoś tego nie zmieniał. Od czasu do czasu napomknęła jej, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby zielonooka przyprowadziła do domu jakiegoś kolegę, ale ona nawet nie chciała tego słuchać. Zawsze reagowała w ten sam sposób. Przerywała kobiecie jej monolog i po prostu wychodziła z pomieszczenia, lub z domu.
Anodytka zeszła na dół po piętnastu minutach i znów usiadła przy stole. Nie zdziwił jej fakt, że pani Levin płakała, bo przecież tak było zawsze. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że rani matkę, ale nie potrafiła inaczej.
- Przepraszam.- Szepnęła, obejmując kobietę.- Wiem, że chcesz dobrze, ale nie potrafię zapomnieć. Zbyt mocno go kochałam.
- Ależ ja nie karzę ci o nim zapominać, chcę tylko, żebyś była szczęśliwa, a wiem, że teraz nie jesteś, że się męczysz.
- Jestem, uwierz mi. Może to dziwne, ale tam na cmentarzu właśnie jestem szczęśliwa, bo mam wrażenie, że on też tam jest. Nie musisz się martwić. To, że mam ciebie w zupełności mi wystarcza.
- No dobrze. Nie wrócę na razie do tego tematu.- obiecała uśmiechając się blado, a Gwen rzuciła jej się na szyję.
Resztę wieczoru spędziły po prostu rozmawiając o wszystkim i o niczym jak matka z córką. Brunetka była bardzo zadowolona, bo po raz pierwszy od bardzo dawna widziała uśmiech na twarzy Gwendolyn, a tak strasznie jej tego brakowało.

Rudowłosa naprawdę była w tej chwili szczęśliwa. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ten jeden jedyny uśmiech posłany jej przez matkę sprawił, że poczuła się o wiele lepiej. Po raz pierwszy od dawna czuła, że teraz może być już tylko lepiej, że wkrótce wydarzy się coś dobrego. Już nie mogła się doczekać, aż opowie o swoich przypuszczeniach Kevinowi. Chciała natychmiast podzielić się z nim swoimi przypuszczeniami i radością jaką w tej chwili odczuwała. Wiedziała, że rano już nie będzie tak dobrze, ale wspomnienie z tego wieczoru zostanie jej na bardzo długo i da nadzieję na lepsze jutro.

czwartek, 9 października 2014

Odnaleźć siebie II- Prolog

Obiecałam i jestem z prologiem. :)
Pamiętam doskonale, że zakończyłam to opowiadanie epilogiem, którego nie usunę, ponieważ mam do niego sentyment, dlatego potraktujcie go jako tylko i wyłącznie jedną z możliwych wersji przyszłości bohaterów.

Od dnia, gdy Kevin popełnił samobójstwo minęło prawie dziesięć lat. Dwudziestoośmioletnia Gwen mimo upływu czasu nie potrafiła kochać go mniej, ani też wybaczyć do końca swojemu kuzynowi. Wiedziała dlaczego chłopak postanowił ją opuścić, a mimo to nie potrafiła odpędzić od siebie myśli, że gdyby Ben okazał mu chociaż trochę więcej wsparcia, to jej ukochany teraz by żył i razem tworzyliby szczęśliwą rodzinę. Często wyobrażała sobie siebie u boku Kevina i dwójki wspaniałych dzieci.
Nigdy nie czuła natomiast złości do samego chłopaka. Doskonale rozumiała jego ból i nie potrafiła nienawidzić go za to, że zdecydował się odejść.
Rudowłosa nie potrafiła kochać nikogo, oprócz pani Levin, która nie wiadomo nawet kiedy zastąpiła dziewczynie matkę. Kobieta wiedziała, że obie siebie potrzebowały, a dzięki wzajemnemu wsparciu łatwiej było im się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
Anodytka nie umawiała się z przyjaciółmi, a poznawania nowych ludzi unikała jak ognia. Nigdy nie wróciła też do szkoły, która nie była jej potrzebna, gdyż przecież miała już wymarzoną pracę, z której mogła utrzymać siebie, swoją „matkę” i jej męża- który z reszta również pracował- na dostatecznym poziomie.
Każdego dnia o siedemnastej chodziła na cmentarz, gdzie siedziała do późnych godzin wieczornych. Zawsze siadała przy pomniku i opisywała swój dzień. Opowiadała o wszystkim. O tym, że znów Julia prosiła ją o opiekę nad siedmioletnim Kevinem- pierworodnym i jedynym dzieckiem Tennysonów, że kolejny debil próbował ją poderwać, a mama zaserwowała na obiad przypalona zapiekankę. Mówiła o wszystkim, co jej tylko ślina na język przyniosła. Podczas swoich monologów czuła, że Kevin jest tuz obok, że słucha z uwagą tego, o czym mu opowiada, a nawet ma ochotę przedstawić jej sprawozdanie z własnego dnia.  To właśnie te wieczorne wizyty na cmentarzu dawały jej siłę na kolejny długi i męczący dzień.
Rudowłosa nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak właśnie było, że chłopak jej słuchała z powaga i ogromnym bólem. Z każdym dniem coraz bardziej żałował swojej decyzji, która nawet nie była chyba do końca przemyślana. Coraz częściej miał ochotę do niej podejść, porozmawiać, powiedzieć, że nie musi się martwić, że dobrze mu wśród nowych przyjaciół w Niższej Arkadii. No właśnie. Ciekawe jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że wieczność postanowił spędzić w piekle. Byłaby zła, czy może by się rozpłakała? Pewnie to drugie, a on znów nienawidziłby się za to, że ją skrzywdził.
Po tym jak umarł był tak zdezorientowany, że nie wiedział co się dzieje. Pragnął, żeby jego śmierć okazała się tylko snem, żeby Gwen znów go uratowała. Był pewien, że już nigdy nie popełni tego błędu, ale było już za późno. Gdy dostał szansę na decyzję bez wahania wybrał piekło, choć nie wierzył w opowieści diabła, że jest to naprawdę piękne miejsce.

Po kilku dniach od zamieszkania w nowym domu jeden z diabłów opowiedział mu, że może chodzić na Ziemię, że ma śmiertelne ciało i on również zapragnął być diabłem. Zmusił Lucyfera, aby przyjął go na to stanowisko i tak od prawie dziesięciu lat przychodził na cmentarz, aby posłuchać opowieści ukochanej, którą porzucił bez zastanowienia.