Wróciła do domu później, niż zwykle.
Ku jej zaskoczeniu pani Levin czekała na nią w kuchni z kolacją. Przywitała się
krótko i usiadła obok kobiety, po czym wzięła jedną kanapkę do ręki i odgryzła
mały kęs.
- Kochanie, musimy porozmawiać.-
Zaczęła brunetka po chwili milczenia.
- Przepraszam mamo, ale nie mam
ochoty. Wiem, co chcesz mi powiedzieć i nie zamierzam tego słuchać, wybacz.-
Odpowiedziała szybko, po czym wstała od stołu i poszła do swojego pokoju.
Dobrze wiedziała do czego zmierza jej przybrana matka. W końcu nie raz
prowadziły rozmowę na ten temat. Praktycznie co kilka dni wysłuchiwała monologu
kobiety, która wręcz błagała ją, aby zamieniła swój tryb życia, żeby zaczęła
spotykać się z przyjaciółmi, umawiać z chłopcami, a swoje wizyty na cmentarzu
ograniczyła do jednej w tygodniu. Ona jednak nie potrafiła tego zrobić. Czuła,
że powinna być blisko niego, a każda chwila spędzona z kimś innym była według
niej niczym innym, jak zdradą wobec ukochanego.
Pani Levin natomiast nie potrafiła
już patrzeć na cierpienie ukochanej córki, którą anodytka stała się dla niej w
niedługim czasie po śmierci syna. Wiedziała, że Gwen nie ma ochoty praktycznie
na nic, a wszystko o co jest proszona robi albo z dobrego serca, albo po prostu
dla zabicia czasu, który dłużył jej się niemiłosiernie.
Kobieta tęskniła za Kevinem o wiele
bardziej, niż za zmarłym dawno temu mężem i cieszył ją fakt, że
dwudziestoośmiolatka mimo upływu czasu wciąż o nim pamięta, ale pragnęła, aby
dziewczyna była szczęśliwa i żyła normalnie tak, jak wszystkie inne osoby w jej
wieku. Nie chciała, aby rudowłosa była samotna do końca, życia tylko dlatego,
że bez pamięci zakochała się w jej synu i nawet fakt, że już nigdy miałaby go
nie zobaczyć jakoś tego nie zmieniał. Od czasu do czasu napomknęła jej, że nie
miałaby nic przeciwko, gdyby zielonooka przyprowadziła do domu jakiegoś kolegę,
ale ona nawet nie chciała tego słuchać. Zawsze reagowała w ten sam sposób.
Przerywała kobiecie jej monolog i po prostu wychodziła z pomieszczenia, lub z
domu.
Anodytka zeszła na dół po piętnastu
minutach i znów usiadła przy stole. Nie zdziwił jej fakt, że pani Levin
płakała, bo przecież tak było zawsze. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że
rani matkę, ale nie potrafiła inaczej.
- Przepraszam.- Szepnęła, obejmując
kobietę.- Wiem, że chcesz dobrze, ale nie potrafię zapomnieć. Zbyt mocno go
kochałam.
- Ależ ja nie karzę ci o nim
zapominać, chcę tylko, żebyś była szczęśliwa, a wiem, że teraz nie jesteś, że
się męczysz.
- Jestem, uwierz mi. Może to dziwne,
ale tam na cmentarzu właśnie jestem szczęśliwa, bo mam wrażenie, że on też tam
jest. Nie musisz się martwić. To, że mam ciebie w zupełności mi wystarcza.
- No dobrze. Nie wrócę na razie do
tego tematu.- obiecała uśmiechając się blado, a Gwen rzuciła jej się na szyję.
Resztę wieczoru spędziły po prostu
rozmawiając o wszystkim i o niczym jak matka z córką. Brunetka była bardzo
zadowolona, bo po raz pierwszy od bardzo dawna widziała uśmiech na twarzy
Gwendolyn, a tak strasznie jej tego brakowało.
Rudowłosa naprawdę była w tej chwili
szczęśliwa. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ten jeden jedyny uśmiech posłany
jej przez matkę sprawił, że poczuła się o wiele lepiej. Po raz pierwszy od
dawna czuła, że teraz może być już tylko lepiej, że wkrótce wydarzy się coś
dobrego. Już nie mogła się doczekać, aż opowie o swoich przypuszczeniach
Kevinowi. Chciała natychmiast podzielić się z nim swoimi przypuszczeniami i
radością jaką w tej chwili odczuwała. Wiedziała, że rano już nie będzie tak
dobrze, ale wspomnienie z tego wieczoru zostanie jej na bardzo długo i da
nadzieję na lepsze jutro.