niedziela, 6 maja 2018

Ucząc się znów kochać 23

 Nie wiem jak to się stało, ale przerobiłam tę serię od nowa i jest. O wiele szybciej, niż przypuszczałam. Ucząc się znów kochać powraca. W głowie mam już mnóstwo pomysłów zarówno na dokończenie tej serii, jak i rozwinięcie tej nowej, ale wyświetlenia mówią same za siebie. Właśnie "Ucząc się znów kochać" najbardziej przypadło Wam do gustu i właśnie to mnie zmotywowało. Powracamy!!! :)




Nie mogła uwierzyć, że to właśnie tak miałoby się skończyć. Przecież miał do niej wrócić, mieli porozmawiać, miał być ojcem, nie mógł zginąć.
Już miała po raz kolejny się załamać, czuła nadchodzący atak szlochu, pierwsze łzy zbierały się w kącikach jej oczu. Ale nie, musiała odpędzić od siebie wszystkie straszne myśli, najpierw trzeba wszystko wyjaśnić, a później odnaleźć Kevina. Nie pozwoli mu zginąć, przecież mają stworzyć rodzinę.
Wiedziała już co powinna zrobić, ale była też świadoma tego, że najpierw powinna zadbać o siebie i dziecko. Z nadzieją na nadchodzący dzień położyła się spać.
*~*
Gruchot opadł na środku polany za lasem, w miejscu, gdzie nie będzie budził podejrzeń, gdzie nikt go nie dostrzeże. Kobieta wybiegła na zewnątrz, po czym oddaliła się nieco od maszyny i zawisła w powietrzu. Jej ciało otoczyła różowa poświata, a oczy zabłysły.
- Via Esporow Via Esprolixas Capti Capters Few Sonmow Lenton Oway On Respicklas Lokis Lusses Via Astendus Ocultes Ienwuar.- wyszeptała, a już po sekundzie przed nią stały wrota do gdziekolwiek.
Zadowolona z siebie podeszła do drzwi, po czym wymamrotała coś pod nosem. Wrota rozchyliły się, a ona w końcu mogła przekroczyć próg Legerdomeny. Gdy tylko znalazła się w krainie magii jej ciało przeszyła ogromna, nieporównywalna z niczym siła. Uwielbiała to uczucie, tutaj czuła się potężna, niezniszczalna. Jakby cały świat był u jej stóp.
Zatrzymała się gwałtownie, czując jak jej syn ożywia się. Miała wrażenie jakby jej nienarodzony potomek wręcz tańczył radośnie w brzuchu. Uśmiechnęła się pod nosem. Wyglądało na to, że Devlin odziedziczy po niej moce, a nieograniczona siła Legerdomeny działała na niego już teraz.
- Potrzebuje pomocy!!- wrzasnęła, stając na środku kamiennego mostu. Nie musiała czekać długo. Już po chwili przednią stał alfa, przywódca smoków, które poznali będąc na Sodomie.
- Gwendolyn, witamy w…
- Nie teraz.- przerwała mu stanowczo. Kevin cię potrzebuje.
*~*
Akademia hydraulików nr A - 280 – C, najpotężniejsza, najlepsza, ponoć niezniszczalna właśnie tonęła w gruzach. Jak to możliwe? Przecież była zaprojektowana i zbudowana tak, aby nikt nie mógł jej zniszczyć, miała być miejscem awaryjnym, bazą, schronem, gdzie mogliby schronić się najbardziej pożądani do zabicia. Był to największy projekt kosmiczny tego milenium, a jednak…
Jak to mogło się stać? No właśnie. Wszyscy przeoczyli jedno nazwisko na liście ostatnich osób pracujących przy jej wykończeniu. Bo kto mógłby się spodziewać, że niepozorny, słaby, zwykły człowiek mógłby zaprojektować i zamontować lukę, specjalny błąd, umożliwiający zniszczenie idealnego schronu w ułamku sekundy. Wykonanie tak poważnej usterki, niemożliwej do zlokalizowania, naprawienia, a tak łatwej do wykorzystania niemal graniczyło z cudem. Ale on wyprzedzał wszystkich. Bo jak nikt poza nim nie mógł wpaść na to, że najbardziej wytrzymałe miejsce w kosmosie będzie najbardziej pożądanym do podbicia? Nikt.
Krążył po ostatnich ocalałych korytarzach, właśnie tych, do których dostęp mieli jedynie nieliczni, o których wiedziało mniej istot, niż miał palców u jednej ręki, tych, które miały pomóc przetrwać najbardziej destrukcyjny moment akademii. Cała galaktyka już drżała ze strachu, wiedząc, co się tutaj wydarzyło, tylko on jeden spokojnie czaił się w najgłębszych zaułkach, niemal tuż przy jądrze gwiazdy, na której była umiejscowiona, powoli, według dokładnego planu torował sobie drogę ku pozostałościom akademii, aby dobić pogorzelców, a następnie przejąć kontrolę.
Jeżeli ktokolwiek myślał, że można przechytrzyć obecnie najlepszego hydraulika, jakiego widział wszechświat to grubo się mylił.
Przez ostatnie lata swojej działalności zdobył więcej odznaczeń, niż niejeden podczas całej swojej kariery, a także nauczył się panować nad strachem. Przerażenie było jego wyznacznikiem, pomagało unikać niebezpieczeństwa, ale odpowiednio okiełznane motywowało do działania, tylko on jeden potrafił wygrać z tymi, których same imię budziło przerażenie. Miał jeszcze jedną, ciemną stronę. Bezwzględność. Bez zawahania potrafił odbierać życie. Zarówno swojemu największemu wrogowi jak i najlepszemu przyjacielowi, kompanowi. Na sumieniu miał więcej istnień, niż najwięksi przeciwnicy Bena Tennysona, ale jeśli zabijał, to tylko i wyłącznie w słusznej sprawie. Nie mógł pozwolić sobie na litość. Albo odbierał życie, albo mógł oddać własne. To właśnie te cechy sprawiły, że teraz mógł uratować to, co mogłoby się wydawać, że sam przed chwilą zniszczył.