Wróciłam! Mam nadzieję, ze przez ten czas o mnie nie zapomnieliście i jeszcze ktoś będzie to czytał. :)
Siedziała w hangarze, szlochając
cicho. Nie udało jej się znaleźć ukochanego, a nie mogła go też namierzyć.
Szukała go bardzo długo, lecz potem zdała sobie sprawę z tego, że nie ma
jedzenia, ani wody, a nie wie tak naprawdę dokąd ma iść, więc po prostu wróciła
do hangaru.
Cały czas jednak próbowała
zlokalizować go przy pomocy swojej mocy. Nie poddawała się mimo wielu
niepowodzeń, gdyż wiedziała, że nie może go tak zostawić.
Nagle usłyszała głuche uderzenie, a
po chwili w środku ujrzała ogromny łeb smoka. Stwór przyjrzał jej się uważnie,
po czym szturchnął delikatnie jej ramię.
- Kevin chce się z tobą widzieć
Gwendolyno.- Powiedział cicho, patrząc jej w oczy.
- A jaką mam gwarancję, że mówisz
prawdę!- wrzasnęła wściekła.- Nie pójdę z tobą. Wynoś się stad!
- Gwarancji nie masz żadnej, ale on
chce wrócić do domu i twierdzi, że tylko ty możesz mu w tym pomóc. Zabiorę cię
do naszej leży. On tam jest.
Dwudziestolatka zastanowiła się
chwile, po czym przystała na propozycje smoka, wyszła na zewnątrz i wdrapała
się mu na grzbiet.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu po
dziesięciu minutach lotu smok faktycznie wylądował obok Kevina. Zeskoczyła
szybko z niego i przytuliła go mocno.
- Tak bardzo się bałam.- szepnęła mu
do ucha.
- Nie potrzebnie.- stwierdził
spokojnie i spojrzał na alfę.- To może trochę potrwać. Na Ziemi czas płynie dwadzieścia
cztery razy szybciej, więc musisz cierpliwie zaczekać, ale obiecuję, że po was
wrócę, dobrze?- spytał, a zwierze potwierdziło skinieniem głowy.
- Co?- spytała zaskoczona.- Ty chcesz
im, jeszcze pomagać?
- Tak, ale później ci to wyjaśnię,
wiem już, jak stad wrócić na Ziemię.- oznajmił wyraźnie zadowolony.
- Jak?- spytała, a on podał jej jakiś
czerwony kamień.
- Pamiętasz jeszcze jak silna czułaś
się w Legerdomenie? Ten kamień da ci podobną moc, jeśli w twoim pobliżu będzie
smok, a tobie uda się go oswoić.
- Acha, więc najpierw mam bawić się w
tresera tych bestii.- sarknęła.
- Nie. Smoki z chęcią nam pomogą. Nie
musisz ich tresować. Po prostu wypowiedz zaklęcie teleportacji i wracajmy do
domu.
Anodytka skinęła głową, po czym
otoczyła ich maną i wyszeptała zaklęcie. Przez dłuższy czas unosili się w
jakieś przestrzeni, a potem wylądowali na Ziemi, na łące.
- Gdzie jesteśmy?- spytał ja
zdezorientowany.
- Nie wiem, ale gdzieś tu na pewno
jest jakieś miasto, więc pewnie wkrótce się dowiemy.
Brunet jednak już jej nie słuchał,
wpatrywał się tylko z lekkim uśmiechem w jakiś punkt, znajdujący się daleko za
jej plecami.
- Max nam powie.- oznajmił
zadowolony, a Gwen się odwróciła. Z tyłu, jakieś sto metrów dalej stał gruchot
jej dziadka. Para obrzuciła się przelotnym spojrzeniem i prawie równocześnie
ruszyli biegiem w stronę pojazdu z nadzieją, że starzec jest teraz w środku.
Kevin szybko wyprzedził dziewczynę, a
gdy dotarł już do celu zaczął nerwowo stukać w drzwi gruchota, które otworzyły
się dokładnie w chwili, gdy Gwen znalazła się za nim.
Starzec przyjrzał mu się chwilę, a
potem zamarł w bezruchu, jakby zobaczył ducha. Trzymany przez Maxa słoik z
dżemem domowej roboty upadł z hukiem na ziemię, a szkło rozsypało się na
miliony małych kawałeczków. On jednak zdawał się tego nie zauważać, wpatrywał
się tylko w twarz osmozjanina z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi
ustami.
- Devin.- szepnął cicho.- To nie
możliwe.- dodał po chwili jeszcze słabszym głosem.
- Devin?!- spytał zdziwiony, patrząc
na Maxa.- Nie poznajesz mnie, to ja, Kevin.- dodał szybko, jakby to miało w
czymś pomóc.
Ten jednak zdawał się go ignorować.
Zamiast udzielić odpowiedzi na pytanie czarnookiego powiedział beznamiętnym
tonem.
- Przecież ty nie żyjesz, on cie
zabił, widziałem.- wyszeptał, a chwile później oberwał z liścia w twarz od podenerwowanego całą sytuacja
dwudziestojednolatka.
- Max, to ja, dlaczego bierzesz mnie
za mojego ojca?- warknął wyraźnie rozdrażniony.
- Ojca?- zdziwił się, a chwile
później do uszu całej trójki dobiegły odgłosy krzyczących dzieci.
- Powiem wszystko dziadkowi,
przesadziłeś!- krzyknęła jakaś dziewczynka.
- A sobie mów!- usłyszeli chłopięcy
głos, który wydał się zarówno Kevinowi, jak i Gwen dziwnie znajomy. Oboje
odwrócili się gwałtownie, po czym zamarli w bezruchu.
W ich stronę zmierzało dwoje dzieci.
Ruda dziewczynka o krótkich włosach i zielonych oczach była cała umazana
błotem, a za nią z uśmiechem na ustach wędrował chłopiec, który również miał
zielone oczy, ale jego włosy były brązowe. Na lewym nadgarstku chłopaka dało
się dostrzec nietypowy, szary zegarek.
- Tylko nie to.- powiedzieli
jednocześnie Gwen z Kevinem.